czwartek, 21 lipca 2011

O nas, menelach

Mija lipiec, a ja, mijając sobie razem z nim, siedzę w domu i bardzo się cieszę, że moje miasto jest jakimś cudem tak pobudowane, że żadne nawałnice i trąby powietrzne mu niegroźne. Trochę tylko żałuję, że w życiu nie widziałem gradu wielkości piłeczek pingpongowych, by nie powiedzieć kurzych jaj. Może gdyby mnie było stać i pojechałbym do siebie na wieś, albo z Toyahową i dziećmi do Przemyśla, to bym sobie popatrzył, ale trudno – nie można mieć wszystkiego, zwłaszcza gdy prawie wszystko wystarczy.
Siedzę więc w domu ze starszą Toyahówną i psem, który jest jeszcze na tyle głupi, że decyzja, by go wsadzić w pociąg i wywieźć poza miasto, brzmi wciąż zbyt egzotycznie. No ale dobrze, że jest Toyahówna. Choćby z tego względu, że jak już się skończy opiekować pewnymi bliźniaczkami i napisze kolejne parę linijek swojej pracy magisterskiej, to zrobi mi coś do jedzenia, albo mi coś opowie. No i wyprowadzi psa, który ze mną nudzi się jak pies. A ja? Co ze mną? Jak mówię, przemijam wraz z tym lipcem, który kiedyś, choćby ze względu na moje imieniny, przynajmniej coś dla mnie znaczył, a dziś trzyma mnie już tylko w tym osłupieniu, i z nadzieją, że ktoś może zadzwoni i da mi jakąś robotę do zrobienia, albo przeczyta kolejną notkę na naszym blogu i uzna, że to akurat naprawdę było dobre.
Chociaż jest coś jeszcze. Otóż jutro jadę do Krakowa na koncert Morrisseya, który mi zasponsorowal nasz kolega LEMMING i za co jestem mu jeszcze bardziej niż dotychczas wdzięczny. Ciekawy człowiek z tego LEMMINGA. Pomijając wiele przeróżnych umiejętności, jakie on w życiu posiadł, ma on jeszcze taką jedną dodatkową, która sprawia, że kiedy on mi na przykład kupuje ten bilet na Morrisseya, robi to tak, żebym ja sobie myślał, że jemu na tym, żebym ja sobie na tego Morrisseya pojechał bardziej zależało, niż mnie. I pewnie, gdyby mnie miał za kogoś głupszego, niż jestem, to, abym się poczuł jeszcze lepiej, dając mi ten bilet, bardzo by mi za niego dziękował. Kiedyś od niego dostałem też specjalne wydanie „Ojca Chrzestnego” na DVD. On musi to wszystko świetnie znać. Zwłaszcza ten fragment, kiedy to Don tłumaczy – kurcze, nie pamiętam, komu – że jest sprawą niezwykle ważną, by, skoro już się komuś postanowiło wyświadczyć przysługę, robić to tak, by ten ktoś myślał, że owa przysługa jest od początku do końca inicjatywą tego, kto ją wyświadcza. LEMMING to wie, ale nie tylko przecież on. Znam wielu takich. Ja akurat znam wielu takich.
Siedzę więc w domu, dzień przed przyjazdem Morrisseya do Krakowa, z Toyahówną i z naszym psem, i wraz z tym deszczem wciągami w siebie swąd bezrobocia w kształcie wręcz modelowym. Dziwne, że jeszcze mną nie zainteresowała się telewizja TVN. W końcu, jak by nie patrzeć, mój przypadek, choć może nie tak ciekawy, jak to co się przydarzyło innemu menelowi, Hubertowi H., przed kilku laty – mamy okres wakacyjny, newsy nie idą tak szybko jak przez cały, zwykły rok – też mógłby się okazać interesujący. Pomyślcie tylko. Miał człowiek pracę, i to pracę bardzo dobrą, a pracy tej więcej nawet, niż mógł skonsumować, kiedy nagle coś mu strzeliło do głowy, by prowadzić blog. I blog ten odniósł sukces na tyle duży, że stał się jakoś tam popularny, no i ta popularność nagle go zabiła. Czyż to nie ciekawe? A jakiż to byłby interesujący temat do dalszej dyskusji, gdyby TVN, opowiedziawszy tę historię, poinformowała, że to nie oni. Że to rynek, nie oni. Że to wolność, nie oni. Może nawet ta dyskusja przykryłaby rozważania na temat dziennikarstwa spod znaku Ruperta Murdocha.
I myślę o menelach. Jak już parę razy wspominałem na tym blogu, Hubert H. kręci się tu po okolicy, a ja jestem chyba jedynym człowiekiem w mieście, który, kiedy go widzi, wie jeszcze kogo ma przed sobą. Kiedyś przyszło mi do głowy, żeby go zaczepić i poprosić, by za flaszkę zgodził się, bym na swoją komórkę nagrał jego oświadczenie, że jest rozczarowany czterema latami rządów Platformy Obywatelskiej i w tym roku będzie głosował na Prawo i Sprawiedliwość. I że Tusk to chuj. Sprzedałabym ten materiał PiS-owi, który teraz, po decyzji Trybunału Konstytucyjnego, może wreszcie wyjąc sobie knebel z ust, i gadać do woli. No a poza tym, wyobrażacie sobie, jaka to by była sensacja? Hubert H. rozczarowany polityką rozwoju i miłości. Przecież on by teraz na tę moją propozycję rzucił się bez dyskusji. Co innego cztery lata temu, kiedy to, jak sam twierdził, Najsztub z Morozowskim płacili mu po 2 patyki za parę westchnień. Wtedy flaszka mogła tylko stanowić skromne uzupełnienie. Ale dziś?
Mija ten lipiec, ale też nie jest tak, że ja już nic nie wiem. Może nawet, przez ten stan zastygnięcia, wiem znacznie więcej, niż gdybym od rana do wieczora był zajęty zarabianiem pieniędzy. Na przykład zauważyłem powrót Krzysztofa Piesiewicza i to zauważyłem go na tyle wyraźnie, że nawet napisałem tu na ten temat pewną, moim zdaniem, bardzo interesującą refleksję. Zwłaszcza w temacie odkupowania od pewnego szczególnego gatunku ludzi godności, którą wcześniej – jeśli przyjąć, że chwila seksu z ekskluzywną kurwą i przypudrowanie noska, to naprawdę niewiele – oddało się im wręcz za darmo. Ale przecież nie jest tak, że, jak idzie o meneli, mamy tylko mnie i Piesiewicza. Opowiem teraz może dwie historie, które nie są w żaden sposób moimi historiami, ale za to jakaż to narracja! Eryk Mistewicz mógłby od tego oszaleć i, popaść tak jak my, w stan kompletnego upadku. Otóż żona moja gościła niedawno pewną swoją koleżankę z Izraela ( tak, mój drogi Michale – z Izraela), która ze względu na pamięć o swoim dziadku, zapragnęła odwiedzić nasze Podlasie. Pojechały więc one we dwójkę na to Podlasie, ale najpierw, żeby tam dojechać, musiały wsiąść w pociąg z Warszawy do Siedlec.
I teraz tak. Nie wiem czy wiecie, jak wyglądają pociągi w Wielkiej Brytanii, ale kto widział, to wie, że one wyglądają tak, że na kimś niezorientowanym robią wrażenie, jakby przyjechały do nas z Kosmosu. I oto, żona moja i ta jej koleżanka z Izraela wsiadły do pociągu z Warszawy do Siedlec… i to był dokładnie ten sam pociąg, który jeździ na przykład z Londynu do Cambridge. Dokładnie ten sam, z tą różnica, że pasażerowie mówili po polsku, czasem z lekkim wschodnim akcentem, i bardziej przypominali pasażerów z książki Jerofiejewa „Moskwa – Pietuszki”. I oto, jak relacjonuje moja żona, wśród tych pasażerów ukazał im się człowiek, który wyglądał bardzo inaczej. Na tyle inaczej, że on z kolei, bardziej przypominał pasażera pociągu jadącego z Londynu do Cambridge. W biznesie. W pewnym momencie, człowiek ów wyciągnął flaszkę z wódką i zaczął sobie z tej flaszki popijać. Po pewnym czasie, kiedy był już dość pijany, pojawił się konduktor, i okazało się, że mężczyzna nie ma biletu. Jednak, wbrew temu, czego można było oczekiwać, nie doszło do żadnych sporów, ani nawet awantur. Mężczyzna spytał, ile się należy, konduktor podał cenę, mężczyzna powiedział, że to drobiazg, i wręczył konduktorowi żądaną kwotę. I wrócił do swojej flaszki.
I to jest pierwsza historia. Teraz kolej na drugą. Pewna moja znajoma, której nie będę tu identyfikował, ponieważ zarówno ona, jak i jej mąż nienawidzą tego bloga, i już mnie prosili, żeby tu o nich nie wspominać, była ze swoim mężem na wakacjach na wsi. Ach to Podlasie! Pewnego dnia poszli do lokalnych delikatesów na zakupy, a kiedy wychodzili, natrafili na siedzących przed delikatesami paru okolicznych, wiejskich meneli, chłodzących się lokalnym piwem. Nie wiem, jak to się stało, czy ot tak sobie, bez powodu, czy może moja znajoma spojrzała na jednego z nich w jakiś prowokacyjny sposób, ale nagle usłyszała takie słowa – a ponieważ te słowa stanowią sens całego dzisiejszego wpisu, a być może nawet wszystkich tych wpisów w ogóle, wybiję je specjalnym drukiem: NIECH PANI PAMIĘTA. KIEDY MY UMRZEMY, NIE BĘDZIE JUŻ PRADZIWYCH PIJAKÓW. Tak właśnie jeden z nich powiedział; „prawdziwych pijaków”.
I to już koniec. Przedziwny ten tekst. Ledwo się zaczął, a już się skończył. No ale taki jest ten nasz blog. I taki zawsze był. I taki też miał od początku być. Jak życie. Żywy jak cholera.

47 komentarzy:

  1. @Toyah
    Pięknie napisałeś.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i prawda, że pijacy i menele są na wymarciu. W miarę zaś jak odpadają, zastępują ich Piesiewicze. Cała rzesza Piesiewiczów już się szykuje na ich miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah

    Prawdziwy ten tekst do bólu i jakiż smutny. Tylko siąść i płakać.
    Może ten jutrzejszy koncert nastroi Autora bardziej optymistycznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Marylka
    Dobrze, że pięknie. W końcu, przynajmniej o to potrafię zadbać.
    A co do meneli, to właśnie o tym sobie myślałem. Że idą Piesiewicze. Ty wszystko rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Marion
    Może tam jednak są jakieś pocieszające elementy. Zawsze się staram, żeby coś zostawić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi Toyahu chyba w podobnej konwencji, lecz nie o menelach, a raczej o nas, którzy zbyt wcześnie się urodzili odbyła się krótka rozmowa. Na naszym osiedlu, od wielu lat sprzedają nie importowane (cudze), lecz swoje owoce już sędziwi, lecz wg. mnie wyjątkowo pracowici, uczciwi i wspaniali ludzie.
    Ostatnio kupując u nich polskie dorodne i smakowite brzoskwinie, usłyszałem fragment wypowiedzi jednego z kupujących - "...no bo ONI.....". Pozwoliłem sobie na uwagę, że dzisiaj nie trudno nazwać z imienia i nazwiska, kim są "ONI". Z tego powodu wywiązała się dalsza krótka rozmowa, a znamiennym jej fragmentem była wypowiedź, tej starszej, poczciwej i spracowanej kobiety - nadal sprzedającej własne owoce: "Tacy ludzie, jak my są dzisiaj na wymarciu"

    OdpowiedzUsuń
  7. @Zibik
    Ja bym był może bardziej ciekawy dowiedzieć się, czy ona ostatecznie wiedziała, kim są owi "oni".

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta Pani i jej mąż byli również zdegustowani, że taka forma enigmatyczna wypowiedzi publicznych nadal funkcjonuje i obowiązuje w naszym społeczeństwie. A ponieważ zapewne nie korzystają z internetu, ani nie czytają Twoich znakomitych tekstów to raczej mogą nie być dokładnie zorientowani, kim są ONI. Choć wg. mnie trudno nie docenić, czy lekceważyć ich doświadczenie życiowe, oraz kobiecą intuicję, która jest istotnym elementem ludzkiej, a nawet małżeńskiej mądrości i roztropności.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Zibik

    Ta kobieta, niestety, miała rację. Tacy ludzie ciężkiej pracy, żyjący z płodów ziemi są już na wymarciu. I to nie dlatego, że kolejne pokolenia są leniwe i nie przejawiają żadnej inicjatywy, tylko dlatego, że nasza kochana Unia takie postawy życiowe tępi. Wydaje mi się, że już teraz taki handel jest nielegalny.
    Po co ludzie się mają starać i ciężko pracować, skoro mogą być za to tylko szykanowani.
    Natomiast co do sentencji zacytowanej przez Toyaha mam spore wątpliwości. Prawdziwych pijaków nie zabraknie nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Marion
    Dziękuję za doprecyzowanie i rozwinięcie omawianej kwestii, a lepiej zorientowanych proszę o ewentualne potwierdzenie, czy taki handel jest już w RP nielegalny?....
    Odnośnie "prawdziwych pijaków" mam przekonanie i nadzieję, że jest jeszcze szansa, aby było ich w RP znacznie mniej. Wystarczy naśladować innych, a przecież jest jeszcze kogo, nawet w Europie i właściwie (roztropnie) wybierać kandydatów na przywódców, czy znaczących polityków, oraz podejmować słuszne decyzje.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Zibik & Marion
    Moja nadzieja i cały sens powyższego wpisu sprowadza się do tego, by prawdziwych pijaków w Polsce nigdy nie zabrakło.
    Niestety, moje możliwości literackie i intelektualne nie pozwalają mi skutecznie Wam obu tego paradoksu wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  12. @ toyah

    Ależ ja rozumiem doskonale, że cały sens leży w interpretacji słowa "prawdziwy".

    OdpowiedzUsuń
  13. Ech mija wszystko.
    Ładna toyahowa nostalgia.
    Gdzie ci woźnice wydzierający się na całe gardło - karrrtofle !
    Gdzie inni, którzy odeszli razem z czasem, że aż wydają się egzotyczni.

    Ja tych meneli nazywam pijaczkami. I nie ma w tym nic obraźliwego. Raczej już serdeczność.
    Jak piesiewicze mają ich zastapić to zgroza i koniec świata.

    Kiedy już nas wszystkich wykastrują i będziemy obowiązkowo pić piwo tylko do grilla i obowiązkowo chodzić na mecze, to wtedy zatęsknimy za tą łąką, za tym GS-em, ławkami w parku, z tymi właśnie pijaczkami.
    Ostatni wolni Polacy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Toyahu nie mnie rozstrzygać, co jest lub może być większym zmartwieniem i utrapieniem, dla wybranych osób i ich rodzin i innych, nawet całego społeczeństwa - narodu. Osób publicznych i znanych podłość, nikczemność, skurwysyństwo, draństwo, łajdactwo, etc., czy innych tylko pijaństwo?.....
    Natomiast wiem, że w konfrontacji z reprezentatywną grupą przedstawicieli innych nacji, co miałem okazję osobiście obserwować. Polacy nawet bardzo młodzi chyba nie tylko nadużywający alkohol tzn. potencjalni kandydaci na pijaków i...., lecz nie menele - nie wypadają zbyt dobrze, korzystnie, wręcz w ich oczach ośmieszają się, a nawet kompromitują siebie i w pewnym sensie innych rodaków.
    A czyja to zasługa?....

    OdpowiedzUsuń
  15. Toyahu,

    Doskonale wiem o co Ci chodzi.
    Bedac jeszcze na studiach zaprzyjaznilem sie z bezdomnymi menelami mieszkajacymi na obrzezach miasteczka akademickiego w kanalach cieplowniczych.
    To naprawde byli fajni ludzie.
    Nie pilem z nimi denaturki ale rozmowy byly czasami poruszajace.
    I taki ktos jak Piesiewicz mialby ich zastapic?
    Szkoda by bylo.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Toyah & ekipa

    Kiedyś w W-wie miałem chwilę intrygującej rozmowy z menelem, trzymającym naręcze książek i mówiącym językiem polsko-łacińsko-francuskim. Ale to był jedyny taki przypadek w moim, niekrótkim w końcu, życiu. Tymczasem pijaków, niewątpliwie prawdziwych, widuję niemal codziennie, nie ma w nich nic romantycznego, uwierzcie mi. Są żałośni i odpychający. Piesiewicze też są żałośni i odpychający. I tyle.
    A Hubert H. wszystko co by Ci wyznał za flaszkę, na drugi dzień odszczekałby za dwie flaszki. Tacy właśnie są pijacy. Gdyby zniknęli z krajobrazu, nie tęskniłbym za nimi ani ciut ciut.

    Wpadłem więc w ton polemiczny, choć zaznaczam, że tekst, oj piękny, klimatyczny. Mija lipiec a u Ciebie już jakby jesień...

    Toyahu, trzymaj się, pozdrawiam znad deszczowych jezior!

    Ukłony!

    OdpowiedzUsuń
  17. @Marion
    Powiedzmy, że prawie cały.

    OdpowiedzUsuń
  18. @jazgdyni
    Jakoś tak. Mniej więcej w tym kierunku. Cieszę się, że udało mi się coś ważnego powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Zibik
    Kto kompromituje, kogo i przed kim? Obawiam się, że tym razem - nawet uwzględniając wszystkie poprawki - nie zrozumiałem.

    OdpowiedzUsuń
  20. @tobiasz11
    Problem w tym, że on by nawet nie potrafił nawiązać podstawowej rozmowy. No dobrze - może by powiedział "Dzień dobry", albo "Witam".

    OdpowiedzUsuń
  21. @Kozik
    A widzisz! Niby polemizujesz, a tak naprawdę Ci się podobało. I o to właśnie chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  22. Podobało
    to mało.

    Ot - takie haiku ;)

    Wyjątkowość Twojego bloga polega na tym, że naturalnie łączysz swoją codzienność ze światem, który obserwujemy wszyscy. Oczywiście, nie wszyscy tymi samymi oczami. No i te refleksje podajesz nam tu w formie mistrzowskiej, czasem, wyznaję, magicznej.

    Lubię Twój blog.

    OdpowiedzUsuń
  23. @Kozik
    A ja dziś gadałem z LEMMINGIEM, i on mi powiedział, że jemu się w pewnej chwili wydało, że ja to pisałem po pijanemu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Prawdziwi pijacy będą do końca dziejów tejże planety. Tylko ta specificzna, Polska, żulerija się szybko zmienia. "Care for a glass of Scottish, anyone?"

    OdpowiedzUsuń
  25. @Michael Dembinski
    "Specyficzna polska żulerija".
    Prawdziwe cudo. Jestem zachwycony.
    No i dziękuję za dobrą wiadomość, co do prawdziwych pijaków. Odpowiedni akcent na koniec dnia.

    OdpowiedzUsuń
  26. Skoro blog stanowi jakieś źródło korzyści, to twoje bezrobocie nie jest takie na 100%. Po prostu masz teraz zawód: "bloger".

    OdpowiedzUsuń
  27. @Kozik
    Pewnie że pijak jest taki jak powiedziałeś. Ale rzecz w tym, że do niedawna pijak to był pijak, menel to był menel, a narkoman to był narkoman. A teraz nie wiadomo. Wygląda na to że Toyah jest menelem, menel Piesiewiczem, narkoman jakimś innym wybrańcem narodu, a Hubert K. bohaterem. Dlatego pijaczek od tajemniczej znajomej Toyaha prawdę nam obnażył niczym dziecko z opowieści o nowych szatach cesarza.

    OdpowiedzUsuń
  28. @Zibik

    To jest gruba przesada z tym rozpiciem polskiego społeczeństwa.
    Ja bym tylko powiedział, że pijemy bardziej widocznie. Zresztą, czy ja wiem? Jak się obserwuje tych młodych brytyjczyków, zalanych w pestkę na krakowskim rynku i publicznie sikających pod latarnią. Polscy menele, choć brudni i niedomyci, tego nie robią.

    Rozbawiła mnie taka menelska scenka: czterech panów i pani, znalazło zaciszny kącik za śmietnikiem. Na kartonie z tegoż śmietnika, jeden z nich położył ładną szmatkę jako obrus. Drugi z tobołów wyciągnął kieliszki i tak, jak na angielskim, lordowskim pikniku przystąpili do konsumpcji.

    A inne nacje? Trzech moich norweskich kolegów straciło samolotowe połączenie do domu, bo poszli w tango w Liverpoolu.
    A inny mój angielski kolega, poważny i szanowany inżynier, kończy KAŻDY dzień pracy w pubie, wypijając 6 pintów angielskiego sikacza, który podobno jest piwem. A po przyjściu do domu poprawia jeszcze trzema, czterema szklaneczkami skocza.
    Michał może potwierdzić ten powszechny na Wyspach habit.
    A co się dzieje w Szwecji w czasie midsommer (noc świętojańska). Cała wyspa Gotland jest odcięta od świata, bo jest kompletnie pijana.
    I tak dalej i tak dalej Zibiku.
    Nie daj zwieść się złej propagandzie.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Marylka

    Bardzo ładnie to podsumowałaś odpowiadając przekornemu Kozikowi ;).

    OdpowiedzUsuń
  30. @Muni
    Dochód uzyskiwany na zasadzie "co łaska", nie jest żadnym dochodem. Jeśli przechodząc ulicą widzisz człowieka, który gra na skrzypcach, a obok niego leży pies i kapelusz, to nawet jeśli on gra pięknie i ludzie mu niekiedy wrzucają pieniądze, jeśli on nie ma żadnej innej pracy, to pozostaje bez pracy. A jego byt jest zagrożony. To jest bardzo proste.
    Ale masz rację - żebranie idzie mi bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  31. @jazgdyni
    "Angielski sikacz, który podobno jest piwem"? Przepraszam Cię uprzejmie, ale Tyś chyba na tym swoim koreańskim pokładzie upadł na głowę?

    OdpowiedzUsuń
  32. @Jazgdyni
    Lapidarność wpisów i złożoność materii chyba nieraz powoduje, że nie całkiem się rozumiemy, nawet w istotnych kwestiach.
    Polskie społeczeństwo, a ściślej konsumenci napojów alkoholowych może zbytnio nie wyróżniają się, od innych nacji w kwestii pijaństwa. Rzecz w tym, że wg. mnie zupełnie czym innym jest okolicznościowe spożywanie napojów alkoholowych np: dobrego jakościowo wina, a nawet piwa, do posiłków lub innego alkoholu okazjonalnie wraz z toastami, niż upijanie się na umór, czy z bliżej nie określonej konieczności i przyzwyczajenia - nałogowo.
    Specjaliści, od propagandy, czy indoktrynacji, a nawet deprawacji obecnie kwestię pijaństwa wśród polskiego społeczeństwa chyba nie uważają za priorytetową, ani najważniejszą?.... Im teraz bardzo potrzebny jest przede wszystkim wróg ideologiczny, a profity z akcyzy, też nie są im całkiem obojętne, chociaż skutki z powodu nałogu pijaństwa wielu obywateli nie tylko w RP, w tym młodzieży są w skali globalnej zatrważające i przerażające.

    OdpowiedzUsuń
  33. @Toyah

    Choć byś mię krajał, słowa nie zmienię.
    Angielski sikacz. To co nazywają bitter, tylko nieco lepsze. To co nazywają pilsner - wiadomo, nie z Anglii.

    Spróbuj choćby belgijskich Trappistów. To jest małmazja. Ale trzeba uważać - mocne i podstępne.

    OdpowiedzUsuń
  34. @jazgdyni
    Ależ to nie jest kwestia zdania, lecz twardych faktów. Angielskie piwo nie jest sikaczem. Jeśli naturalnie użyjemy słowa "sikacz" w znaczeniu powszechnie przyjętym.
    Bo oczywiście, jeśli dla Ciebie sikacz jest synonimem zwrotu "nie smakuje mi" - to masz rację. Angielskie piwo jest sikaczem, bo Ci nie smakuje.

    OdpowiedzUsuń
  35. @Toyah

    No dobra.
    Angielskie ale jest już bardzo stare, było już w X wieku i nadal jest produkowane według starych receptur.
    Tymczasem piwa niemieckie (bawarskie szczególnie), czeskie i polskie, są o jakieś 400 lat młodsze. To pozwoliło mieć produkt doskonalszy.
    I mimo obwarowania tradycyjnymi restrykcjami (Reinheitsgebot z 1516), ciągle doskonalony.
    A proces pilzneński był przełomem w browarnictwie.
    Dlaczego ponad 100 lat temu Chińczycy zlecili założenie browaru najsłynniejszego swojego piwa, Tsingtao, Niemcom a nie Anglikom, z którymi byli w lepszych stosunkach.
    Podobnie w USA, głównie oparto się na Budweiserze, mając w pogardzie produkt brytyjski.
    Nawet w Australii pije się piwa kontynentalne, czy to Fostera, czy XXX.

    Tfu wykład mi się zrobił.

    A angielskie rzeczywiście mi nie za bradzo smakuje (dodatkowo 3,4% to za mało jak na piwo).

    OdpowiedzUsuń
  36. @jazgdyni
    Och, już lepiej przestań. 3,4%? Gdzieś Ty widział angielskie piwo 3,4%?
    London Pride ma 4,7%, a taki na przykład 1845 z Fullersa - 6,3%. A taki JW Lee Harvest Ale z Manchesteru ma 11,5%.
    Sikacz jak cholera!

    OdpowiedzUsuń
  37. @Toyah

    O czym ty mówisz !?
    Nie rozumiemy się. Ja mówię o tradycyjnym angielskim ale, a nie o europejskich wynalazkach, wyprodukowanych w UK i tam też dostępnych.
    Teraz chyba wszystko OK.

    OdpowiedzUsuń
  38. @Toyah

    Warum?
    Explain youself.

    Teraz mam totalną panikę z moimi Norwegami, po tym co się stało w Oslo.
    A ja szukam info o tym polskim ostrzeżeniu na You Tube.

    OdpowiedzUsuń
  39. @jazgdyni
    Nie ma nic do tłumaczenia. Pytasz, czy jest OK. Ja Ci odpowiadam, że nie i kropka.

    OdpowiedzUsuń
  40. @Toyah

    Ty jesteś kapitanem tego blogu.
    A przepisy mówią:

    1. Captain is always right.
    2. In the case, that Captain in no right - look point 1.

    OdpowiedzUsuń
  41. Przy okazji naszej zgryźliwej wymiany zdań, chciałby Toyahu podsunąć Ci taką myśl: System w dążeniu do zapewnienia igrzysk, jak i niewątpliwie celem skłócania ludzi, podrzuca nam co raz to nowy ranking. Żyjemy w erze konkursomanii. Top 10 to już przeżytek, teraz liczy się: najlepszy aktor, najlepszy polityk, najlepszy ksiądz. Ludzie wprost oszaleli z tym punktowaniem każdego aspektu naszego życia.

    A my tu też o smaku piwa...

    OdpowiedzUsuń
  42. @Toyah
    @jazgdyni
    Jak miło. Gdybym miała ducha rywalizacji, to bym się wtrąciła z pilznerem.

    OdpowiedzUsuń
  43. @jazgdyni
    Nie. My tu nie o smaku piwa. My tu o czymś kompletnie innym. Jednak dopóki nie będę miał pewności, to gadaj, co Ci ślina na język.

    OdpowiedzUsuń
  44. @Marylka
    Niestety ten Pilzner, co my go mamy w Polsce jest sprzedawany przez Kulczyka pod hasłem "Zimny Lech". A więc - ostrzegam. To parzy.

    OdpowiedzUsuń
  45. @Toyah
    Nie mam pojęcia jaki jest pilzner tutaj. Piłam tylko prawdziwego i tylko w Pilźnie. I żadnego więcej piwa nie znam, jeszcze tylko takie bardzo ciemne i słodkie z beczki, które w dawnych czasach sprzedawali także dzieciom w prywatnych sklepikach. Pewnie nikt nie pamięta już, że takie coś istniało.

    OdpowiedzUsuń
  46. @Marylka
    Ja pamiętam. Bardzo mi niesmakowało.

    OdpowiedzUsuń
  47. @Toyah
    Mnie też, dlatego następne piwo wypiłam po wielu latach.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...