sobota, 8 sierpnia 2020

Jadą konie po betonie, czyli o tym jak Prawo i Sprawiedliwość zmieni nazwę na „Solidarność”?


        Mam nadzieję, że to są tylko kolory minionego dnia, faktem jest jednak, że po tym, co miałem okazję oglądać wczoraj w telewizji wpadłem w nastrój wyjątkowo podły. I wbrew oczekiwaniom, wcale najbardziej nie chodzi mi o to co odstawiły wczoraj na Krakowskim Przedmieściu te biedne dzieci. Gdy chodzi o nie, to ja właściwie zachowuję pełny spokój, z tego choćby względu, że ja je wszystkie bardzo dobrze znam. Tam bowiem widziałem bardzo wielu z moich uczniów, nawet jeśli nie ich osobiście, to w postaci bardzo zdyscyplinowanej reprezentacji. Widziałem ich i o większości z nich nie jestem w stanie powiedzieć jednego złego słowa poza tym, że oni są młodzi i tragicznie naiwni. Bardzo często natomiast są to dzieci grzeczne, dobrze ułożone, bardzo inteligentne, a nawet w pewien sposób mądre, tyle tylko że owa grzeczność, ułożenie i inteligencja potrafi się gwałtownie zamienić w kompletne zidiocenie, ile razy za nich się wezmą cyniczni politycy oraz funkcjonariusze mediów. Oczywiście, wśród nich pojawiają się też osoby z zaburzeniami, niekiedy nawet ze środowisk patologicznych, ale również grupki cwaniaków, którzy przy tego typu okazjach zawsze szukają okazji do podupczenia za friko, lub trafienia jakichś większych pieniędzy, jak choćby ów Michał i jego dziewczyna, którzy jak słyszę są w trakcie uruchamiana kolejnej zbiórki, większość z nich to jednak zwykłe dzieci z porządnych domów i często jeszcze bardziej porządnych szkół. Jak mówię, okrutnie i bezlitośnie zmanipulowane.
        Co zatem wywołuje u mnie dzisiejszy smutek? Otóż, choć przyznaję, że tego typu refleksje nachodziły mnie już wcześniej, wczoraj właśnie poczułem wyjątkowo mocno, że polityczna sytuacja, to nieszczęście w jakim znajdujemy już praktycznie od roku 1990 może już tylko przerwać z jednej strony śmierć Jarosława Kaczyńskiego, a z drugiej wycofanie się Kościoła do przestrzeni ograniczonych murami świątyń. A to co w tym najstraszniejsze, to to że owa rewolucja doprowadzi do jeszcze większego nieszczęścia, w postaci kompletnego już upadku Państwa i Narodu.
        Póki co, jak widzimy, Polska radzi sobie bardzo dobrze, by nie powiedzieć – wzorowo. Jednak moim zdaniem są to w znacznej mierze jedynie pozory, bo przez ów podział na dwa obozy, jakiego już nikt nie jest w stanie nie zauważyć, to coś, co nie dość, że jest w obecnym stanie rzeczy nie do ruszenia, to w dodatku on obejmuje również zmonopolizowaną kulturę, sztukę, no i oczywiście media. Z jednej strony mamy Tomasza Lisa, Macieja Knapika, oraz telewizję TVN24, z drugiej braci Karnowskich, Tomasza Sakiewicza oraz TVP; z jednej Zenka Martyniuka, a z drugiej Michała Urbaniaka; z jednej Szczepana Twardocha, z drugiej Rafała Ziemkiewicza; z jednej wreszcie Krystynę Jandę, a z drugiej Redbada Klijnstrę... że już nie wspomnę o biskupach Polaku i Jędraszewskim. A jedyna różnica między nimi to ta, że dla jednych lesbijka Margot to ona, a dla drugich on.
        To się, proszę Szanownych Gości, nazywa zabetonowana scena, na którą nikt obcy nie będzie miał wstępu już do końca świata. I ja oczywiście nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby dla dobra Polski tak jak jest dziś jednak zostało jak najdłużej, niestety obawiam się, że ten plan nie wytrzyma próby czasu. Włączam po raz kolejny telewizor, widzę w nim najpierw ową bandę kompletnie nieprzytomnych, przebranych w tęczowe szmaty, szarpiących się z policją dzieci, a następnie Sakiewicza z Jachowiczem, potem któregoś z Karnowskich na zmianę z Wybranowskim, którzy się zastanawiają, czemu awanturników policja zwyczajnie nie pobiła, tak jak to się dzieje w cywilizowanym świecie, potem nagle zaczynają nas rozśmieszać Feusette z Łosiewicz, a ja już nawet nie muszę przełączać telewizora na TVN24, bo doskonale wiem, że tam już czekają Ryszard Kalisz, Włodzimierz Cimoszewicz oraz Marek Migalski, lub, nie daj Panie Boże, Kazimierz Marcinkiewicz. A wszyscy w programie prowadzonym na zmianę przez Grzegorza Kajdanowicza i Anitę Werner.
       I powtarzam, to jest beton, którego bramy niebieskie nie przemogą.
       Jest jednak oczywiście jeszcze taka możliwość – a wiele na to wskazuje, że jest to scenariusz wcale nie tak bardzo nieprawdopodobny – że już niedługo, pod warunkiem – co też jest niewykluczone – Prawo i Sprawiedliwość wygra kolejne wybory zachowując władzę i jego kandydat przejmie z rąk Andrzeja Dudy fotel Prezydenta RP, wszelka opozycja popełni zbiorowe samobójstwo i zostaną tylko te dwa: prawo i sprawiedliwość. I wtedy wreszcie uda się spełnić odwieczne marzenie Jacka Kuronia i Bronisława Geremka by w Polsce, na wzór meksykańskiej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej, rządziła już tylko jedna partia i żeby nikt już nigdy nawet nie pomyślał o tym, by przy niej coś ruszać. A wtedy nawet będzie można wrócić do starej dobrej nazwy „Solidarność”, a bohaterem narodowym zostanie człowiek, który do tego wszystkiego w tak subtelny sposób doprowadził, czyli bokser Szczerba, ojciec Michała.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...