piątek, 17 września 2010

Jan Tyrawa - Homilia

Don Paddington, w swoim niezwykłym komentarzu, który zamieściłem dziś przed południem, zwrócił uwagę na kazanie ordynariusza bydgoskiego ks. bp. Jana Tyrawy którą ten wygłosił w sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu w czasie V Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja, 2 września 2010 r. Ci którzy są przekonani, że radio ma ryja, a Ojciec Dyrektor nazywa się Rydzyk, a nie Zięba, oczywiście mogą zająć się czymkolwiek innym. Ci natomiast których irytuje to, ze zamiast pisać kolejny tekst, oddaję na pewien czas ten blog wybranym księżom i biskupom, niech sobie dla przykładu poczytają tekst o nawiedzeniu, zamieszczony tu ledwo co wczoraj. Skoro im się dotychczas nie chciało, dziś będą mieli jak znalazł. Resztę gorąco zachęcam.
Pierwszy czwartek miesiąca września gromadzi nas na Eucharystii w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Ten dzień został obrany jako pielgrzymkowy słuchaczy Radia Maryja i Telewizji Trwam. Hasło tej pielgrzymki to: "Błogosławiony Jerzy Popiełuszko obrońcą życia poczętego - Kto broni człowieka poczętego, będzie bronił każdego". Sądzę, że dla ważności tego tematu dobrze będzie nakreślić współczesne jego tło, które czyni go ciągle aktualnym i koniecznym. To właśnie tło stwarza nowe zagrożenia i domaga się nowych przemyśleń, aby je obnażyć i im zaradzić.
Kardynał Joseph Ratzinger w przeddzień wyboru na Papieża zauważył coś, nad czym nie wolno nam przejść obojętnie: "Wyznawanie jasno określonej wiary, zgodnie z Credo Kościoła, jest często określane jako fundamentalizm. Natomiast relatywizm, to znaczy poddawanie się 'każdemu powiewowi nauki', jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki". W komentarzu do tej uwagi napisano: "Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim - instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie - wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra. Do tego momentu właśnie doszliśmy. Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu antydekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego". I dalej: "Dyktatura relatywizmu to w swych ostatecznych konsekwencjach odrzucenie światła rozumu i wzgardzenie łaską Bożą. Po drodze rezygnuje się z wiary i praw Boskich, potem praw wpisanych w ludzką naturę, by wreszcie pozbyć się samej filozofii, która stawia pytania o prawdę i sens bytu. Tak rodzi się na naszych oczach największy w historii totalitaryzm ze swym podstawowym zakazem stawiania pytań".
Wyrazem owej dyktatury jest między innymi sprawa krzyża. Mam tu na myśli nie tylko krzyż spod Pałacu Prezydenckiego i wszystko to, co mu towarzyszy, lecz również to, co go poprzedza w świetle sentencji Trybunału ze Strasburga. Trybunał nakazał zdjąć krzyż ze ścian w szkole we Włoszech po zaskarżeniu jego obecności w miejscu publicznym przez emigrantkę z Finlandii, która nie umiała dostrzec, że ten sam krzyż widnieje na jej ojczystej fladze narodowej. Po tym zaskarżeniu odezwały się podobne głosy także w Polsce, a nawet proces w sądzie już rozstrzygnięty. Wiele rządów europejskich wypowiedziało się za pozostawieniem krzyży w szkołach. Rząd Polski jak dotąd tego nie uczynił. Wnosi się postulat usunięcia krzyża ze ścian w miejscach publicznych czy w ogóle z przestrzeni publicznej, właśnie dlatego, że są to miejsca publiczne i że urąga to zasadzie rozdziału państwa od Kościoła. Stwierdza się wprost, że krzyż znajduje się tam wbrew prawu, bezprawnie, że państwo ma być światopoglądowo neutralne. Przy tej okazji zauważmy, że rozumienie przestrzeni publicznej, w której miałoby nie być miejsca na krzyż, rozszerza się na sprawę obecności religii w szkole, uczestnictwo w uroczystościach państwowych i w ogóle obecność symboliki religijnej. Dodajmy na marginesie, że w ostatnim czasie zdjęto krzyż z Rysów, gdzie postawili go GOPR-owcy w stulecie swojej organizacji dla upamiętnienia tych, którzy w górach zostali na zawsze.
Przypatrzmy się temu bliżej. Po raz pierwszy zasadę rozdziału państwa od Kościoła postawiła rewolucja francuska. Uczyniła to jednak w bardzo dwuznaczny i niebezpieczny sposób. Kościół oddzielony od państwa został wyeliminowany ze sfery publicznej. Pozostało w niej samo państwo, które rzekomo nie grzeszy, którego nikt nie ma już prawa upomnieć w jego grzechu. Takie państwo dokonuje rzezi chłopów w Wandei bez żadnych dla niego konsekwencji. Zasadę rozdziału państwa od Kościoła głosi jednak także sam Kościół. Rozumie ją jednak całkowicie inaczej. Państwo i Kościół są dwiema niezależnymi i autonomicznymi instytucjami, nawzajem się uzupełniającymi. To Kościół dostarcza wartości, które wypełniają demokrację, aby nie przerodziła się w kolejny totalitaryzm. Czy obecność krzyża w szkole, urzędzie, szerzej - w przestrzeni publicznej, łamie ową zasadę? Przecież szkoła czy jakikolwiek urząd są instytucjami państwowymi, gdzie państwo mianuje urzędników, określa zadania i programy, przeprowadza kontrole. W Sejmie ustanawia prawo, uchwala programy polityczne i ekonomiczne. Wszystko to dzieje się bez bezpośredniego udziału Kościoła. To nie Kościół podnosi podatki. Kościół mówi jednak, że ich niepłacenie jest niemoralne. Katechetę wizytuje dyrektor szkoły i urzędnik z kuratorium. Jeśli chce uzyskać kolejny stopień awansu zawodowego, musi się podporządkować przepisom państwowym.
Za postulatem usunięcia krzyża z przestrzeni publicznej stoi w rzeczywistości nie egzekwowanie rozdziału państwa od Kościoła, lecz próba rozdziału społeczeństwa od religii. Tego rozdziału społeczeństwa i religii dokonać się nie da. Swoistym dowodem na to jest fakt, że usunięcie krzyża, usunięcie jednego symbolu religijnego, tworzy automatycznie drugi symbol religijny czy antyreligijny - pustą przestrzeń. Ta pustka w przestrzeni publicznej staje się religijnym symbolem m.in. owej dyktatury relatywizmu, o czym mówiliśmy wcześniej. Staje się symbolem ateizmu. Czyż większość wypowiedzi domagających się jego usunięcia nie jest tego właśnie ducha? Tymczasem krzyż w przestrzeni publicznej umieściło społeczeństwo, a nie państwo, które jest na służbie społeczeństwa i tkwi w niej od tysiąca lat, a zatem w imię jakiej racji ma być zdjęty? Warto przy tej okazji przypomnieć słowa Jana Pawła II: "Postulat neutralności światopoglądowej jest słuszny głównie w tym zakresie, że państwo powinno chronić wolność sumienia i wyznania wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię i światopogląd oni wyznają. Ale postulat, ażeby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego ze światopoglądową neutralnością" (Lubaczów, 3 czerwca 1991 r.). Do tej pustej przestrzeni jeszcze powrócimy.
Czym jest sam wyrok sądowy nakazujący usunięcie krzyża czy ogłaszanie, że tkwi bezprawnie, wbrew prawu? Należy tu widzieć bardzo niebezpieczną tendencję - zredukowanie całego życia społecznego do prawa. Prawa, które jest najniższą płaszczyzną życia społecznego, najbardziej grubiańską i prymitywną. Powyżej niego plasuje się moralność, kultura, smak, zwyczaj, religia, które są przecież bardziej subtelne niż prawo. Kiedy wszystko zredukowane jest do prawa, kiedy prawo ma o wszystkim decydować, w rzeczywistości unieważnia wszystkie pozostałe płaszczyzny, po prostu je niszczy. Prawo, które niszczy kulturę, unieważniając ją, niszczy też kulturę prawną. Niszczy elity odpowiedzialne za te sfery. Czy o pięknie muzyki może decydować ktoś, kto w ogóle nie ma słuchu? Tymczasem o sztuce nie decydują elity, tylko sędzia, który nie umie rozróżnić, co jest prawdziwą sztuką, a co skandalem - bo skąd to ma umieć? To sędzia ma decydować o tym, która z naukowych książek ma się ukazać, a która nie. W ten sposób jednoosobowy sędzia czy nawet wieloosobowy zespół staje się nieformalnym organem ustawodawczym, wprowadza nowe prawo i jako organ ustawodawczy czyni zbędnymi pozostałe właściwe organa. Dokładnie w taki właśnie sposób, wyrokiem sądu, w Stanach Zjednoczonych wprowadzona została aborcja. Dzisiaj na naszych oczach wprowadza się prawo, w myśl którego związki homoseksualne są małżeństwami. I tak prywatny pogląd sędziego, nawet wielce niemoralny, staje się publicznym prawem.
Doskonałym przykładem może być także wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie pani Alicji Tysiąc, o którym to wyroku Javier Borrego, sędzia tegoż Trybunału, zgłaszający votum separatum do tegoż wyroku, napisał: "Trybunał zdecydował, że istota ludzka urodziła się ze względu na naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zgodnie z tym rozumowaniem, jest w Polsce dziecko, które ma sześć lat, którego prawo do urodzenia jest w sprzeczności z Konwencją. Nigdy nie sądziłem, że Konwencja mogłaby zajść tak daleko, i uważam, że to przerażające".
Odwoływanie się do prawa, którego treścią miałby być rozdział państwa od Kościoła, też jest nieuzasadnione. Podstawą miałaby być Konstytucja, która jednakże stwierdza, co następuje: "Kościoły i inne związki są równouprawnione. (...) Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniają swobodę ich wyrażania w życiu publicznym". Nie mówi się o rozdziale państwa od Kościoła, ale o bezstronności. Bezstronność państwa wzmacniana jest klauzulą wolności sumienia. Władze państwowe i publiczne "gwarantują swobodę uzewnętrzniania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych w życiu publicznym". Oczywiście odwoływanie się do sumienia w konsekwencji - co bardzo istotne - niesie w sobie wezwanie do odpowiedzialności tak jednej, jak i drugiej strony. Nie możemy o tym zapomnieć.
Usunięcie krzyża, symbolu religijnego, tworzy inny symbol religijny: pustą przestrzeń społeczną. Czyż już raz nie mieliśmy pustej przestrzeni społecznej, wolnej od krzyża? A czymże był w rzeczywistości wiek XX, realizujący swoją ideologię w dwóch zbrodniczych systemach totalitarnych, począwszy od haseł rzuconych przez Komunę Paryską? Cały wiek wydaje się czasem dostatecznie długim, aby można było zweryfikować prawdziwość rzuconych haseł, tym bardziej że całe państwo ze wszystkimi swoimi organami i całą potęgą militarną było zaangażowane w ich realizację. Co się zrodziło z tej pustej przestrzeni społecznej? Czyż nie jedno z największych ludobójstw, jakiego świat do tej pory nie znał? Poznał dopiero w wieku XX.
W tym miejscu - w naszej refleksji nad tym problemem - chciałbym odwołać się do Leszka Kołakowskiego. Do końca życia nie przystąpił do Kościoła katolickiego, nie przyjął chrztu, a w młodości nawet zwalczał Kościół. Wolno zatem powiedzieć, że wszystko, co na temat wiary mówił, nie było czynione z perspektywy Kościoła katolickiego, lecz na podstawie własnych przemyśleń i wnioskowania. Jest to ważne, bowiem dziś każda uwaga, nawet najbardziej słuszna, czyniona przez wierzącego deprecjonowana jest zarzutem konfesyjności i rzekomo nie może obowiązywać niewierzącego. Ciekawe, że do dzisiaj we Francji trzeci tom zasadniczego jego dzieła "Główne nurty marksizmu" nie został wydany. Sprzeciwiła się temu Nowa Lewica. Jestem ciekawy, czy nowa lewica w Polsce przeczytała ten tom, a tak mocno nawołuje do dialogu.
Właśnie pustka najpełniej charakteryzuje miniony okres. Pustka, której pierwszym źródłem stał się brak konkretnych wartości w imię tolerancji i otwartości. Czy jednak otwartość może być "neutralna aksjologicznie"? Czy oznacza bezkrytyczne otwarcie na wszystkie poglądy i pociąga za sobą zgodę na każde stanowisko? Nie. I właśnie dlatego Leszek Kołakowski z całym przekonaniem mógł stwierdzić: "Ludzkość nigdy nie wyzbędzie się potrzeby identyfikacji w kategoriach religijnych: kim jestem, skąd się wziąłem, gdzie jest moje miejsce, dlaczego mogę wybierać, jaki sens ma moje życie, jak stawić czoło śmierci? Religia jest kluczowym aspektem ludzkiej kultury. Potrzeb religijnych nie da się z kultury ekskomunikować za pomocą racjonalistycznych zaklęć. Nie samym rozumem człowiek żyje". I jeszcze jedna uwaga: "Wraz z zanikiem świętości pojawia się jedno z najgroźniejszych złudzeń naszej cywilizacji: że ludzkie życie można poddać nieograniczonym przemianom, że społeczeństwo jest 'zasadniczo' bytem nieskończenie plastycznym i że kwestionowanie tej plastyczności i tej doskonałości oznacza kwestionowanie całkowitej autonomii człowieka, a tym samym kwestionowanie wartości samego człowieka".
Zakwestionowanie religii i zakwestionowanie "świętości" - przez co rozumieć należy wewnętrzną pracę człowieka nad samym sobą i jego doskonalenie duchowe - dokonało się w imię nauki. Wszystko miało być naukowe. Naukowe miało być pojęcie dyktatury proletariatu. Naukowy miał być światopogląd. I nie to okazało się najgroźniejsze. Owa pustka okazała się "wielką fantazją" nie dlatego, że obiecywała lepsze życie, ale dlatego, że odwoływała się do niezbywalnych duchowych pragnień człowieka i łudziła ich spełnienie - bez krzyża! W tym sensie marksizm pełnił "istotne funkcje religijne i skuteczność jego ma religijny charakter. Dostarczał ślepej ufności co do wspaniałego świata, którego oczekuje ludzkość tuż za rogiem". I tak pusta przestrzeń po zdjętym krzyżu okazała się religijnym symbolem minionej epoki. Mało tego, jak zauważono, w imię owego religijnego symbolu odwołano się w ostateczności do tkwiącego w ludziach łajdactwa. W imię symbolu pustej przestrzeni społecznej. Jakie są szanse jego przezwyciężenia?
Współczesny człowiek coraz bardziej stara się wypełnić tę pustkę właśnie prawem, często byle jakim. Czyni to także za pomocą techniki. Przez to staje się jednak jeszcze bardziej zagrożony egzystencjalną pustką. Zauroczenie technologią sprawia, że całość ludzkiej egzystencji sprowadzona zostaje do techniki i konsumpcji. Technika staje się nawet miarą moralności. Wszystko, co technicznie wykonalne, jest przecież dobre, jak próbuje się nas przekonać. Właśnie dlatego aborcja jest dobra, bo technicznie wykonalna. Jednakże człowiek nie jest algorytmem. Stąd też miłość, ofiara, poświęcanie się, przebaczenie, to właśnie, co nazywamy świętością, niczym nie da się zastąpić. Tym bardziej nie potrafią ich zastąpić egoizm, ludzka próżność, irracjonalizm czy wspomniane wyżej łajdactwo.
Dodatkowym argumentem za świeckością państwa, które usuwa religijne symbole z przestrzeni publicznej, ma być europejskość. Domagają się tego europejskie standardy. Europa ma być świecka, wolna od religijnych symboli. Ma to być znakiem demokracji i wolności Europy. W Polsce nie jest to problem nowy. Spotkaliśmy go podczas IV pielgrzymki Papieża Jana Pawła II do odradzającej się Polski w 1991 r., kiedy to ateistyczne, laickie elity prawie wprost ogłosiły osobę Ojca Świętego w Polsce jako persona non grata, osobę niepożądaną. Mówił o tym Papież w książce "Przekroczyć próg nadziei". Słyszeliśmy wówczas także odpowiedź Jana Pawła II pełną bólu i smutku: "A co ma być kryterium, co ma być kryterium wolności? Jaka wolność? Na przykład wolność odbierania życia nienarodzonemu dziecku?".
"Moi Bracia i Siostry, ja pragnę jako biskup Rzymu - mówił Ojciec Święty - zaprotestować przeciwko takiemu kwalifikowaniu Europy; Europy Zachodniej. To obraża ten wielki świat kultury; kultury chrześcijańskiej, z któregośmy czerpali i któryśmy współtworzyli, współtworzyli także za cenę naszych cierpień. Tu, na tej ziemi kujawskiej, tu, w tym mieście męczenników, to musi być powiedziane głośno. Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięcioleciach i u nas w ostatnich dziesięcioleciach. Tak tworzył ją ksiądz Jerzy. On jest patronem naszej obecności w Europie za cenę ofiary z życia, tak jak Chrystus. Tak jak Chrystus, jak Chrystus ma prawo obywatelstwa w świecie, ma prawo obywatelstwa w Europie, dlatego że dał swoje życie za nas wszystkich. Ma prawo obywatelstwa wśród nas i wśród wszystkich narodów tego kontynentu i całego świata przez swój krzyż" (Włocławek, 7 czerwca 1991 r.).
Europę stworzyło chrześcijaństwo na kanwie syntezy, jakiej dokonało. Różne były źródła, z których czerpało chrześcijaństwo. Ale trzy źródła okazały się najważniejsze: grecka filozofia, rzymskie prawo i Objawienie zapisane w Starym i Nowym Testamencie. Na bazie tej syntezy chrześcijaństwo ukazało prawdę o tym, że człowiek jest osobą i niesie w sobie niezbywalną godność. Pierwszą definicję osoby ludzkiej podał chrześcijański filozof Boecjusz. Pojęcie godności ludzkiej poza chrześcijańskim obszarem kulturowym jest nieznane. To dlatego tak trudno jest zbudować w niechrześcijańskim świecie demokrację. Na kanwie tej syntezy zrodziły się nauka i technika oraz miłosierdzie. Nie jest zwykłym przypadkiem, że w nowożytnym tego słowa znaczeniu pierwsze uniwersytety powstały właśnie w Europie. Właśnie dlatego, że Europa była chrześcijańska, uniwersytety te mogły powstać. Jeśli Europa jako pierwsza budowała szpitale i przytułki, to mogła to czynić dlatego, że była chrześcijańska. Dlatego też Heinrich Böll mógł powiedzieć: "Nawet najbardziej zły świat chrześcijański wysunąłbym przed najlepszy pogański, ponieważ w chrześcijańskim świecie istnieje przestrzeń dla tych, którym żaden świat pogański nigdy nie przyznał przestrzeni: dla kalekich i chorych, starych i słabych; i więcej jeszcze, jako przestrzeń dał im miłość, tym, którzy dla pogańskiego, jak i bezbożnego świata wydawali się i wydają bezużyteczni. Wierzę w Chrystusa i wierzę, że osiemset milionów chrześcijan na tej ziemi mogło odmienić oblicze tej ziemi, i polecam to do przemyślenia i mocy wyobraźni współczesnym, aby wyobrazili sobie świat, w którym Chrystus nie byłby dany". Czy można wyobrazić sobie świat bez chrześcijaństwa?
W tych dniach świat, nie tylko chrześcijański, obchodzi 100-lecie urodzin Matki Teresy z Kalkuty. Matka Teresa jest doskonałym przykładem na to, co powiedziano wyżej o chrześcijaństwie. Kiedy przybyła po raz pierwszy do Kalkuty i rozpoczęła swoją działalność, z której zasłynęła na cały świat, to ją po prostu z niej wyrzucono. Jej działalność była sprzeczna z tamtejszymi religiami, była wbrew tamtejszym religiom. Religie te widzą sens ludzkiego życia w reinkarnacji, tzn. w wielości wcieleń - poprzez kolejne wcielenia w coraz to wyższe kasty dochodzi się do nirwany, do bezosobowego rozpłynięcia się człowieka w bezosobowym kosmosie, co można byłoby nazwać buddyjskim rozumieniem zbawienia. Zatem jeśli ktoś urodził się jako parias w slumsie, tam także musi umrzeć i nie można mu pomóc, aby nie przeszkodzić mu w reinkarnacji, w drodze do nirwany.
Dzisiaj na to chrześcijańskie pojęcie osoby ludzkiej powołują się także ateiści i niewierzący. I dobrze. Ale łatwo równocześnie zauważyć, że to ich powoływanie się na godność osoby jeszcze samego człowieka nie chroni. Nie chroni w przypadku aborcji, eutanazji czy in vitro. Jaki zatem musiałby zaistnieć przypadek, aby godność osoby okazała się mocniejsza niż zamach na człowieka? Prawdopodobnie istnieje tylko jeden, kiedy taki zamach miałby dotyczyć nas samych, osobiście.
Moi Drodzy! Na zakończenie chciałbym przytoczyć jeszcze jedną wypowiedź Jana Pawła II ze spotkania z roku 1979 ze studentami i profesorami KUL na Jasnej Górze: "Można sprawę Chrystusa osłabić, można jej zaszkodzić niekoniecznie przez wybór światopoglądu, ideologii diametralnie przeciwnej. Każdy człowiek, który wybiera światopogląd uczciwie, według własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Natomiast niebezpieczny, powiedziałbym, dla jednej i dla drugiej strony, i dla Kościoła, i dla drugiej strony - nazwijcie ją, jak chcecie - jest człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera wedle najgłębszych przekonań, wedle swojej wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić w jakiejś koniunkturze, chce płynąć, kierując się jakimś konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo, wedle tego, jak zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczne ryzyko życia, przyznawać się do swojej prawdy ze wszystkimi konsekwencjami". Papież powiedział nam wówczas, abyśmy nie wstydzili się chrześcijaństwa, abyśmy wiedzieli, że dla chrześcijaństwa w Europie nie ma alternatywy, gdyż w przeciwnym przypadku Europa przestanie być sobą. Naukę religii można ze szkoły usunąć i wprowadzić świecką etykę, ale nie można unieważnić Bożych przykazań. Nie można powiedzieć, że "nie zabijaj" odnosi się do wierzących, a niewierzący mogą to czynić. Nie można powiedzieć, że "nie cudzołóż" odnosi się do wierzących; nam, niewierzącym, można to czynić. Przecież i niewierzący, kiedy dowie się, że jest zdradzany przez współmałżonka, często prosi o rozwód. Nie można powiedzieć, że "nie kradnij" odnosi się do wierzących; nam, niewierzącym, można to czynić. Papież mówił nam także, że przyszłość chrześcijaństwa mogą tworzyć i pielęgnować je tylko silne osobowości o silnej tożsamości. Osoby, które będą się w tym kierunku kształcić, wychowywać. Tylko takie silne osobowości o silnej tożsamości zdolne są do dialogu, nie boją się dialogu i zdolne są tworzyć wspólną przestrzeń współżycia w pluralistycznym społeczeństwie. To samo dotyczy jednak także ludzi niewierzących. Cynizmem, ironią i kpiną z wiary, religii zgodnego życia społecznego się nie stworzy. Najgorsze, co może się stać, to niejasność postaw i tylko rzekoma tolerancja.
Na zakończenie módlmy się w intencji naszej Ojczyzny słowami modlitwy ks. Piotra Skargi. W 2012 r. przypada 400. rocznica jego śmierci. Przed stu laty legendą Piotra Skargi, roznieconą m.in. przez Adama Mickiewicza w jego "Prelekcjach paryskich", żyła cała Polska, przypominając sobie "Kazanie sejmowe", w którym Skarga zapowiadał zmartwychwstanie Polski, co się dokonało dokładnie po 6 latach.
"Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieninowi Twemu, a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie. Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

Tekst homilii za http://www.radiomaryja.pl/

8 komentarzy:

  1. @toyah, X. Don Paddington

    moc podziękowań. To teksty ktore czyta się w tydzień, rozumie już po roku, a realizuje szybko, bo całym życiem. Nie samotnym; bliźnich tu trzeba, wspólnej pracy.

    Pierwszy krok: zebrać się, czytać razem, i rozmawiać; a przy tym powtarzać "własnymi słowy", aby uwewnętrznić przeczytane. Któż bowiem potrafi tak argumentować, jak Wielebny? Ja z pewnością nie, bo czuję potrzebę wyartykułowania się wprost, jak chłop ciągnący pługiem bruzdę na zagonie.

    Przeskoczę do aktualnego tematu, jaki poruszyli ostatnio m.in. Adam Młodzieniec, i Aleksander Ścios.

    Co wskazuje nam rozwój wypadków A.D. 2010?

    W. Brytania przyjmuje godnie Papieża, co cieszy. Nie wiadomo natomiast, czy we własnej sprawie, w sprawie bytu narodowego, też zachowa rozsądek, patrz:

    The Coalition government, as part of its ongoing strategic review of UK defence, may decide to postpone replacement of the Trident nuclear deterrent by five years. What would that mean?

    Od 1733 roku W. Brytania nie stała przed tak fundamentalną decyzją. Wtedy zadecydowano o neutralności (rozbrojeniu - powiedzielibyśmy dziś), co w konsekwencji spowodowało dominację Rosji w centrum Europy na następne 250 lat; a rozpoczęta w 1733 roku wojna o porządek europejski zakończyła się dla nich na dobre dopiero w 1945, dla nas chyba jeszcze się nie skończyła trwałym pokojem.

    Moc podziękowań raz jeszcze,
    YBK

    OdpowiedzUsuń
  2. LINK tutaj (kopiuj, wklej):

    http://www.theregister.co.uk/2010/09/16/trident_delay_analysis/

    The Coalition government, as part of its ongoing strategic review of UK defence, may decide to postpone replacement of the Trident nuclear deterrent by five years. What would that mean?

    Odpowiedź - patrz link, i poprzedni komentarz.

    Pozdrowienia,
    YBK

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak znamienne, że pielgrzymka z 91 Ojca Świętego, Ta która niejako konstytuowała na Nowo Naród Nasz, była i jest przez System, ale i kościół (ten hierarchiczny) traktowana jakby Jej nie było.
    A z racji klimatu i czasu moim zdaniem powinna być niejako drugim chrztem Wolnej Polski. A to że została w tak znamienny sposób "skanalizowana" a po Janie Pawle II zostały w świadomości kremówki i góralska piosenka to jest właśnie ukazana IIIRP w pigułce. Zawłaszczyć Symbol przetworzyć i wypluć karykaturę!

    Ale mamy jeszcze internet wystarczy sięgnąć.
    pielgrzymka91

    ps
    co do komentarzy i jakby mniejszego życia na blogu, stawiam śmiałą tezę że to "upierdliwy system komentowania" ale to kamyczek do dyskusji o Tym Blogu.
    Bo z tym co teraz S24 reprezentuje (pod względem już nawet interfejsu), sprawa wydaje się ważna. Ale to tylko moje widzimisie. Czcigodny Gospodarz to wszak kapitan a blog jego statkiem!

    OdpowiedzUsuń
  4. @
    Parę wpisów wstecz Cmentarny Dech przesłał nam link do wywiadu, jaki już ponad dziesięć lat temu, Fronda przeprowadziła z rosyjskim neo-bolszewikiem Duginem, czy jakoś tak. Otóż ten Dugin tierdzi, że ponieważ Polska będzie albo słowiańska, albo katolicka, Rosja powinna "rozkładać katolicyzm od środka, polską masonerię, popierać rozkładowe ruchy świeckie, promować chrześcijaństwo heterodoksyjne i antypapieskie. Katolicyzm nie może być wchłonięty przez naszą tradycję, chyba że zostanie głęboko przeorientowany w kierunku nacjonalistycznym i antypapieskim."
    Jak mówię, minęło już 12 lat, w międzyczasie zmarł Ojciec Święty, a nasz Kościół robi zbyt często wrażenie kompletnie zdemolowanego. Bogu dzięki, mamy wciąż tych pobożnych ludzi z różańcami pod Krzyżem, księży jakich każdy z nas zna, i biskupów - takich jak Jan Tyrawa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Otóż to, bo niezależnie czy mamy przed sobą Arcybiskupa, Metropolitę, Proboszcza, czy Panią z różańcem, podstawowym wyznacznikiem zawsze jest czy Oni jeszcze wierzą w Bóstwo Chrystusa, bo bez tej wiary Krzyż jest tylko skrzyżowanymi belkami, lub co najwyżej pewną Tradycją liternictwa. No bo jeśli czytam wywiady np: bp Pieronka, a z drugiej strony Dzienniczek Św. Faustyny i jej bezgraniczne umiłowanie Chrystusa, to ciągle się zastanawiam czy to ten sam Kościół? Pomimo jego ogromnej elastyczności.

    Ja w swojej naiwności myślałem, że np Biskupi obradujący na Jasnej Górze, w formie przeprosin i zadośćuczynienia Stwórcy, powiedzą, że Oni rezygnują z wygód życia doczesnego i od dziś zaczynają pościć, będą żyć o chlebie i wodzie, by Nam pokazać, że dla nich Krzyż to sprawa życia, być albo nie być i o co też proszą Nas wiernych by choć jeden dzień w tygodniu przeznaczyć na post przebłagalny!...

    Ale dobre i to że zaprosili na Mszę a nie na lampkę wina... jak w pewnej notce zażartowałeś, choć żart iście ponury...

    OdpowiedzUsuń
  6. Toyahu,
    Cieszę się, że zamieściłeś homilię bpa Tyrawy. My również to uczyniliśmy na łamach "Opiekuna". Notabene przypominam się laskawej pamięci

    Ks Andrzej

    OdpowiedzUsuń
  7. @Cmentarny Dech
    Niech nie poszczą. Mogą pić i żreć. Niech wierzą. Bo jeśli i oni nie będa potrafili wierzyć, to już po nas.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Andrzej
    Przepraszam. Już zaraz. Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...