sobota, 26 lutego 2011

A więc walczymy w cieniu

Nie trzeba być szczególnie bystrym obserwatorem ruchów w naszej publicznej przestrzeni, by zauważyć, że ostatnie dni przyniosły nową falę ataków – i to chyba w nasileniu dawno niespotykanym – na obóz Prawa i Sprawiedliwości, w postaci głównie oczywiście Jarosława Kaczynskiego. Ponieważ owa fala nie płynie z jednego kierunku, czyli na przykład ze strony telewizji TVN24, czy Onetu, czy Gazety Wyborczej, lecz właściwie z każdego możliwego miejsca, i w dodatku chyba po raz pierwszy nie przejmuje się już kompletnie nawet pozorami prawdomówności, należy przyjąć za bardzo prawdopodobną opcję, że doszło do uderzenia zorganizowanego.
Nowy program Tomasza Sekielskiego ‘Czarno na białym’ – po paru pierwszych gestach osłaniających – jest już w praktyce, nie tylko estetycznie, ale również co do metody, czystym powtórzeniem starych PRL-owskich programów typu ‘Sensacje XX wieku’, i stanowi głównie najbardziej bezczelną maszynkę do plucia na Prawo i Sprawiedliwość i jego polityków. Doszło do tego, że parę dni temu jednym z tematów audycji była analiza – oczywiście bardzo czarna – co spotka Polskę, jeśli najbliższe wybory parlamentarne wygra PiS. Po prostu. Punkt po punkcie, przedstawiony został upadek każdej kolejnej dziedziny naszego życia, jeśli tylko PiS wygra wybory. Bez żadnego kontekstu, bez powodu, całkowicie poza bieżącymi tematami. Od tak. Żeby białe było białe, a czarne – czarne. W pewnym momencie nawet doszło do tego, że kiedy red. Sekielski nagle zaczął coś wspominać o pustych obietnicach Napieralskiego, to na ekranie i tak widzieliśmy Jarosława Kaczyńskiego, a informacja szła taka, że politycy przed wyborami kłamią.
Dziś dostałem od Orange informację, że adwokat rodzin zabitych w Smoleńsku pilotów powiedział, że jednak były naciski, by lądować. Ponieważ byłem ciekawy, co to za adwokat i czy to przypadkiem nie ten dziwny typ, który od czasu do czasu przychodzi do TVN-u, żeby zakomunikować, że on osobiście nic nie wie i w sumie niczym się nie interesuje, ale ponieważ Rosjanie coś powiedzieli, to pewnie tak jest, pomyślałem, że zajrzę na Onet i sobie sprawdzę. No i okazało się, że tam akurat nic na ten temat nie ma, natomiast jest informacja podana za Gazetą Wyborczą, że gen. Błasik jednak zrobił kpt. Protasiukowi karczemną awanturę na lotnisku. I że wreszcie udało się znaleźć świadka, który to potwierdza.
Cała notka na ten temat jest kuriozalna w sposób wręcz zachwycający. Otóż najpierw pojawia się informacja, że „jest świadek” i że ów świadek „potwierdza”. Ponieważ z dalszych informacji wynika, że innych, poza tym jednym, świadków nie ma, to można by się było zapytać, co on, poza swoimi słowami, może potwierdzać. No ale niech Onetowi będzie. Jest i potwierdza. Tyle że dalej dowiadujemy się, że podobno awanturę słyszał pewien chorąży z BOR-u, natomiast o tym, że on podobno słyszał, Gazeta Wyborcza, a za nią Onet, nie wiedzą od niego, ale od innego oficera BOR-u, który pełni funkcję tajnego informatora Gazety. Jeszcze później, dowiadujemy się, że sam chorąży nie chce tego co mówi tajny informator potwierdzić, bo podobno już raz zeznawał i nic na temat awantury nie powiedział. Jednak – i to już jest informacja końcowa – prokurator może go wezwać ponownie, jeśli nabierze podejrzeń, że jednak awantura była. Ach! No i jeszcze jedno – choć o tym już było – Gazeta przyznaje, że innych świadków awantury nie ma. Jaki jest tytuł informacji Onetu? „Świadek potwierdza: Gen. Błasik zwymyślał kapitana TU-154” Cała prawda całą dobę, a czarne jest czarne. Jak najbardziej.
Dalej idzie informacja kolejna: "PiS może znowu zawładnąć telewizją publiczną”. O co chodzi tym razem? Okazuje się, że dwaj związani z Prawem i Sprawiedliwością prezesi Orzeł i Terlikowski – Onet pisze raz „Terlikowski”, a innym razem, zapewne dla lepszego efektu, „Tejkowski” – kiedy Platforma z komunistami przejmowała media, nie zostali z telewizji wywaleni, lecz zaledwie na trzy miesiące zawieszeni. No i, nagle przypomniano sobie, że w poniedziałek oni wracają do pracy. Wprawdzie, jak informuje Gazeta Wyborcza (jak najbardziej!), oni wracają w poniedziałek rano, ale już tego samego dnia Rada Nadzorcza ich znów ma ochotę zawiesić, ale strach i tak już jest wielki. Dlaczego nie zwolnić w ogóle, ale znów zawiesić, tego Onet nie wyjaśnia, bo ważniejsze jest co innego: „Jak donosi Gazeta, na Woronicza rozważany jest najczarniejszy scenariusz: Orzeł i Tejkowski wracają w poniedziałek rano i przejmują władzę w telewizji publicznej. Autorka artykułu w "GW", Agnieszka Kublik, pisze, że w gdyby ten scenariusz się ziścił, to na antenę prawdopodobnie wróciłby programy prowadzone przez dziennikarzy i publicystów prawicowych: "Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego, "Misja specjalna" Anity Gargas i "Bronisław Wildstein przedstawia".
No no! A to dopiero się będzie działo! To dopiero jest scenariusz! I jakiż on czarny! Już teraz. A jaki będzie czarny, kiedy się „ziści”? Lepiej nie myśleć. Pospieszalski, Gargas i Wildstein wjadą z powrotem do telewizyjnego studia czarną wołgą, gdzie za kierownicą będzie siedział sam… kto? TEJKOWSKI. SAM ON. Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!
A więc tak to się robi w Chicago. Gdyby ktoś nie wiedział.
To same wydanie Onetu. Ta sama główna strona. Ten sam zestaw informacji. I tytuł: „Nieznana słabość braci Kaczyńskich”. No pięknie. To już pewnie po nas. Zaraz będzie jakaś wódeczka, albo panienki, czy nawet coś pod nosek, jak u niegdysiejszego senatora Piesiewicza. Otóż nie. Chodzi o książki. Ta słabość, o której dotychczas nie wiedzieliśmy, to to, że Kaczyńscy lubili czytać książki. To znaczy, to akurat wiedzieliśmy, tylko że podobno Lech Kaczyński najbardziej z książek lubił Czarodziejską górę, a Jarosław – Sienkiewicza. Znaczy nie. Wróć. To też akurat nie było nieznane. To wiedzieliśmy. Ale okazuje się – i to wreszcie jest ta rewelacja – że Donald Tusk, wbrew temu co opowiada, bardzo lubi czytać tanie kryminały, i to jest ta nieznana słabość braci Kaczyńskich. Co gorsza, on w ogóle lubi czytać jakąś podłą literaturę i choć jego współpracownicy stają na głowie, żeby mu coś wrzucić poważnego, jak „Pascala Quignarda”, lub „nowe wydanie "Mów" Ajschinesa, albo tłumaczenia komedii Plauta wolne od wiktoriańskiej cenzury” – on wciąż się czepia thrillerów.
No pięknie! A to Kaczory! I patrz pan, jak oni to długo skrywali przed opinią publiczną. Dobrze, cholewcia, że mamy ten Onet. Żaden z nich nie ukryje się przed czujnymi dziennikarzami ze swoimi słabościami.
Czy jest jakaś ogólna refleksja wynikająca z całości materiału? Jak najbardziej. Chodzi o to, że „specjalista od marketingu politycznego dr Wojciech Jabłoński radzi politykom, by przesadnie nie epatowali swoimi zainteresowaniami literackimi. – Większość wyborców w ogóle nie wie, jak wygląda książka – zaznacza. – Przechwalanie się lekturami może doprowadzić do sytuacji, w której elektorat poczuje się wyalienowany, a polityk zacznie być traktowany z przymrużeniem oka. Spotkało to Ludwika Dorna, który z pamięci przytaczał w Sejmie obszerne cytaty z Thomasa S. Eliota”.
No i po refleksji jest też nauka. Otóż, jak powiada Onet: „Wygląda na to, że tych porad trzyma się prezydent Bronisław Komorowski, który niewiele mówi publicznie na temat przeczytanych książek”.
I oto chodzi, proszę państwa. Bronisław Komorowski. To jest men! Oto postać! Skromny, oczytany, znający umiar pan prezydent. Nasz prezydent. I pani Dziadzia. Tak to jest. I tak ma być. I to powinniśmy zapamiętać. Bronisław Komorowski z Małżonką.
Ale że te Kaczory! To ciekawe. Dobrze, że Onet ujawnił sprawę. W końcu niedługo wybory i trzeba ludzi informować. Bez informacji nie ma demokracji. Człowiek musi wiedzieć, jak jest. Nie chcemy tu żadnej Białorusi. Ani innych Węgier, czy co to tam oni gadają.

8 komentarzy:

  1. Uśmiałem się :-)
    Dobry tekst, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. @sundisk
    Miałem nadzieję, że się uśmiejesz.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Toyah

    no i przede wszystkim nie życzymy sobie jakichś durnych zarozumialców,co czytają książki.Nie wiem co oni sobie myślą.Porząndny człowiek nie ma czasu na takie pierdoły,bo musi pracować,a w wolnym czasie to idzie do fitness studio,a nie jakieś tam.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Agnieszka Moitrot
    A poza tym, po co, skoro przeciętny człowiek tego nie robi? Hę?

    OdpowiedzUsuń
  5. A to Kaczory! Naczytali się książek i dlatego są tacy straszni. Normalny człowiek unika takich rzeczy. Dobrze, że chociaż Pan Prezydent pozbawiony jest takich wstydliwych słabości, chyba wiem dlaczego. Otóż ciężko jest czytać po pijaku, litery falują i nie klei się wątek. Co innego postrzelać na polowaniu, tu lekka bańka nie przeszkadza, a wręcz jest wskazana.

    OdpowiedzUsuń
  6. Polskiemu inteligentowi przystoi w czasie wolnym pokazać się na boisku i pokopać piłkę, a nie czytać książki. Cóż za obciach z tym czytaniem.

    OdpowiedzUsuń
  7. tak jak wczoraj:
    Jeden na wyprostowanych nogach "szusuje" po oślej łączce na stoku narciarskim a drugi w blasku medali, tylko Kowalczyk i Małych słabo się postarali - już widziałem to zdjęcie Słońce Peru w Norwegii w dwoma złotymi medalami w łapach, a tu d..a.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Jerzy Sosnowski

    Polski inteligent wystarczy, że czyta leady w GW. Książek dodawanych do tej gazety czytać nie musi, wystarczy mieć na półce.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...