Jak już wspomniałem przy okazji poprzedniego wpisu, miniony weekend spędziłem głównie w zachodniej Ukrainie, przy samej naszej granicy. Ponieważ pani przewodnik była bardziej niż klasyczną idiotką, na zwiedzanie Sambora, Truskawca i Drohobycza mieliśmy przydzielone jakieś 90 minut, natomiast większość dnia spędziliśmy na zaciskaniu pęcherzy i przełykaniu z głodu śliny w, co trzeba przyznać bez awantur, bardzo wygodnym autokarze. Biorąc jednak pod uwagę, że jakimś cudem udało nam się zdążyć na pociąg z Sianek do Wołosianki, można powiedzieć, że misja została spełniona. O tym jednak, zgodnie zresztą z zapowiedzią, za parę dni. Dziś będziemy rozprawiać o łajzach.
Nie bardzo dziś już pamiętam, co stanowiło początek tamtej rozmowy, ale stało się jakoś tak, że w pewnym momencie nasza koleżanka Marylka postawiła następujący problem: Skoro pewien typ kobiety określamy jako „jędza”, jak można określić analogiczny typ mężczyzny. Ponieważ kwestia wydała mi się interesująca, pomyślałem nad tym przez chwilę i doszedłem do wniosku, że, chociaż męskie jędze jak najbardziej istnieją i są nawet dość łatwe do opisania, wydaje się, że dotychczas nie została dla nich wymyślona odpowiednia nazwa. A więc ograniczyłem się jedynie do tego, by narysować typ mężczyzny, który, w momencie gdy jest głodny, zaczyna jęczeć, że go boli głowa i stwierdzić, że chyba faktycznie odpowiedniej dla niego nazwy dotychczas nie wymyślono. A więc z tego wszystkiego, została tylko ta jędza i jej głodny i obolały męski odpowiednik.
I proszę sobie wyobrazić, na pomoc nam przyszła pani Toyahowa. I to w momencie jak najbardziej nieoczekiwanym, a mianowicie podczas wspomnianej sobotniej wycieczki na zachodnią Ukrainę. A było tak, że w autokarze, który we wczesny sobotni ranek zabrał nas z Przemyśla do Drohobycza, równolegle do nas siedziała pewna pani z pewnym panem, jak się później dowiedzieliśmy, z miasta Łodzi. Ludzie tak trochę pewnie po trzydziestce, pani bardzo ładna, trochę pulchna, smutno uśmiechnięta, a pan wysoki, postawny, jak na moje oko – przystojny, w krótkich spodniach, i w ogólnie wycieczkowym nastroju. Siedzieli spokojnie, praktycznie ze sobą nie rozmawiając, głównie z powodu takiego, że pan albo jadł, przyrządzone mu zapewnie przez żonę, bułki z czymś w środku, albo spał. A więc on spał, budził się, mruczał że strasznie długo trwa ta podróż, ona dawała mu kolejną bułkę, on ją jadł, a ona, tym swoim smutnym spojrzeniem, patrzyła w okno. On zasypiał, a ona dalej patrzyła przez okno na mijane przez nas wręcz bajeczne cerkiewki.
Warto opowiedzieć o sposobie, w jaki on spał. Otóż, ponieważ był, ogólnie rzecz biorąc, duży, nogi miał wystawione w stronę przejścia, a jego reszta zachowywała się, jak reszta małego dziecka, które śpi na rękach u mamy. A więc, krótko mówiąc, kiedy spał, w pewien szczególny sposób – zwisał. To w tę, to w tamtą stronę. A czasem jakoś tak do przodu i w bok. I kiedy wydawało się, że on już się odpowiednio dużo wyspał i zjadł odpowiednio dużo tych bułek, i w związku z tym będzie miał siłę do dalszej podróży, okazywało się, że on jest coraz bardziej zmęczony. Budził się więc raz za razem z tego swojego dziecięcego snu i zaczynał płaczliwym głosem jęczeć, że on się źle czuje i jest zmęczony. Na co jego smutna żona pytała go czy zjesz może, Sławku, bułeczkę, albo, czy może chciałbyś, Sławku, włożyć sobie pod głowę polara, na co Sławek odpowiadał, że on chyba się prześpi, a jak idzie o polara, to chętnie.
W końcu nastąpił kryzys i ponieważ Sławek zaczął umierać ze zmęczenia („Bardzo źle się czuję, naprawdę bardzo źle się czuję”), przeniósł się wraz ze swoim polarem na tył autokaru, gdzie było więcej miejsca i tam się rozwalił do snu, gdzie już właściwie pozostał do końca podróży, zostawiając swoją żonę samą przy tym oknie, od czasu do czasu tylko odnajdującą go tym swoim smutnym wzrokiem, jakby chciała sprawdzić, czy on jeszcze żyje. Oczywiście te wszystkie okresu snu, jedzenia bułek i narzekania były przerywane krótkimi okresami spędzonym poza autokarem, a przeznaczonymi na zwiedzanie, kiedy to Sławek mógł sobie zapalić papierosa i z tym papierosem w palcach szukać swojej żony, krzycząc za nią: „No, gdzie jesteś?”, na co ona nieodmiennie odpowiadała mu „Nie bój się, Sławku. Jestem tutaj”. Stało się w pewnym momencie jednak też tak, że autokar zatrzymał się gdzieś między jednym a drugim miasteczkiem, przy jakimś przydrożnym – dość, trzeba przyznać eleganckim – motelu, byśmy mogli wreszcie coś zjeść. Był to moment zaraz po tym, jak Sławek przeniósł się na koniec autokaru i tam umarł. Okazało się, że owa śmierć zrobiła mu bardzo dobrze, bo wyszedł na zewnątrz w bardzo dobrym nastroju, i, gadatliwy jakby się czegoś najadł, chodził od jednego do drugiego, informując wszystkich, że się dobrze wyspał, i teraz w sumie jest bardzo dobrze, i że ostatecznie bardzo mu się na wycieczce podoba.
Wprawdzie to jest bardzo nie na temat, ale muszę powiedzieć parę słów o tym motelu. Otóż całość budynku, jak mówię, dość eleganckiego, stanowił motel, na dole była duża restauracja – akurat z jakiegoś powodu nieczynna – a obok, jak głosił szyld, tak „Bar”, do którego jakaś pani, którą znaleźliśmy w restauracji, nas skierowała. Jak już całą kupą zeszliśmy do tego baru, dwie dziewczyny plus kucharka, która zaciekawiona wynurzyła się z kuchni, najpierw nas poinformowały, że na szybko można dostać tylko trzy rodzaje zupy, natomiast na drugie danie trzeba będzie poczekać. Kiedy powiedzieliśmy, że nic nie szkodzi, poczekamy, dziewczyny powiedziały nam, że właściwie to jest tylko zupa, a gdy okazało się, że niech już będzie ta zupa, okazało się, że zostały już tej zupy zaledwie trzy porcje. W tej sytuacji trzy pierwsze osoby w kolejce poprosiły zupę, a reszta piwo lub kawę i tak wszyscyśmy zasiedli przy stolikach na zewnątrz.
Sławek wciąż jednak był wniebowzięty. Siedział obok mnie, jadł przyniesioną mu przez swoją smutną żonę bułkę, popijał ją przyniesioną mu przez żonę wodą mineralną, i wciąż powtarzał, że jest świetnie, bo się dobrze wyspał, i w sumie wycieczka mu się bardzo podoba. Żeby jakoś nawiązać rozmowę, powiedziałem mu, że owszem, jest super, a byłoby jeszcze lepiej gdyby pani przewodnik nie była taka durna. Okazało się, że on nic nie zauważył, więc mu wyjaśniłem, że chodzi mi o to, że na zwiedzanie tych trzech miasteczek można było zorganizować więcej czasu, niż po pół godziny, że skoro ona koniecznie chciała nam coś wciąż opowiadać, a musiała czytać wszystko z przewodnika, mogła przynajmniej nie wchodzić na strony na chybił trafił, no i przede wszystkim zorganizować odpowiedni czas na sikanie, na jedzenie i na zwiedzanie, a nie narzekać wciąż na to, że mamy strasznie mało czasu i że jeśli ktoś chce siusiu, to możemy się tu zatrzymać i wysikać za tym oto krzaczkiem, lub przystankiem.
I wtedy Sławek powiedział coś, co mnie autentycznie zamurowało i, jeśli ktoś mi nie wierzy, że to prawda, mogę tu złożyć uroczystą przysięgę, że nic nie zmyślam. Otóż, kiedy skończyłem, Sławek pokiwał znacząco głową, wydął wargi w szyderczym uśmiechu i powiedział: „No tak. Z babami już tak jest”.
Właściwie ten moment jest tak moim zdaniem mocny, że on już praktycznie kończy tę historię, ale muszę jeszcze dodać, już tylko dla porządku, że na samej granicy, po sam wieczór, kiedy – zgodnie z polsko-ukraińską tradycją sprawy się nieco wydłużały, w pewnym momencie Sławek się właściwie pobeczał („Dlaczeeeeego? No, dlaczeeeeego oni nas tak traktują?”) i z tych nerwów spadła mu z palca obrączka, którą następnie, chlipiąc i sapiąc, zaczął na czworakach szukać po ciemku na podłodze. Wspominam, jak mówię, o tym, dla porządku, ale jeszcze z jednego powodu. Otóż to własnie wtedy pani Toyahowa nachyliła mi się do ucha i szępnęła: „Ależ to łajza”. I oto właśnie chodzi. Ten facet to łajza, droga Marylko. Męskim odpowiednikiem jędzy jest łajza. I sam już nie wiem, co gorsze.
Jak wszyscy wiemy, blog który przed nami, to blog polityczny i nie trzeba zbyt wielkiej przenikliwości, żeby zauważyć, że ten wpis z polityką ma wspólnego – jak to kiedyś śpiewał mistrz Młynarski – niewiele zgoła. Jednak pragnę uspokoić bardziej spanikowanych czytelników. Polityka ma to do siebie, że wciśnie się wszędzie. Piszę więc ten tekst, a z tyłu głowy szumi mi najświeższa informacja o tym, że europoseł Platformy Obywatelskiej Protasiewicz właśnie się pobeczał, że on już nie może znieść tego, jak PiS wciąż powtarza, że Platforma źle rządzi. Że to jest potwarz i obelga, w dodatku nieprawdziwa, i Platforma tego tak zostawić nie może. I w związku z tym, oni w trybie wyborczym pozwą PiS do sądu o to, że ogłasza nieprawdziwe informacje, jakoby Platforma Obywatelska była do bani. A ja sobie myślę, że ten Protasiewicz to – wbrew temu, co wielu z nas ma skłonność sądzić – ani mason, ani gangster, ani jakiś drobny lewus z Wałbrzycha To jest zwykła łajza. Zwykła, ordynarna łajza. Ale przecież nie tylko on. Jestem głęboko przekonany, że fenomen Platformy Obywatelskiej tak naprawdę polega na tym, że oni stanowią pierwszą od czasów Unii Wolności polityczną formację grupującą wyłącznie albo jędze, albo łajzy. Albo takie Pitery, albo takich Protasiewiczów. Jestem przekonany, że gdyby tak ich wszystkich wsadzić do autokarów i wysłać na wycieczkę po pięknej, zielonej, zachodniej Ukrainie, to wszyscy oni spędziliby ten czas na spaniu, jęczeniu i wpieprzaniu bułek z masłem i z serkiem, które im na podróż przygotowały ich dupowate żony i równie dupowaci mężowie. Czyż nie mam racji?
Jeśli ten tekst kogoś dobrze nastroił, a może nawet rozbawił, bardzo mi jest miło. A będzie mi jeszcze lepiej, jeśli z tej okazji ktoś zechce kupić moją książkę, która tuż obok czeka by tylko w nią kliknąć, lub wspomógł nas finansowo pod podanym też tuż obok numerem konta. Dziękuję.
A już na sam koniec, wszystkim prawdziwym kobietom i mężczyznom z Prawa i Sprawiedliwości, dedykuję cover słynnej piosenki Jamesa Browna "It's A Man's World" w bardzo zabawnym wykonaniu zespołu The Residents. To jest coś zdecydowanie nie dla łajz.
@Toyah
OdpowiedzUsuńDyskusji z Marylką nie zarejestrowałem, ubolewam, czasem bywa krucho z czasem na czytanie.
(Patrzę właśnie na to video The Residents - wiesz, że umiem robić podobną minę jak się zakapturzę? ;)
Ale wracając do łajz: przyznam się, że czasem pojąć nie mogę jak te typy słodko sobie żyją. Kwalifikują się właściwie do niczego - a tu proszę, weźmy choćby Sławka, miły urlopik, urocza żonka dba o każdy szczegół (Z babami tak już jest!), śpi, jęczy, żre, nic nie rozumie i wcale się nie stara no i tak szczęśliwie dociągnie to bydlę do późnej starości.
Dziwne. Ale, fakt, znam podobne przypadki, również w wersji z jędzami.
Ukłony, Toyahu, muszę przyznać, że odczułem brak wpisów przez ten czas gdy byłeś na wycieczce. Więc cieszę się, że jesteś znów.
Ubawił mnie ten post. Też tak lubię obserwować ludzi. Robię to najczęściej w metrze, choć nie jest to takie pole do popisu jak jazda autokarem na Ukrainę.
OdpowiedzUsuńPisze Pan, że to byli młodzi ludzie, po trzydziestce. To naprawdę młodzi, i już niestety tak stetryczali, choć może do kobiety nie należy mieć pretensji.
Rozumiem, że szepnięcie Pani Toyahowej "Ależ to łajza" było szepnięciem za "całokształt". Tak czy inaczej - świetne!
@Toyah
OdpowiedzUsuńDziękuję Pani T. za trafne rozwiązanie problemu. A takich łajz jest rzeczywiście sporo, i to właśnie młodych. Jak nie jęczą w Twoim autokarze, to włóczą się z żonami czy dziewczynami po galeriach handlowych i plotkują o strojach, w empiku czytają Vivy i tym podobne.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNa mnie wrażenie zrobiła jednak żona łajzy. Jak to jest, że te łajzy mają czasem takie dobre żony? Zapewne dlatego, że łajzy - do pewnego czasu - potrafią się maskować. Potem już nie muszą gdy zdobędą co potrzebują.
PO partią łajz! Łajzami łatwiej się steruje - wystarczy "papu", miejsce na "kimę" a w rzadkich chwilach świadomości "kabaret".
Sternicy to też łajzy - "meczyk", "szamko", "klozecik".
Ale popatrz jak te łajzy potrafią doskonale wszystko wokoło "spie.....ć"
Podobno wszystko podlega ewolucji (a może staczaniu się?) według swoich cech pierwszorzędnych.
OdpowiedzUsuńI tak to, peło dorobiła się stendupera godnego siebie samej.
Tępa chamówa.
@Kozik
OdpowiedzUsuńI ja się cieszę, że Cię widzę.
Jak idzie natomiast o Sławka, ja bym nie powiedział, że z niego jest jakieś szczególne bydle. Łajza. Zwykła łajza. Jak nie był głodny i słaby, to robił nawet sympatyczne wrażenie.
@jel
OdpowiedzUsuńOczywiście że za całokształt. A ona nie była stetryczała w żaden sposób. raczej biedna i opuszczona.
@Marylka
OdpowiedzUsuńOczywiście że sporo. I łajz i jędz.
@raven59
OdpowiedzUsuńNie ma możliwości, żeby łajza i jędza utrzymali się razem przez dłuższy czas. A więc najczęściej jędza ma dobrego męża, a łajza - dobrą żonę.
@orjan
OdpowiedzUsuńStenduper, mówisz? Pewnie tak. Tak to by chyba trzeba nazwać.
@toyah - ale co to znaczy "niepoważna"?
OdpowiedzUsuń@xe
OdpowiedzUsuńW sensie dosłownym - rozbawiona, nie umiejąca utrzymać powagi. Ale również - bzdurna, niemądra.
Gdybym znał kontekst, to bym może odpowiedział na to pytanie bardziej dokładnie.
kontekst dotyczy:"Można im z godnością charakterystyczną dla kogoś, kto ma bez porównania więcej, pozwolić na tę odrobinę kompletnie niepoważnej dumy" - wpisałem się w ten wątek ponieważ nie wiem czy się tu wraca do poprzednich tematów. Jednym słowem ja ciągle o U(pa)krainie ..
OdpowiedzUsuńNajwiększym problemem i utrapieniem, ani czymś szczególnym chyba nie jest to - kim teraz jesteśmy?....., lecz przede wszystkim to, czy stan ducha, także naszej świadomości (mentalności)przestaje być źródłem dostatecznej mocy i siły, do pożądanego rozwoju osobowości albo przemiany charakteru, czy koniecznego opamiętania i nawrócenia. A raczej staje się zasadniczą przyczyną osobistego kryzysu tj. destrukcji i dezintegracji całej osobowości człowieka.
OdpowiedzUsuńToyahu,
OdpowiedzUsuńOczko dalej to jest juz "menda".
Jestes na liscie wyborczej?
@xe
OdpowiedzUsuńAch! Rozumiem. Poprzedni wpis. No tak. Uważam, że ta ich narodowa duma jest kompletnie niepoważna, bo głupia. Nie można być wielkim narodem, jeśli się nie było nigdy narodem w ogóle.
A to nie jest moja opinia. To fakt. To historia.
I oni tego nie zmienią, nawet gdyby jeszcze dziesięć razy powtórzyli tę swoją akcję sprzed lat.
@tobiasz
OdpowiedzUsuńJestem. Jak najbardziej. Prawie na samym końcu, ale - owszem. W każdym razie, głosować można dokładnie tak samo jak na pierwszego.
Swietnie
OdpowiedzUsuńNo to uruchamiamy procedurę głosowania w lokalu zamiejscowym.
I oczywiście kciuki
To On jest dobry, prawy i sprawiedliwy, dlatego trzeba wierzyć, że robotnicy w Jego winnicy: "ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi". (Mt20,16)
OdpowiedzUsuńToyahu o ile jesteś robotnikiem w Jego winnicy to proszę przyjąć moje gratulacje - Zbigniew
@toyah
OdpowiedzUsuńWłaśni widziałem Twoją "setkę" ze zbierania podpisów na TVN24...
Pozdrawiam
Toyahu,
OdpowiedzUsuńSwietnie,jeszcze raz gratuluje i trzymam kciuki za Ciebie.
Toyah
OdpowiedzUsuńJa też szczerze gratuluję i mam jedną tylko nadzieję, że procedura wyborów będzie pod kontrolą.
Nie wiem czy wiesz, ale kontrakt na przesyłanie danych do centrali dostała firma ATM, ta sama której rejestrator był zainstalowany w tutce. Rejestrator, z którego dane odczytano, ale nie opublikowano.
Pozdrawiam.
@Toyah
OdpowiedzUsuńPamiętasz jak dzielny wojak Szwejk nazwał pewnego oficera rezerwy? Myślę, że opisany przez Ciebie osobnik nie zasługuje na miano pełnej "łajzy". Może "wicełajza" to byłoby lepsze określenie na takich typków.
Życzę powodzenia, potrzebujesz z 8-9 tysięcy głosów, będzie bardzo trudno (chyba że fuksem jak niektórzy z 3 tysiącami), ale ciekawe jak przełoży się blogerska sława w wirtualnym świecie na głosy w realu.
Pozdr.
@krzychoppp
OdpowiedzUsuńProszę uprzejmie. Cała przyjemność po mojej stronie.
@raven59
OdpowiedzUsuńTo właściwie była bardzo zabawna sytuacja. Własnie do stolika podszedł jakiś wariat i zaczął tłumaczyć, że Karol Wojtyła to był Żyd i Niemiec. No i nagle pojawili się ci z TVN-u i zaczęli wszystko filmować. Na to pani, która siedziała ze mną zaczęła na nich krzyczeć, że mają się opamiętać i głosować na PiS, a nie kłamać i pluć na Polskę. W tej sytuacji ja się wepchałem, żeby i ja i jego zagłuszyć i bardzo kulturalnie zacząłem opowiadać, że wyborcy PiS-u są mądrzy i świadomi i patriotyczni i takie tam. Z tego wszystkiego dali tylko to, co widziałeś.
Na szczęście nie pokazali jej ani jego. A więc sukces. Nie?
@JJS
OdpowiedzUsuńTrudno. Walczyć trzeba i tak.
@james
OdpowiedzUsuńOwszem, ciekawe. Osobiście zachowuję zimny spokój.