poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Czy Jan Chrzciciel pluł jadem nienawiści?


      Tym razem, w odróżnieniu od wielkanocnych konferencji księdza Rafała Krakowiaka, tych ostatnich, które miały miejsce podczas zeszłotygodniowych rekolekcji, nie będę tu zamieszczał, natomiast  wszystkim tym, którzy mają pragnienie by ich wysłuchać – a to jest moim zdaniem jak najbardziej konieczne –  one są dostępne przede wszystkim na youtubie tu, ale również na facebookowej stronie Pomocników Matki Kościoła , do polubienia której zachęcam z całego serca. Dziś natomiast chciałbym bardzo wrócić do minionego piątku, kiedy to Ksiądz podzielił się z nami swoją refleksją na temat opisanego przez Marka ścięcia Jana Chrzciciela przez Króla Heroda. Jak mówię, owej konferencji można wysłuchać i tu i tam, tu jednak na blogu przedstawić pragnę swoją interpretacje tego, co nam Ksiądz przedstawił, interpretację, którą on swoją drogą miał okazję poznać i mnie za nią w żaden sposób nie skarcił.

        A było tak, że zanim ksiądz Krakowiak rozpoczął swoje wystąpienie, proszę sobie wyobrazić, że zaprezentował nam krótki skecz z Monty Pythona, gdzie Eric Idle jest oskarżony o wielokrotne morderstwo. Tych którzy ów skecz pamiętają, proszę o cierpliwość, tych natomiast, którzy nie wiedzą o czym mowa, o chwilę uwagi. Otóż jest tak, że przed sądem staje Eric Idle, bardzo elegancki, grzeczny, niezwykle kulturalny i skruszony wielokrotny zabójca, a sędzia grany przez Terry’ego Jonesa odczytuje niezwykle długą listę jego ofiar, po czym zwyczajowo prosi oskarżonego o komentarz. W tym momencie Eric Idle, jak mówię, wręcz karykaturalnie grzeczny, kulturalny i elegancki, najpierw wszystkich obecnych gorąco przeprasza za to co zrobił, obiecuje, że już nigdy więcej tak potwornej zbrodni nie popełni, a następnie rozciąga swoje przeprosiny na sędziego, prokuratora, policjantów i wreszcie na ławę przysięgłych, że przez jego zachowanie oni wszyscy musieli się tak bardzo natrudzić... i oto wraz z każdą chwilą jego wzruszającej przemowy, wszyscy się wzruszają i ostatecznie sędzia skazuje zabójcę na sześć miesięcy w zawieszeniu, a to tylko dlatego, że ten prosił o jak najsurowszy wymiar kary.
         I w tym momencie, kiedy już wszyscy skończyliśmy się śmiać, przyszedł czas na Marka:
Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.
Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mię, o co chcesz, a dam ci». Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie
”.
       Powtórzę: to jak Ksiądz zinterpretował zarówno jedno jak i drugie, można sobie już samemu obejrzeć, ja natomiast – nadzwyczaj poruszony tym co zobaczyłem i usłyszałem – miałem myśli bardzo od refleksji Księdza różne. Otóż ja przede wszystkim zwróciłem uwagę na to, że morderca – zapewne nadzwyczaj okrutny i bezwzględny – zjednał sobie sympatię sądu nie przez to, że oni w wszyscy w gruncie rzeczy uważają, że zabić kogoś to fantastyczna zabawa, ale wyłącznie przez to, że przede wszystkim on bardzo wszystkich za swój czyn przeprosił, a przy tym był tak szalenie kulturalny, grzeczny i elegancki. To co na sądzie zrobiło takie wrażenie, to owo piękne, wzruszające przemówienie, wygłoszone ciepłym, pełnym poczucia wyrządzonej krzywdy głosem; to owo przemówienie i jego autor sprawiło, że zarówno sędzia, prokurator, jak i ława przysięgłych, ale też policjanci zmaltretowani podczas akcji przez oskarżonego, sprawiają, że pod koniec wszyscy biją mordercy brawo i śpiewają mu „Sto lat”.
         I teraz, ja nie wiem i chyba nie wie nikt, jakimi ludźmi był Król Herod i jego bratowa Herodiada, ale nie mogę się pozbyć myśli, że oni mogli być naprawdę ludźmi bardzo eleganckimi i kulturalnymi, a kto wie, czy nawet – w wymagających tego sytuacjach – nie nadzwyczaj grzecznymi i sympatycznymi. Nie mogę też się pozbyć myśli, że gdy chodzi o Jana, to ona akurat nie był ani sympatyczny, ani kulturalny, ani też szczególnie elegancki, gdy stał pod tym pałacem i uparcie informował Heroda, że to co on robi to występek i straszny grzech. Wręcz przeciwnie, ja bym się nie zdziwił, gdyby było tak, że on wyzywał Króla od najgorszych zarówno zwracając sie bezpośrednio do niego, jaki i głosząc ową prawdę o grzechu wobec napotkanych ludzi. Nie zdziwiłbym się, gdyby miało sie okazać, że jego gniew był tak wielki, że Królowi rzeczywiście nie pozostało już nic innego jak się go zwyczajnie bać.
       Ale byli tam też zwykli ludzie i ja jestem ciekawy, co oni czuli, gdy patrzyli na grzech Heroda i słuchali tyrad Jana. Oni z całą pewnością musieli wiedzieć, że Król zgrzeszył. Wedle obowiązującego Żydów prawa, to co Herod i Herodiada uczynili kwalifikowało się do najwyższej kary, bo kary Bożej. I tu ja również nie mogę odpędzić od siebie myśli, że jeśli oni nie położyli uszu po sobie i nie zamknęli się w swoich domach, to najprawdopodobniej uznali Jana za awanturnika, a jego słowa za... tak, tak, nie bójmy się tych słów... mowę nienawiści. Ja mam bardzo poważne podejrzenie, że przy zachowaniu wszelkich należnych proporcji, wielu z nich mogło uznać, że Jan zwyczajnie pluje jadem, stygmatyzuje i próbuje narzucać swoją wizję świata tym którzy akurat jej nie podzielają, a których jedynym grzechem, prawdę powiedziawszy, było tylko to, że się kochali.
       No i, co wcale nie najmniej ważne, w nich, co bardzo prawdopodobne, bardzo duży niesmak musiało budzić to Janowe chamstwo, ten jego brak kultury, ta wykrzywiona nienawiścią twarz wreszcie. I kiedy to wszystko sobie próbuję wyobrazić, myślę sobie, że zapewne już po tym, jak Salomea swojej mamie przekazała ów półmisek z głową, lud odetchnął z ulgą. Bo choć grzech jednak zatriumfował, to przynajmniej przegrała nienawiść. A skoro nie można mieć wszystkiego, to niech przynajmniej będzie miło.
      I tu też chciałbym na zakończenie wrócić do skeczu o kulturalnym zabójcy i wrażliwych sądach. To jest oczywiście Monty Python, a więc owo charakterystyczne przerysowanie. Na to oczywiście nikt z nas się nabrać nie da. Jestem natomiast przekonany, że bez najmniejszego problemu można by było ową historię napisać ponownie, tym razem zupełnie na poważnie i zupełnie na poważnie ją zekranizować, żeby wraz z sędzią, prokuratorem oraz policjantami płakalibyśmy też my. Co ja mówię „można by”? Przecież już dziś w historii kina można znaleźć niezliczone opowieści, gdzie tak naprawdę jedynym negatywnym bohaterem jest tak zwana nienawiść i jej jad.  
       I to tyle owej refleksji. Na koniec już po raz kolejny zachęcam wszystkich do śledzenia duszpasterskiej aktywności księdza Krakowiaka, no a skoro tak, to i niezbędnym też będzie nawiązanie kontaktu z Pomocnikami Matki Kościoła z Poznania. Naprawdę warto.





    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...