sobota, 11 grudnia 2021

Joe Biden i Donald Tusk - w poszukiwaniu jednej różnicy

 

      To nie jest oczywiście tak, że każdą rozmowę, tak nawet inspirującą, jak ta poniższa, którą na swoim facebookowym profilu zamieściła „Gazeta Wyborcza”, śledzę choćby i jednym okiem. Powiem więcej. Nawet jeśli w przyszłości pojawi się gdzieś informacja, że siedziba redakcji spłonęła doszczętnie w pożarze spowodowanym przez porzucony przez pijanego Adama Michnika papieros, to ja najprawdopodobniej dowiem się o tym od kogoś, kto mi tę dobrą wieść sprzeda. Tak też zresztą się to zdarzyło i teraz, kiedy właśnie dobrzy ludzie poinformowali mnie, że wspomniana „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła wywiad z Donaldem Tuskiem, a tam, wśród, jak rozumiem, wielu innych pasjonujących świat cały tematów, pojawiło się następujące pytanie: „Przy okazji jednego z wywiadów, powiedział pan, że skoro kompromisu aborcyjnego dziś nie ma, trzeba dać prawo kobietom do rozstrzygającego głosu; co to właściwie znaczy?

         I oto, proszę sobie wyobrazić, Donald Tusk, jak to tylko on potrafi, przedstawił precyzyjne wyjaśnienie, „co to właściwie znaczy”. Proszę się wpatrzeć w słowa naszego miszcza i zadać sobie mnie akurat od lat dręczące pytanie, co w nim widzą ci, którzy potrafią tam dostrzec coś więcej niż worek zgniłych ziemniaków. Do startu, gotowi, hop!

 

 

Znaczy, tak naprawdę, to co się stało dzisiaj, to co nam tak burzy krew, ja miałem ostatnio okazję rozmawiać z kapitalnymi dziewczynami, które mają różne poglądy, od tęczowych, po bardzo tradycjonalistyczne, ale które mówią, teraz to jest kwestia, rzeczywiście nie tylko już godności, ale właśnie życia i zdrowia kobiety brzemiennej i która stała się mniej ważna ewidentnie, ponieważ tak zbudowano prawo i presję polityczną, że dzisiaj życie kobiety stało się mniej istotne niż ten, niż ta ideologia, która każe wybrać jakby te negatywne dla kobiety decyzje i te panie, z którymi rozmawiałem, one mówiły nam nie chodzi o aborcję jako metodę regulacji, aborcję jako że to jest prawo, że każdy może sobie, że znaczy to, to jest, to znowu, by ustawiało tę granicę bardzo na korzyść tego pisowskiego betonu, chodzi o to żeby życie kobiety nie stało się kwestią drugorzędną, z punktu widzenia włądzy, prawników, a w konsekwencji lekarzy, i że istnieje, możemy użyć terminu aborcja, terminacja, przerwanie, ratowanie życia kobiety, ale żeby nigdzie w Polsce, ja o takiej Polsce też, ja chcę takiej Polski, żeby, żebym wiedział, ja mam też jakby rodzinny powód, żeby tego chcieć, że w każdym szpitalu, w każdym mieście, w każdej polskiej wsi, jeśli życie kobiety, zdrowie kobiety będzie w jakikolwiek sposób zagrożone, ona będzie w ciąży i lekarz będzie wiedział, że ewentualnie usunięcie tej ciąży uratuje, da gwarancję, pewność, że kobieta nie poniesie uszczerbku na zdrowiu, czy życiu, już nie mówię o płodach z wadami, które jakby nie dają żadnej szansy na przeżycie, czy jakiś cień szansy na normalne życie, to niech lekarz o tym decyduje wspólnie z kobietą, niech się nie boją, znaczy to że dzisiaj na oddziale ginekologicznym nie ma nadziei, znaczy, tam nie ma, znaczy, kiedy ja zostawałem ojcem, warunki były dużo gorsze, jakby te te, ale tam wszędzie był, znaczy oczywiście, niepokój, znaczy, czy się uda, ale jeśli był jakiś nastrój, który tam, to to była nadzieja i radość, a dzisiaj jest strach, kobieta się boi, lekarz się boi, przyszły ojciec się boi, że coś się jej stanie, tak, że że lekarze mają wykręcone ręce, a ciążę prowadzi prokurator, jak to już wiele razy nazwałem.

 

        Czytam już któryś raz z rzędu owo nadzwyczaj starannie spisane przez mojego informatora wystąpienie Tuska, porównuję je z dostępnym na Facebooku filmem, patrzę po raz któryś raz z rzędu na twarz i ręce – właśnie tak, twarz i ręce – tego człowieka i wspominam inny, całkiem niedawno obejrzany w sieci, króciutki filmik przedstawiający prezydenta Joe Bidena, jak stoi bezradny wśród jakichś ludzi, rozgląda się dookoła i pyta „Where am I?”. I myślę sobie, że w żaden sposób nie powinniśmy się już przejmować tym co on robi, co mówi i w jaki sposób prowadzi amerykańskie sprawy, bo każde jego słowo i każdy gest są kompletnie bez znaczenia. Jego jedynym zadaniem było wystąpić w wyborach przeciwko Trumpowi i stworzyć pozory zwycięstwa. Dziś tam natomiast ktoś zupełnie inny podejmuje decyzje. Jeśli więc Biden jutro coś wspomni o tym, by między Alaską a Rosją zbudować most przyjaźni i utworzyć wielkie wspólne państwo, które zrównoważy wpływy Chin na świecie, nie zmieni się nic, i być może tylko ten psychopata Putin się ucieszy, a Tomasz Sakiewicz z towarzyszami ogłoszą, że zbliża się wojna.

        Podobnie, tyle że chyba jeszcze gorzej, jest z Donaldem Tuskiem. Jedyna istotna różnica jest taka, że tu wszysycy się kręcą w kółko, pytając, gdzie ja jestem... i znikąd ratunku.

      Jest dobrze.

 

Post Scriptum:

Jeśli ktoś myśli, że ja to sobie wszystko wymyśliłem, mam dowód na stan rzeczy:



10 komentarzy:

  1. Mamy tu do czynienia z nerwowym bełkotem wspomaganym nerwową gestykulacją. A może odwrotnie?
    Przyjmuję możliwość, że czy to z nagłości, czy to z jakiejś niezwykłości nie mieszczącej się w normalnej ludzkiej percepcji, czasem nie sposób znaleźć słów, a tym bardziej natychmiastowego wyjaśnienia: ”co się właściwie dzieje?”. No, ale gdy sprawa toczy się w przestrzeni aż politycznej, to właśnie wtedy ujawnia się, kto ma kwalifikacje przywódcy, a kto ma zaledwie predylekcje hieny.

    Dotychczas uważałem, że opisem postawy i czynności polityków najpierw powinien zajmować się profesjonalny socjolog. Dziennikarze, czy prawnicy dopiero potem. Teraz wydaje mi się, że pewnym przypadkom najpierw powinien przyjrzeć się behawiorysta.

    Ciekawe, czy jeszcze zagląda tu nasz kolega Gerard Warcok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      Na pewno zagląda. Muszę go o to spytać.

      Usuń
  2. Wrażenia podobne do tych, które miałem kiedyś, gdy po wciśnięciu dwóch kartek poufnego dokumentu do niszczarki naraz zajrzałem do jej zasobnika by upewnić się, że na pewno nie da się z tych skrawków nic odczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzięczny i komunikatywny jak niszczarka. Inspirujące! :)

      Usuń
    2. @2,718
      Szkoda, że nie mam nieszczarki. Włożyłbym tam omawiany tekst i sprawdzilibyśmy go podwójnie. O ile by ona wcześniej nie wybuchła.

      Usuń
    3. @toyah

      Nie wybuchłaby, ale obstawiam komunikat: "uruchom urządzenie ponownie".

      Wybuch to zjawisko gwałtownego uwolnienia nagromadzonej energii potencjalnej i jej zamiana na pracę. Nic z tego D.Tuska nie dotyczy.

      Usuń
    4. @orjan Jeżeli to czyta pewnie zaśmiewa się do łez - "Komunikatywny jak niszczarka? Wyśmienite! Niech no ja was napotkam, będziecie piali pawiany na moją cześć. Dla Polski. Dla Europy. Dla tego kraju."

      Usuń
    5. @2,718

      To po co ta nerwowa gestykulacja?

      Usuń
    6. @orjan On zapewne jest uwikłany na wiele sposobów i w konsekwencji swobodnie (poza kamerami) wysławia się takim językiem, że konieczność wygłoszenia kilku w miarę gładkich zdań powoduje chaos w mowie i zachowaniu.

      Usuń
    7. @2,718

      To się nazywa przeciążenie. Czyli gostek byłby cięższy (nadważki), niżby wynikało z samej grawitacji.

      Czy te coraz bardziej wyłupiaste oczy zdradzają właśnie to?

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...