poniedziałek, 23 czerwca 2014

Niech się odpieprzą od meneli!

Nie dam głowy, że odbyło się to dokładnie tak, jak opisuję, a szperać po Internecie, zwłaszcza gdy idzie o ten poziom zdarzeń, zwyczajnie mi się nie chce, sens owego zdarzenia jednak z pewnością odtwarzam wiernie. Otóż na drugi dzień po ujawnieniu przez tygodnik „Wprost” rozmów prowadzonych przez ministra Sienkiewicza z prezesem Belką, Monika Olejnik zaprosiła do studia TVN tego drugiego i w pewnym momencie doszło do takiej mniej więcej wymiany:
O: Jak można używać tak wulgarnego języka?
B: Rozumiem, że kiedy pani sobie rozmawia prywatnie ze znajomymi, to rozmawiacie inaczej?
O: No tak, tyle że nas nikt nie podsłuchuje.
B: A skąd ta pewność, he, he?
Wbrew pozorom jednak nie chodzi mi wcale ani o ów końcowy fragment wystąpienia prezesa Belki, ani nawet o jego akurat słowa, ale o to, że Monika Olejnik w całej praktycznie rozciągłości potwierdziła, że owa karczmarność stylu i języka, jaką ci ludzie prezentują i która dziś robi na nas takie wrażenie, jest w tym środowisku czymś całkowicie naturalnym. Wygląda na to, że oni, rozmawiając ze sobą prywatnie, „kurwują”, „chujują” i „pierdolą” w sposób całkowicie naturalny, i to naturalny do tego stopnia, że nawet już tego nie zauważają. A ja nagle dochodzę do wniosku, i muszę powiedzieć, że traktuję to jako pewne ważne dla mnie odkrycie, że jeśli mijamy na ulicy jakiegoś durnia w bejsolówce i jego wystrojoną dziwkę z tatuażem na tyłku, a oni, rozmawiając ze sobą, właściwie nie używają innych słów, niż „kurwa”, to nie mamy wcale do czynienia – jak nam się to dotychczas wydawało – z kulturowym czy cywilizacyjnym upadkiem, ale z czymś, co możemy nazwać środowiskowym rytuałem, a może nawet kodem, który pozwala tym ludziom rozpoznawać się w obcym i anonimowym tłumie. Oczywiście, jest też możliwe, że ten chłopak, czy jego koleżanka, mówią tak jak mówią ponieważ w ten sposób rozmawiali ich rodzice i znajomi rodziców, a później ich koledzy w szkole i na podwórku, i dziś już inaczej nie potrafią, ale ja jednak biorę pod uwagę możliwość, że język jakiego oni używają stanowi zaledwie ów pewien kod, który pozwala im się skutecznie rozpoznawać w sytuacjach, gdzie wygląd czy środowiskowy kontekst nie wystarczy. Moim zdaniem, może chodzić o to, że kiedy ona mu się podoba i on nie wie, jak zacząć rozmowę, to wystarczy, że rzuci: „Cześć, kurwa, zrobisz mi laskę?”, by ona sobie pomyślała, że z niego jest fajny i wesoły gość i w ten sposób będzie bardziej otwarta.
Uważam, że bardzo podobnie wygląda sytuacja, z którą mamy do czynienia w ostatnich dniach. Jest oczywiście prawdopodobne, że prezes Orlenu, prezes NBP, czy polscy ministrowie spraw wewnętrznych i zagranicznych znaleźli się na poziomie, który dzięki mediom mamy okazję obserwować z bliska, dlatego, że to jest poziom, jaki oni wynieśli z domu. Biorę pod uwagę taką możliwość, że kiedy Radek Sikorski, będąc jeszcze dzieckiem rozlał mleko, czy potłukł kubek, jego mama lała go w pysk i krzyczała” „Patrz, kurwa, coś narobił”, no i to mu zostało. Jednak nie sądzę, żeby to tak wyglądało. Moim zdaniem, Radek Sikorski – podobnie zresztą, jak Paweł Graś, czy ten jakiś Krawiec – miał bardzo kochających rodziców, dobry dom, gdzie wszyscy byli dla siebie życzliwi i uprzejmi, co więcej również później on potrafił budować zdania bez nieustannego powtarzania słowa „kurwa”. Powiem więcej: jestem pewien, że kiedy on dziś rozmawia ze swoimi dziećmi, czy żoną, tego języka nie używa, i nie musi się przy tym jakoś szczególnie wysilać. Co innego, gdy dochodzi do rozmów, że tak powiem, biznesowych.
I tu do chodzę do sedna moich dzisiejszych refleksji. Moim zdaniem, to, że oni wszyscy, czyli Rostowski, Graś, Sienkiewicz, Belka, Krawiec, Sikorski, a ze słów Moniki Olejnik wynika, że ona też, no i też zwykła logika każe wierzyć, że cała reszta tego towarzystwa, rozmawiają w ten szczególny sposób, nie jest zdeterminowane ani ich osobistą kulturą, chamstwem, które odziedziczyli, czy zwykłym zbydlęceniem, do którego doprowadziła ich praca w tej dziwnej korporacji pod nazwą Platforma Obywatelska, ale pewnym właśnie wewnętrznym kodem, którego oni muszą przestrzegać, jeśli tylko liczą na to, że będą traktowani jako element systemu.
Spotyka się Sikorski z tym Krawcem, Krawiec mówi: „Witam, panie ministrze”, na co Sikorski odpowiada: „Dzień dobry, bardzo się cieszę, że pana widzę”… i w tym momencie wiadomo już, że panowie sobie nie pogadają. Jeden na drugiego patrzy i już tylko myśli, co jest do cholery? Co on kombinuje? Co innego jednak mamy, gdy Krawiec wchodzi do tej knajpy i od wejścia rzuca: „Cześć, kurwa”, na co Sikorski natychmiast odpowiada: „Kurwa, cześć” i od razu atmosfera się robi niemal rodzinna.
Ponieważ zauważyłem, że wbrew moim wstępnym intencjom, tekst ten zrobił się trochę kabaretowy, chciałbym powiedzieć parę słów, które mogą nam nieco popsuć nastrój, jednak bez nich się nie obejdzie. Otóż pojawiły się tu i ówdzie opinie, że język, jakiego podczas zarejestrowanych przez Służby rozmów używają politycy, to język meneli i ulicznej hołoty. Chciałem więc publicznie przeciwko tej opinii zaprotestować. Menele w ten sposób nie rozmawiają. Jak już jakiś czas temu na tym blogu pisałem, mam kolegę Krzysia, który jest menelem w klasycznym znaczeniu tego słowa i który udzielił mi nawet osobistej autoryzacji na używanie w stosunku do niego tego słowa – menel. Ponieważ Krzysio jest moim kolegą, moimi kolegami są też jego koledzy. Daję najszczersze słowo honoru, że ja nigdy w życiu nie słyszałem, żeby czy to on, czy to którykolwiek z jego zmenelowanych kumpli, kiedykolwiek użył słowa „kurwa”. Powiem więcej, ja nie słyszałem, żeby którykolwiek z nich użył kiedykolwiek słowa „dupa”, czy nawet „cholera”. Nigdy. Ani razu. A przyznać trzeba, że oni nie mają lekkiego życia. Weźmy Krzysia. Od czasu gdy o nim pisałem po raz ostatni, on stracił już jedną nogę i stopę drugiej, i jeździ na wózku. Dodatkowo jeszcze strasznie się zaniedbał i nie dość, że wygląda naprawdę tak źle, jak nigdy dotąd, to okropnie cuchnie i powiem uczciwie, że się na moich oczach rozkłada. Dziś, kiedy krążyłem między Urzędem Skarbowym a szkołą, w której pracuje moja żona, wpadłem na niego, a on mnie spytał, czy nie mam jakichś krótkich spodni, tyle że takich żeby pasowały na niego, bo ty Krzysiu jesteś trochę gruby. I proszę sobie wyobrazić, że on użył dokładnie tych słów: „Bo ty, Krzysiu jesteś trochę gruby”. Ani jednej „kurwy”, ani jednego „chuja”. Tylko tyle: „Bo ty, Krzysiu, jesteś trochę gruby”. No a ja oczywiście poszedłem do domu i coś tam dla niego znalazłem, zaniosłem mu, ale i też, proszę sobie wyobrazić, kiedy mu je dawałem, nie powiedziałem: „Masz tu, kurwa, spodnie”. Dlaczego? To chyba jasne. My, aby się odnaleźć i rozpoznać w tym świecie, używamy zupełnie innego kodu. No ale to z kolei jest najwidoczniej świat, do którego ani Donald Tusk, ani jego znajomi nie mają dostępu. I proponuję, żebyśmy zostali w tym przekonaniu, spokojnie czekając aż nadejdzie ten wiatr.

Bardzo wszystkich proszę o zaglądanie na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić wszystkie moje książki, a wśród nich dwa pierwsze „toyahy” po wyjątkowo atrakcyjnej cenie. Dziękuję.
Przy okazji proszę o stałe wspieranie tego bloga. Wciąż jesteśmy jakieś 3 tysiący w plecy i powiem szczerze, ze jest to sytuacja nie do wytrzymania. Bez Was się nie podniesiemy. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...