czwartek, 9 lutego 2017

O mainstreamowym undergroundzie i prawdzie, której nie ma

Przepraszam wszystkich za lekkie obsunięcie, ale z samego rana udałem się na spotkanie ze służba zdrowia i tak mi zeszło. No ale już jestem na miejscu i od razu przechodzę do rzeczy.

Ze względu na wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, anonsowanym, jako „ostry”, po raz drugi w życiu kupiłem tygodnik „Do Rzeczy” i przyznaję, że jestem pod wrażeniem. Od razu muszę jednak przyznać, że nie chodzi mi ani o Kaczyńskiego i to, co on nam ma w tych dniach do powiedzenia, z tego choćby względu, że ja już wielokrotnie miałem okazję czytać jego wypowiedzi na o wiele bardziej zajmującym poziomie, ani też o sam tygodnik „Do Rzeczy”, bo naprawdę trudno się spodziewać, by jakość papieru, na jakim on jest drukowany, miała mnie za każdym razem inspirować w ten sam sposób. Można by było natomiast powiedzieć, że powodem, dla którego zdecydowałem się pisać dzisiejszy tekst jest blogerka Kataryna, która, jak się okazuje, po tych wszystkich latach ciągłych kompromitacji, wciąż jest częścią tego przedsięwzięcia, i to jest w pewnym sensie fakt. Podobnie faktem jest to, że w pewnym równie istotnym sensie, powodem mojego podekscytowania się czymś tak w gruncie rzeczy nędznym, jak tygodnik Lisickiego, jest odkrycie, że po tym, jak za krytykowanie rządu premier Szydło został wyrzucony z roboty przez braci Karnowskich, przytulisko u Lisieckiego znalazł nie kto inny jak sam Łukasz Warzecha. Można nawet powiedzieć, że ja dziś piszę o tygodniku „Do Rzeczy” po przeczytaniu tekstu wspomnianego Warzechy, w którym on, w sposób najbezczelniejszy z bezczelnych, jak gdyby nigdy nic, postanawia wykorzystać sukces niejakiego Górskiego, autora niezwykle ostatnio popularnych żartów z Jarosława Kaczyńskiego, i jedzie po tym pomyśle bez tak zwanej trzymanki.
Ale też i nie o tym chciałem dziś pisać. To w żadnym wypadku nie jest pierwszy powód, dla którego w moim dzisiejszym tekście pojawiała się nazwa „Do Rzeczy”. Chodzi o to, że kiedy przerzucałem te kartki, nagle sobie uświadomiłem, że ów rynek prawicowych mediów, a tak naprawdę prawicowej publicznej świadomości, tak fantastycznie opisany przez Ryszarda Terleckiego słowami: „Mainstream wreszcie znalazł się po prawdziwej stronie”, w końcu nam rozbłysnął pełnią kolorów, a ich zestaw został zdecydowany na długo zanim nie tylko „mainstream znalazł się po właściwej stronie”, ale jeszcze zanim owa właściwa strona przejęła faktyczną władzę. To już wtedy zostały wskazane odpowiednie budżety, odpowiednie środowiska otrzymały odpowiednie zaświadczenia, a ich prominentni przedstawiciele poproszeni o częstowanie się tortem.
Proszę zwrócić uwagę, jak się kształtuje dziś medialna i polityczna scena po stronie, którą przywykliśmy określać, jako „naszą”. Czy ktoś może przez te wszystkie lata, kiedy Prawo i Sprawiedliwość szykowało się do przejęcia władzy, zauważył, by na poziomie kadrowym doszło do jakiegokolwiek ruchu? Czy od czasu, gdyśmy się dowiedzieli, że Prawo i Sprawiedliwość w ciągu najbliższych paru lat przejmie jednak w Polsce władzę, a medialną osłonę dla tej rewolucji stanowić będą środowiska skupione wokół ojca Rydzyka, Tomasza Sakiewicza, braci Karnowskich, oraz Pawła Lisieckiego, pojawił się jakiś nowy podmiot, który został dopuszczony do udziału w świętowaniu? Otóż nie. Nawet jeśli siłą rzeczy powstały kolejne przestrzenie władzy, takie jak choćby TVP, na wszystkie świeżo pozwalniane miejsca przyszły osoby reprezentujące tylko i wyłącznie wymienione wyżej środowiska, a więc albo Toruń, albo „Gazetę Polską”, albo „Do Rzeczy”, albo „W Sieci” i nie dajmy sobie wmówić, że jeśli w TVP Info, wciąż jeszcze określana przez redakcję „Do Rzeczy”, jako „blogerka Kataryna”, Katarzyna Sadło nie ma własnego programu, albo nie komentuje bieżących wydarzeń w audycji „W tyle wizji”, to dlatego, że ona przez swoje związki z rodziną Komorowskich straciła zaufanie władzy. Nic podobnego. My jej dziś nie oglądamy na ekranach naszych telewizorów na tej samej zasadzie, na jakiej nie ma tam Szewacha Weissa, który akurat w „Do Rzeczy” ma swój felieton tuż obok felietonu Sadło.
Natomiast, owszem, nie ma tam ani Grzegorza Brauna, ani Stanisława Michalkiewicza, ani Tadeusza Płużańskiego, ani wreszcie Piotra Bachurskiego, który, z tego co widzę ostatnio, stworzył koncern medialny przewyższający wszystko, co wychodzi choćby spod palców braci Karnowskich. Czy może dlatego, że każdy z nich, gdyby go poprosić o komentarz zacząłby pluć na Prawo i Sprawiedliwość? Oczywiście że nie, a już z całą pewnością nie bardziej niż robią to regularnie Łukasz Warzecha, czy Rafał Ziemkiewicz. Ich tam nie ma z tego prostego powodu, że oni nie są w klubie, do którego zapisy były prowadzone, jeszcze jakieś pięć lat temu.
Popatrzmy na to, co dziś wydaje wspomniany Piotr Bachurski. Z wydań czarno-białych mamy przede wszystkim „Warszawską Gazetę” oraz „Gazetę Finansową”, a dalej całą kupę pierwszej klasy pism kolorowych, takich jak „Tajna Historia”, „Zakazana Historia”, „Polska bez Cenzury”, „Polska Niepodległa”, magazyn o książkach „Fanbook”, a nawet coś, co nosi nazwę „Gentelman” i jest dokładnie tak samo grube, kolorowe i błyszczące, jak dajmy na to „Viva”. Zresztą wszystkie te tytuły są bardzo starannie wydane i kiedy je widzimy w kiosku na półce, nie mamy najmniejszych podstaw, by sądzić, że to jest coś gorszego, czy lepszego od jakiegoś „Newsweeka”, czy „Angory”.
Ktoś powie, że ja oto właśnie się odkryłem. Jojczę na ów mainstream, bo wbrew moim nadziejom, mnie się tam nie udało dostać i muszę się męczyć z Bachurskim. Na to oczywiście nic nie poradzę. Od lat zresztą wysłuchuję tego rodzaju uwag, przyozdobionych dodatkowo jeszcze jakimiś docinkami na temat zawiści, rozdętego ego i braku pokory. A ja mogę na to tylko powtórzyć to, co mówię od siedmiu lat już lat, a więc jeszcze od czasów, gdy tacy Karnowscy jeszcze nie zorientowali się, że zmienia się wiatr i dobrze by było się przekwalifikować. Nie ma czegoś takiego, jak mainstream, czy nisza. Jesteś albo tu, albo tu i tylko czekasz aż padnie rozkaz dyskretnej zamiany miejsc, w pełnym oczekiwaniu na kolejne. Cała reszta zwyczajnie nie istnieje. I tak już zostanie. A ja ze swojej strony mogę tylko zachęcić: trzymajmy się z dala od zarówno mainstreamu, jak i off-streamu, jak i nawet tego, co nam przedstawią, jak off-off-stream. To jest wszystko jeden geszeft. Liczy się tylko prawda.



Przypominam, że moje książki są do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Zapraszam serdecznie.

18 komentarzy:

  1. Drogi Toyahu, ci piloci Boeingów, widzę, w ciągłym ruchu, ciągle zmieniają linie lotnicze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Piotr Oleś
      Z czegoś żyć trzeba, a koledzy zginąć nie dadzą.

      Usuń
  2. Chyba nie ma innej opcji. W tym są na tyle duże pieniądze, że prawda się nie liczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jarosław Zolopa
      Duże i łatwe. Znacznie wieksze i znacznie łatwiejsze, niż nam się zdaje.

      Usuń
  3. To jak ma sie w tym polapac zwykly prosty czlowiek, ktory chce to rozumiec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Robo
      Za komuny prosty człowiek wychodził z założenia, że kiedy oni coś mówią, to należy zatykać uszy.

      Usuń
    2. I to należy chyba nadal stosować.

      Usuń
  4. ładna ta tarantela, bardzo :-)
    To się chyba zaczęło z naszymi, po oddaniu władzy w 2007r. Wtedy powstało "przekonanie", że musimy mieć naszą prasę. Bo jakoś wszystko, z wyjątkiem GW i Polityki, padało.Początek zrobili bogacze JK i dalej poszło.
    Gwoli pocieszenia można napisać, że były czasy, całkiem niedawno, że GW nie było...I świat jakoś istniał... Więc spokojnie róbmy swoje, to co każdy ma do załatwienia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ogrodniczka
      Ładna i pełna prawdy. Tam nie ma nic poza prawdą.

      Usuń
  5. „mainstream znalazł się po właściwej stronie”
    Na TVN-nie reaktywowali program Milionerzy z Hubertem Urbańskim i dzisiaj był pierwszy odcinek. Były dwa ciekawe pytania. Pierwsze - Co ogląda wieczorami Jarosław Kaczyński? A drugie jakim językiem wita dzieci w szkole Agata Duda.
    "Ucho prezesa" ma być w abonamencie na nowym portalu Showmax. To jakiś południowoafrykański rodzaj Netflixa. http://natemat.pl/200993,ucho-prezesa-bedzie-platne-wiemy-ile-ma-nas-kosztowac-dostep-do-kolejnych-odcinkow
    Jak zakodują to Warzecha straci wenę.
    To co napisałeś łączy się z tekstem Gabriela "Zasób czy podmiot..." To wyjaśnia też przyczynę tego zamknięcia PiS-u na nowych ludzi którzy po Smoleńsku szli do partii wielką falą nie zdając sobie sprawy że wakaty już rozdane, przyklepane i nikt "obcego" nie wpuści bo sam może stracić miejsce. Mam jakieś przemyślenia że podobny był proces zamiany IIRP na PRL po wojnie. Dlatego w wielu kwestiach nic nie może iść do przodu i musimy się dławić albo tandetą albo tym szarpaniem po emocjach. Tyle dobrego, że wasza działeczka nikomu zbytnio nie przeszkadza a kto wie może się kiedyś przydać więc niech sobie rośnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @crimsonking
      Z tymi Milionerami, to ja bym się tak nie ekscytował. Oglądałem to i te pytania były zadane w jednym tylko celu: dać okazję uczestnikom, by sobie poszydzili z PiS-u.

      Usuń
  6. Ale piękna ta tarantella! W dialekcie (języku) neapolitańskim, który dla Włochów z północy jest absolutnie nie do zrozumienia.

    Masz rację z tą "naszą" prasą, tylko powiedz co mają czytać ludzie starsi, którzy nie korzystają z internetu?

    OdpowiedzUsuń
  7. To przykre, że powstało nowe środowisko wzajemnej adoracji, nie widzące potrzeby przyjęcia do klubu nowych członków. Nie wykorzystuje się talentu wielu zdolnych ludzi; "dobra zmiana" nie obejmuje kultury i dawny michnikowski salon nadal bryluje na światowych uniwersytetach, przyprawiając Polsce gębę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. @Polska Kanada
      Dobrze Cię tu widzieć. Nie odchodź.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...