czwartek, 16 września 2010

O nawiedzeniu, o opętaniu, i o Panu, Który chodzi Swoimi ścieżkami

Muszę Wam zdradzić pewną tajemnicę, jeśli idzie o naszego kolegę LEMMINGA. Jest to tajemnica bardzo wstydliwa i myślę, że przez niego bardzo skrywana, ale co mi tam! Niech świat się dowie. Otóż LEMMING codziennie i zapamiętale studiuje blog Janusza Palikota. Ot tak! I oto ledwo co wczoraj dostałem od LEMMINGA esemesa, w którym mnie poinformował, że Palikot przekroczył własnie kolejną granicę, i że warto mi zobaczyć, jak to przekroczenie wyglądało. Zajrzałem. Cały wpis to komiks, narysowany jeszcze przed 10 kwietnia, w bardzo żartobliwej formie pokazujący, jak jeden po drugim, w sposób bardzo przemyślny, zostają mordowani kolejni politycy PiS-u, by wszystko zakończyć bardzo spektakularna śmiercią obu braci Kaczyńskich i napisem ‘happy end’. Komiks, jak mówię, został napisany jeszcze przed Katastrofą, natomiast Janusz Palikot postanowił go opublikować teraz i to w taki sposób, że on stanowi jedyną treść tego wpisu. Żadnego komentarza, żadnej informacji o autorze. Nic. Tylko ten – należy podkreślić, że bardzo zawodowo zrobiony – komiks.
Niedawno tu wspomniałem, ze sprawy toczą się tak szybko, a ich natężenie zmienia się tak bardzo, że właściwie udało nam się przyzwyczaić już do wszystkiego. Że gdybyśmy nagle zostali przebudzeni, a ten dym został z naszych serce i mózgów zabrany, moglibyśmy się nagle bardzo zdziwić. Póki co jednak, radzimy sobie świetnie, i chyba nawet nad tym naszym radzeniem sobie za bardzo się nie zastanawiamy. W końcu, nawet jeśli czegoś jeszcze nie było, to za chwilę z pewnością będzie, więc o czym tu dumać?
Dziś z kolei z samego rana spadła na mnie wiadomość, że krzyż smoleński został przez ludzi Prezydenta zabrany, i że już nie stoi na przed Pałacem, lecz w prezydenckiej kaplicy, razem z tymi tablicami, które tam zostały niedawno wrzucone. Trochę ze smutkiem, trochę jednak ze zdziwieniem, zauważyłem, że ta informacja jakoś mnie nie poruszyła. Czy to sprawił ten wczorajszy Palikot, czy może świadomość, że to wszystko i tak szło właśnie w tę stronę, a jedyny problem jakiśmy mieli, to kto i kiedy odważy się go ruszyć, nie wiem. Dziś w każdym razie sobie siedzę, piszę ten tekst i mam wrażenie, że to co widzimy, to już jest czyste, niczym obcym nieskażone zło. Wreszcie je mamy. Realne, żywe, kto chce może je niemal dotknąć.
Jednak w tym całym zamieszaniu, między Palikotem i okrucieństwami w których on się nurza, a tym atakiem na Krzyż, pojawiło się coś jeszcze, co nadało temu jeszcze bardziej dramatyczny wymiar. Otóż, jak czytam w oświadczeniu wydanym przez Kurie Warszawską „Krzyż w obecnej sytuacji nawiedzi Kaplicę Prezydencką oraz miejsce katastrofy smoleńskiej, aby ostatecznie stanąć w Kaplicy Loretańskiej kościoła św. Anny”. Okazuje się mianowicie, że to, że dziś banda rozjuszonych pogan wyrwała modlącym się ludziom z rąk krzyż i naciągnęła go gdzie nikt nie będzie na niego już nawet patrzył, to jest akt nawiedzenia! Krzyż dziś nawiedza Kaplicę Prezydencką! Oto dziś nad ranem doszło do aktu nawiedzenia Prezydenckiej Kaplicy przez smoleński krzyż. Tu już tylko może nam towarzyszyć ciężka, najcięższa cisza… albo słowo pocieszenia. Niech zatem padnie to słowo. Posłuchajcie.
Dziś do szkoły w której trochę pracuję, jeden z uczniów przyszedł w czarnym t-shircie z białym napisem OJCIEC DYREKTOR. Ponieważ napis mnie nieco zaintrygował, powiedziałem mu, że to niesamowite, że producenci koszulek z napisami potrafią tak szybko reagować, natomiast nie bardzo rozumiem, w jaki sposób to logo komentuje bieżącą sytuację. Że gdyby tam było napisane, że Ojciec Dyrektor też lubi się napić, albo że Ojciec Dyrektor wie, gdzie rozdają konfitury, albo coś innego w tym guście, to ja bym rozumiał to szyderstwo i to oburzenie. Ale tak? „Ojciec Dyrektor”? I co z tego? To już lepiej nosić zwykłą koszulkę z napisem ‘Joy Division’. Uczeń mój najpierw robił wrażenie, jakby nie bardzo wiedział, o co mi chodzi, a później powiedział, że ona znowu taka nowa nie jest i zapytał: „A to Rydzyk chleje?”
Muszę uczciwie tu przyznać, że ja mojego ucznia zaczepiłem w sposób jak najbardziej prowokacyjny. Chodzi o to, ze ja świetnie od początku wiedziałem, że ta koszulka nie została zaprojektowana ostatnio na cześć ojca Zięby, lecz już dość dawno temu, i to akurat na okazję tego, że cała Polska postanowiła szyderstwem i ironią zniszczyć projekt o nazwie Radio Maryja. Nie zmienia to oczywiście faktu, że literacko-intelektualny, że tak to ujmę, pomysł na te koszulki, breloczki, kubki, czy cholera wie co jeszcze, od początku mnie intrygował. No bo nie ukrywajmy. W końcu powiedzieć ‘Ojciec Dyrektor’ na ojca Dyrektora, to nie jest absolutny szczyt inteligentnej złośliwości. Jeśli natomiast tylu młodych ludzi dało się kupić tej propagandzie, i to kupić tak tanio, to chyba wyłącznie na takiej zasadzie, jak kiedyś w polskich kabaretach wystarczyło powiedzieć głośno ‘CCCP’, lub ‘czerwony’, żeby wszyscy klepali się po brzuchach z uciechy. Całkiem to zresztą możliwe, że to im w zupełności wystarczy. Wczoraj, całkowicie niewinnie poprosiłem ich o przetłumaczenie zdania: „Co się stanie jeśli kaczki nie będą mogły znaleźć pożywienia?”, i od razu było widać, że nie jest źle! To jest dopiero wypasiony kolo z tego anglika!
No ale, jak by nie patrzeć i co by nie mówić, jeśli idzie o tego ‘Ojca Dyrektora’, historia pięknie zatoczyła koło. Tyle lat takich wysiłków, tyle najwybitniejszych mózgów harowało dzień i noc, żeby znaleźć idiotom zabawkę idealną, taką zabawkę, że będą się nią mogli bawić przez cale lata dzień w dzień, i za każdym razem odkrywać w niej dodatkowe, nieznane dotąd przyjemności… i oto nagle okazuje się, że to cholera nie ten! I proszę spojrzeć – wszystko się jak najbardziej zgadza. Ojciec? Ojciec. Dyrektor? Jak najbardziej. Lans jest? Jest. Kasa jest? Jest. Tyle że, kurwa jego mać – to nie ten. I jak to teraz odkręcić? Chodzą ci biedacy, wypinają te swoje zapadnięte klaty, szczerzą zęby w pełnym najbardziej bystrej satysfakcji uśmiechu, a tu, kurde, nagle się okazuje, że ten pociąg już odjechał. I to jeszcze jak!
Oczywiście nie powinniśmy mieć złudzeń. Oni jeszcze przez dłuższy czas będą sobie jakoś radzili. Przede wszystkim, nie mając bladego pojęcia, kim jest ojciec Zięba i co on zrobił ze swoim życiem. Że co? Że on jest zjawiskiem obyczajowo bez porównania ciekawszym od ojca Rydzyka? To akurat nie ma najmniejszego znaczenia. Już widać bardzo wyraźnie, jak całe media, a za nimi kultura popularna, wykazują przypadkiem ojca Zięby całkowity brak zainteresowania. Więc, jak mówię, jakiś czas oni sobie będą radę dawać. A biedny Zięba zsunie się delikatnie i dyskretnie ze sceny, tak samo jak kiedyś przed laty został na nią przez bardzo złych i podłych ludzi wciągnięty. I wciąż będzie tylko Rydzyk i radio które ma ryja.
Tyle że nie do końca. Kropla, jak to mówią, drąży skałę. Jeden znak, jeden gest, jedno słowo, tworzą cały wodospad słów, gestów i znaków. I tego zatrzymać się już nie da. Dziś słyszę, że TVN nakręcił film o Wałęsie, w którym już prosto miedzy oczy walą nam prawdę o tym dziwnym człowieku z wąsem i jego pokrętnych przypadkach. Rozumiem, że Donaldowi Tuskowi już niedługo przyjdzie zębami zedrzeć sobie z klaty ten kretyński znaczek. Boże! Jakże beznadziejnie oni muszą się czuć.

1 komentarz:

  1. @Toyah
    No dobra. Niechże będę pierwszy.

    Oni - ci zwykli oni, nasi bracia, koledzy i współobywatele, z którymi się tak gruntownie nie rozumiemy - mają swoje kody, symbole, wspólnie rozumiane elementy kultury, dzięki którym bez wielu słów nić porozumienia im się wiąże. Choćby nawet, po zastanowieniu, nie było co ani jak rozumieć.

    Ojciec dyrektor? Hehehe.

    I myślisz, że tych, którzy ten świat symboli i hehehe budują, którzy niestałość ubóstwiają, w końcu sama ta niestałość dopadnie i wykończy?

    Zanim oni dopadną nas?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...