niedziela, 7 czerwca 2020

Rush Limbaugh: Aborcja, czyli o odmowie współpracy


Wczoraj trafiłem na informację, że w Krakowie znaleziono ledwie żywego zalanego krwią kibica Cracovii, czy może Wisły, który wcześniej został zmasakrowany przez grupę uzbrojonych w maczety kibiców Wisły czy może Cracovii. Po rannego przyjechało pogotowie, karetka odwiozła go do szpitala, tam lekarze się nim zaopiekowali, no i kibic dochodzi do siebie. Rzecz natomiast w tym, że kiedy on tylko odzyskał przytomność, oświadczył policji, że nic nie wie, nic nie widział, nic nie pamięta i żeby się od niego odczepić. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że w tej sytuacji najlepiej by było, gdyby oni go natychmiast uwolnili z tych bandaży, odłączyli go od tego, do czego go wcześniej podłączyli i odwieźli go tam, skąd go w pierwszym rzędzie zabrali, i że może napiszę coś na ten temat. Jednak już po chwili uznałem, że zamiast tego przetłumaczę fragment tekstu znanego nam tu Rusha Limbaugh na temat aborcji i to nam naświetli problem może nawet jeszcze lepiej. Warto.    


       Staram się nie angażować w dyskusje na temat aborcji. Rzadko bardzo zdarza się, by one powodowały zmianę jakichkolwiek poglądów. Pojawiłem się jednak ostatnio na pewnym urodzinowym przyjęciu, gdzie posadzono mnie obok pewnej nadzwyczaj inteligentnej, dobrze wykształconej pani, która od razu dała mi do zrozumienia, że ma ze mną do omówienia parę kwestii. Chodziło o aborcję. Od samego początku naszej rozmowy ustawiła mnie kobieta ta w pozycji stereotypowego broniącego życia szaleńca, co naturalnie dla niej oznaczało nietolerancyjną, pozbawioną podstawowej wrażliwości męską szowinistyczną świnię, która swoją wolę pragnie narzucić zarówno jej, jak i wszystkim innym kobietom. Gdy owa pani zarzuciła mi, że jedyny powód dla którego jestem za życiem, to ten, że ograniczenie prawa do aborcji uczyni łatwiejszym pozbawienie kobiet dominującej roli w społeczeństwie, poczułem się zmuszony do tego by się bronić. Odpowiedziałem jej więc, że moje poglądy nie mają z tym nic wspólnego, co zresztą jest absolutną prawdą. Jest wręcz tak, że ona przedstawiła swoją ocenę kompletnie fałszywie. Prawda bowiem wygląda zupełnie odwrotnie. To właśnie walczące feministki występują przeciwko życiu, bo to im otwiera drogę do uzyskania dominacji nad mężczyznami. I wierzcie mi, dla nich to jest niczym innym jak walką o władzę właśnie. One w gruncie rzeczy próbują  narzucić swoją wolę reszcie społeczeństwa, a zwłaszcza mężczyznom. Nie muszę tu wspominać, że moje argumenty nie zrobiły na mojej rozmówczyni szczególnego wrażenia. Na kwestię aborcji nadal patrzyła tak jak większość feministek.
      Nie wiem oczywiście, czy kobieta z którą rozmawiałem tego wieczoru podczas kolacji, kiedykolwiek w swoim życiu przerwała ciążę, czy nie. To w żaden sposób nie jest moja sprawa. Jednak jeśli rzeczywiście tak było, jestem pewien, że ona ani przez moment nie pomyślała, że swoim gestem wyrządza krzywdę społeczeństwu jako całości. A prawda jest taka, że jeśli pomnożymy jedną aborcję przez 1,5 miliona, a następnie uzyskaną liczbę pomnożymy przez 20 lat, czyli okres gdy aborcja w Stanach Zjednoczonych jest legalna, otrzymamy zapierającą dech w piersi liczbę 30 milionów. To właśnie stale rosnąca rok po roku liczba zamordowanych dzieci sprawiła, że pod koniec lat 70. George Bush zdecydował się zmienić swoje stanowisko w tej kwestii. Powiedział on wówczas, że jest przekonany iż tak ogromna liczba zabiegów przerywania ciąży przyczynia się do powszechnego upadku moralnych standardów w amerykańskim społeczeństwie.
      Nie kwestionując w żadnym wypadku wszelkich praw oraz przywilejów, jakimi cieszą się Amerykanie, powstaje pytanie, jak można było doprowadzić do tego, by pozwolić ludziom na arbitralnie podjętą rezygnację z tej części obywatelskiej odpowiedzialności, jaką stanowi obowiązek ochrony życia? A nie możemy nie przyznać, że niektóre z naszych ludzkich zachowań społeczeństwo jako całość odczuwa i owe zachowania akurat powinny podlegać pewnym regulacjom. W przeciwnym wypadku, wszystko co uczynimy, wielokrotnie pomnożone, może doprowadzić do zniszczenia tego co tworzy państwo i naród.
       Spójrzmy na problem handlu narkotykami. Są ludzie którzy twierdzą, że powinniśmy zalegalizować  kokainę oraz heroinę. W ten sposób ów proceder przestałby być traktowany jak przestępstwo, a tym samym skończyłaby się związana z tym przemoc. Poza tym przecież, ludzie szukający przyjemności w narkotykach będą dalej robić to co robią, niezależnie od tego, czy ich zachowanie zostanie określone jako przestępcze, czy nie. Prawda jest jednak taka, że to iż ludzie zawsze będą łamać prawo, w żaden sposób nie stanowi argumentu za jego likwidacją. Gdyby się na to zgodzić, państwo musiałoby usankcjonować, a wręcz zacząć promować zachowania, które ze społecznego punktu widzenia są w sposób oczywisty szkodliwe. Ten sposób myślenia przypomina nadzwyczaj ostatnio modną politykę polegającą na darmowej dystrybucji prezerwatyw w szkołach i więzieniach. W ten bowiem sposób wysyłamy do społeczeństwa wiadomość, że zachowanie, które do tego w pierwszej kolejności doprowadziło jest okay, a ów pogląd oparty  jest na fałszywym przekonaniu, że ludzie tak czy inaczej będą bez opamiętania kopulować. Skoro tak więc jest, to możemy ów sposób rozumowania doprowadzić do jak najbardziej logicznej konkluzji: jedynym powodem dla którego prawo jest łamane, jest owego prawa istnienie. Ludzie będą łamać prawo tak czy inaczej.  Będą kraść, rabować i zabijać. Jedynym więc rozwiązaniem jest likwidacja pojęcia prawa, a przy okazji pozbycie się policji. Tym sposobem doprowadzimy do likwidacji przestępczości.
     Rzecz jednak polega na tym, że pojęcie dobra i zła, oraz tak zwanej podstawowej przyzwoitości musi być zachowane i stale pielęgnowane. A osiągnąć to możemy jedynie przez objęcie naszych zachowań pewnymi konkretnymi ograniczeniami, określane przez nasze prawo, które wyrasta z odwiecznych zasad moralnych, bez których żadne społeczeństwo nie jest w stanie funkcjonować.
        Łatwo jest powiedzieć, że jeśli ktoś zdecyduje się wstrzyknąć sobie heroinę, jedyną osobą, jakiej on szkodzi jest on sam.  To jednak jest oczywistą nieprawdą. W momencie gdy ktoś przystaje być odpowiedzialnym człowiekiem, i staje się bezwartościowym obywatelem, tym samym, pośrednio, czy bezpośrednio, sprawia kłopot każdemu, kto w pewnym momencie uznał, że jest odpowiedzialną częścią społeczeństwa. Narkomani niszczą swoje rodziny, a finansowane przez państwo ośrodki, w sytuacji gdy oni sami znajdą się w sytuacji bez pomocy, muszą się troszczyć o ich kondycję. Dodatkowo, wielu z nich, już jako osoby niepełnosprawne, będzie będzie musiało liczyć na finansową pomoc państwa.
      Jeśli zatem zalegalizujemy to zło, nasz społeczny sprzeciw wobec takich przestępstw jak morderstwo, również ulegnie erozji. Niszczenie moralnej tkanki społecznej stanowi bowiem proces stopniowy i wyjątkowo podstępny. Przychodzi on do nas niemal niezauważalnie. Kiedyś dzieci na podwórkach bawiły się plastikowymi rewolwerami i nożami. Dziś wychodząc do szkoły nastolatkowie pakują do plecaka prawdziwy pistolet i prawdziwy nóż. Dziś dziecko zabija inne dziecko, tylko dlatego, że tamto szturchnęło je w przejściu. Ludzkie życie przestało się liczyć. A legalna aborcja odegrała tu swoją rolę i to jest bardzo dobry powód, byśmy ją potraktowali jako niebezpiecznego intruza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...