sobota, 27 sierpnia 2011

Cyrylica, czyli sława gierojom UPA!

Właściwy tekst na temat Ukrainy – ciekawe po raz to już który – wciąż jeszcze przed nami, natomiast dziś chciałem zwrócić uwagę na coś, co nigdy tak naprawdę mnie nie zainteresowało, a tym razem, owszem, to coś zauważyłem. Otóż kiedy się człowiek nagle pojawi na Ukrainie, ale przecież też – co akurat tu jest dość ważne – w Rosji, czy w ogóle na terenach tak zwanego dawnego Sowietu, to co uderza przede wszystkim, to fakt, że wszystką wszędzie jest napisane tak zwaną cyrylicą. Dla człowieka takiego jak ja, lub pewnie każdego mojego mniej więcej rówieśnika, napisy sporządzone ową cyrylicą nie stanowią większego problemu, bo tych liter bardzo skutecznie uczyliśmy się w szkole, i nawet jeśli ktoś był uczeniem – tak jak ja – wyjątkowo marnym, to umiejętność czytania cyrylicy pozostaje z nim i tak już do śmierci. Syn mój nie ma pojęcia, co to tam jest napisane, moje córki podobnie, natomiast zarówno pani Toyahowa jak i ja – proszę uprzejmie. Po rusku rozmawiać umiemy mniej więcej tak samo, jakby ta nasza gadka była zaledwie częścią – i to częścią zdecydowanie gorszą – politycznego kabaretu, ale każdy możliwy tekst napisany cyrylicą odgadujemy w jednej chwili.
Skąd się wzięła ta cała cyrylica? Najprościej pewnie, choć niekoniecznie najbardziej zgodnie z prawdą, możnaby powiedzieć, że ona się wzięła dokładnie stąd, skąd wzięły się literki chińskie, arabskie, czy jakieś tam inne, równie egzotyczne, a więc z kultury nam obcej. I to oczywiście natychmiast rozjaśniłoby nam kwestię związaną z tym, że między Rosją i całą resztą tamtego świata, a nami, są lata świetlne. Nawet jeśli geograficznie, mamy ich tuż pod nosem. Jednak sprawa jest daleko bardziej skomplikowana. Otóż, jak sama nazwa na to wskazuje, cyrylica, to – cokolwiek by o niej myśleć – to nie jakaś chińszczyzna, lecz autentyczne, jak najbardziej, chrześcijaństwo, w postaci św. Cyryla, towarzyszącego mu nieustannie św. Metodego, a może nawet bardziej ich uczniów, niejakich Ochrydzkiego i Presławskiego. A więc ani Arabów, ani Chińczyków, lecz naszych braci Słowian. Wschodnich, ale i tak Słowian, jak najbardziej. To oni postanowili, że ich pobożność – były bowiem czasy, kiedy nic nie liczyło się tak jak pobożność – będzie dokumentowana właśnie przy pomocy tych dziwnych literek. I, nie wiedzieć czemu, tak już zostało do dziś.
W Rosji, czy w Bułgarii, nie byłem nigdy, natomiast, owszem, bywam niekiedy na Ukrainie. I powiem szczerze, ten świat, opisany wyłącznie tą cyrylicą, stanowi dla mnie jednocześnie swego rodzaju łamigłówkę i zabawę. Łamigłówkę, bo – każdy kto lubi czytać, wie, o czym mówię – tworzy nie lada wyzwanie sytuacja, kiedy człowiek otoczony jest z każdej strony tą cyrylicą, a jednocześnie nie może się powstrzymać przed tym, by to wszystko wciąż próbować odcyfrować. Zabawę natomiast z tej prostej przyczyny, że jest czymś przecież niewątpliwie zabawnym, kiedy się przez długie minuty człowiek męczy, żeby zrozumieć, co sprzedają w konkretnym sklepie, i nagle ze zdumieniem odkrywa, że tam jest napisane „Сeкoнд хенд”, lub w języku ludzi normalnych, wieśniakow takich jak my – stara szmata.
I to jest też to, co mnie tym razem, jak idzie o tę cyrylicę, na Ukrainie uderzyło najbardziej. Otóż okazuje się, że niewątpliwy postęp cywilizacyjny, jaki nastąpił po tamtej stronie, sprowadza się w dużym stopniu do tego, że kiedy oni chcą sobie coś zakomunikować na poziomie nowoczesnej reklamy, a więc, niech to będzie w ich wypadku, szyld sklepu, to nie będą pisali tak jak dotychczas: „produkty ze skóry”, „oranżada”, „zegarki”, lecz – odpowiednio – „Луи Витон”, „Спрайт”, lub „Слис лоцыс”, lub tak jakoś – nie znam się – tyle że oczywiście, zanim się do tego stwierdzenia dojdzie, należy być w odpowiednim wieku, przypomnieć sobie lata szkolne, i te literki przełożyć z ichniejszego na normalny. Idziemy sobie uliczkami takiego Drohobycza i wszędzie widzimy tylko ten syf, brud, te obdrapane ściany, dziurawe drogi, śmierdzące kible z powyrywanymi deskami, lub bez jakichkolwiek desek, natomiast z tą dziurą w podłodze. Idziemy przez to miasto, i widzimy, jak każda ulica, każdy dom, każdy ryneczek, czy zaułek są przyozdobione albo plakatami, albo rysunkami, albo jakimiś bazgrołami, informującymi o tym, że Stepan Bandera to największy ukraiński gieroj, i że sława UPA, czy nawet niekiedy potężnymi, od nieba do ziemi portretami wspomnianego Bandery – a wszystko to oplecione tą z jednej strony okropną i obcą, a z drugiej prześmieszną jak cholera cyrylicą. I nagle, pośród tego wszystkiego, mijamy kolejny sklep, smutny i szary jak cała reszta… i czytamy, czytamy, czytamy… a tam, nagle odkrywamy, że przed nami jak byk stoi: „Hewlett-Packard Service”, lub choćby skromne „Kodak Color”, tyle że w postaci kabaretowej. I jak tu się nie śmiać?
I pewnie słysząc te wszystkie glosy, które i tak już w tej chwili słyszę, mówiące mi, że jestem głupim szowinistą i rasistą, który uważa, że tradycja i przywiązanie do niej jest piękne, o ile tylko owa tradycja i przywiązanie są nasze, a nie cudze, zreflektowałbym się przynajmniej na tyle, by się zamknąć i trochę pomilczeć, gdyby nie dwie rzeczy, z mojego punktu widzenia decydujące. Pierwsza to taka, że, o ile się orientuję, cała ta kultura, że tak ja nazwę, „cyrylicowa”, nie wniosła do rozwoju świata nic, poza religią prawosławną, która – czego nawet oni sami za bardzo już nie ukrywają – przez to co uczyniła przez całe swoje dzieje, i nadal czyni, rosyjska cerkiew, jest już całkowicie skompromitowana, sowieckim komunizmem i samą tą właśnie cyrylicą, nota bene w cywilizowanym świecie używaną wyłącznie do tego, by w ten symboliczny sposób śmiać się z Rosjan. To już nawet Chińczycy doprowadzili do tego, że banda szpanerów na całym świecie, jak chce się odrobinę polansować, robi sobie tatuaże, lub ozdabia swoje T-shirty chińskimi literkami. Bo to, cokolwiek by znaczyło, niewątpliwie ładnie wygląda. Podobnie zresztą Arabowie. Natomiast, jak idzie o Cyrylicę, to ją, jak idzie o świat, już ostatnio widać wyłącznie w kolejnych odcinkach przygód niejakiego Borata.
Drugi powód, dla którego nie czuję się ze swoimi uprzedzeniami szczególnie źle, to taki, że widzę, jak sami Ukraińcy – a kto wie czy też nie Rosjanie, czy Bułgarzy – sami czują, że na tej cyrylicy daleko nie pojadą. Pisałem już o tym, że coraz bardziej – i nie mam wątpliwości, że coraz częściej – nie tylko ja widzę, że za tymi literkami stoi coś, co w sposób naturalny wyrasta z zupełnie innej niż ta wschodnio-słowiańska gleba, i że im bardziej będzie nam upływał czas, tym bardziej i tym częściej, cyrylica będzie służyła do tego, żeby, nie wiadomo po co i dla kogo, transkrybować w ten strasznie komiczny sposób angielski, niemieckie, czy francuskie słowa. A efekt tego niekiedy jest już tak komiczny, że oni sami coraz częściej rezygnują z cyrylicy na rzecz normalnego alfabetu łacińskiego. W minioną sobotę zajechaliśmy do Sambora i muszę przyznać, że to miasteczko zrobiło na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. Oczywiście przede wszystkim przez to, ze było stosunkowo zadbane, mimo zbliżającego się wieczoru, wypełnione młodymi i sympatycznymi ludźmi, że – co dla mnie akurat bardzo istotne – ani razu nie zobaczyłem portretu Stepana Bandery i ani razu nie natrafiłem na nabazgrany na ścianie napis „Chwała bohaterom UPA”, ale też własnie tam znaleźliśmy fantastyczny pub, zupełnie identyczny jak dziesiątki takich pubów w Krakowie, czy Wrocławiu, i cała zewnętrzna zapowiedź tego co w środku była sporządzona pismem łacińskim.
Ktoś mnie spyta, co mnie to wszystko obchodzi? Czemu ja nie dam spokojnie żyć i czcić swoją tradycję Ukraińcom, Rosjanom, Bułgarom i kogo tam jeszcze mamy? Czemu ja się w ogóle wtrącam w nie swoje w końcu sprawy? Otóż zgoda. Pewnie mógłbym spokojnie się zamknąć i zająć tym, co mi jest bliższe i z całą pewnością, z punktu widzenia moich interesów, ważniejsze. Tyle że dopiero co, kiedy już wróciłem z tej Ukrainy i zapowiedziałem, że będę chciał coś na temat tej wycieczki napisać, pewien z komentatorów tego bloga zapytał mnie – jakież to już się robi nudne! – jak wygląda sprawa z antypolskimi nastrojami na Ukrainie i czy spotkałem się z przejawami tej antypolskości osobiście. A prawda jest taka, że ja tam, podczas tej mojej wyprawy, jedyne co zauważyłem na tyle, by to zapamiętać i się tym zainspirować, to przede wszystkim te nędzne resztki dawnej polskiej świetności, owo nieustanne obracanie tam i z powrotem nazwiska tego zbrodniarza i okrutnika Bandery i nazwy UPA, ta nędza i ta cyrylica. No i, to tu to tam, słabe próby wyjścia z tego nieszczęścia w jakimś sensowym, choćby tylko na pozór, kierunku. A ponieważ po raz pierwszy w zyciu zauważyłem ten tak niezwykły dysonans między ową cyrylicą, a światem, który tam powoli, wbrew wszystkiemu, wchodzi, pomyślałem sobie, że ona – ta właśnie cyrylica – stanowi, czy chcemy tego czy nie, symbol czasów nie nowych, lecz starych. I to starych wcale nie w tym najlepszym sensie.
I pomyślałem sobie, że naszym zadaniem jest przestać się wciąż przejmować kwestią, jak bardzo Ukraińcy są antypolscy, i jak bardzo dla nich Bandera i UPA są praktycznie jedynymi tradycyjnymi i narodowymi odniesieniami, na jakie ich stać. Bo to wszystko jest ich problem, a nie nasz. I jednocześnie przyszło mi do głowy, że oni prędzej czy później – choć mam nadzieję, że bardziej wcześniej – dojdą do wniosku, że na tej swojej nieszczęsnej historii daleko nie pojadą, i będą musieli przyznać, że ambicje ich poniosły bardzo za bardzo. I się uspokoić. A jak to uznają, to – jak sądzę – niemal jednocześnie machną ręką na tę swoją cyrylicę i zaczną wszystko pisać normalnie, jak cały normalny łaciński świat. Że też już gasnący i odchodzący w ciemną przeszłość? Cóż z tego? Trudno.
A jeśli efektem tej ewolucji miałoby być choćby to, że oni się wreszcie pogodzą z Rzymem, i to na dawno już ustalonych warunkach – to też nam powinno zupełnie wystarczyć.
Dziękuję wszystkim za dotychczasowe wsparcie, czy to w postaci kupowania książki o siedmiokilogramowym liściu, czy też wpłat na moje konto. Proszę o dalszą pamięć i dziękuję za wszystko.

13 komentarzy:

  1. Sorki, ale jest pilna depesza z Wrocławia:

    "Po wizycie na moście, Donald Tusk pojechał na budowany na Euro 2012 wrocławski stadion. Na miejscu witał go prezydent miasta Rafał Dutkiewicz. Tusk zwiedził stadion, spacerował po jego murawie. Gospodarze przygotowali piłkę, a premier strzelił bramkę z rzutu karnego wojewodzie dolnośląskiemu Markowi Skorupie."

    Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,10183676,Tusk_we_Wroclawiu__Obwodnica_miasta_bedzie_bezplatna.html#ixzz1WETdpkX0

    Od razu można poczuć się lepiej, ale i tak "Polacy zasługują na więcej."

    Pora strzelić premierowi gola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Toyahu,

    dla mnie przejście z naszego alfabetu na cyrylicę jest jak przekroczenie kiedyś muru berlińskiego, albo z drugiej strony muru chińskiego, który jak wiemy chronił cesarstwo przed najazdami dzikich hord.
    Prosta transkrypcja angielskich wyrazów jeszcze tylko podkreśla absurd używania tych znaków.

    Dlaczego Ukraińcy, Litwini i Białorusini mają taki stosunek do Polaków jest proste jak grecki meander (sorry Toyahu - greka nie jest pisana cyrylicą).
    To zadawniona i utrwalona nienawiść niewolnika, któremu kiedyś ruski władyka pokazał polskiego wroga - sprawę wszystkich cierpień i utrapień.

    Tak już zostało i jeszcze długo będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @orjan
    A ja widziałem w telewizji, jak oni szli całą kupą, a z przodu Tusk i Schetyna i podawali sobie piłkę. Naprawdę.
    A później był już tylko Kaczyński. Tylko on. Bo Polska w istocie zasługuje ma więcej.

    OdpowiedzUsuń
  4. @jazgdyni
    Racja. Tę Grecję wstawiłem z rozpędu. I jeszcze w dodatku głupio. Bo akurat te ich literki, podobnie jak chińskie, świetnie sobie w świecie radzą. Ale dobrze że wiesz o co mi chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toyah
    Wiesz dobrze, że rosyjska cerkiew jest agenturą KGB a co za tym idzie cała cerkiew, która podlega moskiewskiej...

    OdpowiedzUsuń
  6. @raven59
    Pewnie że wiem. Dlatego też napisałem, że oni sami mają już świadomość klęski.

    OdpowiedzUsuń
  7. Toyahu!

    Pamiętam, jak w latach '80 kupiłem płytę Дорз - Зажги во мне огонь.
    Kiedyś więc, jak widać, jeszcze ruski próbowały tłumaczyć a dziś zamiast часов mamy лоцыс.

    Bardzo to wszystko siermiężne i, że tak powiem, paździerzowe. Tak samo wtedy jak i dziś.

    I tyle.

    Ukłony!

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kozik
    Ależ właśnie o to mi chodzi. Dziś pewnie, przynajmniej na Ukrainie, byłoby Light My Fire, tyle że napisane tą cyrylicą. A ja mam osobistą nadzieję, że następnym etapem będzie pisanie tego zwykłym, ludzkim alfabetem. Bo wierzę, że mniej więcej w tym samym czasie, oni przestaną się wygłupiać z tą całą UPA i że tak będzie właśnie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah

    Nie w temacie.
    Byłeś na rozpoczęciu kampanii?
    Prezes wypadł świetnie - swobodny, rzeczowy i nawet (bardzo dobrze) lekko nonszalancki.

    Powiedz coś.

    OdpowiedzUsuń
  10. @jazgdyni
    Proszę bardzo. Mam taką ciocię na wsi, która jest tak już stara, że ledwo rozumie, co się mówi. Nawet nie wiesz, jak trudno jest z nią rozmawiać, żeby ona to przyjęła. Słuchała Kaczyńskiego i rozumiała każde - dosłownie każde - zdanie. To było niesamowite, obserwować, jak Kaczyński potrafi mówić do ludzi. I to do wszystkich ludzi. Bo i do mnie i, jak widać, do Ciebie też. Nikt tak nie umie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że nie ma cenniejszego doświadczenia i cenniejszej konfrontacji niż taka podróż. Choć tak w ogóle to myślę, że podróże turystyczne cechuje pewna powierzchowność, to jednak ... jeśli nawet nie uda nam się tej powierzchowności uniknąć, z różnych drobiazgów można sobie ułożyć ciągle b. własny, ale jednak wiarygodny obraz ludzi, ich kraju i ich kultury.
    Poza Wilnem na Wschód jakoś nie odważyłam się do tej pory jechać, choć myślę, że te klimaty, o których Pan pisze, moja lustrzanka i moje oko po prostu chłonęłyby.

    Czekam na te następne (właściwe) teksty o Ukrainie.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam o tej cyrylicy i nie mogę się pozbyć pewnych polskich skojarzeń. Pierwszy raz, to jeszcze we wczesnych latach dziewięćdziesiątych czytam wywiad z taką byłą piosenkarką i okazuje się z wykształcenia architektką Urszulą Sipińską. I czytam, że chce ona w Poznaniu wybudować "Baby Centrum". Czytam raz, czytam drugi - i myślę sobie - literówka - pewnie chodzi babskie centrum lub coś w tym rodzaju. Z dalszego ciagu rozmowy wyszło, że to nie centrum kobiet ale centrum hadlowe sla dziecy. "Baby" - wzięło się od angielskiego niemowlaka.
    A później zaroiło się od różnych "Rainbow Centre" (dawny praski pedet w Warszawie), golkiperów i kolejnych angielszczyzn jakich pełno dookoła.
    Na Ukrainie (i pewnie nie tylko) mają dodatkowy problem z innym alfabetem, być może w przyszłości (choć wątpię) zmienią go na łaciński. Nie zmieni to jednak problemu tożsamości językowej.
    Bo tak naprawdę naszą ojczyzną jest nasz język. Może nie istnieć państwo, ale będzie istniał naród - dopóki będzie miał swój język i w nim będzie wyrażał swoje myśli. Jeśli ten język straci...

    OdpowiedzUsuń
  13. @Jan
    Tak. To prawda. Język to podstawa. Dlatego mam wrażenie, że dopóki oni będą się trzymali tej cyrylicy, całe to nieszczęście, które im wraz z cyrylicą spadło na głowy, będzie każdego z nich determinowało aż po grób.
    Przykłady natomiast które Ty podajesz, są zaledwie zabawne.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...