sobota, 11 września 2010

O kurwach, grzybiarzach i deszczu w Macondo

Swego czasu przyznałem na tym blogu, że wszystko czym się szczycę, czy może tylko uważam za dobre alibi do tego, by tu przed Wami występować, to moja zasługa w bardzo małym stopniu. Większość tego, co może o mnie ewentualnie dobrze świadczyć, to efekt tego, że ja się bezczelnie żywię siłą i mądrością ludzi, którymi się otaczam. Wymyśliłem na to konto nawet porównanie do tych pięknych dziewczyn, które biorą sobie za przyjaciółki jakieś brzydule, tylko po to, żeby przy nich lepiej świecić. U mnie jest odwrotnie. Ja biorę sobie za przyjaciół tych, w których świetle i ja zaczynam lepiej wyglądać.
Weźmy na przykład sam ten blog. Jestem pewien, że trzeba być kompletnym ślepcem lub idiotą, żeby nie zauważyć, że towarzystwo, jakie tu się zbiera, to coś co można by bez naciągania określić jako ‘top of the pops’. Oczywiście, przychodzą tu też tacy – choćby ledwo co wczoraj – którzy twierdzą, że jest wręcz odwrotnie. Że to są zaledwie usunięte sceny. Że to jest nicość i bzdura. Że ten blog to jakaś grupa terapeutyczna dla paru zahukanych staruszków. Jednak jestem przekonany, że nawet oni w głębi serca czują, że to nieprawda. Że to jest punkt, w którym oni stają bezradni i bez śladu nadziei na to, że kiedykolwiek będą mogli zrobić kolejny krok. Wiem że oni to wiedzą, i że to im nie daje spokoju.
Dobrze że ich wczoraj nie było w Katowicach u Hindusa, gdzie z panią Toyahową, za – co trzeba tu podkreślić – LEMMINGOWE pieniądze, podejmowaliśmy koleżankę Ginewrę i właśnie kolegę LEMMINGA. Gdyby tam przyszli, i pobyli choćby przez chwilę, zrozumieliby nie tylko tę sytuację, ale i swoją. I by mieli zmartwienie. I wtedy by dopiero poczuli, jak bardzo nic nie wiedzą. LEMMING opowiadał, a ja sobie myślałem, czemu to on nie prowadzi bloga, tylko ja? Pytałem go o to, nieśmiało nawet sugerowałem, że mogę mu to miejsce udostępnić, no ale wiecie sami jak to z nim jest. On coś gadał o prorokach i tyle wszystkiego.
No więc LEMMING opowiadał. O czym? O tym mianowicie, że on jechał samochodem z Warszawy do Katowic tą gierkowską autostradą, pełną dziur i wyboi, i w każdym niemal jej punkcie widział grzybiarzy i kurwy. Grzybiarzy, którzy z narażeniem życia, dla maksymalizacji zysku – po europejsku, prawda! – przebiegali z tymi swoimi koszykami z jednej strony drogi na drugą, i kurwy – bułgarskie czy mołdawskie dziewczynki – w niewoli u swoich polskich, a może wcale i nie polskich, panów. Opowiadał nam LEMMING o tej swojej podróży przez III RP i o ludziach, których po drodze spotykał. I, och, opowiadał nam też o tym jak czytał gdzieś o tym jak zorganizowana jest owa wielka rezydencja Hugh Heffnera, gdzie on sobie mieszka, otoczony młodymi, ekskluzywnymi dziewczynami, które są u niego na pełnym – równie jak one same ekskluzywnym – utrzymaniu i które tam są wyłącznie po to, żeby obsługiwać regularnie wydawane przez Heffnera przyjęcia. I przeczytał gdzieś LEMMING, że one objęte są przez swego właściciela stałym funduszem celowym na podtrzymanie urody, plus dwieście dolarów tygodniowo kieszonkowego. I że on je ma w ten sposób w garści do czasu aż zbrzydną i będzie je można spokojnie uwolnić. A później już zupełnie naturalnie porozmawialismy sobie o Donaldzie Tusku. Jeśli wiesz, o czym ja mówię, że zacytuję Mistrza.
Jak wielu z nas zauważyło, od kilku miesięcy pada. Myślę sobie, że łatwo jest się bardzo i do wszystkiego przyzwyczaić, ale też i wszystko sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Jak choćby właśnie i to – pada, bo taka jest pogoda. Cóż więcej? Ale jak już wspomniałem, sam bym nie zrobił ani kroku. Ale za to mam przyjaciół. I oni mnie ciągną za sobą. Weźmy takiego Księdza. Jakiś czas temu – ale już wtedy, kiedy Polska, była topiona w tych łzach – napisał on taki oto komentarz:



Pamiętam wielką powódź z 1997. Wielka tragedia, dużo bólu i łez. Gdy jednak porównuję to, co się zdarzyło 13 lat temu z tym, co się dzieje teraz, to… to okazuje się, że woda wodzie nierówna. I nierówne są też (że ośmielę się – nie bacząc na surowość profesorskich ócz – dokonać socjologicznej analizy) tzw. społeczne nastroje. Wielka powódź z 1997 roku, była tylko (tylko!) wielką powodzią: nieszczęściem, które dotknęło bardzo wielu (w tym także nieubezpieczonych) ludzi. Wody wezbrały, zniszczyły, co miały zniszczyć, a potem opadły. Było wielkie przygnębienie i mnóstwo obaw, co do przyszłości. Jak to w nieszczęściu.
Na pierwszy rzut oka, obecna sytuacja wygląda podobnie. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Sądzę bowiem (proszę nie pytać na jakiej podstawie; jeśli ktoś chce, może nawet uznać, że moja analiza jest równie głupia, co analiza toyaha), że dzisiejszy stopień społecznego przygnębienia (które przytłacza nie tylko powodzian) i wynikających z tego przygnębienia apatii, bądź gniewu, jest nieporównanie większy niż wtedy. Pewnie jakiś psycholog społeczny (to też jest ciekawa kategoria; może ktoś z miłośników tego bloga, chciałby wykazać się profesorską biegłością w tej dziedzinie?) potrafi wyjaśnić fenomen owego wzmożonego przygnębienia, wskazując na długą i ostrą zimę, oraz smoleńską katastrofę i żałobą narodową, które to zjawiska nałożywszy się na powódź, dały efekt obserwowanego przez nas społecznego „doła”. Słowem: ludzie są zdołowani bo przez ostatnich kilka miesięcy było tylko zimno, śnieżnie, buro i ponuro, a teraz jeszcze mokro. I tyle. Bardzo to wszystko być może, tym niemniej uważam, że możliwe jest też inne wyjaśnienie.
Mam brata rodzonego. Jedynego. Starszego. Ponieważ jest jedyny, starszy, a przy tym rozsądny, z wielką uwagą przysłuchuję się temu, co mówi. I nawet nie próbuję tego kwestionować. Kto ma starszego brata ten wie, co mam na myśli. Otóż mój starszy brat, też od czasu do czasu ulega tej słabości, że dokonuje socjologicznych analiz. A ponieważ brat jest elektronikiem uważam, że jak mało kto jest powołany do tego, by owe analizy przeprowadzać. Parę dni temu rozmawialiśmy o powodzi. I brat w pewnym momencie podzielił się ze mną, stosunkowo mało odkrywczą – jak początkowo sądziłem - myślą. Powiedział mianowicie, że powódź się skończy, woda zejdzie, a syf pozostanie. Zwróciłem bratu uwagę, że gada banały, bo przecież jest czymś naturalnym, że wcześniej czy później powódź się skończy i gdy woda opadnie, to trzeba będzie zrobiony przez tę wodę bałagan posprzątać. Brat wzruszył wtedy ramionami i zaskoczony moją tępotą odpowiedział, że przecież nie o to chodzi. I wskazując na owe (z punktu widzenia psychologii społecznej w oczywisty sposób depresjogenne) trzy wydarzenia: ostra, długa zima; katastrofa smoleńska; powódź – zauważył, że dzięki nim dowiedzieliśmy się bardzo dużo o stanie naszego państwa, o jego kondycji, o przygotowaniu jego struktur na sytuacje kryzysowe, o naszej armii, o naszej administracji, o naszym bezpieczeństwie, a przede wszystkim o tych, którzy nami rządzą. Po pierwszych pięciu miesiącach 2010 roku, wszystko już wiadomo. Nie ma złudzeń.
I ludzie, nawet jeśli zbyt wyraźnie tego nie widzą, doskonale to wyczuwają. I właśnie dlatego są przygnębieni. Bo wiedzą, że wody powodzi (oraz nieustępliwość zimy i demoniczność katastrofy) nie tyle jakiś syf naniosły, co raczej go odkryły. I on pozostanie. I w związku z tym boją się, że przy okazji sprzątania tego bałaganu, który pozostawia po sobie upadające polskie państwo, oni najzwyczajniej w świecie, jak to już niejednokrotnie bywało, dostaną w dupę.
Tyle analizy mojego brata. I tak sobie myślę, że te pięć miesięcy 2010 roku pokazuje również to, jak bardzo Polska (polskie państwo) jest ważna. Najważniejsza. A widać to dopiero wtedy, gdy zaczyna Jej brakować.
Dzisiaj u mnie nie padało. Wyszło nawet słońce. Ale mówią, że przelotnie. To też jest znamienne: kiedyś był „przelotny deszcz”, dziś jest „przelotne słońce”. Cóż… Na mechanikę nieba zbyt dużego wpływu nie mamy, ale na mechanikę tego nieba, które jest w nas – nieba ze słońcem, które wypali wszystkie „syfy”, mamy wpływ niebylejaki.



Właśnie tak. Na mechanikę naszego własnego nieba mamy wpływ niebylejaki. I gdyby ten blog był tylko po to, żeby takie rzeczy mogły być powiedziane, to w zupełności wystarczy.

20 komentarzy:

  1. @toyah

    "Jednak jestem przekonany, że nawet oni w głębi serca czują, że to nieprawda. Że to jest punkt, w którym oni stają bezradni i bez śladu nadziei na to, że kiedykolwiek będą mogli zrobić kolejny krok. Wiem że oni to wiedzą, i że to im nie daje spokoju."

    Poczułem się wywołany;) Naprawdę NIE uważam, że jesteście "top of tops" i naprawdę uważam, że tworzycie sobie tu grupę terapeutyczną. Nie jestem z tą wiedzą bezradny ani nie pozbawia mnie ona spokoju.

    Nie twierdzę też, że jesteście jakimiś nizinami, nie próbujcie odpisywać, że: jak to! Przecież jest tu i piekarz i lekarz i żołnierz i nauczyciel i ksiądz i prawnik i menadżer itd...

    Rzecz w tym, że gdybyście nie mieli w normalnym, prawdziwym życiu problemów z którymi nie potraficie sobie poradzić, to byście nie tworzyli tej wirtualnej rzeczywistości, w której wylewacie żale na cały świat i wzajemnie nakręcacie się w wierze w to, że jakiś tam polityk was zbawi.

    Gdyby ten blog był forum wymiany poglądów i myśli to byście ze sobą dyskutowali. Ale wy praktycznie nie dyskutujecie. Główna aktywność czytelników i twoja Toyah wyrażana w komentarzach to wzajemne poklepywanie się po plecach w stylu: "Toyahu, dziękuję Ci za to światełko w tunelu jakim jest Twój wpis", "Jasiu, dobrze że jesteś z nami", "Kasiu, pamiętam o Tobie, zadydykuję Ci następny wpis", "Jesteście wspaniali, bez Was bym nie dał rady" itd.

    Wmawianie sobie i wszytskim, że jesteście tacy mądrzy, elita kraju, przyszłość nacji itd. to kolejny element terapeutyczny. Jakbyś na co dzień czuł się dowartościowany przez świat i ludzi, to byś nie musiał pisać o tym jaki to jesteś super w internecie.

    Dlatego właśnie nie uważam, że możliwa i potrzebna jest dyskusja z wami, bo wy po prostu pomagacie sobie w swoim mikroświecie i w sumie uważam to za bardzo pozytywne działanie, tak samo jak kojący wpływ Rydzyka na jego babcie. Lepiej, żebyś mógł tu swoje frustracje wyładować i podładować akumulatory pochwałami tych biednych ludzi, niż byś miał iść do tej swojej katowickiej szkoły i zastrzelić połowę uczniów i nauczycieli.

    OdpowiedzUsuń
  2. @a
    Odwróć od nas swoje przenikliwe spojrzenie i spójrz w lustro. Piszesz, że odwiedzam tego bloga dla swoistej psychoterapii, może i tak zgoda. Zadaj sobie pytanie po co TY go odwiedzasz. Żeby się pośmiać z innych, żeby się przekonać, że nie są tak błyskotliwi i zupełnie bez poczucia humoru? Czy to jest takie dowartościowanie, taka psychoterapia?
    Odpowiedz nie nam ale sobie, tak szczerze jak potrafisz.
    Ja Cię nie znam, ale powiem, że jesteśmy niestety tacy sami. Tylko po przeciwnych stronach barykady. Jedyne co nas różni to środki. Nas nie śmieszy wojewucki, ani majewski, wy z trudem odpowiadacie na pytania o historię czy patriotyzm. Kwestia różnego smaku.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ a

    A ja ci powiem Kolego, że się grubo mylisz, iż tutaj wylewa swoje łzy grupa starych frustratów, którzy dręczą się i wspierają, bo niczego nie dokonali.

    Mylisz się, bo i jest tutaj specjalista o międzynarodowej renomie, osoba spełniona, a o którego pensji (pensji - zaplacie za pracę!) ty razem z Michnikiem do kupy moglibyście pomarzyć. Jest i tutaj współwłaściciel niedużej firmy, która zaspakaja potrzeby i ambicje jego dzieci i wnuków na zawsze. Są dziennikarze, profesorowie i prawnicy.

    I wszystko co ich łączy, to to co najpiękniejsze i najważniejsze - wspólnota myśli i wspólnota nieugiętych zasad moralnych. W pewnym sensie to nawet masz rację, to pewnego rodzaju zakon.

    I jesteśmy, w odróżnieniu od ciebie
    razem. Ty tego nie wiesz, że jesteś samotny. Każdy z was jest samotny w tym tłumie. Wybacz porównanie, ale tak jak gryzące się między sobą psy, by polizać pańską łapę.

    Nasze życie w żadnym wypadku nie jest psie.

    A najbardziej nas podtrzymuje na duchu myśl, że to nie my, ale ty i twoi koledzy zostaniecie w końcu wydymani.

    OdpowiedzUsuń
  4. @a
    Nie 'top of tops', tylko 'top of the pops'.
    Co do reszty - podobnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @jazgdyni
    Jestem pod wrażeniem. Spokojnych wiatrów!

    OdpowiedzUsuń
  6. @ ci, co nie śpią

    Jestem z wycieczki; od wczoraj, ale miałam sporo roboty i dopiero teraz zajrzałam, na dobranoc. Wcale nie potrzebuję terapii, normalność wystarczy i tu się nie zawiodłam.

    Przedtem obejrzałam tv.niezalezna z wczorajszego Zgromadzenia. I jeszcze dowiedziałam się, że dziś miała być manifestacja w Poznaniu, gdzie byłam wczoraj - tak się mijam z rzeczywistością ;-)

    @toyah
    Lekcja się odbyła - po Twoim ostrzeżeniu wykasowałam uczniom podpis pod wypowiedzią Tuska ale zostawiłam tekst - NIKT NIE ZAPYTAŁ o autora. OK - to jest warszawka...

    I jeszcze jeden symptom - uczniowie byli zainteresowani tematem "Jak być patriotą dzisiaj?", po czym jako przykłady i wzory proponowali Wałęsę, Bartoszewskiego, JP II i Dmowskiego (różne grupy). A moje koleżanki zorganizowały pracę w grupach i zebrały potem kartki. Owszem, pochwaliły scenariusz, ale merytorycznie ani mru, mru...

    Więc było miło i demokratycznie, np.: ja kupiłam Gazetę Polską, kto inny Wyborową i sobie czytałyśmy...

    Więc chyba dobrze, że zamiast żółciutkiej piżamki z aplikacją w dwie kaczki i napisem: "I love ducks" wzięłam czarną...

    Dobrej Nocy...

    OdpowiedzUsuń
  7. @Toyah
    Myśli Pan,że doczeka "zbrzydnięcia'.On chyba już się dziwi, dlaczego bezwiednie puszcza bąki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze obiecuję sobie, że nie będę dyskutował z trollami i zawsze nie mogę wytrzymać ;)

    Ja przychodzę do Toyaha by obcować z pięknem i prawdą.
    A tacy jak Ty, komentatorze o nicku "a", biją brawo na festiwalu w Opolu AD 2010.

    Tak to widzę. I chyba jakoś to koresponduje z tą cudowną pointą o mechanice własnego nieba.

    A kolacji zazdraszczam, Toyahu, Ginewro i Lemmingu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. W piątek wracając z demonstracji przechodziłem koło kościoła Wizytek i aż mnie zamurowało.Na tyłach Krakowskiego Przedmieścia w pełnym rynsztunku bojowym (kamizelki pancerne, tarcze, kaski,pałki bojowe )stało kilka zastępów- i tu szczęka mi opadła-DZIEWCZĄT . Nie chłopów po dwa metry czy stu kilowych bab tyko młode dziewczyny.Pomyślałem,że to nowy przejaw "polityki miłości".Kiedy jednak uświadomiłem sobie,że to dobrze wyszkolone i świetnie uzbrojone odziały policji, zrobiło mi się nie wesoło.
    Mimo wszystko życzę wszystkim stosunkowo Dobrej Nocy.
    Dzisiaj wszyscy śnimy o kolacji z Toyahem.

    OdpowiedzUsuń
  10. @a

    Jest taka egzystencjalna refleksja: "O, gdyby młodość wiedziała, a starość mogła!"

    Tu się nie odbywa konkurencja. Rzecz w tym, że tylko współpraca obu z nich może dać szansę efektu.

    Mogę ci zdradzić pewne kryterium:
    Gdy ktoś Cię skłania, byś oderwał się od dorobku doświadczenia, to najpewniej obraca Cię w niewolnika. Strzeż się. Niewolnicy starzeją się szybciej i na pewno nie na wesoło.

    P.S.: Gdybym miał wskazać najdurniejszy slogan swojej młodości, to byłby: "nie wierz nikomu powyżej 30-tki".

    OdpowiedzUsuń
  11. @ a

    ...wypraszam sobie, nie jestem żadną babcią!!!
    Radia Maryja natomiast często słucham. A słucham, dlatego, że bardzo cenię felietony ludzi, którzy tam są zapraszani. Pozwolę sobie "wrzucić" kilka nazwisk.

    prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

    prof. dr hab. Henryk Kiereś

    prof. dr hab. Mieczysław Ryba

    prof. Henryka Kramarz

    dr. Józef Szaniawski

    prof. dr hab. Tadeusz Gerstenkorn

    prof. dr hab. Jan Szyszko

    prof. dr hab. Andrzej Zybertowicz

    prof. dr hab. Artur Śliwiński

    Uwierz mi, mógłbym tą listę jeszcze długo ciągnąć, ale Toyah mógłby się zdenerwować, że zająłem tyle miejsca.
    Ale ja to nic w porównaniu z moim kolegą, ten to dopiero "odjechał". Wyobraź sobie, że on słucha codziennie Radia Maryja jadąc do i z pracy. A jadąc ... w pewnym momencie mija po lewj stronie " Biały Dom", a po prawej Washington Monument. To jest dopiero "oszołom". Przez okno widać White House a z głośnika "leci" Radio Maryja. No powiedz sam - ubaw po pachy.

    Otóz dzięki takim "oszołomom" Pan Kaczynski uzyskał w USA ponad 70%
    w ostatnich wyborach. Nie twierdzę, że wszyscy którzy głosowali na Pana Jarosława słuchają RM.

    A na koniec chciałbym Cię poinformować, ze dwa tygodnie temu
    w Waszyngtonie odbyła się patriotyczna manifestacja,
    w której wzięło udział około 500 tys. ludzi pod hasłem
    "Restoring Honor". Co niektórzy musieli jechać kilka dni aby dotrzeć z najbardziej oddalonych zakątków Stanów.
    Ponieważ tam byłem i wiem jaka była atmosfera tego spotkania,
    to mogę Ci powiedziec, że oni wszyscy podpisali by się pod
    wpisami Toyaha. I nie byli to ludzie zgorzkniali - wściekli na otaczającą rzeczywistość tak, ale nie zgorzkniali.

    p.s.
    I nie myśl sobie, że udało Ci się wciągnąć mnie do swojej gry.
    Już dawno chciałem te kilka zdań napisać, Twój komentarz dał mi ku temu powód

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Toyah & All

    Zapomniałem "wrzucić" link
    do zdjęć z tej manifestacji.

    http://www.glennbeck.com/content/articles/article/198/44950/

    Wygląda na to, że w listopadzie
    odzyskamy Kongres i Senat.
    I to będzie bardzo dobra wiadomość.

    OdpowiedzUsuń
  13. Drogi Melquiadesie,

    Gdy, jakoś z początkiem lat 70-tych ubiegłego wieku, niesamowitą karierę zrobiła u nas literatura iberoamerykańska, postanowiłem, że się jej (tzn. tej karierze) nie poddam. Przeważyła moja wrodzona skłonność do rebelii; póki trwa, czuję się młody, o Ty nieszczęsny „a”.

    Były też względy bardziej praktyczne. Bo jak można ścierpieć, gdy każda dziewczyna na randkę stawia się z jakimś kortazarem pod pachą i chce gadać o tak drugorzędnych sprawach. Żeby chociaż o przygodach pewnego Pantaleona …

    Nie byłem całkiem konsekwentny, bo do dziś za absolutne (nie jedyne!) arcydzieło uważam „Sto lat samotności”. Posunąłem się nawet do tego, że w podróży po „tamtych stronach” rozpytywałem miejscowych, aż do durnego łba dotarło, że Macondo jest wszędzie. W Polsce na pewno. Dzisiaj bardziej niż kiedyś, a pora jest deszczowa.

    Sprowokowany tym Toyahowym „Macondo” długo zbierałem się do tego komentarza. Mój problem polega na niepewności, jak wyrazić tę zależność, że wraz z odejściem polskiej mody na tę literaturę iberoamerykańską (lata 90-te), odeszła też ówczesna moda na patriotyzm, pragnienie wolności i parę takich, tu i ówdzie nazywanych dziś „bzdetami”. Czy ten związek jest tylko przypadkowy, czy jest efektem zgody na skundlenie?

    "Plemiona skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziemi."

    Twój Aureliano Buendia (płk)

    P.S.: Ostatnio w Macondo padało nieprzerwanie przez cztery lata, jedenaście miesięcy i dwa dni. Czy to coś oznacza?

    P.P.S. Drogi Studencie, co teraz czytają studenci SGH?

    OdpowiedzUsuń
  14. @Sagittarius & all

    Obejrzałam zdjęcia i przeczytałam kilka komentarzy - to trzeba zobaczyć! Dziękuję za informację - u nas oczywiście się tego nie przekazuje w przekaziorach?.. Nie wiem, bo nie mam siły rejestrować tej żenady w tv i radio wszelkiego autoramentu, tylko do mnie echa dochodzą przez internet itp.

    Wypowiedź JK na Krakowskim Przedmieściu, na zakończenie piątkowej manifestacji - na niezalezna.pl łatwo znaleźć video - z tamtym zgromadzeniem w tle i z wystąpieniem Kushnera kilka godzin wcześniej, wydaje się bardzo amerykańska w stylu. I było w obu jego piątkowych wystąpieniach sporo konkretnych informacji/porad prawnych.

    Przyznam, że od 4.07. - choć głosowałam na JK i nawet parę osób mi podpadło, które nie głosowały wcale - widzę, że wygrana byłaby faktyczną przegraną. Tu zgadzam się z Waszymi prognozami- Toyaha i Komentatorów (włącznie z podejrzeniem, że nieuczciwie liczono głosy po północy).
    I co z tego? Kolejne pomysły elekta to wtopy bez precedensu! Początek końca - przykrywka do dalszego rozmontowania gospodarki, ekonomii i polityki zagranicznej.
    A to robią ludzie Tuska, zapewne nie tylko z własnej inicjatywy - robiliby i tak, zadręczając JK tak, jak przedtem Lecha. A ten, zamiast budować opozycję, użerałby się o każde bezczelne naruszenie prawa ze strony rządu i marszałka sejmu...

    @a
    Jak tu nie włączyć RM i nie kupić GP, skoro gdzie indziej permanentny brak informacji, wszędzie propaganda w najgorszym stylu albo niby dyskusje o niby problemach, nie mówiąc o niby-plotkach z życia niby-elit. Samo-lansowanie garstki paplaczy...
    Jeździłam w ubiegłym tygodniu autokarem po kraju to się upewniłam, gdy chcąc czy nie chcąc słuchałam radia godzinami, że jest jeszcze głupiej niż było przed 10.04.

    Wiadomości w RM przynajmniej są o czymś... A telefony Ojca Dyrektora i słowotoki jego masz w pakiecie - a la dodatki do GW... Zresztą on nie dzwoni - jak dotąd ;-) - podczas serwisów informacyjnych.
    Także goście tej stacji mają zwykle coś do powiedzenia (ich stopnie naukowe są odbiciem wiedzy i kompetencji) i nie przerywa im się po 15 sekundach, więc można zrozumieć, o co im chodzi - i zgodzić się z tym lub nie.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Yo
    No wreszcie! Taka ładna notka, a komentarzy co kot napłakał.
    Cieszę się, że Cię nie zjedli.

    OdpowiedzUsuń
  16. @bankaist
    Doczeka, nie doczeka - bez znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Kozik
    Trolli trzeba zawsze zostawiać mi. Poważnie. Ja będę z nimi gadał.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Sagittarius
    Przede wszystkim, nie jesteś babcią tylko dziadziem.
    Poza tym im Twoje nazwiska mówią tylko tyle, że to są kolejne dziadzunie. W dodatku w moherach. A więc pod-ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  19. @bankaist
    Dobrze zrozumialem? Policjantki. Postawili tam laski? To musi być taki pijar.

    OdpowiedzUsuń
  20. Drogi Pułkowniku!
    Dziś już nikt nie czyta nic. Niektórzy tylko udają że czytają.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...