piątek, 3 czerwca 2016

Zyta Gilowska, czyli milczenie, które zabija

Jutro rozpoczynają się w Bytomiu Targi Polskiej Książki i wymyśliłem sobie, że przez weekend nie będę nic pisał. Od poniedziałku wznawiamy publikację wszystkich listów śp. prof. Zyty Gilowskiej, a dziś mamy kolejny już felieton dla „Warszawskiej Gazety”. Oczywiście w temacie. Polecam.

Nie planowałem już wracać wspomnieniami do zmarłej nam niedawno profesor Zyty Gilowskiej, jednak wygląda na to, że są kwestie, których jeśli my nie załatwimy, nie zrobi tego za nas nikt. Otóż rzecz w tym, że, jak pewnie część z nas wie, a niektórzy mieli okazję oglądać to na własne oczy, pogrzeb Gilowskiej był wydarzeniem, jakich w ostatnim 25-leciu nie mieliśmy zbyt często okazji oglądać. Do Świdnika przybyli Prezydent, Premier, Marszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie i – last but not least – prezes Jarosław Kaczyński. Prezydent i Prezes wygłosili niezwykle uroczyste przemówienia, następnie trumna z ciałem Zmarłej została przeniesiona przez miasto w uroczystym orszaku na cmentarz, nad grobem rozległa się salwa honorowa… a my wszyscy zostaliśmy z naszymi biednymi myślami: kimże Ona była, że tyle wokół Jej śmierci szumu? Ministrem, którego większość z nas nawet nie pamięta? Czyż to Ona jedna? No a do tego dochodzi jeszcze tak bardzo powszechna opinia, że Gilowska to tak naprawdę nikt więcej, jak jakiś marny rozbitek z szalupy pod nazwą „Platforma Obywatelska”, zimny liberał, który przeżył ten czas tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński w pewnym momencie poczuł do Niej niezrozumiałą słabość.
Proszę więc sobie wyobrazić, że choć osobiście spotkałem się z nią tylko raz, z Zytą Gilowską byłem na tyle zaprzyjaźniony, że przez pełne trzy lata korespondowaliśmy ze sobą i to na poziomie wybitnie osobistym. Czytała mojego bloga, kupowała książki, wspierała, kiedy władza Platformy Obywatelskiej wyrzuciła mnie z pracy, kibicowała w doli i niedoli, no i pisała, pisała i pisała. Otóż prawda jest taka, że ona była osobą w najmniejszym stopniu nie przypominającą tego kogoś, kogo nam przedstawiała medialna propaganda. Zyta Gilowska była przede wszystkim osobą niezwykle religijną, wręcz zanurzoną w Bogu, jej wrażliwość na biedę i krzywdę zwykłych ludzi wręcz porażała, troska o Europę i o nasze w niej miejsce najwyższa, a niechęć, jaką czuła do ludzi Platformy Obywatelskiej być może najlepiej wyrażało zdanie z jednego z listów: „Nie wolno tylko jednego – napisać czego ja im życzę. To jest życzenie sekretne”.
Od ponad już tygodnia na swoim blogu publikuję te listy. Tak piękne i głębokie, tak zaskakująco mądre, no i, co ważne, napisane na najwyższym publicystycznym poziomie… i okazuje się, że świat ich nie zauważył. Mówię o listach, które stanowią nieoceniony komentarz do polskich wydarzeń ostatnich lat i odkrywają takie tajemnice, jak dlaczego nie powstał słynny POPiS, dlaczego Jarosław Kaczyński wyrzucił Bronisława Wildsteina z TVP, czy ta już najbardziej osobista, czemu ona zachorowała tak ciężko, że musiała umrzeć. I nic. Cisza. Pełny bojkot. Z tego co wiem, ja publikuję te listy na blogu, a media w Polsce – jedne i drugie – nabrały wody w usta. Jedne ze względu na Zytę Gilowską, drugie ze względu na mnie.
Przyznaję, że tamtych akurat rozumiem.

Coryllus pisze o tym już od tygodni, a ja tylko przypomnę tym, którzy jakimś cudem nie wiedzą, że już jutro i pojutrze w Bytomskim Centrum Kultury na Placu Karin Stanek (tak, tak!) odbędą się Targi Polskiej Książki, gdzie będziemy i on i ja od początku do samego końca. Zapraszam gorąco. Informacja tutaj: http://www.becek.pl/program/event,412,bytomskie_targi_polskiej_ksiazki.
Kto do Bytomia ma zbyt daleko, może kupować moje książki w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...