środa, 27 marca 2013

O czarnej sztuce dekoncentracji

Ostatnie zamieszanie wokół telewizyjnego występu Abelarda Gizy, w którym ten skonstruował swój skecz wokół obrazu starych, biednych, pobożnych kobiet, ciągnących za sobą swoje stare, biedne, zdezelowane wózki na zakupy, zamiast standardowych warzyw, wypełnione trotylem, wywołało we mnie pewne dodatkowe refleksje. Mówiąc „dodatkowe”, mam na myśli wszystko to, co mi przyszło do głowy niejako obok tego, co oczywiste, a mianowicie pewną bardzo perfidną manipulację, co do której mam podejrzenie, że nie jest niczym absolutnie wyjątkowym, a wręcz przeciwnie – stanowi bardzo standardową sztuczkę Systemu. Mam na myśli odwracanie uwagi.
Pisałem tu już o tym skeczu. Po raz pierwszy oglądałem go w jego absolutnie finałowym fragmencie, kiedy to Giza opowiada o tych babciach, jak w tumanach śmiechu wylatują w powietrze. Nie miałem pojęcia, czego dotyczy cały żart, jaki jest kontekst tej ostatecznej rzezi, ale uznałem, że wobec czegoś tak poruszającego, nic już się nie może liczyć. Bo nie ma nic takiego, co by było w stanie to coś przebić.
I oto nagle okazuje się, że dla wszystkich tych, którzy, podobnie jak ja, tym wybrykiem się przejęli, to, co ma znaczenie, to właśnie to coś, o czym ja nawet nie mam pojęcia, a mianowicie jakiś żart z papieża, z którym tam podobno Giza wcześniej wyskoczył.
Otóż na mnie żarty z papieża nie robią wrażenia od czasu, gdy kiedyś w telewizji zobaczyłem aktora Ronina Williamsa, jak udaje schorowanego Jana Pawła II, który jeśli nie przysypia, to tylko po to by puścić kolejnego bąka. Nie robią one na mnie wrażenia, z dwóch względów. Przede wszystkim, ja uważam, że nie ma nic złego w żartowaniu z papieża, podobnie jak nie ma nic złego w żartowaniu z kardynała Nycza. Po drugie, zastanówmy się, cóż można wymyślić, jak idzie o kogoś takiego jak papież? Że on też puszcza bąki? No i co z tego? Pomijając fizjologię, nie zostaje nic. No ewentualnie jeszcze można powiedzieć, że to chuj. Szczególnie kiedy się jest poznańskim intelektualistą. To jest trochę tak, jak ja bym postanowił tu kpić z prezydenta Komorowskiego i ograniczać się do portretowania go, jak siedzi na kiblu i się napina. Przepraszam bardzo, ale ja tu mam znacznie więcej argumentów, niż prezydenckie gazy.
Z czym innym jednak mamy do czynienia, jak idzie o ludzi starych i chorych. Tu możliwości jest wiele. Przede wszystkim oczywiście, można ich przedrzeźniać, że są tacy niezgrabni i sypiący się; można wyprodukować całą kolekcję śmiesznych dźwięków i je eksploatować do znudzenia; można wreszcie wymyślić całą kupę gagów, gdzie się rozbawionej publiczności pokaże, jak można takiego starca unicestwić, zaczynając od tak zwanego „kopa w ryj”, po wspomniany wyżej trotyl. I to, powiem szczerze, na mnie wrażenie zawsze robi, tego nie lubię, i za to właśnie Abelarda Gizę jestem gotów tępić jak robactwo. Za to, że szydzi z kompletnie niewinnej starości, a więc z czegoś, co jest bardziej święte, niż dziesięciu papieży.
Tymczasem, tu mamy kompletną ciszę. Wszyscy natomiast emocjonują się tymi papieskimi bąkami. W opisywanym niedawno przeze mnie „Newsweeku” jest cały długi artykuł, ilustrowany zdjęciem przebranego za księdza Gizy, i roztrząsający dylemat, czy schodzenie na ten poziom jest cool, i czy nie należałoby go może za to wsadzić do więzienia. O trotylu – ani mru mru. A ja sobie myślę, że to wszystko musi być celowe. Nie ma takiej możliwości, żeby oni tych staruszek z wózkami nie zauważyli. Ja zwyczajnie nie wierzę, by oni nie brali pod uwagę, że obraz tych wysadzanych w powietrze biednych kobiet z wózkami może oburzać. Oni wciąż gadają o tym papieżu, bo wiedzą, że to jest bardzo bezpieczny grunt i że tu zarówno im, jak i samemu Gizie, niż nie grozi. I to jest, jak mówię, stara wredna sztuczka. Odwracanie uwagi.
Ale przypadek Gizy i jego świeżego wybryku to w gruncie rzeczy drobiazg. W końcu, z podobną, albo jeszcze większą agresją w stosunku do Kościoła mamy do czynienia dzień w dzień, na każdym możliwym poziomie publicznej debaty, i przy każdej okazji wszyscy oni stają na głowie, by tak to było rozgrywane do końca świata. Jedni będą bluźnić, a drudzy wołać o pomstę do ludzkiej, lub w ostateczności boskiej, sprawiedliwości. A to jest nic. Kompletne nic.
Niedawno zaobserwowałem, że w przestrzeni publicznej pojawił się problem tak zwanego e-sądu. Chodzi o to, że w celu wsparcia planu doprowadzenia polskiego społeczeństwa do ruiny i do ostatecznego zniewolenia, gdzieś w Lublinie powołano sąd, który wszelkie tak zwane kwestie dłużnicze rozwiązuje niejako z automatu i, jak się zdaje, w systemie 24-godzinnym. A zatem, wygląda na to, że to co planował swego czasu zrobić minister Ziobro w stosunku do drobnych przestępców, a co spotkało się z powszechną kpiną i oburzeniem, udało się zrealizować w postaci owego e-sądu i w stosunku do ludzi, którzy są bez pieniędzy. Różnica jest tylko taka, że tu się ani nie przesłuchuje, ani nie wysłuchuje, ani nie dyskutuje, tylko przyjmuje się skargi i wydaje jednobrzmiące decyzje.
Proszę więc sobie wyobrazić, że ja miałem do czynienia z tym szczególnym sądem. Przypomnę może, o co poszło. Otóż swego czasu – pisałem tu o tym – zadzwonili do mnie z firmy Tele Polska, przedstawiając się jednak nie jako Tele Polska, ale jako Telekomunikacja Polska, i w ten sposób naciągnęli mnie na podpisanie z nimi umowy. Kiedy się zorientowałem, że padłem ofiarą oszustwa, wypowiedziałem ową umowę i za to naturalnie zostałem przez Tele Polskę obciążony karą trzystu iluś złotych. Ponieważ skądinąd dowiedziałem się, że owo przedstawianie się ludziom jako Telekomunikacja Polska jest podstawowym biznesowym pomysłem Tele Polski, postanowiłem, że im nie dam ani grosza, no i śmy się z Tele Polską wzięli z barki. Ponieważ byłem na tyle dzielny, że nie uległem ani serii wyjątkowo paskudnych telefonów, ani ostatecznemu, tak zwanemu przedsądowemu wezwaniu do zapłacenia tym razem już chyba czterystu złotych, któregoś dnia otrzymałem pismo ze wspomnianego lubelskiego sądu skazującego mnie zaocznie na, tym razem już, pięćset złotych kary, z zastrzeżeniem jednak, że do dwóch tygodni mogę złożyć odpowiednie wyjaśnienia. Napisałem do nich list, oni mi odpowiedzieli i poinformowali, że moje odwołanie przyjęli, i sprawę skierowali do sadu powszechnego w Katowicach. I oto parę tygodni temu dostałem pismo z sądu w Katowicach, że oni sprawę umarzają, a po chwili informację z Tele Polski, że ci z kolei co do tych trzystu złotych się pomylili, i już im w związku z tym nie jestem nic winien. Koniec.
Czy ja w związku z tym chcę powiedzieć, że ten lubelski sąd to ludzcy państwo i że bardzo dobrze, że oni są? Pewnie, że nie. Natomiast bardzo chciałbym wiedzieć, czemu na przykład ostatnio taka „Gazeta Wyborcza” postanowiła im poświęcić niemal całą swoją pierwszą stronę, by opowiedzieć nam stek jakichś bzdur o tym, że jak któryś z nas trafi do tego sądu, to już po nim. Jaki oni mają interes w tym, żeby wokół tego e-sądu rozkręcić atmosferę prawdziwej histerii? Ja oczywiście biorę pod uwagę taką możliwość – a nawet uważam, że ona jest bardzo prawdopodobna – że tam się leje krew, natomiast nie mam powodu, aby sądzić, że w moim wypadku zastosowano jakąś szczególną procedurę. Z tego co widzę, tam się wszystko odbywa tak, że oni każdemu każą płacić, a jeśli komuś się płacić nie chce, w ciągu dwóch tygodni się odwołuje, i sprawa automatycznie idzie do zwykłego sądu. A dalej jest już różnie. Jak to w życiu. A zatem – jeszcze nie tak najgorzej. A już zdecydowanie lepiej, niż to się dzieje zarówno w przypadku takich firm jak Tele Polska, czy inne, nastawione wyłącznie na łupienie Bogu ducha winnych ludzi, jak powiedzmy banki – podkreślmy to – wszystkie banki. Banki, jako takie.
Powtórzę to raz jeszcze. Ja świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że ów lubelski e-sąd został powołany do życia przez System i jego celem jest wsparcie Systemu w niszczeniu człowieka. Co do tego nie może być żadnej wątpliwości. To jednak, że ze wszystkich innych instytucji, równie, a może – co znaczy, może? Znacznie bardziej – krwiożerczych, bezwzględnych i okrutnych, oni się nagle postanowili zająć tym sądem, bardzo mnie zastanawia. Bardzo bym chciał wiedzieć, dlaczego oni nie poświęcą swojej uwagi działalności prawdopodobnie setek innych, takich jak Tele Polska, firm, których jedynym celem nie jest rozstrzyganie czegokolwiek, ale jeden krótki skok na czyjąś kieszeń. Bardzo bym chciał wiedzieć, czemu oni nie chcą sobie z nami porozmawiać o tych wszystkich firmach, w których interesie powołano ów e-sąd? Czyżby chodziło o to, że tamten temat jest już znacznie mniej bezpieczny? Czyżby rzecz polegała na tym, że ten e-sąd prędzej czy później znakomicie się z tych wszystkich zarzutów wybroni, i okaże się, że tak naprawdę od początku nie było o czym gadać? A tymczasem prawdziwi zawodnicy będą skutecznie robić to, co robią dotychczas?
Tak właśnie sobie myślę. To jest jeszcze jeden stary, bezczelny numer z tak zwanym zaciemnieniem. Chodzi o to, by nam powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, tyle że od czasu do czasu pojawia się coś, co należy pokazać palcem i bezlitośnie skrytykować, i jeśli tylko będziemy trzymać rękę na pulsie, nic nam nie grozi. I tak się to toczy. Zawsze w ten sam sposób. W oparciu o jedną jedyną zasadę – nie ruszać tego, co naprawdę groźne. Na każdym możliwym poziomie – czy to chodzi o jakiś głupi kabaret, czy wielką politykę, czy wreszcie powszechny system eksploatacji człowieka. Tam zawsze odbywa się gra pozorów. Prawdziwe natomiast strzelanie do celu zarezerwowane są na wypadek walki z tym, co mogłoby tę całą zarazę wypalić żywym ogniem. Tam oni zawsze świetnie wiedzą, jaka jest hierarchia. W końcu, nie oszukujmy się. Oni może i są głupi, ale pewnego szczególnego cwaniactwa nikt im nie odbierze.

Jeśli komuś powyższy felieton przypadł do gustu, a jeszcze, nie daj Boże, pozytywnie nastroił i zainspirował, proszę wspomóc ten blog pod podanym obok numerem konta. Bardzo za każdy gest dziękuję.

5 komentarzy:

  1. Tak działa szajka wykwalifikowanych kieszonkowców. Tworzą krótkotrwałe zamieszanie, w trakcie którego portfel "przemieszcza się" daleko poza zasięg "klienta". Jeśli zaś "klient" zorientuje się, że stracił portfel, to na tę okoliczność stoi przy nim życzliwie usposobiony obywatel, który z wielkim zaangażowaniem krzykliwie wskazuje kto ukradł i w którą to stronę właśnie ucieka. Nie trzeba dodawać, że jego celem jest zmylenie i skołowanie okradzionego do reszty.

    Nie wątpię, że system ma na usługach wyrafinowane środki, naukowe metody. Wielu pośledniejszych jego sług ma mentalność drobnych rzezimieszków, stąd zapewne tak dobrze odnajdują się w tych metodach odwracania uwagi. To jest to cwaniactwo.

    Ta sama metoda działa zapewne, gdy w mediach pojawia się Palikot, a nikt nie śmie wspomnieć o tym promowanym przez niego komiksie, który był tu przypomniany. Łapię się na tym, że za każdym razem, gdy widzę na 1. stronie GW tytuł krzyczący o jakiejś aferze albo krzyczy o niej TVN24, to myślę tylko - co tym razem próbują przykryć, od czego odwracają uwagę.

    Zatem warto patrzeć we właściwą stronę. Portfela i tak nie odzyskamy, ale przynajmniej niech im się nie wydaje, że oni są tacy cwani, a my tacy głupi. Dzięki, Toyahu, że dbasz o to, byśmy patrzyli we właściwą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  2. @dr2
    Ależ ja twoje komentarze usuwam ze względów czysto formalnych. Uważam Cię za osobę obłąkaną, i z jako taką, nie chcę mieć kontaktu. Co piszesz, nie ma żadnego znaczenia. Tu kiedyś się przyplątał (właśnie przyplątał; ja was znikąd nie "wytrzaskuję") taki jeden, co mnie traktował jak brata w wierzę i też go stąd wyprosiłem. Tak że nie rób sobie wielkich nadziei. Dla mnie jesteś jak ci biedacy co się kręcą po centrach handlowych żeby się choć na chwilę wtopić w tłum.

    OdpowiedzUsuń
  3. @filozof grecki
    Cieszę się, że tak to widzisz. Taki bowiem miałem plan. Pokazać palcem kierunek, skąd to wszystko idzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzcy państwo to raczej są z tej firmy Tele Polska. Bo we wniosku do e-sądu podali prawidłowy adres Toyaha. A mogli też się pomylić (bez żadnych konsekwencji dla siebie). E-sąd pisałby wtedy na Berdyczów zamiast do pana, po dwóch tygodniach wyrok by się uprawomocnił, a pan o wszystkim dowiedziałby się dopiero w chwili, gdy komornik pukałby do drzwi.
    Na tym polega cały myk z e-sądem. Na przerzucaniu odpowiedzialności z instytucji państwa na obywatela: sąd niczego nie weryfikuje, wszystko przyklepuje, a potem obywatelu bujaj się sam.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ERWO
    Może jest tak jak mówisz. W tej sytuacji to faktycznie mocno naiwne ze strony Tele Polski, że podali mój prawdziwy adres, prawda?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...