poniedziałek, 21 września 2015

Jak nie być jaszczurką na drucie?

Dobiegło końca nasze tournée po Opolszczyźnie i wypada podzielić się paroma refleksjami. Przede wszystkim należy wspomnieć spotkanie w Domu Kultury w Kietrzu, na które przyszło ponad 50, w większości miejscowych, osób, które wytrzymały z nami trzy godziny, z których naprawdę wielu kupiło nasze książki i po raz nie wiem już który, pozwoliły nam uwierzyć, że to co robimy ma wielki sens i jeszcze większe perspektywy. Przy okazji chciałem wyrazić wielkie uznanie dla pana kierownika Wiesława Janickiego, człowieka niezwykłego, który zorganizował nasze spotkanie. Brak mi słów.
Na Uniwersytecie w Opolu Gabriel miał wykład o Katarach, ja tym razem siedziałem na publiczności i muszę powiedzieć, że dopiero z tej szczególnej perspektywy mogłem docenić to, z czym tu tak naprawdę mamy do czynienia. Po niemal dwugodzinnym spotkaniu wszyscy – podkreślam WSZYSCY – byli tak poruszeni, że mi już tylko pozostawało patrzeć z zazdrością, jak – ani mnie nie widząc, ani do niczego nie potrzebując, ani pewnie nie wiedząc, że ja tam w ogóle jestem – jeden po drugim ustawiali się w cierpliwej kolejce, by kupić Maciejewskiego „Kredyt i wojnę” i dostać ten jeden jedyny autograf.
No i wreszcie mamy ów dwudniowy Jarmark Franciszkański, z punktu widzenia naszych oczekiwań i interesów, zakończony niemal kompletną porażką. Samo miejsce, cała organizacja, wystrój i atmosfera były imponujące, jednak nie ma co ukrywać, że owa przestrzeń, rozciągająca się między wiejskim chlebem ze smalcem, a wędlinami z Zakopanego, przez podrabiane zapachy od Diora, nie pozostawiała wiele miejsca dla dwóch, choćby nie wiadomo jak wybitnych, autorów. Tak, tak – tam najprawdopodobniej sam Andrzej Stasiuk zostałby przykryty przez brzuchomówcę z jaszczurką na drucie. I tu mam refleksję, którą chciałbym się podzielić, a która przyszła mi do głowy po spotkaniu z pewną niedoszłą. Otóż owa pani zatrzymała się przy naszym stoisku, wzięła do ręki moją książkę o markach, dolarach i bananach, zaczęła czytać… a po paru minutach ją odłożyła, mówiąc mniej więcej coś takiego: „Ależ to jest świetnie napisane! Ale to się czyta! Trudno się oderwać”… i sobie poszła. A ja sobie pomyślałem, że to jest pierwszy znak nowych czasów; że ten strach przed wolnością musi się skończyć; że ów terror Systemu nie utrzyma się o wiele dłużej. A najlepiej widać to na przykładzie muzyki. Dziś już takiego U-2, Erica Claptona, czy Stinga słuchają wyłącznie ludzie, dla których U-2, Eric Clapton, czy Sting stanowią ostatni etap po Beatlesach, Rolling Stonesach i Rodzie Stewarcie. Dziś bowiem prawdziwy rynek muzyczny istnieje już tylko w Internecie i tworzą go wykonawcy, o których mainstream nie słyszał i już nigdy nie usłyszy. Dzisiejsza muzyka to wykonawcy, którzy taki magazyn „The Rolling Stone” mają w najwyższej pogardzie z tego względu, że ten o prawdziwym życiu nie ma absolutnie nic do powiedzenia. A ludzie, którzy kupują płyty i bilety na koncerty owych nowych artystów, o magazynie „The Rolling Stone” najprawdopodobniej nawet nie słyszeli. Dzisiejsza muzyka to nie gdyński Open’er, ale Off, czy Tauron w Katowicach. I z każdym rokiem ów fakt będzie coraz bardziej widoczny. Miłośnicy muzyki dziś bowiem, aby trafić na swoją ulubioną piosenkę, nie muszą czytać muzycznej prasy, nie muszą słuchać radia, nie muszą pytać o zdanie muzycznych dziennikarzy, nie muszą śledzić głównego nurtu – oni wszystko znajdują w Internecie, bez łaskawej pomocy pośredników.
Gdy idzie o literaturę niestety, dziś wciąż wszyscy jesteśmy do tego stopnia sterroryzowani przez rynek, że choćbyśmy nie wiadomo jak byli przekonani, że nasze serca są zupełnie gdzie indziej, wciąż, jak ta ćma, będziemy krążyć wokół jakiegoś Karpowicza, Krajewskiego, czy wspomnianego Stasiuka. Ale to już się kończy. Przyszłość widzieliśmy wystarczająco wyraźnie w miniony piątek w małej, zniszczonej przez Nowy Świat, miejscowości Kietrz, podczas spotkania z ludźmi, którzy po tych wszystkich latach uświadomili sobie nagle, że są wolni.

Za parę tygodni wybory, które wygrają: prawo i sprawiedliwość. I to jest bardzo ważne. Zachęcam jednak wszystkich do czytania. Nie propagandowej pulpy, ale czegoś autentycznie prawdziwego: www.coryllus.pl. Tak naprawdę tylko to przetrwa.

1 komentarz:

  1. Byłem na spotkaniu w Opolu. Muszę napisać, że dawno takiej dzikiej frajdy nie sprawiał mi widok stosu książek. Ostatnimi czasy wchodząc z przyzwyczajenia do empików czy matrasów błąkałem się tylko między regałami i ze smutkiem stwierdzałem, że nie ma tam nic co wywołuje większe emocje.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...