piątek, 19 sierpnia 2016

Skąd Superniania zna brzydkie słowo "kurwa"?

       Dziś, nieco wcześniej niż zawsze, proponuję moje felietonowe refleksje z „Warszawskiej Gazety”. Jednocześnie szczerze zachęcam do czytania całego numeru. Od dziś w kioskach.

      Sam siebie nienawidzę, jednak napięcie zrobiło się tak duże, że zaszedłem do tutejszej „Żabki” i kupiłem egzemplarz „Newsweeka” ze słynnym reportażem zatytułowanym „Najazd Hunów” autorstwa niejakiej Anny Szulc – swoją drogą, proszę zwrócić uwagę na ową dyskrecję: Szulc, a nie Schultz – o białej, polskiej nędzy obsrywającej nadmorskie wydmy za głupie 500 złotych otrzymane od rządu Beaty Szydło. Przeczytałem ów tekst sześć razy i wiem, że jest całkiem możliwe, że kiedy przeczytam go po raz siódmy, udam się do sklepu „IKEA”, kupię antyramę i osobiście to coś oprawię, by służyło moim wnukom, jako znak czasów.
      Pisałem o owym ekscesie parokrotnie, w oparciu o relacje opisujące beneficjentów programu 500 +, jak srają na wydmach, obrzygują łóżka, kradną, a nawet – o zgrozo! –  łażą po ścieżkach rowerowych, natomiast dziś czytam, że jest jeszcze gorzej, bo, proszę sobie wyobrazić, oni najzwyczajniej w świecie klną i to klną tak strasznie, że słowo „kurwa” to standard. I to przy dzieciach! Jak opowiada gwiazda telewizji TVN, Dorota Zawadzka, znana światu, jako „Superniania”, doszło do tego, że kiedy zwróciła uwagę takiemu w koszulce z napisem „Wołyń pamiętamy”, by nie klął przy dziecku, ten ją zapytał, czy „chce w ryj”. Tak było.
      Wspominałem tu już Warszawskie Targi Książki organizowane każdego roku w maju na Stadionie Narodowym. Być może najbardziej poruszył mnie tam fakt, że zgromadzony tłum miłośników książek charakteryzował z jednej strony pewien rozdęty do karykaturalnych wręcz rozmiarów „intelektualny sznyt”, a z drugiej… tatuaże. To co mną autentycznie wstrząsnęło, to owe tłumy rozkochanych w literaturze intelektualistów, w najbardziej wymyślny sposób wytatuowanych.
       W pewnym momencie na naszym stoisku pojawiła się niezwykle elegancka pani z dyskretnym motylkiem na ramieniu, wzięła do ręki moją książkę „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph” i zaczęła ją przeglądać. Nagle trafiła na rozdział zatytułowany „Czy Niebiesko-Czarni znali brzydkie słowo ‘kurwa’?”, gdzie opowiadałem, jak to w latach 60. miałem okazję, jeszcze jako dziecko, jeździć na koncerty z zespołem Niebiesko-Czarni i nie przypominam sobie, by któremukolwiek z nich kiedykolwiek w mojej obecności zdarzyło się zakląć. Zatrzymała się zatem owa dama nad wspomnianym tytułem i przemówiła do mnie w taki oto sposób: „A dlaczego pan uważa, że słowo ‘kurwa’ to słowo brzydkie? Przecież to jest normalne, zaczerpnięte z języka łacińskiego, słowo i nie ma powodu, by się tu szczególnie oburzać”. Ja jej oczywiście próbowałem tłumaczyć, że wiem, czym jest tak zwana „łacina” i że ja już jako dziecko byłem upominany, by jej publicznie nie używać – bez rezultatu. Pani z wyższością się odwróciła i odeszła wolnym krokiem.
       Przeczytałem refleksje „Newsweeka” na temat owego „gorszego sortu” Polaków i się tylko zastanawiam, czy przypadkiem ów byczek, który zagroził, że da w ryj Superniani, to nie był mąż… przepraszam, partner… owej czytelniczki ze Stadionu Narodowego. Nie zdziwiłbym się.

Przypominam, że moje książki, w tym ostatnie już egzemplarze wspomnianego wyżej „biustonosza”, można kupować w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...