czwartek, 9 kwietnia 2015

Ile można dostać za żarty z Ducha Świętego?

Jak pewnie wszyscy wiemy, po śmierci Jezusa, a następnie po Jego odejściu, Uczniowie zostali sami w sensie zarówno dosłownym, jak i symbolicznym. Zaufali Mu do końca, oddali Mu całe swoje życie i nagle, kiedy Go zabito – a nawet już wcześniej, kiedy Go pojmano i poddano niewyobrażalnym mękom – poczuli, że zostali wyłącznie z własnym strachem. Widzieli Go, rozmawiali z Nim, byli świadkami cudów, które czynił, wreszcie – już po śmierci i zmartwychwstaniu – dostali okazję, by stanąć wobec całej prawdy, a mimo to, nie uwierzyli. Dopiero gdy Pan zesłał na nich Ducha Świętego, poczuli moc. Tę moc.
Ja wiem, że tu, wśród czytelników naszego bloga, jest wystarczająco dużo osób prawdziwie pobożnych, dla których rozmowa o naszej wierze jest równie fascynująca, jak dla mnie o przedimkach, ponieważ jednak w czasie minionych Świąt dokonałem pewnej obserwacji, chciałem się nią podzielić. Tak się złożyło, że parę dni temu siadłem i poczytałem sobie Dzieje Apostolskie, a w nich następujący fragment, dotyczący właśnie tego pierwszego momentu, kiedy Apostołowie poczuli Ten Wiatr:
Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże. 32 Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. 33 Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę. 34 Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je 35 i przynosili pieniądze /uzyskane/ ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby. 36 Tak Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy Syn Pocieszenia, lewita rodem z Cypru, 37 sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów.
5 1 Ale pewien człowiek, imieniem Ananiasz, z żoną swoją Safirą, sprzedał posiadłość 2 i za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a pewną część przyniósł i złożył u stóp Apostołów. 3 Ananiaszu - powiedział Piotr - dlaczego szatan zawładnął twym sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię? 4 Czy przed sprzedażą nie była twoją własnością, a po sprzedaniu czyż nie mogłeś rozporządzić tym, coś za nią otrzymał? Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim uczynku? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu. 5 Słysząc te słowa Ananiasz padł martwy. A wszystkich, którzy tego słuchali, ogarnął wielki strach. 6 Młodsi mężczyźni wstali, owinęli go, wynieśli i pogrzebali. 7 Około trzech godzin później weszła także jego żona, nie wiedząc, co się stało. 8 Powiedz mi - zapytał ją Piotr - czy za tyle sprzedaliście ziemię? Tak, za tyle - odpowiedziała. 9 A Piotr do niej: Dlaczego umówiliście się, aby wystawiać na próbę Ducha Pańskiego? Oto stoją w progu ci, którzy pochowali twego męża. Wyniosą też ciebie. 10 A ona upadła natychmiast u jego stóp i skonała. Gdy młodzieńcy weszli, znaleźli ją martwą. Wynieśli ją więc i pochowali obok męża. 11 Strach wielki ogarnął cały Kościół i wszystkich, którzy o tym słyszeli 12”.
Kiedy to przeczytałem, przyznaję, że poczułem niepokój, jaki zwykle czuję, kiedy słyszę, że ktoś został potraktowany w moim odczuciu wyjątkowo surowo – zbyt surowo – a ja nie wiem, czy on w ogóle wiedział, za co oberwał. Żyje sobie bowiem ów Ananiasz z żoną, mają jakiś tak majątek, powodzi im się zapewne nie najgorzej, i oto któregoś dnia dowiadują się, że w mieście pojawili się ludzie głoszący Słowo Boże, a robią przy tym tak wielkie wrażenie, że wszyscy dookoła sprzedają wszystko to co mają i wszystko co mają przekazują na rzecz wspólnoty. Postanawia więc, że pójdzie, posłucha, co się tam mówi, uznaje, że propozycja jest interesująca, sprzedaje majątek i to co otrzymał, owszem, oddaje wspólnocie… tyle że, powiedzmy z wyjątkiem drobnego kawałka, na czarną godzinę. No i za tę swoją zapobiegliwość dostaje w łeb. Wspólnie z żoną.
Powtórzę: kiedy to po raz pierwszy przeczytałem, zdębiałem. Podzieliłem się swoimi wrażeniami z rodziną i oni, podobnie jak ja, poczuli pewien dyskomfort. No bo my oczywiście wiemy, że z kimś takim jak Apostołowie lepiej nie cwaniakować, jednak bez przesady. Śmierć to, jak by nie było, rozwiązanie ostateczne.
I w tym momencie zacząłem myśleć. No bo zastanówmy się: czy ktoś temu Ananiaszowi kazał sprzedawać majątek i przyłazić do Apostołów z tymi pieniędzmi? Nie sądzę. On zrobił to co zrobił z własnej, niewymuszonej inicjatywy. Powstaje więc pytanie, dlaczego się tak zachował? Dlaczego uznał, że dobrze będzie przyłączyć się do nowego ruchu? Oczywiście mogło być tak, że on wysłuchał jednego, czy dwóch super kazań i go wciągnęła atmosfera. No ale trochę trudno sobie wyobrazić, by dla paru krótkich dreszczy człowiek, jak by nie było jakoś tam poukładany, gotów był ryzykować częścią, i to jak się zdaje dość znaczną, swojego majątku. A więc może nie chodziło o nastrój chwili, lecz o prawdziwe objawienie? Może on wsłuchał się w głos Jezusa Zmartwychwstałego i odzyskał wzrok? No, może, tyle że skoro tak, to po jakie licho wciąż kalkulował?
Otóż jedyne wytłumaczenie tego postępowania znajduję w tym, że on najprawdopodobniej potraktował to co zobaczył, jako dobrą okazję do inwestycji. Ja tylko potrafię zgadywać, co się tam działo, kiedy napełnieni Duchem Świętym uczniowie zadawali tam szyku, a wrażliwy lud faktycznie rzucał wszystko i szedł oddawać cześć Jezusowi Zmartwychwstałemu. To musiało być coś nieporównywalnego z niczym, czego mieliśmy okazję sami doświadczać, ale też z tym, co sobie potrafimy jedynie wyobrazić. I na to przychodzi pewne małżeństwo i oświadcza, że są pod wrażeniem i też, jak inni, chcą oddać wszystko co mają na dobro tego… jak mu tam? Chrześcijaństwa. No i skoro już o tym mowa, to chcieliśmy się od razu ochrzcić.
I za to spotkała ich śmierć. Bez żadnej dyskusji, bez jakichkolwiek zbędnych słów. Bez dodatkowego czasu na zakończenie tego, co rozpoczęte.
Mam już swoje lata i znam ludzi spod najróżniejszych gwiazd. Niektórych z nich spotkałem osobiście, część z nich znam tak, jak znamy ich wszyscy. Otóż wśród nich jest z całą pewnością wielu takich, którzy, gdyby zdarzyło im się stanąć oko w oko z sytuacją, gdzie należałoby oddać Jezusowi wszystko – oddaliby Mu wszystko. I ja mam do nich szacunek najwyższy, bo sam nie wiem, jak ja bym się zachował w momencie próby. Znam też takich, którzy wprawdzie są z Jezusem za pan brat, jednak po przeczytaniu wyżej zacytowanego fragmentu z Pisma, powiedzieliby, że tak to właśnie jest z Kościołem – on biednemu nie daruje złamanego grosza. Ale też dziś myślę o tych, i to wśród ludzi mi absolutnie najbliższych, którzy Jezusowi, a już na pewno tym, którzy w Jego imieniu przemawiają, nie daliby złamanego grosza, bo uważają Go za oszusta i naciągacza.
Znam jednak też i takich, którzy, tak jak ów nieszczęsny Ananiasz i jego żona, próbują cwaniaczyć. Sami są na tyle mądrzy, by wiedzieć, że człowiek rozsądny stara się zawsze mieć kilka osobnych furtek, z których, nawet gdy większość okaże się zamknięta, wciąż będzie można skutecznie skorzystać i tę swoją mądrość realizują na co dzień. W przestrzeni, która nas tu dziś interesuje, mam na myśli ludzi, którzy z różnych powodów uznali, że warto postawić na Jezusa, i im więcej im ta gra przynosi korzyści, tym bardziej są przekonani, że warto było. Jako człowiekowi z natury łagodnemu i pełnemu naturalnego współczucia niezręcznie jest to mówić, ale, jak naucza Pismo Święte, litości nie będzie i, jak sądzę, prędzej zostanie zbawiony mój brat, który uważa, że Katechizm to bełkot, niż którykolwiek z nich.
Ktoś pomyśli, że ja tu czynię aluzję to człowieka nazwiskiem Cezary Michalski, który od czasu, gdy to wszystko się zaczęło, przeszedł bardzo długą drogę, a dziś przez swoje świadectwo sprawia, że stajemy struchlali. Otóż nie. Ja, w momencie gdy zaczynałem pisać ten tekst o Michalskim nawet nie myślałem. Dla mnie on jest już od dawna po drugiej stronie. Myślę natomiast o tych, którzy kręcą się dziś wśród nas i twierdzą, że w sumie oddali więcej, niż ktokolwiek z nas. Co ja mówię, więcej? Wszystko! Miejmy na nich oko, zwłaszcza w obliczu nadchodzących wyborów, i to bez względu na to, czy stoją tam, czy tu. Przyjrzyjmy się i tym dwojgu, jak będą sobie znów smacznie przysypiali podczas rocznicowego nabożeństwa, ale też i tym, którzy w swoim ulubionym kościele będą pokazywać, jak siedzą zasłuchani i pełni wiary. Bo kiedy już przyjdzie czas zapłaty, może pójść na ostro.

Jeśli ktoś mieszka w Warszawie lub w okolicy, z przyjemnością zapowiadam, że w następny już weekend 18 i 19 kwietnia będę na Tragach Wydawców Katolickich pod Zamkiem. Będzie więc możliwość pogadania i kupienia książek z dedykacją. Jeśli komuś jednak do Warszawy jest za daleko, zapraszam na stronę http://coryllus.pl/?page_id=69, gdzie można zamawiać każdą z moich książek. Wciąż mamy końcówkę nakładu obu „Toyahów”. Polecam serdecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...