poniedziałek, 21 marca 2016

O Kukiele, co chciała dobrze, czyli koniec polityki

Nie wiem, czy wielu z nas zwróciło na to uwagę, ale zanim jeszcze na dobre zdążyło się zakończyć pamiętne spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z premierem Węgier Orbanem w restauracji o nazwie „Zielona Owieczka” w Niedzicy, w mediach pojawiły się szydercze komentarze dotyczące owej sympatycznej nazwy. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiła rozmowa Jolanty Pieńkowskiej z Kazimierzem Marcinkiewiczem w telewizji TVN, kiedy ten, chcąc w pewnym momencie zdyskredytować zarówno rangę spotkania, jak i samo miejsce, w którym ono się odbywało, niby przez nieuwagę użył nazwy „zielony baran”. Pieńkowska na ów popis humoru dostała ataku histerycznego śmiechu, natomiast sam Marcinkiewicz już tylko uśmiechnął się cwaniacko i skromnie spuścił oczy. Pamiętam to świetnie.
No i ja w tym momencie wiedziałem już, że wszyscy ci z nas, którzy uważali, że dla właścicieli takiej skromnej restauracji gdzieś w Pieninach tego typu okazja to nie tylko wyróżnienie, ale przede wszystkim fantastyczna wręcz promocja, są w ciężkim błędzie, bo nawet jeśli dzięki temu spotkaniu oni nie będą się już nigdy musieli martwić o klientów, to nienawiść, jaka ich jednocześnie spotka ze strony tych, dla których oni nie będą już „Zieloną Owieczka”, ale owym „zielonym baranem” sprawi, że już niedługo zaczną sobie pluć w brodę, że w pierwszej kolejności zgodzili się na kolaborację z polsko-węgierskim faszystowskim terrorem. No i faktycznie, po kolejnych kilku dniach przeczytałem gdzieś, że któryś z właścicieli „Zielonej Owieczki” zapytany, jak się firmie powodzi w nowej sytuacji, odpowiedział, że fala zimnej nienawiści, z jaką oni się spotykają choćby na Facebooku, sprawia, że dziś, gdyby tylko mogli, na to spotkanie by się nie zgodzili.
To wszystko sprawiło, że kiedy wczoraj media podały, że krakowski kamienicznik, wynajmujący pomieszczenia czemuś co nosi nazwę Wentzl Hotel i gdzie prezydent Andrzej Duda gościł amerykańskich senatorów na kolacji, niejaka Kukieła, zamieściła na Facebooku wpis, w którym z jednej strony zmieszała Prezydenta z błotem, a z drugiej ogłosiła, że gdyby to od niej zależało, ona by go na swój teren nie wpuściła, bo jako wierna sympatyczka KOD-u nie chce mieć nic wspólnego z wrogami demokracji, uznałem, że ona złożyła ową deklarację wiedząc, co czeka jej biznes, jeśli ludzie zaczną go kojarzyć z kaczyzmem, i zwyczajnie dmuchając na zimne.
Pomyślałem sobie o tym i machnąłem na całe to szaleństwo ręką, gdy oto nagle odezwali się właściciele restauracji, serdecznie Prezydenta przeprosili i ogłosili, że oni od Kukieły jedynie wynajmują i nie życzą sobie, by ona ich wciągała w politykę.
A w tej sytuacji ja sądzę, że choć to, o czym wcześniej napisałem, niezmiennie uważam za zjawisko niezwykle interesujące z punktu widzenia socjologii powszechnego obłędu, z jakim mamy od lat do czynienia, to tu się dzieją rzeczy jeszcze ważniejsze. Otóż wygląda na to, że powoli wchodzimy w etap, gdzie wszyscy ci, których biznesowy sukces związany był dotychczas niemal wyłącznie z polityką, czują, że oto właśnie coś się skończyło i jest już ostatni moment by zadeklarować publicznie przynajmniej neutralność. Bo nie oszukujmy się: biznesowe zaangażowanie krakowskiego interesu o nazwie znacznie przecież poważniejszej, niż jakaś tam „Zielona Owieczka”, ale też z całą pewnością prowadzonego przez ludzi, dla których ktoś taki jak Andrzej Duda w normalnej sytuacji wart byłby co najwyżej splunięcia, sięga znacznie głębiej, niż stołowanie choćby nie wiadomo jak ważnych polityków. Jeśli więc oni nagle uznali, że muszą się odciąć od naszego dzisiejszego politycznego sporu, to znaczy, że się dzieją rzeczy, których wagi nie sposób zlekceważyć.
A co z Kukiełą? A co ma być z Kukiełą? Kukieła to idiotka, której dalsze losy mogą mieć znaczenie wyłącznie z punktu widzenia KOD-u. O jej pozycji świadczyć może zarówno to zdjęcie, które już wczoraj zostało wyróżnione w kategorii „Faszyn from Raszyn 2016” i prezentowane jest z dumą w Internecie, jak i samo to, że ona w ogóle miała czas łazić na demonstracje KOD-u. No i oczywiście też fakt, że ten jej wpis na Facebooku to i tak najprawdopodobniej jej najbardziej inteligentne wystąpienie w życiu, mimo że dziś, jak sama się gdzieś tam przyznała, jest „posrana ze strachu”. Przynajmniej próbowała się wycwanić. A że nie wyszło, to trudno, zdarza się
Już się nie mogę doczekać aż wspomniany wcześniej Kazimierz Marcinkiewicz ogłosi, że ma już dość polityki i przechodzi na zasłużoną emeryturę.

Zapraszam wszystkich do księgarni na stronie www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Serdecznie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...