czwartek, 6 grudnia 2018

Do roboty!

      Zacząłem ostatnio wracać do starych tekstów wspominanej tu już parokrotnie Peggy Noonan, a skoro do starych, to również pomyślałem sobie, że ciekawe by było rzucić okiem na to o czym ona pisze dziś, choćby przy okazji prezydentury Donalda Trumpa. Zajrzałem więc na jej internetową stronę i proszę sobie wyobrazić, że tam były wyłącznie starsze teksty, plus informacja, że ponieważ Noonan aktualnie pracuje nad nową książką, przez pewien czas pozostaje nam to, co ona napisała zanim zasiadła do poważnej pracy.
      I powiem uczciewie, że to mnie zdziwiło. Mi nawet do głowy nie przyszło, by w związku z pracą nad książką zawieszać coś tak drobnego jak pisanie felietonów. Wydałem tych książek dokładnie osiem i za każdym razem pisanie ich szło zupełnie równolegle z codzienną publikacją notek. I jakoś się udawało.
      Kłopot w tym, że od czasu wydania listów od prof. Gilowskiej minęły już ponad dwa lata i kiedy wydawało mi się, że na tym owa przygoda się zakończy, Gabriel zażyczył sobie, bym napisał coś nowego. Ponieważ propozycja ta spadła na mnie dość niespodziewanie, a decydować się trzeba było natychmiast, pomyślałem, że będą musiał zrealizować wielokrotnie formułowane wobec mnie życzenie, by napisać kolejną część „Listonosza”, czyli zrobić coś, czego wcześniej ani przez chwilę nie planowałem. A skoro tak, to pierwszym moim zadaniem jest stworzenie czegoś, co nie okaże się zaledwie cieniem oryginału. W tej chwili chodzi o to, by druga część „Listonosza”, była w stosunku do pierwszej czymś takim, jak druga część „Ojca Chrzestnego” wobec pierwszej, a w żadnym wypadku nie trzecia wobec dwóch pierwszych. A to z mojej strony wymaga, obawiam się, znacznie większego wysiłku niż dotychczas.
       Mało tego. Dziś wiele wskazuje na to, że tuż po ukończeniu „Listonosza” nr 2, będę się zabierał za jeszcze kolejną książkę, która również nie może być ot taka sobie, a czegoś takiego jeszcze nie ryzykowałem. I to tym bardziej zmusza mnie do jeszcze większej pracy.
       Wprawdzie nie pójdę tropem Peggy Noonan i nie zawieszę tego bloga na kołku, natomiast proszę mi pozwolić zwolnić nieco dotychczasowe tempo, co sprawi, że przez najbliższe dwa miesiące będę pisał rzadziej. Nie dużo rzadziej, ale rzadziej. A ja za to obiecuję, że się naprawdę postaram.
        Dziś, a już na pewno jutro, opublikuję tu swoją wypowiedź na temat swoich „Marek, dolarów…”, którą nam bardzo ładnie zmontował Michał, a na razie idę z psem, a potem już do roboty.

1 komentarz:

  1. Bardzo dobrze, proszę pisać. Trzymam kciuki, żeby dobrze wyszło :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...