poniedziałek, 21 lipca 2008

Jedna śmierć. Jeden znak. Jedna refleksja.

Jeśli ktoś zechce się poczuć dotknięty, to jest mi naturalnie bardzo przykro, choć płakać nie będę.
O co chodzi? Otóż jestem bardzo poruszony sytuacją, w której na przeciwko siebie mam organizację szczególną. Organizację, której pierwszym celem jest zbudowanie struktury obok Państwa i Kościoła, z tym że o wiele potężniejszej, i która dochodzi do wniosku, że, w przypadku zdarzeń takich, jak śmierć, musi skorzystać z pomocy tych właśnie instytucji, które z zasady zwalcza.
Dlaczego? Z prostej przyczyny. Sama, albo ze względu na brak tradycji, albo, paradoksalnie, na zbyt marne wpływy, nie jest w stanie uczcić chwil naprawdę ważnych.
Co na to Panstwo? Co na to Kościół?
Albo przez nieustanny atak tzw. agentury wpływu, albo przez zwykły przymus moralny, oczywiście obie te struktury ulegają i tym samym zgadzają się na przyjęcie roli serpentyny na tym niezwykłym balu. A na pytanie o rachunek, uzyskują wyłącznie wzgardliwy uśmiech.
Ja oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że gra jest ryzykowna, niemniej bym próbował. Tak się składa, że przyszłość, jeśli idzie o tzw. Smutne Zdarzenia, rysuje się bardzo interesująco. Następna okazja może się pojawić już bardzo niedługo. Więc ja bym tym niezwykłym interesantom powiedział: 'To wolny kraj. Każdy robi, co chce, ale nie spodziewajcie się, że my wam będziemy organizować światła i orkiestrę'.
I wcale nie chodzi o mój sprzeciw wobec najbardziej perfidnej profanacji. Sens w tym, żeby porządni ludzie nie byli narażani na zbyt silne doznania negatywne. Jak mówię, następne wybryki już za progiem.
A Adam Michnik już szykuje nowe wystąpienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...