czwartek, 20 listopada 2008

O komunistach, liberałach i dziewczynach do wzięcia

Starsza Toyahówna studiuje biotechnologię, w związku z czym właściwie cały czas się uczy. Ponieważ to czego się uczy, jest z punktu widzenia normalnego człowieka kompletną abstrakcją, boję się o stan umysłu mojej córki. Co mnie jeszcze bardziej jednak martwi to to, że, kiedy ona się już wszystkiego nauczy, to w ramach relaksu musi się maksymalnie ogłupić, co w jej wypadku przejawia się oglądaniem telewizyjnego serialu pod tytułem Taniec z gwiazdami.Mówię jej, że może lepiej by było, gdyby z tak ciężkiego wysiłku, jakim jest studiowanie chemii białek, czy czegoś równie tajemniczego, nie przeskakiwała od razu do pyskówek między Beatą Tyszkiewicz, a Iwoną Pavlovic, bo z tej różnicy temperatur normalnie zwariuje, ale ona twierdzi, że się przyzwyczaiła i ją to uspokaja.
W sumie nie mam do mojej córki zbyt wielkich pretensji, bo sam doskonale wiem, co znaczy siła przyzwyczajenia. Ja na przykład kiedyś, przez całe lata, kupowałem Gazetę Wyborczą i nawet w pewnym momencie uznałem, że tak mi pasuje. Obecnie oglądam systematycznie TVN24, i też mam wrażenie, że red. Knapik szkodzi mi dokładnie w takim samym stopniu, jak kiedyś red. Bikont, czyli raczej w ogóle.
Wiem przy tym jednak, ze wystarczyłoby porzucić intelektualne środowisko typu TVN24, czy serial M jak miłość choćby na parę tygodni, żeby naprawdę zobaczyć, że bez tego przede wszystkim żyje się spokojniej, a poza tym - co może nawet ciekawsze - po tego typu odstawieniu, widać bardzo wyraźnie, jak się człowiek przez lata po prostu psuł i parciał. No ale co robić - wiedza to jedno, a przyzwyczajenie pozostaje przyzwyczajeniem.
Gazety Wyborczej jednak nie czytam. W zeszły wtorek jednak, ponieważ w nocy z niedzieli na poniedziałek w mój dom wjechało coś ciężkiego, niszcząc wszystko, co stało temu czemuś na drodze, a nikt z nas nie miał pojęcia, cóż to takiego było, postanowiliśmy zasięgnąć opinii lokalnej prasy i uradziliśmy wspólnie, że w tym celu zakupimy Gazetę z lokalnym dodatkiem i sprawdzimy, jak było. No i kupiliśmy tę Gazetę. We wtorek 18 listopada.
Od razu muszę powiedzieć, że - może nie szukaliśmy zbyt dokładnie - ale jednak żadnej informacji na interesujący nas temat nie znaleźliśmy. Ponieważ jednak ta Gazeta leżała sobie i kusiła, kusiła, kusiła, wreszcie się złamałem i zacząłem przewracać kartki. I nawet nie poszło o to, ze na tytułowej stronie, w zapowiedziach dotyczących zawartości numeru, stała jak byk bardzo interesująca informacja, że „chwycił moją rękę, położył na swoich genitaliach i pytał, czy jego biegi będę też tak ładnie zmieniać". W końcu, gdyby tylko o to szło, to bym sobie kupował Bravo Girl. Ten sam zakres tematyczny, tyle że na wyższym od Gazety poziomie. Okazuje się jednak, że po wieloletnim poście, Gazeta Wyborcza robi wrażenie w każdym punkcie, każdego centymetra kwadratowego swojego przekazu. Ja nawet nie potrafię tego nazwać. To jest po prostu inny wymiar. To trochę tak, jak ktoś nie pali papierosów przez lata, nagle z jakiegoś powodu postanawia się mocno zaciągnąć i jedyne, co mu pozostaje, to się wyrzygać. Jakoś tak.
Trafiłem jednak na pewną informacje, które mnie autentycznie zainteresowała i szczerze zmotywowała do tego, by znów siąść i napisać coś do Was. Chodzi mi o artykuł zatytułowany „Sojusz od lewicy daleko". Chodzi mianowicie o to, że, jak donosi Wyborcza, grupa naukowców z czegoś, co się mieści w Brukseli i nazywa Wolny Uniwersytet, przy współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Wrocławskiego, przeprowadziła badania wśród 1569 delegatów na 16 zjazdów wojewódzkich SLD, żeby sprawdzić, co współcześni komuniści sobie myślą na najróżniejsze tematy.
Wyniki okazały się bardzo zaskakujące. Otóż okazało się, że dla przeciętnego współczesnego komunisty „im mniej państwo ingeruje w gospodarkę, tym lepiej dla ekonomii". Ponadto, ankiety wykazały, że mniej więcej tyle samo członków SLD, czyli około 70%, jest zdania, że najlepszym sposobem na bezrobocie jest stosowanie tak zwanych elastycznych form zatrudnienia. Co trzeci działacz SLD opowiedział się za wprowadzeniem podatku liniowego. Też, co trzeci zbadany komunista stwierdził, że pedalstwo jest niezgodne z naturą człowieka, a tylko 37% z nich poparło legalizację pedalskich małżeństw. Aż 45% chce przywrócenia kary śmierci, prawie trzy czwarte nie chce legalizacji tzw. ‘miękkich narkotyków', narkotyków i prawie połowa uważa, że szkoła powinna przede wszystkim uczyć dyscypliny. Co jeszcze ciekawsze, okazało się, że 64% delegatów na zjazdy SLD zadeklarowało, że są wierzący, a jeszcze więcej (!), że chodzą do kościoła.
Sama Gazeta Wyborcza, oprócz tego że się oczywiście dziwi, wyraża w związku z tymi wynikami przypuszczenie, że działacze SLD w gruncie rzeczy nie są ani komunistami, ani nawet socjalistami, ale w dużym stopniu, są ostrą, bezkompromisową prawicą. Gazeta cytuje psychologa społecznego, niejakiego Klebaniuka, który wręcz twierdzi, że „spora część delegatów mogłaby znaleźć swoje miejsce w którejś z organizacji prawicowych".
Ciekawe, prawda? Pisałem to nie tak bardzo dawno temu, że w tym całym zamieszaniu związanym z awanturami na temat lewicowości i prawicowości, skłonny jestem zadeklarować, że jestem - wraz z całym moim ukochanym PiS-em - radykalną lewicą. Przyznaję, że wyniki badań, o których tu dziś piszę, napawają mnie z jednej strony optymizmem, a z drugiej utwierdzają w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. Chodzi bowiem o to, że ja wcale nie uważam, że pierwszym wnioskiem, jaki się wykluwa z przedstawionych przez Gazetę wyników badań, jest to, że SLD, to nie lewica, ale prawica. Powiem więcej. Ja wcale nie uważam, że, jeśli się wczytamy w te dane, musimy dojść do wniosku, że na przykład Platforma Obywatelska, to nie prawica, ale normalni komuniści. A przecież mógłbym tak pomyśleć. W końcu, jestem przekonany, że gdybym podał Wam te powyższe informacje, nie ujawniając, o kim jest mowa, większość z Was pomyślałaby, że to, co przedstawiono, to opinie członków Platformy. Nie PiS-u, ale właśnie Platformy.
Refleksja, jaka mnie ogarnęła w związku z tym artykułem jest taka, że zarówno SLD, jak i PO, to nie jest ani prawica, ani lewica, ale po prostu establishment. Jedni i drudzy, z jednej strony reprezentują typową partię władzy, a z drugiej, najbardziej prymitywny rodzaj opinii popularnej. Jaka jest ta opinia? Kara śmierci jest dobra, dobry jest podatek liniowy, pedały nie powinny mieć dzieci, do kościoła wypada chodzić, należy wszystko sprywatyzować, a jak ktoś jest bez pracy, to trzeba go zatrudnić na kontrakt, albo na parę godzin. Jestem pewien, że gdyby ich się spytać, jakiej muzyki słuchają, to powiedzieliby, że smooth jazzu, a ostatnio sobie kupili nową płytę Metaliki i książkę z tekstami Marii Peszek.
Jestem głęboko pewien, że wyniki badań przeprowadzonych przez tych międzynarodowych socjologów wskazują, że między SLD, a Platforma Obywatelską nie ma niemal żadnej różnicy nie dlatego, ze jedni i drudzy są prawicą, albo lewicą. Między nimi nie ma prawie żadnej różnicy, ponieważ i jedni i drudzy są pozbawieni jakiejkolwiek idei, poza czystą władzą. Oni wierzą w to, co nie tyle jest modne, ale w to, co obecnie każe im się wierzyć. Bo, wbrew pozorom, nie jest tak, że idea homoseksualnych małżeństw i legalizacja narkotyków, to obowiązujące standardy. Nieprawda. Póki co, to wciąż jeszcze kulturowe ekscesy, głoszone jedynie przez bardzo nakręconych nowoczesnością maniaków. Mainstream wciąż pozostaje w ramach jakiegoś tam konserwatywnego porządku. Dlatego większość zarówno komunistów, jak i członków Platformy - jak sądzę - uważa, że pewnie jakiś tam Bóg istnieje, księdza na kolędę wypada wpuścić, a opłatek, nawet jeśli kupiony na ulicy, na świątecznym stole wypada mieć.
Proszę popatrzeć na dwie postaci obecnej polityki: Zbigniewa Chlebowskiego i Wojciecha Olejniczka. Przepraszam bardzo - ale jaka jest między nimi różnica? Pomijając to, że Chlebowski z jakiegoś powodu znalazł się historycznie po innej stronie, a Olejniczak - z jednakowo historycznych powodów - po stronie przeciwnej, to jest dokładnie ten sam wymiar polskiej polityki. Spójrzmy na posła Karpiniuka i posła Napieralskiego. Przecież nie ma absolutnie żadnych dowodów na to, że Karpiniuk chodzi na Pasterkę, a Napieralski nie. I nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby sądzić, że Napieralski - gdy nikt nie słucha - naprawdę jest pełen sympatii dla homoseksualistów, a Karpiniuk nie. Skąd to można wiedzieć?
Skąd ja mogę wiedzieć, czy z punktu widzenia takiego Ryszarda Kalisza, podatek liniowy jest nie do przyjęcia? Jakie ja mam powody sądzić, że Rafał Grupiński, albo Michał Boni uważają, że premier Zapatero jest gorszy, albo lepszy od kanclerz Merkel? Przecież, jak się dobrze zastanowić, to w ich wypadku jest to kompletnie bez znaczenia. A Donald Tusk???? Przecież, jeśli idzie o niego, to już naprawdę jest wszystko obojętne. Przecież gdyby Tusk, jakimś nieprzewidywalnym obrotem sprawy, znalazł się w SLD, to jemu by było dokładnie wszystko jedno. Przecież Lecha Wałęsę hołubią i tu i tam dokładnie w tym samym stopniu.
To są moje wrażenia z lektury wtorkowej Gazety Wyborczej. Wypadałoby jakoś je podsumować. Powiem szczerze, że nie bardzo wiem jednak, jak to zrobić najlepiej. Przychodzi mi jednak do głowy coś bardzo szczególnego i może trochę ryzykownego. Jednak mam poczucie, że tak będzie dobrze. Że tak będzie najlepiej. Proszę więc jeszcze o chwilę uwagi.
Dziś w Rzeczpospolitej przeczytałem następującą informację. Otóż w Wielkiej Brytanii wymyślono, że dany zboczeniec, który korzysta z usług prostytutek, jeśli się okaże, że dziewczyna była przedmiotem handlu ludźmi i w rzeczywistości jest zmuszana do świadczenia tych szczególnych usług, może skończyć w więzieniu, nawet z dożywotnim wyrokiem. Jeśli jeden z drugim pójdą sobie zwyczajnie ‘na panienki', a okaże się, że dziewczyna była niewolnikiem, nie będzie zmiłowania. Nawet jeśli obaj zeznają pod przysięgą, że nie wiedzieli. Dziwni ci Anglicy, prawda
Najdziwniejsze jednak jest to, że tych dwóch w obronę wzięły same dziwki. Przedstawicielka zrzeszenia brytyjskich prostytutek ogłosiła, ze one protestują, bo to przecież nie jest tak, że wszystkie one to ofiary gangów. Wiele z nich, to porządne, zwykłe dziewczyny. I co one mają robić, jak chłopaki zaczną się bać?
Czemu o tym piszę? Nie mam pojęcia. Jakoś musiałem zakończyć i nic innego nie przyszło mi do głowy. Miłego wieczoru!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...