poniedziałek, 16 czerwca 2008

Słońce nad Peru, czyli podróż za jeden uśmiech

Wczoraj, dzięki godnej podziwu staranności Maryli, miałem okazję obejrzeć kolekcję zdjęć Premiera z Małżonką w najpiękniejszych ujęciach, najpiękniejszej wycieczki, w najpiękniejszym najprawdopodobniej okresie życia Donalda Tuska, prostego chłopaka z Pomorza.
Obejrzawszy sobie błogie oblicze Pana Premiera, czy może – jak od niedawna należy mówić – Słońca Peru, poczułem takie emocje, że pragnę króciutko podzielić się moimi wrażeniami z Salonem.
Kilka dni temu, pisząc tu o Ruskich, którzy, moim zdaniem, trafili pod samą już ścianę zasugerowałem, że “Donald Tusk, wyjeżdżając na tygodniową wycieczkę do Ameryki Południowej zachowuje się, jak ruski buc, który został dyrektorem szkoły i jeździ na wszystkie szkolne wycieczki, bo jest za darmo, a poza tym może se coś fajnego kupi”.
Dziś, po kilku dniach nowych informacji, po tych marylowych zdjęciach i przede wszystkim po tej kuriozalnej wypowiedzi Donniego o “podróży życia”, utwierdziłem się w przekonaniu, że te moje słowa – trochę może emocjonalnie przyciężkie – były jednak, jak najbardziej słuszne i sprawiedliwe.
Opowiem więc o tym dyrektorze, tak by nie było już żadnych niedomówień.
Pracowałem kiedyś w szkole, gdzie dyrektor nie był w stanie opuścić jednej wycieczki dlatego, że po pierwsze bardzo lubił podróżować, poza tym wszystko było za darmo, i wreszcie – last but not least – będąc na wycieczce, nie musiał ani uczyć, ani pilnować szkoły, czyli, krótko mówiąć, nie musiał zajmować się tym, co go męczyło i nie sprawiało najmniejszej przyjemności.
Oprócz tego, że mój dyrektor jeździł na wszystkie wycieczki, to w przypadku wyjazdów bardziej atrakcyjnych, zabierał swoją żonę, bo “Basia bardzo by chciała”, a czasem swoje dzieci “bo niech zobaczą”.
Kiedyś, w ramach jednego z europejskich programów wymiany, został zorganizowany wyjazd do Portugalii, gdzie uczniowie z naszej szkoły, wspólnie z młodzieżą z Francji i Niemiec, no i oczywiście z Portugalii, mieli brać udział w różnego rodzaju pracach. Uczniowie z Portugalii, z Niemiec i z Francji przyjechali pod kierunkiem swoich nauczycieli (w tym wypadku nauczycieli geografii); z Polski przyjechały oczywiście dzieci z geografem, no i oczywiście z dyrektorem i jego żoną.
“Bo Basia bardzo chciała”.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że gdy próbowaliśmy dyrektorowi delikatnie i dyskretnie tłumaczyć, że może nie wypada, że to źle wygląda, że jakoś głupio, wydawał się kompletnie nie rozumieć problemu. Był tak szczęśliwy, tak uroczysty, tak zachwycony swoją przygodą, że jedyne, na co go było stać, to szeptać: “Słuchajcie, jaka ta Portugalia piękna; jacy ci ludzie uprzejmi; słuchajcie, Basia była wniebowzięta”.
Więc teraz tak. Oczywiście widząc, co wyprawia premier polskiego rządu, przypomina mi się ten dyrektor mojej szkoły. Ale również, od dziś, ile razy będę wspominał moje stare szkolne czasy, nie poradzę nic na to, że przed oczyma będę miał zdjęcia tępo rozradowanego Donalda Tuska, które właśnie miałem okazję zobaczyć na blogu Maryli.
Bo oczywiście, tak naprawdę, nie chodzi tu tak bardzo o tego dyrektora. To jest pionek, na dodatek bardzo mało interesujący. Każdy gdzieś tam ma swojego szefa i często ten szef jest po prostu idiotą. Inna sprawa, że ciekawe, czemu z pozoru normalni ludzie, w momencie, gdy zostaną dyrekorami, tak często kompletnie tracą rozum...
Problem polega na tym, że jeśli Premier rządu zaczyna się zachowywać, jak ten przysłowiowy “ruski buc” i bez śladu wstydu kompromituje siebie i Państwo, bo raz, że sam nie umie sie powstrzymać, a poza tym “Małgosia bardzo chciała”, to mi osobiście robi się niedobrze.I nie ma znaczenia, czy wyjazd Donalda Tuska kosztuje milion, dwa miliony, czy może i nic, bo ktoś tam uznał, że można tę przygodę Polakom sfinansować. Chodzi o to, że cały świat patrzy. I widzi.
A tego przykrego faktu nie zmieni nawet fakt, że choćby Tusk z panią Małgosią został w Ameryce Południowej jeszcze kolejny tydzień (bo pogoda taka piękna), albo nawet, gdyby do mamy i taty dołączyły dzieci państwa Tusków (bo słuchajcie, tu jest jak w niebie!), najbardziej zawzięte lemingi, będą do końca świata podziwiały swojego Premiera, bo nienawidzą Kaczorów i nic więcej się nie liczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...