poniedziałek, 1 grudnia 2008

O wyborcy zlym i gnuśnym

Po wczorajszym, kolejnym już piarowskim zagraniu Platformy Obywatelskiej, i po pierwszych - nie do końca potwierdzonych - podejrzeniach, ze mieliśmy istotnie tylko do czynienia z propagandowym gestem, dziś niemal już wszyscy uczciwi komentatorzy wiedzą, że nic się nie stało. Po prostu nastąpił jeszcze jeden wystrzał na wiwat. Jeszcze raz wizerunkowi doradcy Donalda Tuska i rządu Platformy Obywatelskiej postanowili przeprowadzić drobny zabieg, mający na celu podniesienie notowań swoich klientów, lub - w najgorszym razie - nie dopuszczenie do dalszego tych notowań spadku. Napisałem, że pierwsze komentarze wiązały się raczej tylko z podejrzeniami, że coś nie gra, bo faktycznie, każdy zdrowo myślący człowiek nie uwierzy tak łatwo, że informacja o leniwym, rozlazłym i zapatrzonym w lusterko premierze, może się okazać dla tegoż premiera drogą do wizerunkowego sukcesu. Przecież powszechnie wiadomo, że jeśli ktoś decyduje się na ciężką pracę, na dodatek jeszcze pracę na rzecz dobra powszechnego, pracę dobrze opłacaną ze środków publicznych - to powinien przede wszystkim być do tej pracy dobrze przygotowany, a ponadto, pod żadnym pozorem, nie powinien się skarżyć, że gdyby on tylko wiedział, jak będzie ciężko, to by sobie znalazł coś lżejszego.
Każdy zdrowo myślący człowiek wie, że tego typu wyznanie w ustach premiera rządu go kompromituje i w gruncie rzeczy odbiera moralną legitymację do sprawowania tak wysokiej funkcji. Dlatego pewnie, pierwsze reakcje na tzw. ‘przeciek' z posiedzenia obrad Komisji Trójstronnej, na których to Donald Tusk, niby nieświadomy tego, że go nagrywają, zaczął coś paplać o swojej katordze, były takie, że oto Premier zaliczył wpadkę, a dopiero druga myśl sprowadzała się do pełnego niedowierzania przypuszczenia, że może tu chodziło o grę.
Od ponad już roku, kiedy to polskimi sprawami kieruje rząd Donalda Tuska, zarówno prości obserwatorzy, jak i fachowi eksperci, zachodzą w głowę, jak to się dzieje, że coś tak nieprawdopodobnie mizernego i nieudanego, jak ministrowie Pitera, Hall, Grad, Zdrojewski, Ćwiąkalski, Klich, by już nie wspominać o Waldemarze Pawlaku, czy o samym Premierze, potrafią skupiać na sobie życzliwą uwagę tak znacznej części społeczeństwa. Niektórzy mówią, ze ludźmi przede wszystkim kieruje stary strach przed PiS-em, dodatkowo wciąż podsycany przez media. Inni twierdza, że wprawdzie rząd Donalda Tuska nie jest rządem najlepszym, ale przynajmniej nie ma w sobie tego PiS-owskiego chamstwa. Są wreszcie tacy, którzy twierdzą, że specjaliści od wizerunku Platformy Obywatelskiej są tak przebiegli, że oni potrafią sprzedać ludziom każdy nawet najbardziej tani i najmniej znaczący gest, jako coś ważnego i, przede wszystkim, ładnego. Sam Eryk Mistewicz, człowiek wynajęty przez Platformę do robienia im dobrze, powtarza nieustannie, że Donald Tusk i jego ferajna ciągną za sobą coś, co on nazywa ‘story', a co sprawia, że ludzie patrzą na Platformę, jak na sympatyczny, mniej lub bardziej interesujący, film.
Wczorajsze - a raczej wczoraj nagłośnione - wydarzenie w postaci tego niby przecieku i komentarze, które się w związku z tym pojawiły, również na moim blogu, zainspirowały we mnie pewną myśl, którą chciałem się z Wami podzielić. Otóż przede wszystkim uderzyło mnie to, że bardzo wiele osób zareagowały na ujawnione słowa Premiera zachwytem. Sam, osobiście, czytałem, ale również słyszałem relacje na temat tego, jak różne osoby przyjęły skargę premiera na jego niedolę. I nie chodzi mi o to, co powiedział na przykład Stefan Niesiołowski, czy sam Premier, bo wiadomo, ze oni nie dość, że nie mają wyjścia, to przede wszystkim są częścią tego planu. Chodzi mi o głosy komentatorów z zewnątrz. Wielu z nich mianowicie uznało, że Donald Tusk, mówiąc o tym jak to on nie wiedział, że to jest taka harówa i że on z niewyspania wyłysieje, dał dowód swojej potęgi i zwykłego, pięknego człowieczeństwa.
We wczorajszym wpisie, odniosłem się do wypowiedzi Margaret Thatcher, uznawanej powszechnie za wielkiego przywódcę, jednego z największych premierów współczesnego świata, która wyznała, ze dla niej świadomość pracy dla dobra wspólnego była takim szczęściem, że to dzięki właśnie temu przekonaniu - że robi coś, co tylko ona może zrobić - miała wystarczającą siłę i potrzebne talenty. A tu nagle staje przed nami Donald Tusk i mówi, że on by chętnie albo poszedł spać, albo zaszył się gdzieś z żoną, czy z kolegami, tylko musi się męczyć z tym brudem, który mu zostawili poprzednicy. I to co mnie zdziwiło, to to, że ta sytuacja najprawdopodobniej została zaaranżowana, w słusznym przekonaniu, że Ci, których umysły mają ją odpowiednio przetrawić, przetrawią ją dokładnie tak jak należy.
Czemu więc dzieje się tak, że znaleźliśmy się zupełnie niespodziewanie w świecie, w którym wszystko to, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni i , jak zostaliśmy wychowani, zostaje postawione na głowie? Jak to jest, że ni stąd ni zowąd, lenistwo, gnuśność, tchorzostwo, zwykła marność i przeciętność stają się zaletami i przedmiotem podziwu. Ktoś - zwłaszcza ci, którzy lubią używać tego szczególnego zwrotu ‘my Polacy', albo ‘w tym kraju', albo ‘ten naród' - powie, że jaki pan, taki kram, jaka Polska, taki rząd, jaka jakość, takie wzory. Przecież dopiero co, Bronisław Komorowski bardzo się uśmiał, że na takiego pajaca jak nasz prezydent, jeśli już wysyłają snajpera, to na prezydenckim poziomie. Ślepego fajtłapę.
Oczywiście się nie zgadzam. Wcale nie uważam, że Platforma Obywatelska ma taka popularność, bo trafiła na kraj, który jest symbolem przeciętniactwa, kompleksów i gnuśności i z tych nieszczęść ciągnie profity. Wcale tak nie uważam. Wręcz przeciwnie. Twierdzę, że Polacy to wspaniały, mądry, pracowity i szlachetny naród, tyle że to akurat nie do nich zwrócili się Donald Tusk i jego doradcy z ofertą polityczno-cywilizacyjną.
Platforma Obywatelska jest partią, której sukces i przetrwanie jest gwarantowane przez poparcie najgorszej części społeczeństwa. Każdego - należy zaznaczyć - społeczeństwa. Mam tu na myśli ludzi, którzy nie mają ani zasad, ani pragnień, ani ambicji, którzy nie czują ani sukcesów, ani porażek. Którzy nie znają ani wstydu, ani dumy. Ludzi którzy albo się śmieją albo są obojętni. Dlatego też, jeśli Donald Tusk któregoś dnia się publicznie upije i porzyga, jego zwolennicy w najgorszym razie wzruszą ramionami. Raz, że „przecież każdemu się może zdarzyć", a dwa, że on tym samym pokazał, ze jest swój gość. I odwrotnie - jeśli Donald Tusk któregoś dnia zrobi coś szlachetnego, czyli rzuci pięć złotych na Orkiestrę Owsiaka, to też to będzie dla niego dobre, bo czemu nie?
Jeśli Mirosław Drzewiecki pobije się po pijanemu ze swoją żoną, to trudno żeby wyborcy Platformy się na niego oburzali, bo oni nie znają takich uczuć, jak oburzenie. Jeśli jednak Mirosław Drzewiecki otworzy kolejny stadion dla miejscowej młodzieży, to też będzie dobrze, bo dobrze, że są stadiony. Jeśli któregoś dnia, okaże się, ze ten stadion szlag trafi, bo był zrobiony w pośpiechu i ‘na odpieprz', to też nic takiego, bo to jest przecież nie ważne.
Świetnym przykładem ilustrującym to, czym jest Platforma i jakie stawia wymagania swoim wyborcom, jest Janusz Palikot. Bez względu na to, co on zrobi, typowy zwolennik Donalda Tuska i jego premierostwa, będzie albo zadowolony, albo obojętny. Zadowolony będzie, jak Palikot zaklnie, a obojętny, kiedy nie zaklnie. Zadowolony będzie, kiedy Palikot na przykład zdejmie spodnie i wystawi do kamery brudny tyłek z wibratorem w środku, a obojętny, kiedy Palikot powie, że on chciałby, żeby biurokracja się w Polsce zmniejszyła.
Piarowcy Platformy Obywatelskiej zdają sobie więc doskonale sprawę z tego, że cokolwiek wymyślą dla poprawienia wizerunku swojego klienta, wymyślą dobrze. Zresztą cokolwiek nie zrobią - też zrobią dobrze. Będzie tak z tego prostego powodu, że wyborców Platformy Platforma w ogóle nie obchodzi. Ich nic nie obchodzi. Czy Platforma jest, czy jej nie ma to dla nich jest zupełnie bez znaczenia. Dokładnie tak samo, jak bez znaczenia jest, czy Platforma zrobi to, czy tamto, czy jeszcze coś innego. Oni będą albo zadowoleni, albo obojętni.
Pozostaje PiS i nienawiść do PiS-u ze strony tej właśnie części naszego społeczeństwa. Ktoś się mnie spyta, dlaczego, jeśli oni są tacy szarzy i obojętni, potrafią oni tak bardzo nienawidzić i tak bardzo się angażują w niszczenie wszystkiego, co jest związane z braćmi Kaczyńskimi? Otóż ja uważam, że ta grupa, która autentycznie nienawidzi, nie jest tak bardzo liczna. Tych prawdziwie zaangażowanych, świadomych zwolenników Donalda Tuska i jego rządu, a jednocześnie tak bardzo pragnących, na przykład, śmierci Prezydenta, jest bardzo, ale to bardzo mało. Cały środek tej sceny to ta wspomniana już obojętna masa, która z PiS-u i z braci Kaczyńskich - jeśli w ogóle wiedzą, o kim mowa - się wyłącznie śmieje. To nie jest tak, ze kiedy oni rechoczą, widząc Elżbietę Kruk, jak przerażona siedzi schowana w sejmowej restauracji, bo wie, ze na zewnątrz czeka na nią tłum zwierząt z mikrofonami, kamerami i ze złem w sercu, to oni jej nienawidzą. Oni nie potrafia ani nienawidzić, ani kochać. Nie. Oni rechoczą, bo dla niech to jest po prostu śmieszne.
To jest troszeczkę tak, jak z tym Krzysztofem Daukszewiczem, który na dźwięk słowa ‘flaszka' się ożywia, bo cale jego emocjonalne, duchowe i intelektualne życie kręciło się zawsze wokół tej właśnie flaszki. Więc wszystkie te złe emocje w stosunku do PiS-u i wszystko co PiS otacza są związane wyłącznie z tym, że media wykreowały wizerunek Prawa i Sprawiedliwości, jako czegoś niebywale śmiesznego. Coś takiego, jak film American Pie, albo Głupi i Głupszy.
Trwa wizyta Lecha Kaczyńskiego w Azji. Oczywiście najbardziej politycznie świadoma część elektoratu Platformy będzie życzyła Prezydentowi, żeby gdzieś tam w czasie tej podróży umarł. Większość jednak będzie oglądała telewizję i rechotała, że Japończycy są prawie tak samo mali, jak Prezydent, że mówią w jakimś głupim języku, a on ich pewnie nie rozumie, albo, ze w Mongolii pieniądz się nazywa tugrik, czy jakoś tak.
Ale to też tylko w przerwie między kieliszkiem czystej, a wieczornymi pornosami. Poza tym nawet podczas tych pornosów będą głównie ziewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...