poniedziałek, 29 sierpnia 2016

A my stawiamy kościół...

Jestem pewien, że niektórzy z nas pamiętają jeszcze notkę, którą tu zamieściłem w lutym zeszłego roku, zatytułowaną „O kościele bez Pana Jezusa, czyli sztuka życia”, tu. . Były to refleksje, jakie przyszły mi do głowy po wizycie u samozwańczego kapelana tego bloga i przyjaciela, księdza Rafała Krakowiaka w Kiekrzu pod Poznaniem. Poszło o to, że ksiądz Krakowiak zawiózł mnie do podpoznańskiej wioski o nazwie Ludomy i pokazał kościół, który kiedyś służył Niemcom, a dziś, ponieważ tuż obok jest zwykły kościół parafialny, służący miejscowym wiernym, stoi pusty, zrujnowany i nikomu niepotrzebny. Pamiętam, że był to koniec lutego, sobota, piękny, słoneczny, niemal wiosenny dzień, pierwszy dzień szkolnych ferii, a ja wszedłem do tego kościoła i znalazłem tam grupę miejscowych dzieci, które na czworaka szorowały posadzkę tego kościoła, próbując ją doprowadzić do stanu względnej czystości. Jak mnie poinformowano, widząc, jak ten piękny – to jest naprawdę piękny – kościół niszczeje, pewien pobożny człowiek zebrał te dzieci, które, zamiast, korzystać z pięknej pogody i ferii i udać się do Poznania, by się posnuć po tak zwanym „mieście”, postanowiły przyjść tam i bez sensu – bo to w istocie rzeczy była robota bez sensu – szorować tę posadzkę.
Od tego czasu, jak się właśnie dowiedziałem, zmieniło się dużo. Proszę sobie wyobrazić, że wiadomość o tym, co tam się dzieje, dotarła do arcybiskupa Gądeckiego i ten pobłogosławił to przedsięwzięcie, podejmując odpowiednie, już bardziej formalne, decyzje i wszystko się zaczęło. Dziś tam już wprawdzie stoją rusztowania, jednak nie ma co ukrywać, że przed nimi oczywiście całe lata pracy, niemniej jednak byłem tam w miniony piątek, wziąłem udział w zorganizowanym tam, w tych autentycznie spartańskich warunkach, Apelu Jasnogórskim i powiem szczerze, że poczułem moc.
W sobotę przyjechałem tam znowu i na miejscowym stadionie wziąłem udział w pikniku zorganizowanym przez powstały z tej okazji Ośrodek Duchowości Pomocników Matki Kościoła, a mającym na celu zbieranie funduszy na remont kościoła – tak jak się to zwykle robi, a więc przez sprzedaż samodzielnie wykonanych pięknych różańców, słoiczków z dżemem z truskawek, czy woreczków z lawendą.
Skoro już tak sobie wspominamy, chciałbym przypomnieć swoje refleksje z moich zeszłorocznych wakacji na Węgrzech, w miejscowości Szentendre pod Budapesztem, gdzie po niedzielnej mszy spotkaliśmy ludzi, którzy swoją niezwykłą urodą wręcz nas zaczarowali. Patrzyłem na tych ludzi, tak pięknych i szlachetnych, jak wychodzili z kościoła i nie mogłem myśleć o niczym innym jak o tym, że oto przed nami roztacza się owo piękno Kościoła, nieporównywalne z niczym innym. I proszę sobie wyobrazić, że kiedy wydawało mi się, że czegoś takiego już nigdy nie zobaczę, zobaczyłem to samo właśnie tam w wiosce Ludomy, najpierw tym kościele na wieczornym nabożeństwie, a potem na pikniku na miejscowym stadionie.


Opowiedziałem im to co czuję, ale nie jestem pewien, czy wiedzieli, o czym do nich mówię. Dla nich to był zaledwie jeszcze jeden dzień w ich życiu.
Nieważne. Rzecz bowiem przede wszystkim w tym, że oni tam są i każdego dnia podnoszą ten kościół z ruin. Jeśli ktoś ma ochotę, bardzo proszę, niech im pomoże i prześle co ma tam pod ręką na adres specjalnie na ten cel powstałej fundacji o nazwie Soli Deo, na numer konta: PKO BP Oddział 1 w Poznaniu 79 1020 4027 0000 1102 0483 1014. W przypadku ewentualnych pytań można dzwonić pod numer 512 250 415.

A gdyby ktoś chciał sobie kupić którąś z moich książek, zapraszam do księgarni na stronę www.coryllus.pl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...