piątek, 2 maja 2014

Redakcja ekonomiczna TVN ogłasza nabór na przedsiębiorcę

Nie planowałem już dłużej ciągnąć tematu liberalizmu, zwłaszcza gdy najwyraźniej, zamiast cokolwiek wyjaśniać, coraz bardziej problem zaciemniam, jednak dziś, najwidoczniej odpowiednio zainspirowany tymi tekstami, za sprawę wziął się Coryllus i zwrócił uwagę na kwestię w pewnym sensie dla nas kluczową, a mianowicie rolę, jaką w tym wszystkim pełnią tak zwani dziennikarze ekonomiczni. Na początek może zacytuję sam początek tekstu Coryllusa, który mnie tak poruszył:
Słyszeliście kiedyś o jakimś dziennikarzu ekonomicznym, który głosiłby pochwałę Marksa i wymyślonego przezeń systemu? Ja nie. Wszyscy, którzy tak czynią nie podpadają pod kategorię – dziennikarz ekonomiczny – zajmują się polityką, albo wróżbiarstwem, albo czymś innym od ekonomii bardzo dalekim, na przykład deklarują współczucie dla biednych i poniżonych. Dziennikarze ekonomiczni są wszyscy jak jeden zwolennikami liberalizmu, wolnego rynku i innych takich wynalazków propagandowych. Kiedy jednak spytalibyście jednego czy drugie jakie biznesy prowadzi i ile ostatnio zarobił oni otworzą usta ze zdumienia. Na pewno w coś tam inwestują, jak większość ludzi, ale ich podstawowym marzeniem oraz programem gospodarczym jest etat. Nie ma dziennikarza ekonomicznego bez etatu. Żaden z nich nie wyobraża sobie nawet życia bez takiego zabezpieczenia. Jak ktoś spośród nich jest wyjątkową pierdołą, wtedy da się wpędzić w jakieś faktury i umowy zlecenia, ale większość twardo siedzi na etatach”.
Otóż jest dokładnie tak, jak pisze Coryllus. Oni przede wszystkim, jak jeden mąż, są twardymi zwolennikami liberalnej teologii ekonomicznej, wielkimi przyjaciółmi wszelkiej prywatnej przedsiębiorczości, wybitnymi ekspertami od praw rządzących rzekomo wolnym rynkiem i wolną konkurencją, natomiast żaden z nich nigdy samemu nie zaryzykuje, by wejść na ów rynek. Oni do końca życia będą się udzielać w prasie, radiu, telewizji, na uniwersytetach, a kiedy nawet stracą tę robotę, to i tak żaden z nich nie zabierze się za hodowlę owiec, produkcję butli do dmuchania balonów, ani nawet za prowadzenie prywatnych kursów przedsiębiorczości, tylko zacznie wydzwaniać po zaprzyjaźnionych redakcjach i prywatnych uczelniach, czy nie mają jakiegoś wolnego etatu, bo on akurat ma mały dół finansowy. Żadnemu z tych liberałów nawet do głowy nie przyjdzie, by zaryzykować własnymi pieniędzmi, czasem i umiejętnościami, i wyjść na szerokie wody wolnej gospodarki, bo jego jedyną ambicją jest zadawać szyku jako ekspert, z nadzieją, że może któregoś dnia jakiś premier, prezydent, czy choćby minister zatrudnią go u siebie jako doradcę.
Dlaczego tak jest? Dlaczego oni, tak bardzo wychwalając wolną przedsiębiorczość, jak ognia unikają tego, by się owymi wolnymi przedsiębiorcami stać? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę zrobić małą dygresję. Otóż ja sam – nie wspominałem chyba tu jeszcze o tym – jestem wolnym przedsiębiorcą nieprzerwanie od roku 1987. Ukończyłem wreszcie po wielu latach te studia i pierwsze co zrobiłem to zarejestrowałem firmę i rozpocząłem tak zwaną działalność. I powiem uczciwie, że gdzieś do roku 1994, może jakimś rozpędem, do 1995 powodziło się nam bardzo dobrze. Później jednak, z przyczyn, które nie należą do tematu tej notki, wszystko zaczęło gnić, i nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdybym wtedy, po studiach zatrudnił się normalnie, jak człowiek, w szkole, lub został na uniwersytecie, w ogóle nie miałbym tu dziś o czym pisać. Moja dzisiejsza nędza jest spowodowana wyłącznie tym, że zaraz po skończeniu studiów postanowiłem zostać przedsiębiorcą. I od razu muszę zrobić zastrzeżenie, że ja tego mojego losu nie traktuję, jako jakiejś reguły – absolutnie! – stwierdzam wyłącznie fakt.
Inna sprawa, że ja i tak zmierzam do czegoś zupełnie innego, niż do narzekania na swój los, który i, jak wiemy, wcale nie jest taki zły. Zmierzam do tego, że ja od niemal 30 już lat jestem przedsiębiorcą i doskonale wiem, co to znaczy, jeśli idzie o tak zwany status społeczny. Kiedyś musiałem to robić co miesiąc, a dziś już tylko raz do roku, ale wciąż mam regularną okazję odwiedzania Urzędu Skarbowego i wystawania w kolejkach obok innych osób, które, tak jak ja, postanowiły zaryzykować. I powiem uczciwie, że to nie jest w żaden sposób budujące doświadczenie. Ludzie, których od tych 30 niemal lat spotykam w Urzędzie Skarbowym to są często biedni, zestresowani, z trudem zadający szyku ludzie, których można by było raczej posądzić o to, że są jakimiś zubożałymi nauczycielami w prowincjonalnych szkołach. W moim Urzędzie Skarbowym w tym roku zorganizowano dwie kolejki, jedną dla tych, którzy prowadzą działalność, drugą dla tych, którzy są normalnie na etatach. Przede wszystkim, ta dla przedsiębiorców była bardzo krótka, a poza tym daję słowo, że „etatowcy” robili wrażenie znacznie lepsze od nas przedsiębiorców.
I na to trochę próbowałem zwrócić uwagę w swoich kilku poprzednich tekstach. Tak zwany kapitalizm w najmniejszym wypadku nie tworzy wolnej przedsiębiorczości, ale stanowi jedynie alibi dla pewnych potężnych grup do tego, by się bezwstydnie bogacić, kosztem całej reszty społeczeństwa, a dziennikarze ekonomiczni, o których dziś pisał Coryllus są zatrudnieni przez owe grupy wyłącznie po to, by utrzymywać ten System w stanie nienaruszonym. Ja już nie jestem w stanie spamiętać nazwisk tych wszystkich ekspertów, ale jestem przekonany, że każdy z nich doskonale wie, że ani nie będzie Kulczykiem, ani Solorzem, ani nawet jakimś Mazgajem, bo tam zwyczajnie miejsc wolnych już nie ma, ale też oni wszyscy wiedzą, że sami są do tego stopnia pozbawieni i talentów i choćby zwykłych marzeń, by spróbować osiągnąć jakiś sukces na własny rachunek. A więc biorą to co dają.
A zatem, to jest jeden powód, dla którego oni trzymają się tych swoich nędznych fuch, istniejących tylko po to, by ów liberalizm mógł dalej bez przeszkód funkcjonować. Drugi jest taki, że nikt tak dobrze jak oni nie wie, że dla każdego z nich, nawet gdyby mu się udało otworzyć jakiś biznes, który by mu dał poczucie wartości, jego społeczna pozycja nigdy nie będzie tak wysoka, jaka jest obecnie. Oni za żadne skarby świata nie zgodzą się, by stanąć w kolejce w Urzędzie Skarbowym obok tych wszystkich smutnych niby-biznesmenów i się wycierać łokciami o łokcie ludzi, którymi oni tak naprawdę gardzą.
Ktoś mi teraz z pewnością powie, że to właśnie o to chodzi, że system, który dziś mamy w Polsce nie jest żadnym liberalizmem, ale zwykłym socjalizmem, albo jakimś kapitalizmem państwowym, i że naszym obowiązkiem jest w najbliższych wyborach głosować na prawdziwych liberałów, którzy tę patologię chcą zlikwidować i na jej miejsce wprowadzić autentyczny rynek. A ja już tylko mam nadzieję, że owym komentatorem nie będzie jakiś Jan Niedziałek, czy inny Tejchman. Chociaż właściwie, to byłby niezły figiel, zwłaszcza gdyby któryś z nich się tu pojawił ukryty za jakimś zabawnym nickiem.

Przypominam wszystkim, że w księgarni Coryllusa mamy promocję na kilka naprawdę fantastycznych książek, w tym obu Toyahów. Polecam: www.coryllus.pl No i jak zawsze proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...