czwartek, 25 stycznia 2018

Gdy przy korycie robi się za ciasno

            Szczerze powiedziawszy, ile razy zdarzy mi się kupić tygodnik o zmiennej nazwie „Sieci” i „W Sieci” i w efekcie, wręcz z automatu, nie mogę się powstrzymać, by bandę tych cwaniaków potraktować dokładnie tak, jak oni sobie na to zasłużyli, obiecuję sobie, że to już po raz ostatni. Kwestia honoru. To jednak, że ja tu sobie coś obiecuję, nie oznacza oczywiście nic i wynik owego mojego braku zdecydowania jest taki, że te niemal już dziesięć lat na tym blogu, gdy rozmawiamy o prawicowych mediach, wciąż nam mijają w atmosferze graniczącej albo z rozbawieniem, albo z rozpaczą, a najczęściej, jako główni animatorzy owych emocji, występują albo albo Witold Gadowski, albo Łukasz Warzecha, albo Rafał Ziemkiewicz, albo Jan Pietrzak, albo Krzysztof Feusette, albo Tomasz Sakiewicz… można wymieniać, krótko mowiąc, tak zwani „niepokorni dziennikarze”.
           Dziesięć lat to szmat czasu i można się przyzwyczaić. Tak jak do wszystkiego.  Efektem owego przyzwyczajenia jest akceptacja, która wynika prosto z uznania, że tak jak jest, jest normalnie i inaczej już nie będzie. Podobne zresztą zjawisko obserwujemy na poziomie znacznie szerszym, a więc obejmującym w ogóle wszystko to co się dzieje w dzisiejszym świecie i nas absorbuje przez ten jeden kolejny dzień i ani chwili dłużej. Ktoś coś ukradł? Ktoś kogoś zabił? Gdzieś ktoś się ostatecznie skompromitował kłamstwem nie do opisania? I cóż z tego? Taki to jest świat i naprawdę nie ma możliwości, byśmy się pochylali nad każdym podobnym zdarzeniem i traktowali je jak jakąś sensację.
          Kupiłem jakiś czas temu wspomniany tygodnik „Sieci” – jak już tu pisałem, chodziło o zdjecie na okładce przedstawiające Witolda Gadowskiego przebranego za wojennego korespondenta – przeczytałem rozmowę, jako bracia Karnowscy przeprowadzili z Gadowskim, niechybnie głównie po to, by podać nam namiary na adres pod którym można wpłacać pieniądze na jego nowy film, uznałem, że szkoda moich słów, by się tą nędzą zajmować, ale oto dziś przy śniadaniu sięgnąłem po to coś i wszedłem na stronę, na której zwyczajowo swoimi przemyśleniami dzieli się poeta Wencel. I oto, proszę sobie wyobrazić, tym razem wprawdzie Wenclowi nie przyszło nic ciekawego do głowy – co rozumiem – jednak w zamian za to – czego już zrozumieć jest mi naprawdę ciężko – uraczył on nas parodią Zbigniewa Herberta w postaci trzech swoich wierszy. Bez komentarza, bez słowa wyjaśnienia, bez żadnej dodatkowej refleksji. Trzy wiersze, zajmujące mniej więcej tyle samo miejsca na stronie, co zdjęcie ich autora, a z których fragment jednego (daję słowo, że wybrany przeze mnie na chybił trafił) brzmi tak:
            
            Najważniejsze – przetrwać: nie dać się
            złamać wychłodzić zagłodzić nie gardzić
            zupą z korzeni ani nadgniłą cebulą

            nie tracić ducha: szeptem powtarzać
            dziecięce modlitwy imiona wszystkich
            świętych i strofy z „Pana Tadeusza”

            gimnastykowac się o świcie rzeźbić
            krzyżyki i szachy z drewna pocieszać się
            wzajemnie: co nas nie zabije, to nas…

      A więc tak to działa. Mamy najważniejszy prawicowy tygodnik, który, obok TVP Info, gdy chodzi o media, stanowi publiczną twarz Dobrej Zmiany, a każdemu średnio przytomnemu obserwatorowi wystarcza chwila, by zauważyć, że i tu i tam nie chodzi o nic innego, jak się uczepić tego koryta i nie zważać już na nic, tylko na to, co tam jest w środku i jak zrobić, żeby nikt się nie wrył tam przed nas.
      Jak zdarza mi się to dość często, oglądałem wczoraj wieczorny program TVP Info „Zawsze po 20” i kiedy już przestał żartować syn Janusza Rewińskiego, na ekranie pojawił się Cezary Gmyz i ostrzegł wszystkich, by bardzo uważali na dziennikarzy piszących w takich pismach jak „Warszawska Gazeta”, bo oni tam, przedstawiając się jako polscy patrioci, tak naprawdę realizują interesy ruskiej agentury. Ponieważ to było również do mnie, jako do kogoś kto od kilku już lat co tydzień we wspomnianej „Warszawskiej Gazecie” publikuje swój felieton, chciałem dziś powiedzieć, że może rzeczywiście – o czym nie wiem – ja faktycznie piszę na zlecenie Putina, jednak w życiu by mi nie przyszło do głowy, by przy tym atakować papieża Franciszka, prezydenta Dudę, czy samego prezesa Kaczyńskiego, zarzucając im, że każdy z nich, razem i osobno, występują przeciwko Ojczyźnie, Kościołowi i Honorowi, czemu ostatnio ci ciekawi ludzie wyjątkowo często i z autentycznym zaangażowaniem się oddają.
        A gdyby ktoś mi zarzucił, że ja zaledwie odbijam piłeczkę i mówię, że to nie ja, lecz oni, chciałbym zapewnić wszystkich, że ani mi w głowie zarzucać Gmyzowi, że za jego postępowaniem stoją jakieś niedobre związki. Nic podobnego. Tu chodzi wyłącznie o to, że według najnowszych, jak najbardziej oficjalnych danych, wydawana przez Piotra Bachurskiego „Warszawska Gazeta”, gdy chodzi o wielkość sprzedaży, wyprzedziła właśnie zarówno „Gazetę Polską”, jak i „Do Rzeczy” i dziś zajmuje piątą pozycję na liście najpoluparniejszych tygodników w Polsce, przegrywając zaledwie o włos ze wspomnianymi wierszami Wencla.
        Naprawdę trudno się dziwić. To prawda jest dobra, a kłamstwo złe i tego nie zmieni nic. To jest czysta fizyka. Można tylko dostawać cholery.


Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Polecam serdecznie.

           

2 komentarze:

  1. Hmmm chyba mnie przekonałeś, aby kupić ową Gazetę Warszawską, a ja naprawdę b. żadko kupuje jakiekolwiek gazety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @piter
      Spróbuj. Najwyżej dalej będziesz żył bez gazet.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...