sobota, 19 września 2020

Mijają lata, a Rafał Ziemkiewicz wciąż dopilnowuje Jarosława Kaczyńskiego

 

W ramach mojej dwudniowej krucjaty mającej na celu wdepnięcie w ziemię wszelkiej pamięci po politycznym zaangażowaniu Rafała Ziemkiewicza, chciałbym wrócić do tekstu tym razem już nie z roku 2008, ale do trzy lata późniejszego, opublikowanego już po katastrofie w Smoleńsku, a podobnie jak w poprzednim wypadku dotyczącego publicystycznej myśli bohatera naszych dzisiejszych refleksji. Ktoś mnie zapyta, czemu ja nie napiszę czegoś nowego, czemu nie skomentuję bieżących zachowań tego przybłędy, a w moim pojęciu, owszem, mamy do czynienia ze zwykłym przybłędą. Otóż nie będę się zajmował dzisiejszym Ziemkiewiczem z tej prostej przyczyny, że on po tych wszystkich latach nie dał mi żadnego powodu, by powiedzieć o nim coś więcej niż mówiłem 12, 8, 4, czy 3 lata temu, a szczególnie gdyby to miała być uwaga, że on oszalał. Przecież dziś to jest wciąż to samo ponure nieszczęście, o którym już zostało powiedziane wszystko i nie ma sposobu, by uznać, że on kogokolwiek dziś jest w stanie w jakikolwiek sposób zainspirować do nowych przemyśleń.

Natomiast, owszem, nic nie zaszkodzi pokazać, w jaki sposób Rafał Ziemkiewicz, odkrywając dziś że Jarosław Kaczyński zwariował, udowadnia jedynie, że jedyne co on przez te wszystkie lata zmienił w swoim oglądzie rzeczywistości, to to, że zauważył inteligentnie jak cholera,  że to co można było kupić za sto złotych w roku 2008, dziś wymaga znacznie więcej. A zatem, tym razem chciałbym przedstawić tekst, jaki napisałem w reakcji na zachowania owego dziwnego człowieka jeszcze w roku 2011.

 

 

Gdy ostatni raz pisałem tu – nie wspominałem, ale pisałem – o Rafale Ziemkiewiczu, nie czyniłem sobie żadnych postanowień. A więc ani nie obiecywałem, że „z tym panem” już nie mam ochoty mieć nic wspólnego, ani też nie zapowiadałem, że przy najbliższej okazji znów sobie pogadamy. Mój ostatni kontakt z Ziemkiewiczem w żaden sposób nie przypominał tego, co czułem, gdy pisałem o Marku Migalskim czy Ludwiku Dornie, a mianowicie owej determinacji, by już nigdy więcej nie wchodzić na te tereny. Ziemkiewicz mi tu już bardziej przypomina Adama Michnika, któremu też kiedyś poświęciłem kilka tekstów i jakoś bez szczególnych emocji pisać przestałem. I, jak widać, dość dobrze sobie bez jego towarzystwa radzę.

Nie sądziłem przy tym jednak, że do niego jeszcze wrócę. W końcu, cokolwiek by o nim mówić, on nie jest osobistością na tyle skomplikowaną, żeby wywoływać akurat we mnie regularne refleksje, choćby nawet i raz na rok. A tymczasem, proszę. Oto się okazuje, że wprawdzie on sam nie jest nikim szczególnie inspirującym, natomiast przez to, że reprezentuje niezwykle inspirujące środowisko, od czasu do czasu udaje mu się wskoczyć na podium. Właśnie wskoczył.

W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” – a gdzieżby indziej, nieprawdaż? – Rafał Ziemkiewicz opublikował średnio długi tekst, już na pierwszej stronie dziennika anonsowany tytułem: „Patrioci niezadowoleni z Kaczyńskiego”, a w rzeczywistości, jak się okazuje po bliższym przyjrzeniu, zatytułowany „Patrioci dopilnują Kaczyńskiego”. Jeśli ktoś myśli, że teraz nastąpi seria cytatów i polemik, myli się głęboko. Nie będzie ani cytatów ani polemik. Ziemkiewicz, tak jak to już miało tu miejsce kilka razy, dostanie w nos, a reszta, to będą refleksje co do kwestii o wiele wyżej od Ziemkiewicza postawionych. Dla porządku jednak trzeba będzie przynajmniej streścić główną myśl wspomnianego tekstu. Otóż twierdzi ów mędrzec, że w odruchu ogólnonarodowego żalu po śmierci prezydenta Kaczyńskiego, środowisko prawicowe w Polsce bardzo się zaktywizowało, i dzięki autentyczności i emocjonalnej intensywności stworzonego przez siebie ruchu, mogło się włączyć z sukcesem w budowę wolnej Polski, tyle że politycy Prawa i Sprawiedliwości, w obawie przed utratą monopolu na bycie antyreżimową opozycją w Kraju, każdy najmniejszy odruch oddolnego patriotyzmu niszczą przy użyciu najbardziej brutalnych środków. Czy jest tam coś jeszcze? No, trochę jest. I są to właściwie rzeczy, za które Ziemkiewiczowi można by było nawrzucać nie raz i nie trzy, ale – jak już powiedziałem – pozostaniemy przy tym co jest, a więc przy głównej myśli owego tekstu.

Czy Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście, jak twierdzi Ziemkiewicz, trzyma swoją ciężką łapę na rozwoju niezależnej obywatelskiej aktywności, czy jest na nią otwarte, czy może zachowuje w stosunku do niej pozycję obojętną – nie wiem. Mam co do tego pewne podejrzenia, ale powiedzmy, że jednak nie wiem. To co natomiast wiem, i to wiem zbyt dobrze, by zachować tu umiar, wdzięk i typową dla siebie elegancję, to to, że Rafał Ziemkiewicz, załamując ręce nad monopolizacją sceny politycznej w Polsce, a zwłaszcza nad monopolizacją prawej jest strony, przekracza wszelkie faktyczne i potencjalne granice bezczelności. To co on tu wyprawia jest tak bezczelne, że domaga się już nie słów, lecz czynów. Rafał Ziemkiewicz, w swoim tekście w „Rzeczpospolitej” przedstawia analizę polskiej sceny politycznej, polskiego systemu partyjnego i wewnętrznej organizacji polskich struktur partyjnych, porównując je do systemu PRL-owskiego, i wylewa z siebie słowa rozpaczy, jak to ów system niszczy polskie szanse, a ja się zastanawiam, czy on naprawdę ma nadzieję, że nikt, choćby średnio zorientowany obserwator polskiej sceny publicznej, nie wie, jak wygląda struktura organizacji medialnej, której Ziemkiewicz jest prominentnym przedstawicielem? Czy to możliwe, żeby Rafał Ziemkiewicz aż tak moralnie i intelektualnie się stoczył, żeby robił to co robi, i nie wiedział, co to jest za dzieło?

Środowisko dziennikarskie reprezentowane przez Rafała Ziemkiewicza stworzyło system tak zwanego „wolnego obiegu myśli obywatelskiej”, w którym całość sceny została podzielona na dwie części – z jednej strony wolny głos dla chamów, a więc „Gazetę Polską”, a z drugiej wolny głos dla inteligencji, czyli „Rzeczpospolitą”. To co Polak pragnący silnej, wolnej i uczciwej Polski, w ramach swojego prawa do informowania i bycia informowanym, dostał wyłącznie te dwie grupy, a jeśli jeszcze liczy na to, że ktoś mu da coś jeszcze, musi być kompletnie nieprzytomny. Polska opinia publiczna, reprezentowana przez media, została podzielona i rozparcelowana w taki sposób, że gdyby na podobnej zasadzie miał działać polski system partyjny, organizacje międzynarodowe musiałyby uznać to za zwykły faszyzm.

Wszyscy pamiętamy, jak na początku lat 90. środowisko późniejszej Unii Wolności planowało polską scenę polityczną zorganizować w taki sposób, że po jednej stronie będą zreformowani komuniści, a po drugiej koncesjonowani demokraci. Zreformowani komuniści będą stanowili wieczną – oczywiście jak najbardziej konstruktywną – opozycję, natomiast koncesjonowani demokraci będą rządzili jako tzw. Solidarność. Wstęp oczywiście do jednej i drugiej grupy będzie jak najbardziej wolny, tyle że odbywać się będzie na zasadzie kooptacji. A więc, każdy będzie miał prawo zostać członkiem, pod warunkiem że zostanie zaproszony. Podobnie, tyle że – czasy są gorsze, więc i ich dzieci są gorsze – znacznie brzydziej, sprawa ma się z tą częścią naszego życia publicznego, które dziś jest reprezentowane między innymi przez Rafała Ziemkiewicza. Ta sfera jest sferą całkowicie zamkniętą, zaspawaną, i na dodatek opieczętowaną. Mamy dwie redakcje i grupę dziennikarzy, którzy prędzej zgodzą się dobrowolnie oszaleć, niż dopuszczą do tego, by którykolwiek z nich musiał oddać choćby centymetr terenu komuś spoza środowiska. Mamy sytuację, gdzie całość popularnej demokratycznej opinii reprezentowana jest przez może dziesięciu dziennikarzy i prędzej Jarosław Kaczyński i Donald Tusk podzielą się władzą z jakimś lokalnym członkiem partyjnej młodzieżówki, niż Tomasz Sakiewicz, czy Paweł Lisicki zgodzą się zamieścić w swoich gazetach tekst kogoś spoza towarzystwa. Rafał Ziemkiewicz, współtwórca i beneficjent tego układu, przychodzi na to wszystko i zaczyna coś gadać o braku demokracji w partiach.

Mają więc oni – nasi prawicowi, niezależni i wolni publicyści – swoje forum i swoje interesy, ale nawet wtedy, zamiast przynajmniej zająć się sobą i nie wtrącać się do czegoś, co do nich już na pewno nie należy, oczywiście są niezwykle czujni i równie niezwykle wrażliwi na każdy nieprzyjazny gest skierowany w ich stronę. Przecież już nawet na tym blogu, mieliśmy okazję czytać komentarze nadesłane przez niektórych z nich, w których mieli oni czelność pokazywać nam, gdzie jest nasze miejsce i co mamy z tym miejscem robić. To przecież tu miało miejsce kultowe już wystąpienie jednego z tych mędrków, Łukasza Warzechy, w którym poinformował on mnie osobiście, że on jest pilotem boeinga, a ja zaledwie kierowcą traktora. To przecież nie gdzie indziej, jak na pewnym zakolegowanym blogu uznał za stosowne powymądrzać się sam Rafał Ziemkiewicz, mniej więcej w tej samej sprawie. I teraz on właśnie daje sobie prawo, żeby ponarzekać na traktowanie polskich patriotów przez partyjnych baronów. Co za chamstwo!

Tyle dobrego, że załatwiając sobie swoje codzienne interesy, Rafał Ziemkiewicz wskazał na bardzo ważny problem. Oczywiście nie on pierwszy i tym bardziej nie on jedyny. Wbrew temu co jemu i jego kolegom się wydaje, w dzisiejszej sytuacji, kiedy polska opinia publiczna rozwija się, a wręcz kwitnie, wbrew wysiłkom bandy drżących o swoją pozycje uzurpatorów, wszystko – dosłownie wszystko – co każdy z nich mógłby kiedykolwiek wymyślić, czy powiedzieć, zostało wymyślone i powiedziane dużo wcześniej. Ale problem jest. Mam tu na myśli najprawdopodobniej agenturalne działania na rzecz rozbicia tego ruchu, który powstał po kwietniu 2010 roku. Wydawałaby się, że nikt dziś nie ma wątpliwości, że smoleńska katastrofa nie tylko uaktywniła znaczną część polskiego społeczeństwa, ale również wszystkie możliwe siły antypolskiej agentury. Jest to coś tak oczywistego, że trudno sobie wyobrazić, by ktoś w miarę rozsądny nie wiedział, jak w takich sytuacjach System działa. Przecież to są zachowania obserwowane nawet na poziomie najbardziej podstawowym. Jeśli jest gdzieś pożar, to natychmiast, obok strażaków z wiadrami i sikawkami, pojawiają się złodzieje, kombinujący, jak by tu tych strażaków, i przy okazji kogoś jeszcze, okraść. Tu musiało się wszystko odbyć dokładnie w taki sam sposób. W następstwie katastrofy w Smoleńsku i gwałtownego wzrostu społecznej świadomości, uaktywniły się też wszystkie te siły, które na takie sytuacje znają tylko jeden sposób – wbić się w tłum i wszystko rozpieprzyć. Powstanie tak zwanego PJN jest tu tylko, fakt, że atrakcyjnym, ale tylko tych działań przykładem. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość i jego władze zdają sobie z tego sprawę, to chwała im za to. Podobnie jak nikt by im tego nie wybaczył, gdyby dla jakichś durnych wyobrażeń o demokracji i wolnej politycznej działalności wolnego obywatela, oni dopuścili do tego, by w ciągu kolejnych miesięcy powstało kilkanaście super-patriotycznych ugrupowań, a każde z nich z Lechem Kaczyńskim i Prawem i Sprawiedliwością i Solidarnością w nazwie, podpierających się pamięcią o świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego, i uzyskując odpowiednią pozycję, wystawiło swoje kandydatury do w wyborach Parlamentu.

Ziemkiewicz główną tezę swojego artykułu opiera na niedawnym wydarzeniu z Wrocławia, gdzie jakiś czas temu rozpoczęła działalność grupa pod nazwą „Wrocławski Społeczny Komitet Poparcia Jarosława Kaczyńskiego”, a więc pod dokładnie tą samą nazwą, jakie wcześniej, jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej w roku 2010 posiadały społeczne komitety poparcia na rzecz prezydentury właśnie Jarosława Kaczyńskiego. Z powodów mi nie do końca znanych, ale chyba dość oczywistych, przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości zwrócili się do aktywistów owego projektu, by sobie jeśli chcą działali, lecz by nie używali w tej działalności nazwy Komitetu. Ziemkiewicz oczywiście strasznie się pieni, że oto mamy do czynienia z polactwem w najgorszym już wydaniu, a więc wydaniu pisowskim, gdzie dla partyjnych celów niszczy się marzenia o Polsce. A ja się zastanawiam, czy on wie, jak jest, czy nie wie? Jeśli wie, to mamy do czynienia ze zwykłym geszefciarzem i nie ma o czym gadać. Jeśli nie wie, to jest zwyczajnym durniem. Bo durnie trzeba być, żeby przy tych wszystkich doświadczeniach, jakich byliśmy niemymi świadkami przez tyle ostatnich lat, nie wiedzieć, jak działa System, zwłaszcza w miesiącach przedwyborczych. Trzeba być durniem, żeby myśleć, że widząc jak społeczeństwo zaczyna się organizować wokół prawdy, prawa i sprawiedliwości, System położy uszy po sobie i pójdzie na piwo.

Ja jednak uważam, że Ziemkiewicz wie. On jest zbyt doświadczoną figurą na tej scenie, by nie wiedzieć. A w tej sytuacji, pozostaje już tylko jedna zagadka. Czy on się zachowuje jak się zachowuje, ponieważ wie, że jest zwykłym nieudacznikiem, w polityce mu się nic nie udało i – dopóki przywódcą i symbolem niepodległej Polski będzie Jarosław Kaczyński, którego Ziemkiewicz tępi od zawsze – już prawdopodobnie nic mu się nigdy nie uda, i to jest już pewnie ostatni moment, żeby się czegoś uczepić, czy może chodzi o to, że on działa z jeszcze większym wyrachowaniem. Na zimno i bez emocji. Bez większych ambicji i bez większych idei. I tu z kolei, mam podejrzenia, że to drugie rozwiązanie może być prawdziwe. Jak mówię, od czasu gdy Ziemkiewicz przestał być rzecznikiem prasowym UPR-u i poszedł na tak zwane swoje, w polityce nie odniósł jakiegokolwiek sukcesu. Wszystko co udało mu się tam osiągnąć, to popyskować od czasu do czasu, to tu to tam. Natomiast, nie da się ukryć, że odniósł bardzo duży sukces osobisty i finansowy. Ziemkiewicz jest dziś prawdopodobnie najbardziej poczytnym politycznym komentatorem obok Łysiaka – też, tak się dziwnie składa, jak najbardziej, naszego człowieka na tym wilkowisku – tyle że o ile Łysiak, jak mi mówią, jest pisarzem wybitnym, Ziemkiewicz pisze jak ostatnia szmata. Powieści Ziemkiewicza – mówię o powieściach, jego publicystyka, to zwyczajne standardowe dziennikarstwo – to syf najgorszy. Jak to się stało, że ktoś tak beznadziejny odniósł taki sukces? Nie jestem tego w stanie zrozumieć. Kuczok, Pilch, Chutnik, Kuryluk – cała ta banda pluszowych misiów reżimu – sprawa jest dla mnie jasna. Tam droga jest prosta. Ale Ziemkiewicz? Ten wojownik i zimny kontestator? Taki sukces? On akurat, przy takim sukcesie, musi być zwyczajnie dobry. Problem w tym, że nie jest.

 

Minęło dziewięć lat i niech mi kto powie, że ten tekst się zdezaktualizował.




 

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...