sobota, 3 marca 2018

Kto uczy nasze dzieci miłości do sztuki?

      Reżimowe media podały, jak rozumiemy, w ramach walki o oczyszczenie śrdodowiska, że któryś z sędziów gdzieś w Polsce kazał wypuścić z aresztu pewną Luizę, która dwa lata temu poderżnęła gardło swojemu sąsiadowi, starszemu już człowiekowi, i dziś, w związku z tym, że Diabeł jeden wie, gdzie ona się podziewa, cała okolica żyje w strachu, że Luiza się nagle ujawni i zechce zrobić krzywdę kolejnej osobie. Skąd ten lęk? Otóż, jak się dowiadujemy, Luiza, wówczas jeszcze 18-letnia, wiejska dziewczyna, jeszcze zanim zamordowała człowieka i została potraktowana przez prawo z odpowiednią uwagą, znana była z tego, że krążyła po okolicznych cmentarzach, niszczyła nagrobki, bezcześciła krzyże oraz święte figury, oraz, naturalnie, paliła Pismo Święte, no i to wszystko w świadomości ludzi prostych łączy się dziś w jedną całość, która powoduje ów strach.
     Czemu sędzia po dwóch latach puścił Luizę wolno do domu? Okazuje się, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, nie można bowiem przetrzymywać w areszcie osoby podejrzanej choćby o najcięższe przestępstwo bez procesu dłużej niż dwa lata, jeśli nie ma ku temu specjalnych powodów, no a w przypadku Luizy owych powodow sędzia się nie dopatrzył i, jak sam mówi, inaczej postąpić nie mógł. No i, co już zostało powiedziane, dziś Luiza krąży w sobie tylko i jej demonowi-stróżowi miejscu, a ludzie boją się o życie swoje i bliskich.
      Cała ta historia, już sama w sobie, robi oczywiście pewne wrażenie i nic by pewnie nie zaszkodziło, gdybym tu w tej chwili ułożył odpowiednio mocny komentarz i sprawę zamknął, gdyby nie fakt, że jest w niej coś, co mnie zaintrygowało znacznie bardziej, niż sama zbrodnia i ewentualny brak kary. Otóż – i tu, jak już nie jeden raz wcześniej, czuję wdzięczność wobec mojej córki, która przeprowadziła dla mnie odpowiednia kwerendę – okazuje się, że Luiza była uczennicą liceum plastycznego w Nałęczowie, co pewnie nie miałoby większego znaczania, gdyby nie fakt, że w ten oto sposób ona dołącza do całej grupy znanych nam satanistów, o których przy róznych, mniej lub bardziej drastycznych, okazjach informowały media. Czy to bowiem będziemy wspominać tę poetkę z Białej Podlaskiej, czy tamtego poetę z Poznania, czy autorów projektów takich jak festiwal Unsound, czy Kraina Grzybów, które dla jednych, drugich i trzecich stanowiły deklarowane wręcz źródło inspiracji, wychodzi na to, że współczesny satanizm jest bardzo mocno związany ze współczesną sztuką. I odwrotnie – współczesna sztuka często jest budowana na estetyce śmierci.
      Nie pamiętam w tej chwili, czy to było w zeszłym roku, czy może jeszcze wcześniej, ale swego czasu pisaliśmy tu o wielkim satanistycznym widowisku, jakie zostało z nadzwyczajną pompą zorganizowane w Szwajcarii przy okazji zakończenia budowy oraz uroczystego otwarcia najdłuższego tunelu na świecie. Oglądaliśmy fragmenty owego widowiska, z autentycznym drżeniem przeżywaliśmy każdą minutę tego upiornego teatru i wydawało się, że to jest coś naprawdę wyjątkowego. Tymczasem, odnoszę ostatnio coraz częstsze wrażenie, że to wcale nie był wyjątek, lecz zaledwie reguła.
     Proszę sobie wyobrazić, że parę dni temu, przerzucając leniwie stacje w swoim telewizorze trafiłem na muzyczny kanał o nazwie Mezzo, a tam nadawano ni mniej ni więcej, tylko przedstawienie „Dziadka do orzechów” Czajkowskiego w wykonaniu baletu Teatru Wielkiego w Genewie. Przyznam się, że w pierwszej chwili byłem pod autentycznym wrażeniem i to do tego stopnia, że choć zarówno operę, jak i balet z wszelkimi przyległościami, ze szczególnym uwzględniemienm muzyki Czajkowskiego, mam w minimalnym zainteresowaniu, pomyślałem sobie, że to jest tak wysoki poziom pod każdym możliwym względem, że ja bym nie dość, że poszedł sobie to obejrzeć, to niewykluczone, że wysiedziałbym na tym czymś pełne dwie godziny. Wystarczyło jednak kilka minut, kiedy, widząc co tam się dzieje, a raczej czując ów wszechobecny smród śmierci, który znałem wcześniej choćby ze wspomnianego otwarcia tunelu, zacząłem się naprawdę bać. Ja oczywiście nie mam sposobu, by poza wrzuceniemem tu owego parominutowego fragmentu, opisać, w czym rzecz, jednak proszę mi uwierzyć: tam nie ma ani Arlekina, ani Kolombiny, ani tych śnieżynek, ani nawet tych baletnic. A w momencie kiedy pokazuje się Cukrowa Wieszczka i jej Książe, to człowiek ma już tylko ochotę ze strachu wejść pod fotel. Bo na zewnątrz jest już bowiem tylko ów wszechogarniający smutek i unosząca się w powietrzu śmierć. Taka to jest, jak się okazuje, owa nowoczesna szwajcarska estetyka.
     I proszę mi nie mówić, że ja przesadzam, bo to jest tylko taka zabawa. W końcu nawet ja muszę przyznać, że w odróżnieniu choćby od tego, co widzieliśmy przy okazji otwarcia tunelu, tu nawet nie ma tych potworów z rogami. Owszem, z tego co zdążyłem zauważyć, tam na tej genewskiej scenie istotnie nikt nie miał ani rogów, ani ogona. Zaledwie maski na twarzach i to też nawet nie każdy z nich. Otóż nie. To nie jest w żaden sposób zabawa. To jest znak. A jeśli komuś się wydaje, że taki znak to nie znak, to niech zajrzy do liceum plastycznego w Nałęczowie, Warszawie, czy tu w Katowicach i popatrzy, co tam malują ostatnio te dzieci, bo ja się nie odważę. 



Zachęcam oczywiście wszystkich do odwiedzania naszej księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i do kupowania też i moich książek. Przypominam, że jedną z nich, „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph”, można zamawiać bezpośrednio u mnie pod adresem toyah@toyah.pl, z dedykacją jak najbardziej w cenie.
     






3 komentarze:

  1. Chyba Czechowicz (poeta) powiedział, że sztuka jest odbiciem swoich czasów... o tempora... Czajkowski a la Rammstein to koszmar absolutny. Szwajcaria w awangardzie brzydoty. I niektórzy "artyści
    " od nas też tak chcą. Cóż dodać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby szukać odbicia naszych czasów to byłaby to muzyka country i wszystko co w niej jest. Problem w tym że sztuka wspolczesna odbija umysly tych dwoch lub trzech procentow pogubionych ludzi którzy głosują np.na partie razem. Najbardziej zagadkowe jest to że robią to za pieniądze te całej 98 procentowej reszty....

    OdpowiedzUsuń
  3. Còż, w dzisiejszych czasach tak łatwo o doznania wszelakie, posunięte do ekstemum i to na każdej plaszczyznie- intelektualnej, emocjonalnej, czy zwyczajnie fizycznej, że biedni pigubieni,pragnący wciąż głębszych doznań popychani są swym własnym nienasyceniem, w ramiona tego co jeszcze wciąż nieoswojone- śmierci. Taki sport ekstremalny dla ducha. Niestety.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...