wtorek, 18 listopada 2008

Rasy niebezpieczne, czyli co słychać pod dywanem

Jednak życie jest piękne. Piękne nie koniecznie w tym sensie, ze każdy dzień przynosi prezenty, a wokół nas krążą sami dobrzy, szlachetni i mili ludzie. Chodzi o to, że choćby nie wiem jak bardzo człowiek uważał się za osobę doświadczoną i jak bardzo był przekonany, ze wszystko już było, przychodzą dni, kiedy po raz kolejny dowiadujemy się, że niespodzianek jest wciąż więcej, niż mogliśmy przypuszczać. Wczorajszy wieczór przyniósł właśnie taką niespodziankę. Panowie Sekielski i Morozowski - sztandarowi dziennikarze Mariusza Waltera - postanowili zniszczyć Mirosława Drzewieckiego - ministra w rządzie Donalda Tuska. I od razu muszę zaznaczyć, że szokujące dla mnie nie jest tylko to, ani nawet w ogóle to, że oni się nagle wzięli za pana Mirka. Nie jest dla mnie nawet szokujące, że uderzenie było tak mocne. W końcu, od niemal roku, tak długo prawie, jak rząd Donalda Tuska panoszy się po naszym kraju, od czasu do czasu, dziennikarze TVN-u - prawdopodobnie głównie dla uwiarygodnienia swojej misji - wyciągają jakieś tam sprawy przeciwko Platformie, które przez chwilę sobie poistnieją w publicznej domenie, by za chwilę zniknąć na zawsze.
To co mnie dziwi, i czego - przyznaję się - zupełnie nie rozumiem, to to, że ten atak był tak niezwykle brutalny i tak kompletnie bezsensowny. Ktoś mi powie, że taka jest praca dziennikarzy, że sobie tam gdzieś węszą i starają się pokazać swoją dziennikarsko-śledczą sprawność, a do nas należy ocena. Nieprawda. Panowie Sekielski i Morozowski mogą sobie tropić do woli, niemniej nie wierzę w taką możliwość, że poważna stacja, jaką jest TVN, nie panuje zupełnie nad skutkami swojej polityki. Jestem przekonany, że jeśli dziennikarze TVN-u mogli sobie pozwolić na sięganie w tak zamierzchłe, odległe i w gruncie rzeczy mało ważne zdarzenia, jak jakiś pobyt państwa Drzewieckich w Ameryce, gdzie pan i pani po pijanemu się pokłócili, a amerykańska policja zrobiła z tego odpowiedni raport, to ktoś musiał tę akcję nadzorować.
Ja nie wiem, jak to się wszystko odbyło. Możliwe, ze szefowie obu panów kazali im znaleźć coś na Drzewieckiego i oni znaleźli. Mogło też być tak, że ktoś im tę awanturę podrzucił, a oni z tym przyszli do Waltera, czy kto tam się tymi sprawami zajmuje, i dostali polecenie, żeby materiał wykorzystać. Wszystko jedno. To co jest tu interesujące to fakt, że wczorajsza audycja zrobiła wrażenie nokautujące. Ja dawno nie widziałem tak niesłychanej agresji i bezwzględności. Drzewiecki wyglądał, jakby się miał zamiar pobeczeć, a jedyne na co go było stać, to powtarzać w kółko i bezsensownie: „Proszę się iść spytać moją żonę".
I znów muszę tu przyznać, że ja zupełnie nie rozumiem, o co poszło. Nie mam pojęcia, jakie układy i interesy panują między medialnym towarzystwem, a Platformą, jakie Platforma ma wobec tego salonu zobowiązania i na co politycy Platformy powinni bardziej lub mniej uważać. Domyślam się jednak, że - po raz zresztą kolejny już - TVN się zniecierpliwił. Poprzednim razem - o czym już tu jakiś czas temu wspominałem - było to tylko zniecierpliwienie. Dziś ewidentnie zapadła decyzja, by pokazać Platformie na przykładzie, jak się prowadzi poważną akcję. Na pierwszy ogień, z jakiegoś powodu, poszedł Drzewiecki, ale politycy Platformy powinni doskonale wiedzieć, że to mógł być jedynie tak zwany random choice, i że jeśli następnym razem TVN-owi (albo komukolwiek - choćby i RMF-owi), przyjdzie do głowy, żeby rąbnąć w Katarzynę Hall, albo w Michała Boniego, albo przewodniczącego Chlebowskiego, to zrobią to bez najmniejszych kłopotów.
Nie mam też pojęcia, jaki będzie efekt tej wczorajszej akcji TVN-u. Czy Drzewiecki wyleci, czy może Tusk go przytuli i nie da skrzywdzić. Jest to jednak kompletnie bez znaczenia. To co się liczy, to fakt, że jeszcze nigdy dotychczas politycy i przyjaciele Platformy nie zobaczyli, jak niewiele trzeba, żeby wszystko to, co tak mozolnie budowali przez całe lata, cały ten wizerunek, cała ta polityka miłości, te sondaże i to poczucie bezkarności, po prostu runęło. Z dnia na dzień. Już wczoraj w nocy, można było zaobserwować tę panikę. Kiedy w Onecie pokazała się informacja o wystawieniu Drzewieckiego, natychmiast pod spodem wyskoczyły dziesiątki komentarzy przerażonych wielbicieli naszego rządu, oburzonych tym, co TVN wyprawia. Histeria była tak komiczna, że aż zarwałem część nocy, żeby móc się nasłodzić tym wyjątkowym efektem.
I myślę, ze jest to najlepszy moment, żeby podkreślić bardzo przykry dla samej Platformy i dla jej wyborców fakt, że ani Donald Tusk, ani jego koledzy, nie są w najmniejszym stopniu odporni na tak zwane wichry wojny. Tak zostali wychowani i zawsze im się w związku z tym wydawało, ze polityka to właściwie sama przyjemność. Kiedy parę dni temu na konferencję Jarosława Kaczyńskiego w Olsztynie weszła grupka zidiociałych cymbałów z dredami, przez całą konferencję żarli demonstracyjnie chrupki, ciamkali i próbowali Kaczyńskiego wyprowadzić z równowagi, zmartwieni byli wszyscy, tylko nie Kaczyński. On akurat wręcz powiedział, ze bywało dużo gorzej i żeby się nie przejmować. Już sobie wyobrażam, co by się działo, gdyby z taką sytuacją przyszło się zmierzyć Donaldowi Tuskowi. Przecież on by się zwyczajnie popłakał i uciekł.
Coś się więc zaczyna. Ja nie wiem co i, jak podejrzewam, mało kto wie cokolwiek. Myślę, że Drzewiecki po prostu wypadł z bębna jako pierwszy. Ale może też być tak, że to faktycznie to o niego chodziło. W najnowszym Wproście Mazurek z Zalewskim informują, że jakiś skruszony gangster zeznał, że Drzewiecki kupował od mafii narkotyki, o czym - co dziwne, ale i też nie do końca dziwne - media milczą. Może być więc tak, że połączone siły Platformy i właśnie mediów uznały, że trzeba Drzewieckiego usunąć, tylko nie do końca wiedzieli, czy lepiej będzie za te narkotyki, czy może za damski boks. Wydaje mi się osobiście, że ten trudny dylemat mogli rozstrzygnąć na rzecz boksu, bo chociaż dragi dla członków i przyjaciół Platformy to nic szczególnego, wciąż w tym inteligencko-schamiałym towarzystwie nakłaść kobiecie - zwłaszcza po pijanemu - to pewnie, mimo wszystko, sprawa bardziej, że tak powiem, w standardzie, niż kupowanie od mafii. Więc pokazali mu te amerykańskie papiery.
Ale, jak mówię - nie sądzę. Myślę, że to jest jakaś większa sprawa. Myślę, że z jakiegoś powodu Platforma notorycznie i w sposób dla TVN-u niezwykle irytujący, nie spełnia oczekiwań. Więc nastąpiło ostrzeżenie. Wydaje mi się, że mam rację, bo, jeśli się dobrze rozejrzeć, to jest aż nazbyt wiele najróżniejszych przypadków związanych z Platformą właśnie. Policjanci łapią dwóch lokalnych działaczy ze skrętami w pyskach i z amfetaminą pod siedzeniem. Po co? Nie mają innych zajęć?Z innej już beczki, RMF najpierw doprowadza do szału Boniego, zadając mu głupie pytania na temat obietnic wyborczych, a następnie szczuje bez sensu na biednego Nowaka. A przecież to dopiero początek. I przecież to ten sam RMF, który trzy lata temu wydał kupę pieniędzy tylko po to, by obwiesić Polskę czarnymi billboardami, które miały ostatecznie przydusić PiS.
Nie wiem jaki będzie efekt tego, co wczoraj zrobiono z Drzewieckim. Nie wiem też, czy za tym pierwszym uderzeniem pójdą następne, czy może znów na chwilę zapanuje słodki spokój. Nie wiem, czy Drzewiecki poleci, czy zostanie. Ale nawet jeśli jedynym tego skutkiem będzie to, że pan minister jednak nie rzuci palenia w najbliższy czwartek, to i tak, życie jest piękne. Bo ciekawe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...