piątek, 5 kwietnia 2019

O czym się rozmawia na SS Mantola?


W związku z podejmowaną raz na kilka lat dyskusją o stanie oświaty i sposobach jej uleczenia, planowałem na dziś wrzucić stary już tekst mojej żony o gimnazjach. To jednak będzie musiało poczekać albo na dzień początku strajku, albo na jego odwołanie, z radosną deklaracją, że wreszcie wszystko gra. Powód tego jest taki, że otrzymałem właśnie trochę egzemplarzy mojej najnowszej książki i chciałbym poinformować, że jeśli ktoś ma ochotę na osobistą dedykację, proszę pisać na adres k.osiejuk@gmail.com.  
Wspomniana książka, mimo że stanowi swego rodzaju kontynuację wcześniejszej, o angielskim listonoszu, jest bardzo inna. Przede wszystkim, mniej tam jest samej nauki, natomiast znacznie więcej zwykłych refleksji na temat Brytyjskiego Imperium. A więc mniej podręcznika, a więcej zwykłego czytania.
Na zachętę przedstawiam fragment jednego z rozdziałów.


      Rozmawialiśmy tu chwilę temu o angielskim humorze i wydaje mi się, że temat został praktycznie wyczerpany, w dodatku z bardzo niebezpiecznym przytupem na końcu. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na coś, co w gruncie rzeczy stanowi drobnostkę, a w dodatku nie jestem wcale pewien, czy to co ja traktuję jako pewną stałą, nie jest jednak wynikiem przypadku. A mam tu na myśli pojawiający się od czasu do czasu w angielskiej narracji element szyderstwa z obcych akcentów, a zwłaszcza akcentu niemieckiego i francuskiego.
      Gdy chodzi o Francję, dość oczywiste powody wydają się być dwa. Przede wszystkim, ze względu na owo odwieczne sąsiedztwo oni są w stosunku do siebie wyjątkowo nastroszeni, co po stronie francuskiej objawia w tym, że z uporem lepszej sprawy udają, że coś takiego jak język angielski - szczególnie w wymiarze imperialnym - nie istnieje, a jeśli gdzieś nawet istnieje, to oni nie mają z nim nic wspólnego. Stanowi to oczywiście  zmartwienie dla wszystkich tych, którzy wybiorą się do Francji na wakacje, a języka nie znają choćby w stopniu podstawowym. Otóż turysta z owym deficytem skazany jest na najbardziej okrutny bojkot i wręcz dojmującą samotność. Tam nawet recepcjonista w hotelu będzie udawał, że gdy chodzi o język angielski, on nie jest w stanie zrozumieć choćby sekwencji „Three two five, please”.
      Po stronie angielskiej w rewanżu następuje już czyste szyderstwo, a więc nadzwyczaj zabawne przedrzeźnianie Francuzów, którzy się przełamią i spróbują jednak mówić po angielsku. A tu problem potrafi autentycznie eksplodować. Mieliśmy tu u nas kiedyś wizytę pewnej nauczycielki języka angielskiego z Francji właśnie, wizyta trwała pełny tydzień i powiem uczciwie, że to w pewnym sensie był dla mnie tydzień najstraszniejszy. Ona oczywiście rozmawiała z nami w języku angielskim i muszę przyznać, że była wyjątkowo towarzyska, a ja praktycznie nie rozumiałem, co ona do mnie mówi. I to wcale nie dlatego, że ona języka nie znała. Problem sprowadzał się wyłącznie do owego upiornego wręcz akcentu, który blokował transmisję niemal w stu procentach.
     No i faktem jest, że Anglicy z najwyższą radością parodiują ten akcent gdzie tylko mogą, czy to w znanym serialu „’Allo, ‘allo”, czy w przepięknej scenie przed francuskim zamkiem w filmie „Monty Python and the Holy Grail”. Nie mamy tu niestety dźwięku, no ale w końcu po coś nam Pan Bóg dał wyobraźnię, więc korzystajmy z niej:
Arthur: Well, what are you then?
Guard: I'm French! Why do think I have this outrageous accent, you silly king!
Galahad: What are you doing in England?
Guard: Mind your own business!
Arthur: If you will not show us the Grail, we shall take your castle by force!
Guard: You don't frighten us, English pig-dogs! ---Go and boil your bottoms, sons of a silly personI blow my nose at you, so-called Arthur-king, you and all your silly English knnnniggets. Thppppt!
Galahad: What a strange person.
Arthur: Now look here, my good man!
Guard: I don't want to talk to you no more, you empty headed animal food trough wiper!...... I fart in your general direction! Your mother was a hamster and your father smelt of elderberries!
Galahad: Is there someone else up there we could talk to?
Guard: No, now go away or I shall taunt you a second time-a!
Arthur: Now, this is your last chance. I've been more than reasonable.
Guard: Fetch la vashe!
 Guard: Quoi?
Guard: Fetch la vashe!
       Ciekawsza moim zdaniem sytuacja ma się na linii Anglia - Niemcy. Oczywiście, faktem jest, że Niemcy narobili sobie kłopotu przez te wszystkie kwestie wojenne, jednak trzeba im przyznać, że oni angielskiego się uczą chętnie, ten ich akcent aż tak irytujący jak w przypadku Francuzów nie jest, no a poza tym, w ogóle oni są do Imperium nastawieni dość przyjaźnie. Tymczasem okazuje się, że właściwie tylko te dwa elementy, czyli trudność z wymawianiem dźwięku „ł”, oraz owo niemal gardłowe „r”, wystarczają, by cały Londyn pokładał się ze śmiechu.
       Proszę rzucić okiem na fantastyczną wręcz książkę Roalda Dahla dla dzieci o czarownicach. Proszę popatrzeć na scenę, gdzie po raz pierwszy spotykamy tak zwaną Grand High Witch, a więc stworzenie wręcz modelowo najgorsze i ona się odzywa:
You may rrree-moof your shoes”, a po chwili: “Vitches of Inklant! Miserrrable vitches, useless lazy vitches! Feeble frrribbling vitches! You are a heap of idle good for nothing vurms!”, a dalej: “I am having my breakfast this morning, and I am looking out of the vindov at the beach, and vot am I seeng? I am asking you, vot am I seeing? I am seeing a rrreevoltning sight! I am seeing hundreds, I am seeing thousands of rrrotten, rrre-pulsive little children playing on the sand! It is putting me rrright off my food! Vye have you not got rid of them? Why have you not rrrubbed them all out, these filthy smelly children?
       Jakby tego było jeszcze mało, tę dziwną mowę komentuje główny bohater tej książeczki, Lukas:
      She had a peculiar way of speaking. There was some sort of foreign accent there, something harsh and guttural, and she seemed to have trouble pronouncing the letter w. As well as that, she did something funny with the letter r. She would roll it round and round her mouth like a piece of hot pork-crackling before spitting it out”.
      To dziecko się niewinnie zastanawia, co z nią jest nie tak, a my, podobnie zresztą jak sam autor, doskonale wiemy, że rzecz polega na tym, że ta czarownica - powtarzam, osoba wręcz symboliczna dla wszelkiego zła tego świata - jest Niemką i tak naprawdę ma na imię Greta, Hilda, Gabrielle i bardzo chętnie chodzi w mundurze SS. No i oczywiście, jak każdy Niemiec, nie wie, że słowa why i vye, what i vot, to nie to samo, no i że oczywiście England to nie Inklant.

Jutro i pojutrze jestem w Warszawie na Targach Wydawców Katolickich, a więc jeśli ktoś nie ma zbyt daleko, serdecznie zachęcam do przyjścia. Powinno być wesoło.





5 komentarzy:

  1. @toyah

    Też od zawsze podejrzewam, że to jest skutek intensywnego sąsiedztwa. NB.: czy w angielskim jest odpowiednik niemieckiego "Hassliebe"?

    Na potwierdzenie, że same kwestie języka, czy wymowy przyczyna być nie mogą, wskazać można brak porównywalnie pejoratywnego stosunku do Indusów, Jamajczyków, itd. posługujących się językiem, powiedzmy, angielskim. Czyżby z kolei w tej tolerancji było echo niematerialnego trwania imperium?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadek Indusów, Jamajczyków i Afrykanów jest całkiem inny. Oni angielski znają, posługują się nim swobodnie i biegle na co dzień, a różnica jest nie w akcencie przecież. To jest całkiem inny język, różniący się wymową, słownictwem, składnią i zapisem. Indus czy Jamajczyk nie nauczył się angielskiego w szkole, mówi nim od zawsze. Te języki powstały na bazie angielskiego, ale też pod wpływem języków lokalnych, są skończone i nic nie udają. To nie jest język Niemca, który "udaje" angielski i śmiesznie warrrrczy. W samej Angli różnorodność językowa jest ogromna. Mieszkałem jakiś czas w Norfolk i trwało chyba ze trzy miesiące, zanim zacząłem rozumieć, o czym lokalsi między sobą rozmawiają. Co lepsze, przeciętny londyńczyk nie rozumiałby wcale dużo więcej, niż ja. Dla mnie długo to brzmiało jak norweski. Niestety ja też byłem najczęściej brany za Niemca, ciężko mi się było pozbyć takiej wymowy, ale to i tak lepiej chyba, niż by mnie mieli brać za Polaka. Polaka poznają tam po słowie "kurwa", bardzo się ładnie przyjęło.

      Usuń
  2. Love-hate relationship. Not quie the same but..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Magda
      Quiet (o to chodziło?) oznacza cichy, spokojny. Całkiem piszemy quite.

      Usuń
  3. Czytanie bardzo przyjemne, łatwe i smaczne, czyli pożyteczne. Przeczytałem już dwa rozdziału: o przeklinaniu, czyli mincing oaths i o Puchatku. Świetny pomysł z angielskimi tytułami rozdziałów. Mincing oaths bardzo pożyteczna na prawdę dla tłumaczy. To już znam trzy rozdziały. Wczoraj o mało nie zaniedbałem gimnastyki przez nią.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...