sobota, 28 września 2019

O chuju, dupie i kupie kamieni


      Wczorajszy dzień upłynął mi pod kątem przeżywania najnowszego spotu wyborczego Platformy Obywatelskiej, gdzie zwykła polska rodzina – mama, tata, dwoje dzieci i dziadek – siedzą przy stole i rozprawiają na taki oto temat, że rządy Prawa i Sprawiedliwości doprowadziły ich do stanu, gdzie oni już nie znają ani dnia ani godziny. Spot był na okrągło nadawany przez oglądaną przez mnie stację TVP Info, a ja mam wciąż w głowie twitt niesławnego Romana Giertycha, który zapowiadając ową prezentację, z jednej strony zapewnił, że to będzie najmocniejsze uderzenie tej kampanii, a z drugiej, wyraził poważne wątpliwości co do tego, czy Jacek Kurski zdecyduje się zaprezentować pisiorom owo wejście smoka.
       Dziś, jak już wspomniałem, TVP Info, kosztem wręcz znacznie ciekawszych informacji, na okrągło pokazuje nam ów klip, a podstawowa informacja idzie taka, że ta rodzina na ekranie, to nie jest żadna rodzina, tylko wynajęci aktorzy, dotychczas znani ze wspominanych niedawno tu na tym blogu seriali TVN-u i Polsatu. W dodatku, w ramach gładkiego kontrataku, premier Morawiecki zaprosił ową „rodzinę” na osobiste spotkanie w wybranym przez nią miejscu, Internet zwrócił uwagę, że na stole przy którym siedzą ci zrujnowani przez pisowskie państwo biedacy leży pierwszej klasy i-phone, a red. Klarenbach we wspomnianej wcześniej stacji przedstawił dane, z których wynika, że przy wszystkich kłopotach, jakie przeżywa polska służba zdrowia, wbrew informacjom podanym w owym klipie, akurat na wizytę u kardiologa dziecięcego czeka się nie 11 miesięcy, lecz najczęściej tydzień, a w ekstremalnych wypadkach miesiące trzy.
        No ale sedno zdarzenia sprowadza się do tego, że oni do opowiedzenia historii zwykłej polskiej rodziny wynajęli nie zwykła polską rodzinę lecz aktorów. Otóż moim zdaniem, w tym akurat nie ma nic niestosownego. Mamy tu bowiem do czynienia z praktyką starą jak III RP, stosowaną przez wszystkie strony politycznego sporu, i nie byłoby powodu, by się nad tym pochylać, gdyby nie jedna kwestia. Otóż prezentując ów klip, oni zapowiedzieli, że będziemy mieli do czynienia z autentykiem, i to też ów autentyk dał Romanowi Giertychowi powód do tego, by ogłosić przełom w tej kampanii.
        W tym momencie ktoś powie, że okay. Sprawę wyjaśniłem, co należało powiedzieć, powiedziałem, możemy wracać do domu. Otóż nie bardzo. Jest tu bowiem jeszcze parę kwestii do omówienia. Otóż każdy kto widział ów klip – jak słyszymy, w założeniu wręcz sensacyjny – widzi od pierwszej chwili, że to są aktorzy. To są aktorzy w sposób znacznie bardziej oczywisty, niż gdyby Platforma Obywatelska do tej roboty wynajęła Daniela Olbrychskiego, Maję Komorowską, dzieci młodego Stuhra, oraz Janusza Gajosa na dokrętkę w roli dziadka. Mało tego. Zarówno ten i-phone leżący na stole, jak i owe bajki o tym, jak długo dziś w Polsce chore na serce dziecko musi czekać w kolejce do lekarza-specjalisty, to nieistotny szczegół. To co ma tu funkcję decydującą, to fakt, że całe to ględzenie, nawet w wykonaniu autentycznej rodziny, złożonej z działaczy KOD-u i ich dzieci oraz wnuków, nie miałoby najmniejszego propagandowego znaczenia, z tego prostego względu, że oni nie mówią nic nowego w stosunku do tego, co każdy z nas, jeśli tylko ma taką fantazję, może usłyszeć każdego dnia w stacji TVN24. Z przekazem tym jest dokładnie tak samo jak z pamiętnym listem napisanym przez tego nieszczęśnika, który parę lat temu podpalił się pod Pałacem Kultury, a w którym nie było nic innego jak garść cytatów z antyrządowych mediów, oraz wystąpień na demonstracjach KOD-u. To z tego względu tamtej śmierci nikt nie potraktował poważnie, i tak samo dziś tego klipu, niezależnie od tego, kto owe monologi wygłasza, nikt nie uzna za godnego uwagi.
       No i na koniec muszę wrócić do Romana Giertycha. Otóż cokolwiek byśmy o nim nie mówili, faktem jest, że pozycja jaką on zajmuje w dzisiejszej debacie, nie jest wcale aż tak nieistotna. Nie wiem, jak to jest z jego rozpoznawalnością, ale biorę bardzo mocno pod uwagę, że więcej osób w Polsce wie, kto to jest Roman Giertych, niż co to za jeden ten Schetyna, że już nie wspomnę o Kidawie-Błońskiej. I oto ów nad wyraz ambitny człowiek, bez cienia wstydu, anonsuje na Twitterze opisywany przez nas klip, zapewniając wszystkich, że oto nastąpił przełom i od dziś Koalicja Obywatelska rusza po zwycięstwo.
       Do czego zmierzam? Otóż chodzi mi o to, że w sposób dziś absolutnie oczywisty, jest już po nich. Co bardzo zabawne, przykład Romana wskazuje na to, że oni autentycznie wciąż nie mają tego świadomości. Oni najpewniej, najpierw produkując wspomniany klip, a potem go analizując pod kątem skuteczności, są głęboko przekonani, że tam u nich wreszcie coś drgnęło. Oczywiście przy zachowaniu wszelkich proporcji, oni są jak owi działacze Konfederacji, chlipiący przed siedzibą TVP, że prezes Kurski ich lekceważy.
       Ja wiem, że nigdy nie warto się szczególnie naprężać, jednak tu sytuacja wydaje się być wyjątkowo klarowna. Po przeciwnej stronie mamy już tylko dziś już przysłowiowego chuja, dupę i kupę kamieni, a więc nic nie stoi na przeszkodzie by powiedzieć: 60. Co tam 60. Bierzemy 70.



1 komentarz:

  1. Totalniacy idą na rympał. Nie na darmo towarzyszowi T. Lisowi przypadkiem wyrwało się o ich wyborcach (tak sobie wykoncypowałam, że to o nich) "oni nie są tacy głupi jak nam się wydaje, oni są jeszcze głupsi". I oni się tego trzymają wbrew zwykłemu rozsądkowi. Być może dzięki temu będzie chociaż 50+, czego sobie i sympatykom Toyaha życzę. I pięknych snów, bo ja po 3-ciej muszę wstać i tylko to mi w głowie. To ja lecę spać.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...