niedziela, 30 sierpnia 2015

Kto mu dał tę siekierę?

Poniżej mój najnowszy tekst z „Warszawskiej Gazety”. Gorąco zachęcam.

Kiedy z Kamiennej Góry dotarła do nas ta straszna wiadomość o śmierci dziesięcioletniej dziewczynki zaatakowanej siekierą przez Samuela N., myślę, że nie tylko ja zwróciłem uwagę na imię napastnika. Gdyby on miał na imię Sebastian, lub Damian, ewentualnie Patryk, czy choćby Denis, uznalibyśmy pewnie, że mamy do czynienia z jeszcze jedną ofiar z takim sukcesem ostatnio kwitnącego rynku dopalaczy, która się nażarła pasty do czyszczenia podłóg, czy szamponu dla psów i nagle zamiast dziesięcioletniego dziecka ujrzała Golema, no i stąd to okropne nieszczęście.
Tymczasem usłyszeliśmy to imię i już wiedzieliśmy, że najprawdopodobniej brat Samuela będzie miał na imię Jonatan, jego siostra Merab, ojciec Nabal, a matka Abigail. Lub jakoś podobnie. I że za tym całym nieszczęściem wcale nie muszą stać dopalacze – nie tym razem – ale tak zwani Świadkowie Jehowy. A zatem czyste i proste opętanie.
Od razu muszę się tu zastrzec, że ja wcale nie zamierzam sugerować, że jeśli ktoś jest Świadkiem Jehowy ma takie same szanse, by się któregoś dnia rzucić z siekierą na niewinne dziecko, jak pierwszy lepszy satanista, narkoman, czy wyborca Platformy Obywatelskiej. W żadnym wypadku. Chcę tylko powiedzieć, że moim zdaniem Szatan to ktoś, kto nie lubi tracić okazji i raczej sobie nie pozwala, by ją głupio tracić. Tym też sposobem, odpowiednio nastawiona grupa Świadków Jehowy ma naprawdę bardzo małe szanse obrony przed tego typu atakiem.
Oczywiście, niemal jako pierwsza na to nieszczęście i pojawiające się z każdym dniem coraz to nowsze informacje zareagowała „Gazeta Wyborcza” i zasugerowała, że tak naprawdę prawdziwym sprawcą owej okrutnej zbrodni są katoliccy sąsiedzi rodziny N., którzy przez swój typowy brak tolerancji i szacunku dla kulturowej i religijnej odmienności, najpierw skuli serca rodziców Samuela lodem, a następnie jego samego, przez szyderstwo i wzgardę, doprowadzili do takiej desperacji, gdzie on już nie widział innego sposobu obrony, jak przez ślepą agresję.
I ja oczywiście umiem sobie wyobrazić sytuację, gdzie Bogu ducha winne dziecko z prowincji imieniem Samuel, któremu wiara nie pozwala ani przyjmować życzeń z okazji urodzin, ani śpiewać z innymi dziećmi kolęd ani nawet wycinać razem z nimi ozdoby na choinkę, cierpi ową straszna samotność, która go ostatecznie pcha do zbrodni. Tyle że moje doświadczenia są takie, że jeśli dzieci czują się naprawdę samotne, to nie dlatego, że mają na imię Samuel i są Świadkami Jehowy. Mój syn Antek miał w przedszkolu kolegę Rubena i koleżankę Kesję i to były dzieci wyjątkowo lubiane. Podobnie jak lubiany był on, również wśród dzieci, dla których jego imię było podobnie egzotyczne, jak wspomniany Ruben.
Bo nie oszukujmy się. To nie ludzie wkładają innym ludziom do ręki tę siekierę, a już na pewno nie jedne dzieci innym dzieciom. To Ten Który Nie Przepuszcza Żadnej Okazji, pierwszy mieszkaniec Kręgu nr 9.

Więcej na temat działalności TegoKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji znaleźć możan w księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Szczerze polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...