wtorek, 26 października 2010

Pogromcy mitów - wersja polska

Na naszym blogu pojawił się w dość sympatycznym stylu komentator Obliveon, i korzystając z okazji zadał jego autorowi kilka pytań. Pytania, mimo że oryginalnie pochodzą z rejonów niezbyt godnych polecenia, a w dodatku przez swoją wręcz nudną trywialność, nie zachęcają choćby do lekkiego skupienia, są o tyle warte poważnego potraktowania, że przypomniane zostały przez osobę młodą, uczciwie przyznającą się do niewiedzy, i – jeśli się nie mylę – szczerze poszukującą prawdy. A więc, specjalnie dla Obliveona, z nadzieją, że może przy okazji ktoś jeszcze na tym skorzysta, przedstawiam relację z początków III RP, i proszę ją potraktować, jako blogową wersję gromienia mitów. Mitów złych i głupich.
Najpierw, dla rozjaśnienia przedpola, zmuszony jednak jestem zacytować całość pytań, które za jakimś zamierzchłym komentatorem, skierował do mnie wspomniany Obliveon:
"Autor tekstu z powyższego linku zamiast wypisywać laurki o braciach Kaczyńskich powinien najpierw sprawdzić fakty w źródłach:
1. Lech Kaczyński nigdy nie był przewodniczącym Solidarności - był wiceprzewodniczącym i został nim, bo należał do grona współpracowników Lecha Wałęsy, który był przewodniczącym. Po wyborze na prezydenta Wałęsa zrezygnował, a podczas zjazdu Solidarności Lech Kaczyński przegrał wybory na przewodniczącego z Marianem Krzaklewskim.
2. Wobec stwierdzenie "Wałęsa wiedział, że całe polityczne zaplecze jego prezydentury było w Porozumieniu Centrum i w Solidarności ... bez Kaczyńskich i ich struktur, a więc też i bez Solidarności nie będzie miał po co zaczynać " - TO BZDURA - Wałęsa w 1990 był chodzącą legendą i nie potrzebował braci Kaczyńskich, to zdjęcie z Wałęsą dawało mandat poselski/senatorski w wyborach 1989 roku. O Kaczyńskich wtedy mało kto słyszał.
3. Jarosław Kaczyński nie organizował rządu Mazowieckiego, bo w owym czasie był związany z Wałęsą, a z Mazowieckim nic go nie łączyło. Wręcz przeciwnie, bracia Kaczyńscy wraz Lechem Wałęsą doprowadzili do przyspieszonego upadku rządu Mazowieckiego, zaczynając w 1990 roku tzw. "Wojnę na górze". Wtedy bracia Kaczyńscy stali się publicznie znani w Polsce.
4. "Przez wszystkie kolejne lata, pozostawał Kaczyński wielkim, wybitnym politykiem, zwyciężając regularnie z tymi, którzy ..." - w 1991 Kaczyńscy weszli konflikt ze swoim "dobrodziejem" Lechem Wałęsą, który wywalił ich z kancelarii - zaraz po tym "okazało się że Lech Wałęsa jest agentem 'Bolkiem'" - Jarosław Kaczyński na czele manifestacji palił kukłę Lecha Wałęsy-Bolka. Informacje o Bolku krążyły w Gdańsku od lat 80-tych, ale do momentu wywalenia braci były dla nich "niewiarygodne" i im nie przeszkadzały.”
1. Przyznaję - spieprzyłem. Napisałem, że kiedy Wałęsa prowadził kampanię, Lech Kaczyński był szefem Związku. Prawda była taka, że on był FAKTYCZNYM szefem Związku. Ponieważ Wałęsa był zajęty kampania, Lech Kaczyński - jako wiceprzewodniczący - praktycznie prowadził Związek. Inna sprawa, ze każdy kto ma odrobinę dobrej woli, mógł się domyślić, że moja uwaga o przewodniczeniu Związkowi przez Lecha Kaczyńskiego była niezręcznością, a nie insynuacją. Przecież Wałęsa ani nie został wyrzucony, ani nie miał powodu by rezygnować. To było oczywiste. Natomiast insynuacją jest to, że Kaczyński został wiceprzewodniczącym Związku, bo był "jednym ze współpracowników" Wałęsy. To tam tak nigdy nie działało.
2. To nieprawda, że w 1990 roku o Kaczyńskich "mało kto słyszał". Ten kto obserwował wtedy politykę choćby tak sobie, wie to świetnie. Scena polityczna została na początku roku 90-tego bardzo skutecznie podzielona na dwa obozy – a więc na tzw. obóz rządowy i – znów tak zwany – obóz solidarnościowy, a na jego czele, jako jego polityczna siła, stanęło Porozumienie Centrum pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego. Każdy kto miał choćby drobne pojęcie o tym, co się w Polsce dzieje, wiedział, że to Porozumienie Centrum umożliwiło stworzenie wtedy podstaw polskiego systemu partyjnego. To Porozumienie Centrum – a więc Jarosław Kaczyński – przeszkodziło Systemowi w przejęciu Solidarności, a tym samym w uzyskaniu pełni władzy. To wtedy Jarosław Kaczyński stał się polskim wrogiem publicznym numer jeden.
Oczywiście nie można zapominać o Lechu Wałęsie. On był wtedy niekwestionowanym przywódcą obozu patriotycznego, oczywistą legendą, bohaterem – nawet jeśli ze swoją czarną przeszłością za uszami – i bez niego Polska nie miałaby zwycięskiego kandydata w walce z Systemem. Ale polityczną siłę tego ruchu stanowił Jarosław Kaczyński. I System ten podział musiał szanować. Dziś mało kto to pamięta, ale na przykład ostatnia telewizyjna debata przed wyborami odbyła się między Michnikiem, a Kaczyńskim, i Michnik ją z kretesem przegrał. To byli wówczas autentyczni partnerzy.
Jak mówię, pozycja Wałęsy jako legendy była oczywista i nie do podważenia, natomiast prezydentem nie zostaje się będąc legendą. Mazowiecki miał za sobą w walce o prezydenturę cały aparat państwa i wszystkie jego struktury. Wałęsa mógł liczyć tylko na Solidarność jako Związek, i na polityczne wsparcie w postaci Porozumienia Centrum. Bez Jarosława Kaczyńskiego, nawet gdyby tamte wybory wygrał – a przy lecącym na łeb na szyję poparciu dla Mazowieckiego nie było to wykluczone – byłoby mu znacznie trudniej osiągnąć zwycięstwo. Przypominam, że nawet wtedy, Lech Wałęsa w pierwszej turze nie przekroczył poparcia 40%.
3. Znowu zgubiła mnie marna precyzja. To jest oczywiste, że Jarosław Kaczyński nie organizował rządu Mazowieckiego Ten rząd był organizowany przez System. Natomiast to z całą pewnością Kaczyński prowadził rozmowy na rzecz utworzenia koalicji ZSL-SD-Solidarność i na rzecz tego, by premierem był człowiek z naszej strony, a nie jakiś komuch. Najpewniej Kiszczak. Na co wielu liczyło! I podobnie jak w pierwszym punkcie, przyznaję, że byłem niedokładny, natomiast każdy uczciwy czytelnik wie, że to nie była insynuacja, lecz właśnie brak dokładności. Od pierwszego dnia po powołaniu Tadeusza Mazowieckiego na stanowisko premiera, Jarosław Kaczyński został skutecznie z tego towarzystwa wyeliminowany. Podobnie zresztą jak Wałęsa. Więc nie miał nawet fizycznych możliwości tworzenia rządu. Chodziło wyłącznie o polityczną i intelektualną organizację tych pierwszych miesięcy po ‘okrągłostołowym’ zwycięstwie. I to był Jarosław Kaczyński.
4. Konflikt między Kaczyńskimi i Wałęsą zaczął się od tego, że Lech Wałęsa zatrudnił jako „wiceprezydenta” Mieczysława Wachowskiego, którego postać i historia jest dostępna w szerokiej literaturze, i nie mam powodu, by ją tu przypominać. Wszystko co się działo przez kolejne miesiące było oczywistym i jednoznacznym wynikiem rosnącej pozycji Wachowskiego. Jedyne co Kaczyńscy mogli uczciwie zrobić w tamtym czasie, to po zwycięstwie nie przyjąć oferty Wałęsy i się od niego odciąć, ale tego w tamtych dniach nie zrozumiałby nikt, włącznie ze mną. Każdy kolejny ruch, włącznie z ostatecznym złożeniem dymisji, był jak najbardziej oczywisty. Uwaga o tym, że Wałęsa ich wywalił jest insynuacją. Ale niech będzie – wywalił ich. I co z tego? W świetle dziś już powszechnie znanych wyników badań IPN-u powinien był ich wywalić znacznie wcześniej.
I wreszcie ta kukła, której powinienem poświęcić osobny punkt, ale ponieważ należy do punktu 4, niech taką pozostanie. Demonstracje antywałęsowskie nie rozpoczęły się wraz z odejściem Kaczyńskich z Kancelarii, lecz po obaleniu rządu Jana Olszewskiego i po praktycznym rozpoczęciu autentycznego mordowania opozycji – co nie kto inny jak Jan Maria Rokita określił jako walkę państwa z antypaństwową działalnością opozycji. Demonstracje przeciw Wałęsie stały się częścią polskiego krajobrazu nie wtedy, gdy władzę w Polsce trzymali Lech Wałęsa, Mieczysław Wachowski i rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego, a bracia Kaczyńscy byli tam zaledwie kwiatkami do kożucha, lecz dużo później, kiedy premierem była już Hanna Suchocka, System uznał, że nadszedł odpowiedni moment, żeby sytuację uporządkować, nawet kosztem fizycznej eliminacji niektórych osób. Kukła – i to jest fakt potwierdzony przez historyków – nie została przyniesiona, a następnie spalona, przez organizatorów demonstracji, a tym bardziej nie przez Jarosława Kaczyńskiego, lecz przez jednego z zawsze w takich sytuacjach obecnych prowokatorów. Dziś znana jest nawet jego tożsamość, jako tajnego współpracownika jak najbardziej tajnych służb. To że ta kwestia wciąż wraca w oficjalnych przekazach medialnych jest najbardziej bezczelną bezczelnością.
Czas oczywiście zaciemnia pewne sprawy, ale mam głębokie przekonanie, że nawet jeśli są tu w tej mojej relacji jakieś błędy, to nie mają one wartości kluczowej. To że Jarosław Kaczyński jest politykiem najwyższej i najprawdziwszej miary, jest faktem niepodażalnym. Niemniej, jeśli ktoś coś ma do dodania, zapraszam bardzo.
A nasz nowy komentator Obliveon, mam nadzieję, jest usatysfakcjonowany.

24 komentarze:

  1. L. Wałęsa ma niezaprzeczalny udział we wszystkim, co tu się stało, licząc od sierpnia 1980. Udział w dobrym, w złym i w nijakim. Niewątpliwie jest tego symbolem, choć ja wolałbym trafniejsze określenie „flagą”.

    Na pytanie o podział zasług i błędów między nim a Solidarnością, wskazałbym na kapitana okrętu oznajmiającego po rejsie: „Ja przepłynąłem”. Takie stwierdzenie jest prawdziwe i wcale nie megalomańskie, jeśli kapitan rzeczywiście „stał na mostku”. Jednak, czy znajomość zdarzeń pozwala tak ustalić, gdy chodzi o „naszego kapitana i o nasz okręt”.

    Ani odbił na tym okręcie od brzegu, a dosiadł się z łódki (proszę bez aluzji, kontynuujemy porównania marynistyczne). Tyle o momencie rozpoczęcia strajków.

    Niewątpliwie stanął na mostku, ale raczej jako rzecznik załogi, a potem flotylli. W każdym razie, kurs obierano kolegialnie. Tyle o przebiegu i wyniku strajków oraz o postrajkowym rejsie do grudniowego sztormu.

    Bez jego winy, sztorm zmył go z pokładu na odludną wyspę a pokancerowana załoga sztormowała odtąd sama. Dużo przy tym wysiłku wkładała w sygnalizację do kapitana, aby zapewnić mu przynajmniej taką ochronę przed ludożercami, jaką daje majestat, choćby tytularny.

    Z upływem niedługiego czasu, niosąc krzyż jako galion dziobowy a banderę państwową na rufie, załoga pod prawym salingiem podniosła flagę tego majestatu na znak łączności i tożsamości klubowej. Odtąd płynęli razem, choć na razie symbolicznie razem.

    Po szczęśliwym powrocie na pokład, nasz kapitan odpadł na kurs do portu Reconciliation. Tamtejsze władze byle kogo nie wpuszczały, więc rozpoczął weryfikację załogi, a zwłaszcza nawigatorów. Ci ostatni powinni zresztą zrozumieć swoje miejsce, gdy pańska ręka spoczęła już na kole sterowym.

    W porcie, jak to w porcie. Po stosownej popijawie, kapitan i nowi oficerowie zmustrowali się, a wysłużony okręt zostawili w bocznym basenie portowym. Niech tam rdzewieje już zbędny.

    Ten jednak rozpaść się nie chce. Podobno, od czasu do czasu na rufie prześwituje imię: ORP Purpura, a na dolnych pokładach słychać odgłosy jakiejś pracy. Tymczasem, były kapitan opowiada w porcie, że okręt ma wartość złomu.

    Oczywiście pomnikowego złomu, bo to ON przypłynął, na czym zasługi okrętu się zaczynają i kończą się.

    Puenta? Nie chce mi się.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah
    Bardzo dobrze pamiętam demonstracje pod Belwederem, tym bardziej, że brałam w niej udział. Był to czas wielkiego zawodu i wielkiej wściekłości po obaleniu rządu Olszewskiego, przejęciu władzy w Belwederze przez kapciowego, i rządów dziwacznej, upierdliwej i bezczelnej pary Suchocka-Rokita. Chyba wszyscy uczestnicy demonstracji, a było ich mrowie, to byli ludzie, którzy wcześniej zawierzyli Wałęsie, walczyli o jego prezydenturę i tak bardzo chcieli być z niego dumni.
    Wałęsa wyszedł pod bramę żeby dyskutować, jak to on, i został wygwizdany i wyśmiany. Płonąca kukła była nieco konfudująca, ale co tam, czuło się tę powszechną wspólnotę wściekłości. Kiedyśmy wracali Ujazdowskimi, szedł sobie, jakby na spacerek, Aleksander Małachowski facet, który czuł się autorytetem, chyba z racji długiej brody. Ludzie rzucili się ku niemu i nawymyślali mu, krzycząc: Hańba i tym podobne. Był tak przerażony, jakby się już widział na stryczku. Zaraz potem objawił się głupawo uśmiechnięty Lis, pomykający ku swemu nowemu panu w Belwederze. Tłum na jego widok skandował: Wstydź się Lisie. Myślę, że nigdy tego nie zapomniał i dlatego wkrótce postawił w ślad za Wałęsą na lewą nogę - jakże łaskawą w porównaniu z tą prawą - robiąc film swego życia o Millerze.
    Nie przypominam sobie, żeby wówczas ktokolwiek przypisywał Jarosławowi Kaczyńskiemu udział w organizowaniu tej demonstracji. To jedna z dziś tworzonych legend w ramach przemysłu nienawiści.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah

    Dziękuję za specjalny wpis!
    Pewnie to z mojej winy bo nie dostrzegłem w porę, że nie wszystko się wkleiło i zagubiły się jeszcze punkty 5,6,7. Przekleiłem je nieco później. Są tam w komentarzach w poprzednim wpisie. Ponieważ nie ma sensu aby robić kolejny nowy wpis, może da radę edytować ten albo odpowiedzieć tutaj w komentarzach.
    Co do satysfakcji to jest taka, że utwierdziłem się w przekonaniu, że jest Pan niezbędny, i mam nadzieję, że nie wywieram takim stwierdzeniem większej presji i poczucia odpowiedzialności bo byłoby mi głupio.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uroczyście przystępuję do Pogromców Mitów.

    Choćby w tym skromnym miejscu, ale dla mnie blogu blogów, jest tak, że Toyah wie coś (może nawet bardzo dużo), Marylka wie swoje, podobnie orjan.Zapewne i inni koledzy też mają swoje wspomnienia. I to z pierwszej ręki. Także i ja - z Gdańska i Gdyni.

    I jest bardzo dobrze, że młody człowiek chce znać prawdę o tamtych czasach i że ma wątpliwości, czy to co mu się przedstawia jest wiarygodne i prawdziwe.

    Czas ucieka. Padł IPN. Kogo jeszcze interesuje jak było na prawdę? Kto chciałby zebrać te wszystkie relacje i napisać Historię?

    Za nim będzie za późno.

    Zanim pozostaną tylko mity i fałsz.
    Widzimy bardzo dobrze jak Ministerstwo Propagandy pełną parą pisze swoją Historię. A ma pieniędzy i możliwości milion razy więcej niż skromni Pogromcy Mitów. Jak potrafi, jak magik z kapelusza wyciągnąć choćby panią Krzywonos, aby uczynić ją tygodniową królową. Jak potrafi otwarcie kłamać i kluczyć.
    I potem, wszyscy ci co urodzili się po roku 1970 skąd mają wiedzieć jak było naprawdę. Byli za młodzi, by być świadkami. A ile ich jest obecnie w Polsce 50%, 60% ?

    Twórzmy więc wszyscy źródła, dokumenty pisane, swoje własne obserwacje i wspomnienia. Niech to gdzieś zostanie.

    I to za nim Kosiarz Umysłów zacznie przycinać naszą pamięć. Równiutko przy glebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wydaje mi się, aby Toyah chciał likwidować mity. Pogromca, to ktoś taki, kto wprowadza ład. Terminator to inny zawód.

    Wczoraj długo się zastanawiałem nad pytaniami Obliveon'a. Czy warto? Może to nowy lisek-trollek? Ot, zwyczajne wycofanie się do własnej skorupy, zanim kogoś poznamy bliżej.
    Niemniej, problem, który Obliveon postawił, z pewnością nie należy indywidualnie do niego. Ma raczej wymiar społeczny o rozmiarach wskazywanych przez Jazgdyni. W tym sensie nasz nowy kolega wydał mi się wysłannikiem. A to zupełnie inna sytuacja.

    Podzielam pesymizm Jazgdyni, gdy zauważa niesamowitą niesymetrię rozłożenia środków społecznego informowania, a także środków ustalania, utrwalania prawdy i jej ochrony przed stopniowaniem do "tyż prowdy" i "g. prowdy", by nawiązać tu do góralskich określeń tisznerowskich.

    Ale jest i podstawa optymizmu, bo nie po raz pierwszy musimy zmierzyć się z taką niesymetrią. Jakieś tam doświadczenie historyczne jest! Z niego zaś wynika, że cudze mity najlepiej neutralizuje się mitami własnymi.
    Wypada więc wołać: "mity nasze, codzienne dajcie nam dzisiaj".

    Ale dlaczego wołać o mity, a nie prawdę?
    Otóż, wbrew mitom stręczonym przez obecnych oszustów intelektualnych, mit i prawda, to wcale nie są pojęcia wyłączające się.

    Wg mnie, trafny jest pogląd Eliade Mircei, że mit jest opowieścią, do której nie ma zastosowania dwuwartościowa logika (prawda, albo fałsz!). Istotne jest, aby mit zawierał podstawy wiedzy o faktach, ale istotniejsze jest, aby mit dostarczał narzędzi oceniania postaw u tych którzy mit odczytują. Mit ma mieć w szczególności funkcję moralną; ma wskazywać dobro i zło wywierając wpływ kierowniczy na postawy ludzkie.

    To samo można osiągnąć upowszechnieniem samej gołej prawdy i wiedzy, ale w obiegu masowym to się po prostu nie udaje. Więcej energii idzie na dyskusję, gdzie jest i co jest prawdą (czyż nie tak Obliveonie?).

    Tymczasem z mitami nie dyskutuje się w ogóle. Są, albo ich nie ma. Jeśli jednak są utrwalone, to działają kształtując POJĘCIE prawdy.

    M.in. dlatego, dziwi mnie, że nauczyciele literatury polskiej, wskazując na ową twórczość „dla pokrzepienia serc”, nie tłumaczą uczniom działania tego mechanizmu. H.Sienkiewicz i inni rozumieli go doskonale.

    I w ten sposób wytłumaczyłem się z - być może mało udanej - konwencji mitu przyjętej dla komentarza, który tkwi tu na samej górze.

    Jasno wynika, że to mitowi Lecha W. potrzebne jest powoływanie drobiazgowych faktów i gimnastyczne ich ocenianie. Prawda jest widoczna gołym okiem już na podstawie okoliczności głównych. Te są absolutnie bezsporne, znają je wszyscy. Szczegóły wprowadzają tu tylko bałagan poznawczy i są zbędne.

    Ale prawda z mitem nie wygra, bo to konkurencje z innych boisk. Sama musi przybrać taką postać, wtedy i owszem.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://www.rp.pl/artykul/9133,554428-Kuczynski--Jak-ze-sprawcy-robic-ofiare.html

    Jak to wczoraj w rzepie przeczytalem to się aż zagotowałem.

    Waldus Kuczyński nadaje z Trybuny Ludu:

    "Jak długo PiS, antyustrojowy i wywrotowy, respektuje reguły ustroju, ma prawo działać legalnie, tak jak kiedyś Komunistyczna Partia Włoch czy Francji. Ale tak jak w stosunku do tamtych partii obowiązywała obywatelska czujność, by swoboda działania nie zamieniła się w rządzenie, tak samo taka czujność jest wskazana wobec PiS w Polsce. I o taką czujność, o uwrażliwienie na możliwość powrotu tej partii do władzy i o możliwość powtórki z IV RP, której dwa lata mamy w pamięci, apeluje moja publicystyka.

    Opozycja niebezpieczna

    Wołam o obywatelski, a nie prawny, kordon sanitarny wobec partii, która – w dzisiejszym kształcie i pod obecnym przywództwem – w moim przekonaniu zagraża Polsce i wolności Polaków. Ustawia mnie Wildstein na koniec, pisząc tak: "W III RP – że przypomnę Kuczyńskiego – realna opozycja nie ma prawa bytu". To kłamliwe nadużycie, bo fragment podany jest niczym cytat. "

    Jak bym słyszał przemówienie tow. stalina: "obywatelska czujność wobec reakcji"

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, zapomniałem dodać, że o ile mit musi być ufundowany na pojęciach, czy choćby wyobrażeniach prawdziwych, to tzw. "narracja" takich wymagań nie stawia.

    W odróżnieniu od mitu, narracja jest tylko bajerem. Nie ma celu moralnego, a tylko utylitarny.

    OdpowiedzUsuń
  8. @orjan

    Zgoda, dla symetrii: nasz mit i ich mit.
    Ale dobrze jest mieć gdzieś na półce, albo nawet w sejfie, spisane świadectwa.
    Gdy tego nie ma, sam widzisz jak system łatwo poprzestawia akcenty i nagle to nie Walentynowicz a Krzywonos jest bohaterem Solidarności.

    Do czasów Gutenberga historia była jak zabawa w głuchy telefon. Przekaz ustny, głównie przez wędrujących bardów, minstreli i podróżników bywał nieznośnie zniekształcony.
    Teraz, w XXI wieku podobnie się dzieje z najnowszą historią Polski!
    A nawet jeszcze gorzej, jak choćby te "debeściaki" świadomie puszczone w obieg po Smoleńsku. I one już żyją i długo będą żyły w publicznym obiegu.

    Ja widzę jedno - okupujemy nisze. Nasze przekonania i szczytne ideały są hermetyczne. Jest bardzo małe przełożenie na różne społeczności.
    Nawet księża ostatnio skłaniają się w stronę relatywizmu.

    Tysiąckrotnie tutaj powtarzane pytanie: JAK WYJŚĆ Z TEJ DEFENSYWY?

    OdpowiedzUsuń
  9. @Jazgdyni

    Co do gromadzenia świadectw, to owszem, niech "spisane będą czyny i rozmowy" (Miłosz).

    Same się nie spiszą, tu potrzebne Przesłanie Pana Cogito (Herbert).

    I chyba nie jest tak źle, skoro nachalna narracja o p. Heni nie dostąpiła rangi mitu; ani na chwilę.

    Ale, to ci minstrele, a nie druk nieśli DAWNIEJ pamięć kształtując morały raczej według potrzeb "pod strzechami", niż według zamówień drukarzy, czy dworów. Interesujące jest, jak wielką ich rolę kształtującą Niemców zauważył Paul Johnson w swej Historii Świata po 1917r.

    TERAZ zostali zwabieni czerskimi etatami. Tam produkują pod obstalunek, a pracodawca zabezpieczył się przed konkurencją wmawiając gawiedzi, że "mit, to obciach".

    Zapewne znasz istotę amerykańskiej doktryny obronnej, że zastosowanie przeciw niej dowolnej broni masowego rażenia, uprawnia USA do kontr-zastosowania takiej, jaką akurat ma na takiej samej półce.
    Jest w tym zauważona pewna szersza prawidłowość, że to napastnik pierwszy sięga po kolejne rodzaje broni i niejako dopuszcza wzajemne stosowanie. A nie jest tak?

    Cóż ja poradzę, że na razie nie udaje się. Czasem trzeba robić swoje i czekać. W każdym razie, przekonania i szczytne ideały, to jest może Twierdza (Saint-Exupery), ale nie broń.

    Zebrało mi się na wypisy z literatury.

    OdpowiedzUsuń
  10. @ orjan

    "Czasem trzeba robić swoje i czekać."

    I to mnie wkurza niepomiernie. Mam siebie za człowieka czynu i do tego jestem specjalistą od crisis menagement and risc assestment.
    Czekanie i defensywa to wybitnie nie moje klocki.

    Dodatkowo, studiując Sun Tzu i Clausewitza, przeczytałem, że błędem jest mieszanie defensywy z ofensywą. A to cały czas właśnie PiS czyni.
    Oni,tzn. system, oczywiście mając całą propagandę po swojej stronie, cały czas atakują. I musisz przyznać, robią to dosyć skutecznie.

    Ja już nie wiem, czy doczekamy się jakiegoś przełomu.
    Tylko jakiś kolosalny błąd z ich strony, myślę, może tylko zmienić rozkład sił.

    Ja bym do twego spisu dorzucił jeszcze Gibbona z jego "Zmierzchem i Upadkiem..."

    OdpowiedzUsuń
  11. @Jazgdyni

    A co zamierza zmierzchać i upadać?

    OdpowiedzUsuń
  12. @orjan

    Nasza cywilizacja oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  13. @jazgdyni

    Możliwe, coś mi jednak podpowiada, że największy zmierzch i upadek zaliczą ci, którzy tę cywilizację demontują teraz od środka.

    Marna to pociecha, ale co zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  14. @orjan

    niepoprawny optymista (nie ja)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziękuję Toyahowi za tekst i wszystkim Komentatorom szczególnie orjanowi za "wypisy z literatury" i podtrzymywanie wiary, Marylce za świadectwo spod Belwedru, Innym. Ja chłonę ten przekaz.

    @Toyah
    Ja jestem pobożna, ale teraz już umiarkowanie (istota mojej pobożnośi ogniskuje się w Aktach Strzelistych, które jakoś tak same się rodzą). "Szanuj, choćby rozum stracił" - zgoda. Chodzi o to, że gdy ktoś udowodnił, że potrafi tylko atakować i pasożytować (jak obecne władze) nie masz czasu na uśmiech - musisz być czujny i zawsze przygotowany do samoobrony, bo też "jak siebie samego" (vide Łódź).
    Alkoholik (wszelki "holik") jest dla rodziny kimś takim jak obecnie rządzący dla państwa - pogrom i klęska.
    Pozwalam sobie tu pisać nie wnosząc wiedzy czy analiz (miejsce jest cenne), bo "co cię nie dobije to cię wzmocni". Ja wyrobiłam sobie duuuużą wiarę i dzielę się nią, bo rzeczywistość widzialna nie dostarcza nadziei ("Ja widzę jedno - okupujemy nisze"). I wiem z własnego dośw., że na najgłębszym poziomie jest to walka duchowa i w związku z tym można ją wygrać DUCHOWYMI sposobami.
    Pozdrawiam Wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  16. @orjan (do poprzedniego)

    Jednak oprócz czucia chcę WIEDZIEĆ (taka ambicja) - wtedy mam pełnię. Szczególnie w Mistycznym Ciele dobrze widać to wzajemne uzupełnianie się i ubogacanie otrzymanymi darami - wtedy każdy ma pełnię. Lub jak było w oazowej piosence: "bo nikt nie ma z nas tego co mamy RAZEM, gdy każdy wnosi ze sobą to co ma - NAJLEPSZEGO. Dlatego potrzebujemy siebie wzajem, bracie siostro ręka w rękę z nami idź".

    OdpowiedzUsuń
  17. @Obliveon
    Pytania 5 i 6 nie mają żadnego znaczenia. Kwestia słów. To co było do powiedzenia z kwestii nr 7, powiedziałem w komentarzu pod poprzednią notką.

    OdpowiedzUsuń
  18. @orjan
    Tego nie możemy wiedzieć. Jest jednak duża szansa, że on jest szczery. W końcu naprawdę niewiele trzeba, żeby mieć z głowie mętlik. Moje dzieci na przykład to co wiedzą, wiedzą głównie ode mnie.
    Tak czy inaczej, żadne z tych słów się nie zmarnuje.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Bendix
    Pełna zgoda. Z drobnym wyjątkiem. Tak jak bardzo podoba mi się gdy niektórzy na Jarosława Kaczyńskiego mówią Jaruś, podobnie czuję rozczarowanie czytając, że Waldemar Kuczyński to Walduś. Ten rodzaj retoryki zawsze dowodzi bezradności. A my przecież bezradni nie jesteśmy, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  20. @Toyah
    Nazwiska takich kanalii ciężko mi przechodzą przez gardło (klawiaturę). W zasadzie prawie się zmusiłem żeby je tu przytoczyć. Wczoraj jak to przeczytałem w rzepie (kupuje ją codziennie od paru lat) to się zagotowałem. Puścili to bez zadnego kontr komentarza. W dzisiejszym wydaniu też cisza. Strasznie duszno to wszystko wygląda. Postraszyli ich że rząd rozwiąże spółkę Presspublica i ich zlikwidują więc się przymilają. Nic im to nie da. Wyrok już zapadł dawno temu. Ma nie być wolnych mediów.
    Sami powiedzcie czy demokracja blokuje (tak jak on dowodzi) możliwość zmiany systemu? To dokłądnie wzięte rodem z jedynej słusznej linii jedynej partii świata. Wstrząsające rzeczy drukuje ta nasza rzepa.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. @toyah
    @Obliveon

    Toyahu, ja o tej skorupie na "liska-trolla" napisałem szczerze, choć prowokacyjnie, bo mogłem skorzystać z szansy siedzenia cicho.

    Chciałem zasygnalizować, jak pod powoli gęstniejącą pajęczyną terroru hołoty, budzi się instynkt nieufności do drugiego człowieka. Rzeczywisty poziom ryzyka odbywanych tu bliskich spotkań czwartego stopnia nie ma nic do rzeczy, to instynkt przetrwania.

    Ja, Ty, Toyahu, i pokoleniowo nam podobni wyczucie mamy już nabyte; wcale nie za darmo. Młodsi właśnie sobie zamawiają.

    Ty też je nabędziesz, Obliveonie.
    Nie jest Ci potrzebna lepsza "szkoła", niż uważna obserwacja tego co będzie następować, obojętnie zresztą w którą stronę. Zachowaj dystans, tzn. nie daj się złajdaczyć, wtedy więcej zobaczysz.

    Oh, pardon! "Nie daj się złajdaczyć", to już nawoływanie do nienawiści przecież.

    Znowu ten instynkt!

    OdpowiedzUsuń
  22. @Obliveon

    Nieco literackich, międzypokoleniowych porad:

    "Father:
    It's not time to make a change
    Just relax--take it easy
    You're still young--that's your fault
    There's so much you have to know
    Find a girl, settle down
    If you want, you can marry
    Look at me--I am old
    But I'm happy
    I was once like you are now
    And I know that it's not easy
    To become when you've found
    Something going on
    But take your time--think a lot
    Think of everthing you've got
    For you will still be here tomorrow
    But your dreams may not..."

    http://www.youtube.com/watch?v=Q29YR5-t3gg

    Napisane w "świecie miłości", w rozpaczliwym poszukiwaniu wartości, jeszcze przed przejściem na Islam:

    http://www.youtube.com/watch?v=4cpX1ZjuaiA&feature=related

    Desperacja!

    OdpowiedzUsuń
  23. @Bendix
    Ja kiedyś wysłalem Rzepie jeden z tych tekstów. Bardzo w temacie i zupelnie dobry. Odpisał mi ten ich specjalista od publicystyki, że owszem, tekst dobry i na temat, ale oni mają swoich autorow i nie biorą nic z zewnątrz.
    Widocznie Kuczyński jest ich. Tak samo jak ten bałwan Kucharczyk.
    Co mają komentować?

    OdpowiedzUsuń
  24. @orjan
    Ja myślę, że akurat na blogach - i w ogóle w Sieci - nieufność jest jak najbardziej naturalna. I wskazana.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...