piątek, 6 czerwca 2008

Skoro już nie biedni, bądźmy chociaż głupi, czyli nie zrobimy wam nic złego

Gdy w roku 1989, pełni radości, upajaliśmy się informacjami o wygranych – bo przecież je wygraliśmy – wyborach do Parlamentu, wśród wielu nadziei była i ta, że wreszcie, po latach kłamstwa, manipulacji i systemowego ogłupiania, nadszedł czas prawdy, z wszelkimi tego konsekwencjami.
Wierzyliśmy więc, że ci, którzy będą odpowiadać za to, by szkoła uczyła, media informowały, a książki ukazywały to, co przez tyle lat było ukryte, poczują ten obowiązek i odpowiedzialność i staną na głowie, żeby chociaż spróbować naprawić to wieloletnie nieszczęście, które tak okropnie zniszczyło świadomość historyczną i społeczną Polaków.
Może dziś już niewielu pamięta, ale do wyborów w czerwcu 1989 roku, pierwszych wyborów we współczesnej Polsce, gdzie mogliśmy faktycznie o czymś decydować, nie poszło ponad 30% społeczeństwa.
Co trzeci dorosły obywatel, nie wykazał absolutnie żadnego zainteresowania ani tzw. drużyną Wałęsy, ani nawet “drużyną Jaruzelskiego”, ani w ogóle całym tym przedsięwzięciem, otwierającym nowy rozdział w historii Polski, i w pewnym sensie Europy.
Choćby już i to mogło stanowić sygnał, że ze stanem obywatelskiej i narodowej świadomości Polaków jest bardzo źle. Że ponad czterdzieści lat opresji i biedy, zniszczyło w społeczeństwie nawet najprostszą potrzebę zaczerpnięcia świeżego oddechu do tego stopnia, że co trzeciemu obywatelowi nawet się nie chciało podnieść tyłka sprzed telewizora i wyjść w niedzielny dzień zagłosować.
Można było się zacząć obawiać, że jeśli zostawi się tych biednych ludzi samym sobie, to prędzej czy później to ich otępienie i bezmyślność wszyscy odczujemy na własnej skórze.
Nie wiem dlaczego ci, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za poprowadzenie Polaków do demokracji i wolności, uznali, że lepiej będzie zostawić baranów w swym zbaraniałym stanie, a całą uwagę skupić na poprawianiu swojego dobrego samopoczucia.
W każdym razie faktem jest, że ani przez pierwsze miesiące, ani pierwsze lata, ani przez wszystkie pozostałe dni współczesnej Polski we współczesnej Europie, ani telewizja, ani większość prasy, ani jakiekolwiek inne media kształtujące zbiorową świadomość, nie kiwnęły nawet palcem, żeby tym, którzy jakoś się dotychczas nie zainteresowali tym, co to się z Polską stało przez ostatnie parędziesiąt lat, kto się okazał kim i co z tego wynika, powiedzieć co i jak, a jak trzeba, to jeszcze pokazać palcem.
Mam wrażenie, że ci, którzy przyszli w roku 1989 zachowali się bardzo tradycyjnie: uznali mianowicie, że oni sobie poradzą bez ludzi, a nawet może i bez ludzi sobie poradzą lepiej.
No i jesteśmy teraz wszyscy tu, w roku 2008, i nie trzeba nawet wchodzić w jakieś szczególnie zatęchłe zaułki, żeby zorientować się, jak strasznie mało wie zwykły Polak, jak strasznie jego wiedza jest pokręcona i byle jaka, a co gorsza, jak bardzo zwykły Polak się dobrze czuje w tym stanie intelektualnego pastwiska, do którego dał się pokornie zaprowadzić.
Mamy rok 2008 i nawet tu w Salonie występują ludzie, którzy z całym swoim wykształceniem, jakimś tam oczytaniem i na pewno zainteresowaniem światem zewnętrznym, całą swą wiedzę historyczną, polityczną i społeczną, czerpią, tak jak ich rodacy 30 lat temu, z gazet, z telewizji, czy ze słów polityka, którego z jakiegoś powodu akurat lubią.
Nie wiedzą więc, co to była komuna, co to było SB, kto to był Jaruzelski, czym była Solidarność, czym był Kościół wtedy i czym jest teraz, kim byli Sowieci, co zrobił Wałęsa, jak powstało Porozumienie Centrum, co to był ROAD, kto to był Tymiński, dlaczego był Tymiński, co to znaczy Wachowski?
Nie wiedzą tego wszystkiego, bo paru sprytnych specjalistów od mieszania ludziom w głowach wmówiło im, że historia skończyła się wraz z zakończeniem Drugiej Wojny Światowej, a później to już była tylko polityka. No a któż rozsądny i inteligentny interesuje się polityką, politykami i tym całym cyrkiem”?
Tym samym takie zdarzenia jak rozstrzelanie górników w kopalni Wujek, zabójstwo Przemyka, Grudzień 1970, czy takie osoby, jak Kiszczak, Urban, Jaruzelski, czy Michnik, by pozostać tylko w kręgu przyjaciół, to wszystko nie stanowi żadnej historii, lecz wyłącznie nieprzyzwoitą jatkę, którą najwyżej można od czasu do czasu zabawnie skomentować.
A dla większości z nich, cała wiedza historyczna na temat współczesnej polski mieści się w piosence Kazika "Lewy czerwcowy", z której, gdyby chcieli, mogliby się dowiedzieć naprawdę dużo, a może nawet wszystko, a wiedzą tylko tyle, że kiedyś wicepremier Pawlak był głupi.
Stąd też wszystkie te emocje, nieporozumienia, zawzięte twarze i zaciśnięte pięści, gdy ostatnio wraca problem Lecha Wałęsy. Z czystej, najzwyklejszej i najbardziej oczywistej niewiedzy; niewiedzy na dodatek zaplanowanej i bardzo skutecznie zastosowanej w praktyce.
Żeby zilustrować to, o czym piszę, chciałbym wspomnieć wywiad z pewnym podobno inteligentnym artystą, liderem jednego z nowych polskich zespołów rockowych, który w wywiadzie dla agorowych Wysokich Obcasów powiedział, że on wystąpił z Kościoła Katolickiego, bo się właśnie dowiedział, że zgodnie z doktryną Kościoła, zbawia Chrystus, a jemu jest żal tych milionów Chińczyków, którzy teraz mają trafić do piekła.
Ten dziwny artysta powiedział to, co mu się zalęgło w jego pustej głowie, dziennikarka, która z nim rozmawiała słowa jego zanotowała i, jak się domyślam, przyjęła do aprobującej wiadomości, a cała banda czytelników tych nieszczęsnych Obcasów aż fuknęła z oburzenia. Nie na tego głupka. Na Kościół oczywiście.
Jeśli ten rodzaj ignorancji, ciemnej, tępej, zadufanej w sobie ignorancji, panuje w pozostałych dziedzinach życia, a nie mam najmniejszego powodu, żeby uważać, że jest inaczej, to mój smutek i rozczarowanie są jak najbardziej usprawiedliwione.
I wcale nie dlatego, że mądre, myślące i stawiające pytania społeczeństwo jest mi potrzebne ze względów estetycznych. Nic bardziej mylącego.
Chciałbym jedynie, żeby moi sąsiedzi, moi znajomi i moi przyjaciele, a również ludzie mi bardziej obcy byli lepiej zorientowani, bo jestem przekonany, że ten stan chaosu, agresji, awantur i czasem zwykłej idiotycznej nienawiści wynika tylko i wyłącznie z tego, że ktoś po prostu nie wie tego, co wiedzieć by mógł, gdyby tylko się trochę postarał.
gdyby wiedział, to w ogóle byłoby sympatyczniej dla nas i niewykluczone, że dla samej Polski lepiej.
Niestety obawiam się, że – jak już wcześniej zasugerowałem – ci, od których to zależy, mają całkowicie inne plany i inne cele. I w tym są bardzo podobni do swoich niesławnych poprzedników, którzy wierzyli, że łatwiej się rządzi szarym, głupim i – najlepiej – w miarę zubożałym tłumem.
Skoro czasy są jednak takie, że na taką praktycznie skuteczną biedę liczyć nie za bardzo można, to niech już chociaż pozostanie to lenistwo i bezmyślność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...