środa, 24 sierpnia 2016

Czy za zrobienie zdjęcia można pójść do piekła?

Obejrzeliśmy wczoraj z synem słynny film Michaela Cimino „Łowca jeleni”. To znaczy, tak naprawdę obejrzało go moje dziecko, a ja sobie go zaledwie przypomniałem. Powiem szczerze, że nie wiem, jak to się stało, ale mimo że on ma już 26 lat, filmem interesuje się kto wie, czy nie bardziej ode mnie, ma stałe oko na wszystko, co się we współczesnej kinematografii dzieje, tego akurat, jak się nagle okazało, nie widział nigdy. Zasiedliśmy więc sobie odpowiednio wcześnie – film Cimino trwa pełne trzy godziny – przed telewizorem, no i zanurzyliśmy w owej absolutnie niezwykłej, prowadzonej niemal w zwolnionym tempie, narracji i nastąpiła cisza przerywana tylko niekiedy leciutkim pobrzękiwaniem szkła.
No i pojawiła się w pewnym momencie owa nieśmiertelna już chyba kwestia Wietnamu, z oczywiście kluczową w tym filmie sceną, kiedy to DeNiro i Walken zmuszeni są przez żołnierzy Vietkongu do gry w tak zwaną „rosyjską ruletkę”. I to wtedy właśnie syn mój niespodziewanie zapytał mnie, czemu ta wojna wciąż tak bardzo gryzie amerykańskie sumienia. Wytłumaczyłem mu wszystko najlepiej jak umiałem, zwracając oczywiście przede wszystkim uwagę na owo słynne zdjęcie, na którym szef południowowietnamskiej policji, generał Nguyễn Ngọc Loan, zabija strzałem w głowę swojego imiennika, żołnierza Vietkongu Nguyễn Văn Léma, a które to zdjęcie, w zgodnej opinii wielu komentatorów praktycznie zapewniło Ameryce ostateczną wietnamską porażkę. Popatrzmy:


Kto wie, ten wie, a tym co nie wiedzą i są w tym momencie odpowiednio poruszeni, wyjaśnię, że owo zdjęcie – natychmiast zresztą podpisane słowem „morderstwo” oraz wyróżnione Nagrodą Pulitzera – na którym widzimy tego biednego przerażonego chłopaka, niemal dziecko, i mierzącego prosto w jego skroń bezwzględnego mordercę, zostało wykonane przez Eddiego Adamsa, reportera Associated Press i błyskawicznie rozesłane na cały świat z informacją, że oto do jakich wynaturzeń prowadzi amerykańskie zaangażowanie w Wietnamie. W konsekwencji, jak mówię, nie potrafiąc odpowiednio zareagować na ową publikację, Amerykanie zaczęli się stopniowo wycofywać z Wietnamu, ostatecznie oddając ów rejon Związkowi Sowieckiemu. To jednak, czego do dziś tak naprawdę większość z nas nie wie, to fakt, że ów biedny, tak okrutnie zamordowany chłopak z Vietkongu został chwilę wcześniej pojmany w pobliżu masowego grobu wypełnionymi 34 grobami cywilów, których dowodzony przez niego osobiście oddział właśnie pozabijał. On sam też, czego Loan był naocznym świadkiem, również osobiście, niemal chwilę wcześniej rozstrzelał pewnego południowowietnamskiego oficera wraz z jego żoną, 80-letnią matką, oraz trojgiem małych dzieci, tylko dlatego, że ten nie chciał mu powiedzieć, jak obsługiwać czołg. Tuż po aresztowaniu, Lém oświadczył, że jest bardzo dumny z tego co zrobił, a w tej sytuacji Loan stracił cierpliwość i Léma rozstrzelał. Ktoś mi teraz pewnie powie, że nie wolno zabijać i ja się oczywiście z tym zgadzam, natomiast uważam, że zachowując owo przykazanie w pamięci, ważne jest też to, by wiedzieć. Bo nie wiedzieć, to też grzech. I to niekiedy bardzo ciężki.
I proszę sobie teraz wyobrazić, że gdyby nie dociekliwość mojego dziecka, to i my byśmy się dziś nie dowiedzieli o tym, co najciekawsze, a więc to co najczęściej przychodzi później. Otóż skończyliśmy oglądać film, syn mój rzucił się do komputera, no i co się okazało? Po paru kolejnych miesiącach mianowicie generał Loan został ciężko postrzelony, w wyniku czego musiano amputować mu nogę. W trakcie oblężenia Sajgonu, kiedy wojna już się praktycznie zakończyła, przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie próbował prowadzić normalne życie, jako właściciel niewielkiej pizzerii. Niestety, w roku 1991 został rozpoznany, jego tożsamość została ujawniona publicznie i ostatecznie, po tym, jak na ścianach restauracji zaczęły pojawiać się napisy w rodzaju: „We know who you are, fucker”, przeszedł na emeryturę. Zmarł na raka w roku 1998. I proszę sobie wyobrazić, że w tym oto momencie na scenę wchodzi autor słynnego zdjęcia, reporter Associated Press, Eddie Adams ze swoim zamieszczonym po śmierci Loana w magazynie „Time”, a dziś już skutecznie zapomnianym oświadczeniem, w którym pisze:
Na tym zdjęciu zginęło dwoje ludzi, ten partyzant, ale też GENERAŁ NGUYEN NGOC LOAN. Generał zastrzelił partyzanta Vietkongu ze swojego rewolweru, a ja zabiłem generała swoją kamerą. Uważam, że fotografia bywa najpotężniejszą bronią na świecie. Ludzie jej wierzą, podczas gdy w rzeczywistości ona kłamie. I nie trzeba przy niej nawet manipulować. Ukazuje ona tylko część prawdy. A to co moje zdjęcie ukryło, to kwestia: ‘Co ty byś zrobił tego upalnego dnia na miejscu generała, gdyby zdarzyło ci się ująć przestępcę tuż po tym, jak ten z zimną krwią zamordował jednego, a może dwoje, czy troje Amerykanów’… Owo zdjęcie zniszczyło jego życie. Co ciekawe, Loan nigdy nie miał do mnie o nie pretensji. Powiedział mi kiedyś, że pewnie gdybym to nie ja je zrobił, zrobiłby je ktoś inny. Ja jednak już nigdy nie przestałem mieć wyrzutów sumienia w stosunku do niego i jego rodziny... Kiedy umarł, wysłałem kwiaty z dopiskiem: ‘Przepraszam i dziś już tylko płaczę’”.
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja zrobiła się trochę dziwna. Z jednej strony mamy ten film, a więc, jak by nie patrzeć, najczystszy pop, z drugiej owo zdjęcie, gdzie, choćbyśmy nie wiem, jak się starali, widzimy kogoś, kto z całkowicie spokojną twarzą strzela człowiekowi w głowę, no a ja na to wszystko zaczynam opowiadać jakieś tam naprawdę zupełnie nieistotne anegdoty. Dobra więc, stoję wobec tych zarzutów z odsłoniętą piersią i proszę o jeszcze. Proszę mi też jednak pozwolić powtórzyć to, co powiedziałem już nieco wcześniej: naprawdę nigdy nie zaszkodzi wiedzieć.

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupować wszystkie moje książki. Szczerze zachęcam.

2 komentarze:

  1. A czy z piekła można wrócić ze zdjęciem oddającym prawdę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeci raz już tu wracam. Niesamowita historia i niezwykły tekst.
    Niech Pan z synem jak najwięcej ogląda.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...