niedziela, 22 czerwca 2008

Prawy czerwcowy, czyli jutro poniedziałek

W styczniu 1993 roku, została wydana przez Editions Spotkania, legendarna już dziś książka Jacka Kurskiego i Piotra Semki Lewy czerwcowy.
Książka ta stała się ważna z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że zawierała wywiady z pięcioma, wówczas jednymi z najbardziej liczących się postaci prawej sceny politycznej
Drugi natomiast powód to ten, że książkę, dokument o skali absolutnie porażającej, nie wydała jakaś drobna, nic nie znacząca firma wydawnicza, lecz Editions Spotkania.
Najlepszy dowód na to, że wydanie Lewego czerwcowego było wydarzeniem historycznym, to to, że do dziś informacje przedstawione w książce stanowią bardzo poważne źródło wiedzy historycznej, a sam tytuł książki w ciągu następnych lat zaczął funkcjonować w domenie popularnej, jako hasło i jako symbol jednocześnie.
Oczywiście, jak każda książka historyczna, i Lewy czerwcowy nie znajduje się poza debatą i poza krytyką. Można naturalnie wytykać autorom brak dociekliwości, manipulacje, a bohaterom książki nawet zwykłe kłamstwa.
Nie zmienia to faktu, że przez 15 lat od dnia wydania książka Semki i Kurskiego jest pozycją ważną i nie dającą się zlekceważyć.
Nie da się jej również, a może przede wszystkim, zlekceważyć dziś, w przeddzień wydania słynnej już książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka o Lechu Wałęsie.
Niestety, wbrew najbardziej podstawowemu zdrowemu rozsądkowi, przemilczanie Lewego czerwcowego stało się w tych dniach niemal epidemią. Przemilczanie zarówno bezpośrednie, czyli zwykłe udawanie, że takiej książki nigdy nie było, jak i przemilczanie pośrednie, w tym sensie, że wiele argumentów, i to tych najmocniejszych, na rzecz obrony Lecha Wałęsy, powstaje jak gdyby absolutnie w oderwaniu od spraw dawno już wyjaśnionych.
Jak ten proceder wygląda? Otóż już w moim poprzednim wpisie, niestety widocznym na głównej stronie Salonu bardzo krótko, opisywałem tył okładki Lewego czerwcowego. Tu pozwolę sobie zacytować tę informację raz jeszcze
Z tyłu okładki jest zdjęcie uśmiechniętych Jacka Kurskiego i Piotra Semki z banerem głoszącym “Wałęsa-Tak” i podpis:
To zdjęcie wykonano w dniu I Tury Wyborów Prezydenckich 25 XI 1990 r. Na Lecha Wałęsę głosowali też wszyscy bohaterowie naszej książki. Tamte nadzieje znalazły swój kres 4 VI 1992 roku w dniu obalenia rządu Jana Olszewskiego.
Lewy czerwcowy stanowi spektakularny punkt zwrotny, ale metamorfoza Lecha Wałęsy zaczęła się wcześniej. Odkrycie tej tajemnicy pozwoli zrozumieć historię ostatnich trzech lat.
Co możemy dowiedzieć się z tego krótkiego opisu? To, mianowicie przede wszystkim, że Jacek Kurski i Piotr Semka, wydając swoją pracę, nie byli zatrudnieni przez Jarosława Kaczyńskiego, żeby usprawiedliwić jego rzekomo tajemnicze zerwanie z ich wielkim przyjacielem i protektorem, Lechem Wałęsą. Celem ich, co jest rzeczą absolutnie oczywistą, było wystąpienie w imieniu milionów wyborców przez Lecha Wałęsę zdradzonych.
A dla nich, dla tych wszystkich, którzy na Lecha Wałęsę głosowali nie jest problemem, czy Wałęsa był kiedyś jakimś Bolkiem, czy nie, czy współpracował, czy nie, czy bohaterem był zawsze, czy tylko przez jakiś czas.
To co się dla nich liczy, to to, czy jako Prezydent Polski zdradził.
I o tym jest książka Lewy czerwcowy i to jest też troska tych, którzy dziś mają wielką nadzieję, że tym razem kłamstwo przegra i książka IPN-u się jutro ukaże.
Tymczasem od kilku dni, zarówno zwykli 'kibice', jak i bardziej wybitni specjaliści, z uporem lepszej sprawy machają nam przed oczami tym absolutnie kuriozalnym argumentem o tym, że Jarosław Kaczyński kiedyś Lecha bardzo lubił i wiernie mu służył, a teraz, zawiedziony i rozgoryczony, z Lechem walczy.
Nawet tu w Salonie, raz po raz, wyskakuje jakiś wykształcony komentator i mówi: “Czy nie zwrócili państwo uwagi, jakie to dziwne, że ci, co kiedyś Wałęsę kochali, teraz go tak niszczą?”
Machają tym argumentem, jakby nagle, w swojej głębokiej przenikliwości, odkryli ten niezwykły paradoks i uznali, że jak zwrócą na niego uwagę opinii publicznej, to opinia publiczna złapię się za swoje głowy i krzyknie w oburzeniu: “A to huncwot!!!”
A jutro, zamiast udać się do księgarni po książkę Cenckiewicza i Gontarczyka, opinia publiczna uda się do kiosku z gazetami i kupi Gazetę Wyborczą, lub Dziennik, albo włączy TVN24, żeby sprawdzić, co tam nowego w polityce.
Nic z tego, moje kłamczuszki. Bóg istnieje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...