środa, 14 sierpnia 2019

Jak się nie zgubić na rynku książki?


      Właśnie dotarła do mnie informacja, że ostatecznie sprzedał się nakład mojej książki „39 wypraw na dziewiąty krąg”, w związku z czym postanowiłem dziś wrzucić notkę czysto techniczną. Otóż przede wszystkim należy nam wiedzieć, że z wszystkich moich książek, jakie do tej pory ukazały się w Klinice Języka, do nabycia zostały już tylko cztery: „Marki, dolary...”, „Podwójny nokaut”, „Kto się boi angielskiego listonosza”, oraz ostatnia, „Gdzie pada cień na MS Mantola”. U siebie, z tych których nakład został wyczerpany, mam już tylko trzy egzemplarze „39 wypraw”, oraz kilka (ze względu na ruch w zamówieniach, nie wiem dokładnie, ile) listów od Zyty.
       Jak sądzę, pomijając „Listonosza”który jest wznawiany regularnie, póki co żadne dodruki nie wchodzą w grę. Kto miał okazję zaglądać do bieżących tekstów Coryllusa, wie, że mamy ciężki kryzys czytelniczy i musimy go przeczekać, z nadzieją, że coś się ruszy. Czemu tak jest, mam swoje podejrzenia, ale nie jest moją sprawą, by tu w to wchodzić. Wystarczy, że wspomnę, że kilka dni temu oglądałem rozmowę, jaką z Kubą Wojewódzkim przeprowadził dla Onetu Jarosław Kuźniar i praktycznie jedynym tematem tej rozmowy była najnowsza książka Wojewódzkiego, którą ten zabrał ze sobą i regularnie, nie próbując nawet zachowywać pozorów, wystawiał ją do kamery. I myślę sobie, że skoro jest jak jest, to znaczy, że ten rynek leży i kwiczy. Skoro ktoś taki jak Kuba Wojewódzki, człowiek, dla którego, wydawałoby się, wydanie książki to kaprys na waciki, musi prosić swoich znajomych z Onetu, by mu pozwolili tę książkę rozreklamować, to znaczy, że dzieje się coś, co do czego skali, możemy jedynie spekulować.
      A zatem, mamy kryzys, w którym udało mi się już sprzedać – przypominam że praktycznie bez żadnego wsparcia ze strony rynku – pięć książek. I to jest wynik. Z reakcji czytelników, którzy spóźnili się z kupnem listów od Zyty Gilowskiej – moim zdaniem, najważniejszej książki, jak ukazała się w Polsce co najmniej w minionych latach – wnioskuję, że mamy tu jeszcze, w tej powszechnej nędzy, pewne możliwości.
      A zatem, jeśli ktoś nie zareagował na czas i nagle zapragnął kupić sobie moje „Wyprawy”, czy „Listy”, zapraszam do siebie. Przy okazji jedna uwaga, być może najbardziej istotna. Otóż aby się zorientować w cenach uzyskiwanych przez niektórych autorów, zaszedłem na Allegro i tam zobaczyłem, że „Vademecum ojca” Korwina idzie po stówie, coś tam Cejrowskiego, ale z autografem, za 150, a stary Łysiak – lepiej nie mówić. W tej sytuacji uznałem, że byłoby mi wstyd, gdybym przynajmniej tę Zytę sprzedawał po 30 zł. A zatem, jeśli ktoś ma ochotę, dziś ta cena wynosi 100 zł. Przesyłka i dedykacja w cenie. W końcu, jak powszechnie wiadomo, jeśli sami się nie zaczniemy szanować, to trudno liczyć na innych.
       Mój adres k.osiejuk@gmail.com



1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...