niedziela, 18 października 2020

O wiecznym i cierpliwym czekaniu

       W ostatnich dniach z pewnym zdziwieniem zauważam, że znane mi w większym lub mniejszym stopniu osoby, dotychczas z należnym spokojem obserwujące rozwój wydarzeń na politycznej scenie, zaczynają jedna po drugiej wpadać w panikę, która manifestuje się głównie w wieszczeniu nieuniknionego upadku miłościwie nam panującej od pięciu już lat władzy Prawa i Sprawiedliwości. I pewnie bym na owym zdziwieniu poprzestał, gdyby nie to, że co chwilę któryś ze znajomych pyta mnie, co ja o tym wszystkim sądzę i czy nie wydaje mi się, że oto następuje koniec tego naszego projektu. Odpowiadam więc zupełnie szczerze, że ja nie zauważam nic takiego, czego bym nie zauważał przez minione 15 lat, a więc czas bardzo zmiennych losów PiS-u i jego przywództwa. No i wtedy pojawiają się nazwiska: Ardanowski, Sasin, Lichocka, Moskal, Ziemkiewicz, Szumowski, Wielgucki, Jackowski, Suski i znów to samo pytanie: czy ja nie widzę, co się dzieje? No a ja znów odpowiadam, że widzę, ale to nie jest nic takiego, czego bym nie widział wcześniej. Powiem więcej: to co widzę dziś ma się nijak do tego, czym się ewentualnie mogłem martwić trzy, pięć, dziesięć, czy piętnaście lat temu. Wszystko na nic. A więc w momencie gdy pewnie wypadałoby splunąć, należy wyjaśniać. A zatem wyjaśniam.

      Otóż przede wszystkim ja wciąż bardzo dobrze pamiętam te wszystkie przypadki, gdy koniec Prawa i Sprawiedliwości wróżyli nie tylko internetowi komentatorzy, ale ogólnopolskie media oraz politycy ze wszystkich stron sceny. Pamiętam bardzo dobrze strasznie przenikliwe analizy takich mędrców jak Piotr Semka, Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Sakiewicz, jeden czy drugi Karnowski, ale też kolejne wystąpienia prawicowych polityków, takich jak Jacek Kurski, Adam Bielan, Jerzy Polaczek, czy Zbigniew Ziobro, którzy ustawiali się w szeregu, by wyskakiwać z niechybnie już tonącego okrętu, i wszyscy oni jednym głosem powtarzali, jak to tym razem to już naprawdę koniec. I nigdy żaden koniec nie nastąpił, wręcz przeciwnie, ów projekt stał mocno na nogach i potrafił nawet osiągnąć najbardziej spektakularną serię zwycięstw. A przypominam: wtedy partia mogła zaledwie marzyć o pozycji, którą utrzymuje dzisiaj.

      Więc to po pierwsze. Ja jednak wciąż też pamiętam wszystkie te przypadki, kiedy sam dostawałem cholery na różnego rodzaju osoby czy zdarzenia, które były tolerowane przez Jarosława Kaczyńskiego, a parę razy nawet i na niego samego. Prowadzę ten blog od ponad 12 lat i – wbrew wciąż powtarzającym sie oskarżeniem – gdy chodzi o Prawo i Sprawiedliwość, nigdy nie wpadłem w ten rodzaj entuzjazmu, który by mnie pozbawiał zdolności oceny tego co się dzieje. I nigdy też nie osiągnąłem poziomu, na którym bym nie mógł sobie pozwolić pisać na każdy możliwy temat wszystko to co mi leży na sercu. Dlatego też choćby na takim Twitterze większość osób, które potraktowały mnie wrogą blokadą, to ludzie w pewnym momencie bardzo mocno związani właśnie z szeroko pojętą prawicą, w tym jak najbardziej z Prawem i Sprawiedliwością. Nigdy nie prowadziłem tu żadnej statystyki, również w czasach niesławnego Salonu24, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że zdecydowana większość osób mi serdecznie wrogich, to nie geje, lesbijki, żydzi, czy komuniści, ale jak najbardziej nasi „prawi”. O co oni mieli do mnie pretensje? Otóż o to mianowicie, że ja wyciągałem swój brudny palec w stronę Prawa i Sprawiedliwości i mówiłem jasnym tekstem, że oni mają się natychmiast przestać kompromitować.

      Nie trzeba zresztą daleko sięgać. Oto przypominamy sobie, nie taki żart, z jakim mamy do czynienia dziś, ale prawdziwy kryzys, kiedy to przez nieodpowiedzialne kompletnie zachowanie Antoniego Macierewicza między rządem a Prezydentem doszło do sytuacji, gdzie w pewnym momencie wydawało się, że to już naprawdę koniec. Ja mogę dziś na palcach wymieniać ludzi, którzy się na mnie śmiertelnie obrazili za to, jak ja wówczas potraktowałem Antoniego Macierewicza. I do tego mogę dodać jeszcze tych, którzy już po tym jak przez tego durnia musiał zostać wymieniony cały rząd, mieli do mnie pretensje, że ja mam pretensje o to, że on jest wciąż przez partię traktowany z powagą.

       Pamiętam dawny bardzo wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, który na zarzut, że on nie ma ręki do ludzi, odpowiedział, że owszem, błędy były, ale to nie one są najgorsze, lecz fakt, że dziś jest rzeczą absolutnie wykluczoną stworzenie partii czysto kadrowej, a w tej sytuacji należy brać to co jest. Ja oczywiście wolałbym o wiele bardziej, by dyrektorem jego biura nie był ten bezczelny gówniarz, lecz słynna pani Basia, żywcem wyjęta prosto z sekretariatu towarzysza Jabłońskiego, no ale, przepraszam bardzo, proszę ode mnie nie wymagać, żebym ja, przez to, że Jarosław Kaczyński sobie wymienił pierwszego asystenta, uznał, że mnie los Polski już nie interesuje. Albo że ja za trzy lata nie pójdę na wybory, bo ministrem rolnictwa przestał być Jan Krzysztof Ardanowski. Nie ma ani ludzkiej ani jakiejkolwiek nadprzyrodzonej siły, bym po swoich doświadczeniach z posłem Tarczyńskim, redaktorem Sakiewiczem, czy ministrem Macierewiczem – a przecież, by ich wszystkich wymienić, nie starczyłoby miejsca na jedną notkę – nagle się przejął tym, że minister Szumowski coś kręcił z tym swoim koronawirusem.

      Polska jest dziś w stanie wojny nie tyle związanej z pandemicznym atakiem, prowadzonym nie wiadomo skąd, ani przez kogo, lecz wojny ściśle cywilizacyjnej. Ja sam właśnie przeszedłem na emeryturę i choć bardzo chciałbym dożyć stu lat, liczę każdy dzień i mam nadzieję, że nie będzie mi nigdy dane stanąć oko w oko z zepsuciem, z jakim mamy do czynienia już niemal wszędzie dookoła. Mam tez oczywiście nadzieję, że również moje dzieci i wnuki, kiedy mnie już nie będzie, będą żyły w tym huxleyowym rezerwacie. No ale jest coś jeszcze. mam też wielką nadzieję, że doczekam dnia gdy zobaczę gdzieś nazwisko Janusz L. Jeśli Jarosław Kaczyński mi tego nie załatwi, to wrócę do tej rozmowy.



     

      

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...