niedziela, 20 września 2020

Osiem wesołych kawałków na koniec lata

 

Na dwa wakacyjne miesiące Piotr Bachurski ogłosił przerwę w ukazywaniu się miesięcznika „Polska Niepodległa”, no ale lato się kończy, więc i wraz z jesienią wraca też moja rubryka „Wezwani do tablicy”. Jak zwykle z odpowiednim wyprzedzeniem, zachęcam do kupowania magazynu, a tu przedstawiam kolejną serię swoich krótkich kawałków do śmiechu.

 

      Od pewnego czasu dręczy mnie świadomość, że rubryka ta staje się okropnie niedemokratyczna. A mam na myśli to, że tu się niemal wyłącznie pojawiają znani politycy, wybitni pisarze, znakomici aktorzy, czy najwięksi polscy dziennikarze, natomiast osoby, równie zasłużone dla pandemii powszechnego zidiocenia, ale już nie tak znane, nie mają najmniejszych szans, by się przebić i ucieszyć serca czytelników „Polski Niepodległej”. Postanowiłem dziś ten brak nadrobić i na początek może chciałbym zwrócić uwagę na niejaką Laurę Breszkę. Kim jest Laura Breszka, już wyjaśniam. Otóż, jak donoszą media, Laura Breszka to „polska aktorka telewizyjna, teatralna oraz dubbingowa, znana między innymi z seriali ‘Julia’, ‘Cisza nad rozlewiskiem’ czy ‘Singielki’. Odpowiadała także za skecze i panel satyryczny ‘Weekend Update’ w programie ‘SNL Polska’”.

***

Ponieważ Laura Breszka – będę się starał tu powtarzać jej nazwisko jak najczęściej, by jej wynagrodzić lata dramatycznej anonimowości – ma niewielkie możliwości udzielania się publicznie, jej główny kanał komunikacji to Instagram i to na owym Instagramie zamieściła następujące refleksje: „Drogie TVP, nie jest wam wstyd? Czy Trzaskowski nie ma prawa podejść do DJ-a i poprosić o zmianę muzy w swoim wolnym czasie? Czy naprawdę jesteście...? No niestety jesteście. Tak mi jest przykro, że mieszkam w takim kraju. TVP reprezentuje władzę. Wstydzilibyście się za siebie. Zastanówcie się, co by było, gdyby was zaczęto rozliczać za czas niespędzony w Sejmie? Gdzie byście wtedy byli? W więzieniu. Próbowałam oznaczyć w moim poście TVP, patrzę a stacje ma w swoim nicku ‘Bądźmy razem’. Wstydu nie macie”.

***

Panią Laurę Breszkę poproszę o chwilę cierpliwości i obiecuję, że wrócę jeszcze do niej w dalszej części naszego dzisiejszego spotkania, natomiast z myślą o tych z nas, którzy nie śledzą ścieżek jakimi się przechadza Rafał Trzaskowski, słowo wyjaśnienia. Otóż jakoś tak w tych dniach udał się ten dziwny człowiek na imprezę urodzinową do jednego z modnych warszawskich klubów i już po północy, kiedy na czele z prezydentem, towarzystwo operowało już na mocnym gazie, ten uderzył z pretensjami do DJ-a, że on Trzaskowski chce się bawić do rana i do tego potrzebuje muzyki, którą on lubi, a nie jakiegoś badziewia dla hołoty. Był przy tym tak zawzięty, że nie dość, że w pewnym momencie zaczął się powoływać na swój urząd i daną mu od samego Pana Boga władzę w mieście, to jeszcze zagroził właścicielom klubu, że jeśli oni mu natychmiast nie załatwią piosenek zespołu o nazwie Jamiroquai, to on natychmiast wyciągnie wobec nich konsekwencje za to, że goście klubu tańczą bez maseczek.

Ktoś tę całą tę scysję nagrał telefonem, zamieścił w Sieci, no i w tym momencie ruszyła w stronę Trzaskowskiego fala ciężkiego szyderstwa, na które to właśnie zareagowała świętym oburzeniem serialowa i dubbingowa aktorka Laura Breszka.

***

Zanim jednak do niej wrócimy, pozwolę sobie na wspomnienie związane z tak zwanym imprezowaniem. Otóż kiedy jeszcze byłem bardzo młody zdarzało mi się uczestniczyć w imprezach w rodzaju tej, gdzie prezydent Trzaskowski zademonstrował swoje buractwo. I tam oczywiście też się piło. Ja wprawdzie byłem z reguły bardzo grzeczny, natomiast miałem kolegę, który jak już dodał sobie gazu, zaczynał się awanturować o muzykę właśnie i niezmiennie krzyczał, że mają mu natychmiast puścić „Bitches Brew” Milesa Davisa, bo on ma ochotę tańczyć. Niekiedy wpadał w takie poruszenie, że na obsługę sprzętu grającego rzucał się z pięściami i trzeba go było krępować. Oczywiście, zachowanie to było bardzo nieładne, natomiast przyznać muszę, że jemu się nigdy nie zdarzyło, by groził DJ-owi, że wykorzysta swoje kontakty w Komitecie Wojewódzkim PZPR  i go załatwi. I niech się nikomu nie wydaje, że to dlatego, że on owych kontaktów tam nie miał. Nawet bowiem gdyby je miał, to on przede wszystkim miał to coś, bez czego Trzaskowski już prawdopodobnie umrze: szacunek do siebie.

***

Wracamy teraz do Laury Breszki. Otóż musimy mieć świadomość, że Laura Breszka nie jest w żaden sposób samotną wyspą. Takich jak ona, a więc różnego rodzaju aktorów, pisarzy, piosenkarzy, którzy nie będąc w stanie zaznaczyć swojej obecności na scenie zawodowej, zmuszeni są wygłaszać gdzie się tylko da komentarze polityczne, licząc na to, że może dzięki owej poprawności, ktoś na nich zwróci uwagę i w ten sposób otworzy się przed nimi nowa szansa. A walka jest naprawdę ciężka. Wydawałoby się, że przestrzeń kulturalna w Polsce jest do tego stopnia wyjałowiona z jakichkolwiek talentów, że naprawdę niewiele trzeba, by tam zgrabnie wskoczyć. Otóż nie. Tam wprawdzie talentów nie ma, natomiast nie brakuje ludzi. Powiedziałbym że owe beztalencia  do tego stopnia wypełniły każdy kąt, że nawet gdyby Laura Breszka była od nich wszystkich wielokrotnie bardziej utalentowana, to jej naprawdę nie pozostaje nic jak tylko próbować zaimponować antypisowskimi wpisami na Instagramie. A i to przecież może nie wystarczyć.

***

Weźmy taką Dorotę Masłowską, kiedyś popularną dość młodą pisarkę, a w pewnym czasie nawet aspirująca piosenkarkę. Otóż odniosła swego czasu Masłowska pewien sukces i na jego fali wyjechała do Berlina, aby zakosztować pełni europejskiej cywilizacji oraz wolności twórczej. No i w tym momencie okazało się, że konkurencja, która została na miejscu, Masłowską z rynku zwyczajnie wymiotła. W tym momencie Masłowska, próbując uderzać do samego pana Boga, w serii publicznych wypowiedzi zaczęła coś wspominać o tym, że ona zawsze była bardzo pobożna, a Jezus w jej życiu zajmował zawsze pierwsze miejsce. Ponieważ na te jej deklaracje nie zwrócił uwagi ani rynek, ani nawet sam Pan Bóg, Masłowska o sprawie zapomniała, natomiast, owszem, na te wypowiedzi trafiło jakieś niszowe pismo katolickie i poświęciło jej cały tekst na temat jej rzekomej Wiary. W tym momencie Masłowska się przeraziła, że teraz to już zupełnie wszystko trafi szlag i zwróciła się o pomoc do Onetu:

Artykuł opisuje moje życie w Bogu i wierze katolickiej. Jestem osobą niewierzącą, niepraktykującą, nie mam żadnego związku z Kościołem katolickim poza tym, że zostałam w jego obrządku wychowana. Sprawa została przekazana prawnikom. Jest to bardzo śmieszne, ale jest to też bardzo nieśmieszne. Jeśli wszyscy bohaterowie pisma wierzą w Boga i miłują Kościół równie mocno co ja, to ostrzegam wszystkich czytelników: lepiej sięgnąć po Barbarę Cartland, opisane w jej książkach rzeczy są prawdziwsze”.

***

Ktoś w tym momencie pewnie zapyta, po jakie licho ja się zajmuję ludźmi takimi jak Masłowska, czy ta jakaś Laura? Czy nie byłoby ciekawiej, gdyby tu się pojawiły takie tłuste koty, jak Zbigniew Hołdys, Janusz Gajos, Manuela Gretkowska, czy choćby Patryk Vega. Otóż pierwszy powód już przedstawiłem Chodzi o moje umiłowanie demokracji. Drugi jednak jest znacznie poważniejszy. Otóż chciałem pokazać, jak strasznie brutalna jest ta wojna, która się toczy w polskiej kulturze. Od góry do dołu oraz od lewa do prawa, mamy bandę kompletnych nieudaczników, którzy jeśli tylko odnoszą jakiś sukces, to wyłącznie przez to że są bardziej bezczelni od innych, i tak naprawdę doszło już do tego, że oni ani już nie muszą ładnie śpiewać, ani ciekawie pisać, ani kręcić coraz lepszych filmów – wystarczy, że potrafią zabrać głos na temat polityki w na tyle szokujący sposób, by zwrócić na siebie uwagę, ale też przy tym nie przesadzić, bo bywa różnie.

***

No właśnie – filmy. Oto wspomniany już reżyser Patryk Vega, próbując się zmieścić na tej scenie, przeszedł już całą drogę: od gangstera, przez satanistę, po gorliwego katolika i jak wiele wskazuje, dalej już nie będzie nic. W dodatku wygląda na to, że przez jakieś oszustwa podatkowe on może zwyczajnie pójść siedzieć. I tu znowu wracamy do brutalności toczącej się wojny. Załóżmy że on, próbując się podnieść, odniesie się do zbliżającej się wizyty prezydenta Dudy w Rzymie i powie na przykład tak: „Mamy prezydenta, który – jak się dowiaduję – w przyszłym tygodniu będzie uskuteczniał turystykę religijną za nasze pieniądze, bo znowu pojedzie do Watykanu. Znowu będzie na kolanach i tak na prawdę w ramach pełnienia swoich obowiązków publicznych realizował swoje praktyki religijne po raz kolejny, bo nie wiem co by miała wnieść w tej chwili specjalnie w funkcjonowanie państwa wizyta w Watykanie”. 

Niestety nic z tego. Tu go już wyprzedził sam Szymon Hołownia, a gdzie mu jeszcze do Justyny Klimasary. Ona przynajmniej dobrze wygląda w stringach.




4 komentarze:

  1. @toyah

    Bitches Brew - to ja rozumiem. Jest w tym mocny styl. Ale Jamiroquai ...? To właściwie co on z domu wyniósł był?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      To prawda. Bitches Brew to jest znacznie więcej niz tylko mocny styl. Co Jamiroquai jednak, to szczerze powiem, że ja go szanuję. Nie mam wprawdzie żadnej jego płyty, ale uważam że jest dobry.

      Usuń
    2. @toyah

      No wiesz, rozbudziłeś moją ciekawość i parę fragmentów tego Jamiroquai wysłuchałem. To się gdzieniegdzie może podobać, ale...

      Robota jest sprawna, ale do auta bym nie wziął. To jakieś nieoryginalne. Jak spod maszyny. Tyle tylko, że spod wielu maszyn. Słuchasz jednego, to widzisz Simply Red, ale to przecież żaden Mick Hucknall. Słuchasz innego to widzisz Daft Punk, i tak dalej.

      W końcu dla mnie to jest jakiś sprawny funk, ale ze sklepu powierzchniowego. Nawet nie z fast food'u. Kompletnie bez feelingu.

      Ten Rafau musiał mieć ciężkie dzieciństwo, że dobrą muzykę wyparł i używa śmieciowej. To już po pijaku mocniejszy jest Zenek.

      Usuń
    3. @toyah

      Ja miałem na myśli moc Bitches Brew wzywania do tańca po pijaku. To mi zaimponowało choć niejedną imprezę widziałem ... do czasu.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...