poniedziałek, 2 grudnia 2013

O targach, Coryllusie i o nas

Dwie rzeczy, jak idzie o mój wyjazd na warszawskie targi książki historycznej, miały dla mnie znaczenie na poziomie bardziej perspektywicznym. Przede wszystkim pewien bardzo zaprzyjaźniony czytelnik powiedział mi, że od czasu, jak zacząłem prowadzić dwa – w dużym stopniu osobne – blogi, on akurat odczuł tę zmianę, jako coś znacznie mniej wygodnego. Rzecz w tym mianowicie, że on już nie czuje tego komfortu, że kiedy wpisze adres toyah.pl, znajdzie to, czego szuka, i że się nie okaże, że tam akurat nie ma nic nowego, a on będzie zmuszony wchodzić na Salon24 w nadziei, że może tam znajdzie mój tekst. No i odwrotnie niekiedy też. I to jest dla niego kłopot.
I powiem szczerze, że ja tę skargę zrozumiałem i przyjąłem. W związku z tym podjąłem decyzję, że od dziś blog w Salonie24 będzie funkcjonował, jako miejsce, gdzie umieszczane będą wyłącznie wybrane teksty z toyah.pl. W ten sposób, toyah.pl wraca do swojej oryginalnej funkcji. Mojego wyłącznego bloga. I to jest sprawa pierwsza.
Druga nauka, jaką zdobyłem przez te w sumie dwa dni, jest taka, że już wiem, jaka będzie następna książka. Otóż w pewnym momencie pojawił się na naszym stoisku czytelnik i zadał mi pytanie o kolejny właśnie projekt. Na to ja mu odpowiedziałem, że w następnej kolejności chciałbym wydać ściśle określone tematycznie felietony z okresu po-smoleńskiego, tyle że nie zgadza się na to mój wydawca, czyli Gabriel. No i wtedy to właśnie padła propozycja, bym, w oparciu o własne doświadczenia, napisał książkę o języku angielskim i o jego nauczaniu. I w tym momencie zarówno ja jak i Gabriel najpierw znieruchomieliśmy, a potem, niemal w jednej chwili wymyśliliśmy pewien niezwykły projekt, i ja już go zapowiadam na kolejny rok.
A teraz już o samych targach. Przede wszystkim doskonale wręcz sprawdziła się już jakiś czas temu przedstawiona przez Gabriela teza o tym, że prawdziwy handel prowadzić można tylko w przestrzeni zwanej „długim targiem”. Arkady pod Zamkiem były zorganizowane w ten sposób, że czytelnik wchodził głównym wejściem, następnie kierował się w lewo, lub w prawo, dochodził do końca, przechodził na drugą stronę, dochodził do punktu początkowego i z kupionymi książkami wracał do domu. Podczas targów w Nowej Hucie, ja miałem nieustanne wrażenie, że ludzie, którzy tam się pojawili, po pierwszych dziesięciu minutach nie marzą już o niczym innym, jak tylko o tym, by znaleźć wyjście. Sam pisałem o tym na swoim blogu. Moja pierwsza obserwacja, jak idzie o targi w Krakowie, czy wcześniej na Stadionie Narodowym, czy jeszcze wcześniej w Katowicach, była taka, że ludzie nie zwracali uwagi na nic, poza tym, co i tak już wcześniej sobie zaplanowali obejrzeć. Przedwczoraj przy naszym stoisku w Arkadach zatrzymywali się niemal wszyscy, i to wcale niekoniecznie po to, żeby kupić naszą książkę. Nawet młody Wildstein się zatrzymał i sobie czytał „Elementarz”. Kupił? Oczywiście, że nie. Rzecz natomiast w tym, że znalazł na to, by przystanąć czas, no i miejsce.
No i teraz rzecz najważniejsza. Byłem tam całą sobotę i kawałek piątku. I, powiem szczerze, że mimo iż zawsze wiedziałem, że pozycja, jaką Gabriel Maciejewski zajmuje na naszym rynku książki jest mocna i coraz mocniejsza, tego co tam zobaczyłem, się nie spodziewałem. On najzwyczajniej w świecie ukradł te targi. On te targi ukradł, nawet jeśli porównamy to, co się tam działo, do występu Cejrowskiego w Nowej Hucie. Cejrowski bowiem głównie podpisywał książki, zeszyty, pamiętniki i pojedyncze kartki, no i pozował do zdjęć, natomiast Gabriel sprzedawał, sprzedawał i sprzedawał. Nie wiem, przyznam, jak wyglądała sytuacja na stoiskach sąsiednich, pomijając sąsiedztwo najbliższe, jak idzie jednak o Gabriela, on cały czas sprzedawał. No i rozmawiał z czytelnikami. No i znów sprzedawał. Ja w pewnym momencie poczułem się, jakby mnie tam w ogóle równie dobrze mogło nie być.
Gabriel Maciejewski – autor czterech „Baśni”, plus kilku pomniejszych projektów, najwybitniejszy polski autor. Całkowicie niezależny, zbojkotowany przez System i przez media, zdany wyłącznie na siebie i swój talent autor. Z tego, co wiedziałem w minioną sobotę, on te targi po prostu przejął dla siebie. Wśród tych wszystkich wydawnictw głównego nurtu, tych autorów, tych tytułów, on nawet nie znalazł chwili, żeby usiąść i trochę odpocząć.
A na stoisku oznaczonym nazwą Coryllus, były jego książki i moje. I to była niemal cała oferta. I muszę tu dziś przyznać, że czuję się zaszczycony.
W najbliższą sobotę mam swoje spotkanie autorskie w Częstochowie w Księgarni „Latarnik”. W niedzielę z Gabrielem podpisujemy książki we Wrocławiu. Później jeszcze mamy wspólne spotkanie u Franciszkanów w katowickich Panewnikach, i w ten sposób, dla mnie przynajmniej, kończy się ten dobry rok. Zapraszam.

Tradycyjnie, wszystkich, którzy lubią tu przychodzić i czytać te słowa i zdania, proszę o wsparcie na podany obok numer konta. Dziękuję.





3 komentarze:

  1. Szalenie sie ciesze, z sukcesu na targach i zycze ich wiecej i wiecej... Nalezy sie wam, Panowie!
    Uwazam tez, ze projekt o nauce angielskiego jest swietny (prosze podzeikowac panskiemu czytelnikowy - pomyslodacy teamtu). Prosimy tez o wiecej ksiazek z panskim przemysleniami. Dla mnie sa one bardzo inspirujace i nie ukrywam czesto sa wyzwaniem - trzeba sie wciaz doksztalcac. Pewnie zabrzmi to plasko, ale ja naprawde dziekuje za otwieranie nam oczu.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah
    Z tego całego targowego zamieszania zapomniałem poprosić Cię o autograf na Twojej najnowszej książce.
    Ale myślę, że jest to do nadrobienia, poproszę Coryllusa o pośrednictwo.
    Tymczasem moja skrótowa relacja "targowa":

    Sobota, dochodzi godz.: 15.00, wchodzę na Targi Książki Historycznej, nie tracę czasu, kieruję się na stoisko Coryllus'a i Toyaha'a, po drodze mijam jednego z braci Karnowskich, wreszcie jestem u celu, powitanie jak widać sympatyczne, panowie mają krótką chwilę wytchnienia...:
    http://youtu.be/DKSKu-UVt1M

    PS. Niestety ni mam wiedzy jak wklejać tu film z YT

    OdpowiedzUsuń
  3. Zobacz to:
    http://www.gloria.tv/?media=532395
    Widać już w tym oznaki Apokalipsy.
    Tak będzie i u nas, namiastki już były.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...