środa, 23 września 2020

Biedni Niemcy patrzą na biuro prezesa Kaczyńskiego

 

       Powiem szczerze, że wśród wielu zjawisk, które to tu to tam każdego dnia nas absorbują, jest kilka takich które, mimo że uważam się za człowieka doświadczonego i dość dobrze radzącego sobie choćby i w najbardziej zagmatwanych okolicznościach, pozostają dla mnie zagadką niewyjaśnioną. Wśród nich niemal na pierwszym miejscu jest ta, dlaczego mianowicie od dziś już niemal lat trzydziestu pewna bardzo wpływowa grupa skutecznie kształtująca polską opinię publiczną, z wręcz szaleńczym uporem wierzy, i jednocześnie równie uparcie ową wiarę głosi, że Polacy są niezmiennie podzieleni na dwa plemiona, z których jedno, to ludzie wykształceni, zamożni, inteligentni, kulturalni, często młodzi, wyznający wartości liberalne, a drudzy to głównie niewykształceni, biedni, zamieszkujący głównie tereny wiejskie starcy, których intelektualny horyzont jest ograniczony kazaniami miejscowego proboszcza-pedofila. Bardzo też często, zdaniem owych głosicieli postępowego nazizmu, wspomnianym różnicom cywilizacyjnym towarzyszą różnice obserwowane bardziej bezpośrednio. Otóż mianowicie ich zdaniem, przedstawicieli obu plemion można łatwo odróżnić na pierwszy rzut oka, gdyż ci pierwsi są zwyczajnie ładni, podczas gdy strona przeciwna na poziomie czysto estetycznym zawodzi na całej linii. Mało tego. W przekonaniu tych ludzi, owa zamieszkująca wiejskie tereny hołota to, podobnie jak ich ksiądz, najczęściej domowi sadyści, pedofile i pijacy.

       I powiem szczerze, że na początku tak zwanej transformacji, ja ową metodę – bo to zawsze była przede wszystkim metoda – w pewnym sensie rozumiałem i podziwiałem. W momencie gdy Polska niemal z dania na dzień odkryła w sobie ambicję stania się jednym z koncesjonowanych europejskich krajów, częścią owej mitycznej zachodniej cywilizacji, bardzo łatwo było zaszantażować naród groźbą że albo przyłączy się do owej Europy i wszystkiego co ją dziś tworzy, albo zasłuży na miano postpeerelowskich odpadów, które swój nędzny los same sobie zgotowały. To wtedy powstało pojęcie homo sovieticus, o ile dobrze pamiętam, ukute przez dobrego księdza Tischnera, a którym elity przez dłuższy czas posługiwały się jak batem na niesubordynowane zwierzęta. Wtedy też ktoś ukuł epitet oszołom. To wtedy wreszcie znaczna część społeczeństwa została wyrzucona poza cywilizacyjny nawias, jako tak zwany ciemnogród, ale też, kto wie, czy nawet nie większa jego część, z najwyższą gorliwością zapisała się do raczkującego jeszcze wówczas Klubu Prawdziwych Europejczyków.

        Rozumiem więc tamto zachowanie, bo to dzięki niemu owi wspomniani przez mnie nowocześni naziści na wiele długich lat zdobyli władzę, którą tu i ówdzie utrzymują jeszcze nawet  do dziś. Natomiast absolutnie nie jestem w stanie pojąć, jaką niepojętą eksplozją otępienia wielu z nich dziś uważa, że trzymanie się starej metody musi im przynieść sukces. Od tamtego czasu minęło już prawie 30 lat, dzisiejsi Polacy – nawet jeśli w to zaangażować najgorszą miejską i wiejską patologię – to zupełni inni ludzie. Jeśli porównać pod względem ściśle estetycznym, ale przecież nie tylko, zarówno nas sprzed tych 30 lat do tego co mamy dziś, ale również wzajemnie społeczeństwa polskie francuskie, holenderskie, niemieckie, czy brytyjskie, naprawdę nie będzie nam łatwo poznać kto jest kim, a jeśli już, to raczej z korzyścią dla nas, choćby z tego względu, że nie mamy tylu afrykańskich imigrantów. Jak zatem można uwierzyć, że cała ta gadka o obsrywających nadmorskie plaże wieśniakach, może trafić gdziekolwiek poza uniwersytetami na przyjazny grunt? Jak ktokolwiek jeszcze może uwierzyć w ów idiotyzm, że w lipcowych wyborach na Andrzeja Dudę głosował głównie pedofil w dresie ze swoim zapijaczonym ojcem, a na Rafała Trzaskowskiego młody biznesmen z doskonałą znajomością języka angielskiego? A mimo to oni wciąż próbują, próbują i próbują.

        Ktoś powie, że można się było przyzwyczaić i ja to oczywiście przyjmuję, jednak wczoraj sam Onet opublikował tekst, który nawet mnie zwalił z nóg. Oto niejaki Piotr Kozanecki, co warte zauważenia, nie jakiś pierwszy z brzegu idiota, ale sam  szef działu Wiadomości Onetu, opublikował tekst zatytułowany „Obskurna siedziba przy Nowogrodzkiej wiele mówi o partii Jarosława Kaczyńskiego”. Co on nam tam opowiada? Otóż chodzi o to, że główna siedziba partii na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie mieści się w wyjątkowo brzydkim budynku, który przypomina najbardziej paskudne czasy PRL-u, i zdaniem Kozaneckiego za owym wyborem stoi przekonanie samego Kaczyńskiego, że dla jego wyborców wszystko co mogłoby stać wyżej, byłoby zbyt egzotyczne, a zarazem nieakceptowalne. Posłuchajmy tych mądrości:

Co nam mówi Nowogrodzka? Po pierwsze, jasno daje do zrozumienia, że elegancja i blichtr są dla Jarosława Kaczyńskiego całkowicie zbędne. Budynek jest zaniedbany i obskurny. Wejście stoi jak najdalej od słowa ‘reprezentacyjny’. Pieniądze zawsze były dla prezesa PiS sprawą drugorzędną, wydawanie ich na wystawne biuro niespecjalnie do niego pasuje. Siedziba jest skromna, tak jak skromnym człowiekiem jest prezes i tak, jak skromny jest w wyobrażeniu polityków PiS elektorat tej partii.

Po drugie, zaniedbanie budynku i otoczenia wokół niego pokazuje jednak niespecjalnie wysokie aspiracje PiS, jeśli chodzi o kulturę, której przecież architektura jest elementem. A to łączy się z ogólnie zaniżonymi oczekiwaniami wobec społeczeństwa, jakie prezentuje rządząca partia. Sprowadzona w dziedzinie kultury do absurdu antyelitarność PiS pokazuje się tu w całej okazałości. Można jako prezes TVP zrobić cnotę ze słuchania discopolowej muzyki, można jako minister kultury pochwalić się nieznajomością żadnego dzieła polskiej noblistki, można też siedzibę najważniejszego człowieka w kraju umieścić w przeciętnym miejscu i na dodatek w ogóle się o nie nie troszczyć.

[...]

Po czwarte, architektoniczna rzeczywistość siedziby PiS to jest architektoniczna rzeczywistość milionów Polaków. Skrajnie nieprzyjazna i zaniedbana przestrzeń przed budynkiem, przypadkowość, przystosowanie głównie na potrzeby kierowców, zepchnięcie pieszych na parking i wąziutkie schody. Eleganckie, szklane biurowce albo odrestaurowane XIX-wieczne kamienice to doświadczenie względnie uprzywilejowanej mniejszości. Fizycznie siedziba PiS jest w Warszawie, ale mentalnie i stylistycznie to jest powiatowe, najwyżej 50-tysięczne miasto.

Co jest z przekazem politycznym PiS całkowicie spójne. Partia skutecznie od lat prezentuje się jako antyelitarna i bliska ‘zwykłego człowieka’. Nawet jeśli bynajmniej nie wszyscy związani z nią ludzie do tego wizerunku pasują. Elektorat PiS, choć ewoluuje, wciąż swoją główną bazę ma w miejscowościach mniejszych, wśród ludzi nieco gorzej sytuowanych. A tacy w Polsce architekturą i przestrzenią się nie przejmują i bardzo rzadko zwracają na nią uwagę. Dbające o estetykę i funkcjonalność przestrzeni ruchy miejskie to środowiska nieliczne i zdominowane przez młodą lewicę. Prawicowo-konserwatywny dyskurs o miastach i przestrzeni praktycznie w Polsce nie występuje”.

        Wspominałem już to tutaj parokrotnie, ale dziś jest bardzo dobry moment, by to przypomnieć. Otóż jeszcze w latach siedemdziesiątych siedziałem z moim świętej pamięci Ojcem przed telewizorem, oglądaliśmy „Dziennik Telewizyjny” i w pewnym momencie mój Tato – człowiek, któremu, zdaniem tego nazisty z Onetu, siedziba Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej bardzo by się spodobała –  zapytał: „Powiedz mi Krzysiek, czy on wie że on kłamie?” Pamiętam tamto pytanie w dokładnym cytacie do dziś, i powiem szczerze, że to stanowi również jedną z tych do dziś nie rozwiązanych zagadek, przed jakimi stoję. Czy oni wiedzą że kłamią? Chciałbym jednak dziś akurat wyrazić bardzo mocne przekonanie, że gdy chodzi o szefa działu Wiadomości Onetu Piotra Kozaneckiego, on nie ma bladego pojęcia, że kłamie. W całym owym projekcie prowadzącym do przekonania jak największej grupy osób, że gdzieś w Polsce istnieje rezerwat dzikich, który można odwiedzać tylko w ramach zorganizowanych wycieczek, choć sam robi wrażenie szaleńczego, jakaś metoda oczywiście jest. Gdy jednak chodzi o Kozaneckiego, to jest ktoś kto w swoim zidioceniu jest absolutnie czysty, uczciwy i szczery, a tu się pojawia wyłącznie jako taki mały kapo. Skąd ja to wiem? Sprawa jest nadzwyczaj prosta. Otóż koncepcja, jakoby Jarosław Kaczyński na siedzibę dla swojej partii wybrał specjalnie budynek na Nowogrodzkiej, żeby się nim zachwycała owa banda oszołomów zamieszkująca miejskie kanały oraz wiejskie chałupy, jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Ja sam popieram program realizowany przez Jarosława Kaczyńskiego od roku 1990 i powiem szczerze dopiero przy okazji artykułu w Onecie dowiedziałem się jak wygląda budynek, w którym on ma swoje biuro. Jakim trzeba być kretynem, żeby sobie wykoncypować, że ta cała zniszczona alkoholem, pogrążona w kompletnej demoralizacji wiejska hołota, która, tak jak im każe proboszcz, głosuje na PiS, ci dresiarze ze zrujnowanych miejskich kamienic, z wypindrzonymi ciziami i bandą dzieci, dzięki którym mają pieniądze na piwo i fajki i darmowe sranie na plaży we Władysławowie, zanim zagłosują w kolejnych wyborach, sprawdzą jak wygląda warszawska siedziba prezesa Kaczyńskiego i czy jest odpowiednio brzydka?  Jeśli Kozanecki coś takiego nam zdecydował się przedstawić, to ja nie wierzę, by on realizował plan zlecony mu przez swoich niemieckich właścicieli. On z całą pewnością sam to wymyślił. Inaczej być nie może. A jeżeli ktoś potrzebuje dodatkowego argumentu, bardzo proszę.

 



 

 

5 komentarzy:

  1. @toyah

    Taki esteta udobrucha się nie wcześniej, aż Jarosław zrobi sobie tunele w uszach.

    OdpowiedzUsuń
  2. @toyah

    cytat:
    "dwa plemiona, z których jedno, to ludzie wykształceni, zamożni, inteligentni, kulturalni, często młodzi, wyznający wartości liberalne,"

    Hm... o ile posiadanie pozostałych z ww. cech może być w moim przypadku kwestią gustu osoby oceniającej, to na pewno jestem już rzadko młody i na pewno nie wyznaję wartości liberalnych. Są bowiem obrazą dla wykształcenia i inteligencji; nie da rady tego prawdziwie połączyć, a tylko dla hucpy.

    Poleganie na świecie WARTOŚCI (liberalnych, czy dowolnie innych) oznacza bowiem skazywanie się na subiektywizm, relatywizm i indywidualizm. A od tego skazania się nie ma już mowy o jakiejkolwiek spójności plemiennej z kimkolwiek - chyba, że wymuszonej.

    ciąg dalszy cytatu:
    "... a drudzy to głównie niewykształceni, biedni, zamieszkujący głównie tereny wiejskie starcy, których intelektualny horyzont jest ograniczony kazaniami miejscowego proboszcza-pedofila."

    Tu, podobnie, o ile kwestią gustu może być ocena pozostałych moich cech, to wprawdzie na pewno mieszkam na wsi, ale mój proboszcz na pewno nie jest pedofilem.

    Do którego plemienia należę? Może jest jakieś trzecie?


    warto

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah
    To jest bełkot nie do wyobrażenia, ale doskonale pokazuje mentalność tego środowiska. Co znaczy, że siedziba PiS jest fizycznie w Warszawie, a mentalnie w mieście powiatowym? Ona jest dokładnie w Warszawie i odzwierciedla całą zapyziałość i zaściankowość tego miasta. Ilekroć jestem w Warszawie, to zawsze przytłacza mnie - poza kilkoma odpicowanymi ulicami - syf i urbanistyczna mizeria. Pan Kozanecki nie wie chyba, jak wyglądają miasta powiatowe. Niech sobie pojedzie chociażby do Bielska-Białej, to zobaczy urbanistyczny szyk i zadbanie, o jakim się warszawiakom nie śniło.

    Oni naprawdę nie wiedzą, jak się ośmieszają. Zarzucać Kaczyńskiemu, że nie dba o zewnętrzny blichrt, bo zaprzątają go poważne sprawy, to jest mistrzostwo świata.
    Całą emanacją tego myślenia jest Trzaskowski - z zewnątrz gładki, w środku pusty. To im odpowiada i spełnia wszystkie aspiracje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wymyślili sobie ten pasujący im do wąskiego światopoglądu podział i będą się go trzymać do końca, brnąć coraz bardziej w prostactwo i wulgarność. Nie mogą tego pomysłu odrzucić bo wszystko im się zawali, wymienić na co innego też nie da rady. Niejaki Urbaś Tomasz na nowe informacje odnośnie covid19 zamieścił taki wpis na TT: "Pomorze winszuje zasyfionej PiSowskiej patologii z bonami 500+ rozwleczenia covid-19 na brudnych łapach i w pijanych pyskach nad morze"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @crimsonking

      To ja pociągnę dalej. Od Arystotelesa i potem wzorcami społecznymi były tzw. cnoty. Te były obiektywne. Stanowiły system drogowskazów i nie podlegały relatywizowaniu.

      To, co teraz określa się jako tzw. "wartość" tak, czy inaczej wynika z indywidualnej preferencji, że to a to konkretnemu komuś pasuje, podoba się, wygodne jest, ..., itd. Zatem u podstaw wyboru konkretnej preferencji jest zawsze indywidualny relatywizm, oportunizm i takie tam. Nic więcej.

      "Wartości liberalne", to oczywisty oksymoron. "Liberalne", to znaczy wolne. Ale przecież wolne znaczy subiektywne, indywidualne, preferencje danej jednostki a nie, że ktoś jej kazał, a ona jednostka musi.

      Tu właśnie dochodzimy do rozwiązania zagadki, dlaczego tzw. wartości liberalne do uniwersalnego ich rozpowszechniania potrzebują zastosowania przemocy. Trzeba bowiem odbierać innym ICH wolność INNEGO wyboru według ICH INNYCH preferencji. Mają cudze preferencje przyjąć za nadrzędne, czyli mają do nich przystąpić, albo morda w kubeł.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...