sobota, 15 stycznia 2022

Gdy wypuścili na nas niepijących alkoholików

 

      Choć przyznaję bez bicia, że od paru tygodni nie opuszcza mnie obawa – a ów wątek rozszerzę wkrótce – że ten blog w ostatecznym rozrachunku przyniósł więcej złego niż dobrego, jednego jestem pewien: to że mogę tu pisać to co mi ślina na język przyniesie i nikomu nic do tego, to wartość nie do przecenienia. Zastanówmy się bowiem, jak by to było, gdybym ja nagle postanowił ujawnić tu fakt, że Anna Godzwon, wicedyrektor Centrum Informacyjnego Senatu RP, oskarżona o stosowanie ciężkiego mobbingu wobec osób jej podległych, to ciężka alkoholiczka, a ktoś by mi nagle powiedział, że przepraszam bardzo, ale jeszcze nie teraz, i lepiej będzie jeśli jeszcze poczekamy na rozwój wypadków. Szczęśliwie bardzo, ja tu sobie mogę pozwalać na prawie wszystko, a zatem też i na to, by napisać o tym, jak to kolejne instytucje Rzeczpospolitej tolerowały w swoich szeregach osobę chorą w sposób oczywisty, i to chorą na tyle poważnie i nieodwracalnie, że w efekcie niebezpieczną dla otoczenia, a przez to nie nadającą się do pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych.

       Zacznijmy jednak od początku, a więc zaledwie od wrażeń. Otóż kiedy ja po raz pierwszy u boku marszałka Grodzkiego ujrzałem to coś, byłem zszokowany na tyle, że nawet  nie chciało mi się tego komentować. Chwilę później jednak dowiedziałem się, że to jest wspomniana Anna Godzwon, dziś Grodzkiego prawa ręka, a wcześniej dziennikarka Polskiego Radia, pracownik Biura Prasowego Sejmu, następnie jeden z najbliższych urzędników kancelarii prezydenta Komorowskiego, a dziś, jak już wspomnieliśmy, wicedyrektor Centrum Informacyjnego Senatu. Dziś natomiast dowiaduję się, że ta szczególna bardzo kobieta, nie dość że jest oskarżona o dręczenie podległych jej służbowo osób, to pozostając na najwyższych stanowiskach państwowych, legitymuje się wieloletnim uzależnieniem od alkoholu, i to nie takim jak nam się zdarza od okazji, ale uzależnieniem które nie pozwala normalnie funkcjonować  przez choćby kilka minut kolejnego dnia.

       Skąd ja mam informację o alkoholizmie Anny Godzwon? Odpowiedz jest prosta. Godzwon, podobnie jak wielu alkoholików przed nią, w ramach standardowej terapii, z najwyższą swego czasu dumą, to co ma za paznokciami ujawniła ogólnopolskim mediom, a jej odważna opowieść pozostaje wszędzie cytowana do dziś. Co z niej wynika? No przede wszystkim to, że Anna Godzwon, przez wiele lat, będąc bardzo eksponowaną dziennikarką Polskiego Radia, pozostawała w stanie tak strasznego uzależnienia od alkoholu, że przez cały ów czas pozostawała na granicy śmierci. Z wyznań jakie ona nam przedstawia dziś, kiedy to już jest tak zwaną „niepijącą alkoholiczką”, wynika że gdyby nie pomoc kolegów, ona dziś by gniła gdzieś w rynsztoku, albo w ogóle nie było jej wśród nas, a tymczasem  pozostaje bardzo ważną częścią tak zwanego establishmentu.

         We wspomnianym wywiadzie pojawia się pytanie, czy poza najblizszymi przyjaciółmi, którzy, kiedy ona leżała zażygana w swojej łazience, próbowali ją utrzymać przy tak zwanym korycie, ktokolwiek – w tym prezydent Komorowski –  wiedział, z kim ma do czynienia. Otóż okazuje się, że niektórzy wiedzieli, niektórzy nie, natomiast sam Komorowski – nie bardzo. A ja się zastanawiam już tylko, czy  i jak to się w ogóle mogło stać – kiedy Godzwon dostawała swoją fuchę u Grodzkiego, otoczenie wiedziało, że ma do czynienia z osobą w najwyższym stopniu podejrzaną, której nie wolno wyznaczać jakichkolwiek innych zadań poza, powiedzmy, sprzątaniem biur, i to w dodatku w takich miejscach i w takim czasie, gdy w okolicy nie będzie nikogo poza nią.

       Po raz któryś z kolei, tak by nie uronić ani kawałka, czytam wywiad jakiego swego czasu na temat swojego alkoholizmu Anna Godzwon udzieliła „Gazecie Prawnej” i z tego co ona bardzo fachowo i nadzwyczaj dokładnie nam przedstawia, wynika że ona do końca życia już będzie alkoholiczką w zawieszeniu, w dodatku w zawieszeniu na najcieńszej możliwie strunie. Opowiada nam Godzwon, jak to ona za każdym razem gdy kupuje cukierki, musi sprawdzić, czy tam przypadkiem nie ma alkoholu, jak to u siebie w mieszkaniu nie toleruje jakichkolwiek butelek, bo one się jej źle kojarzą, jak wreszcie, że ona zdaje sobie sprawę z tego, że „alkoholizm to jej immamentna cecha”, a ja się zastanawiam jak to jest, kiedy ową osobą z flaszką w duszy, sercu i mózgu, jest nawet ktoś pełniący wysokie funkcje państwowe, ale choćby zaledwie nasz szef, a jednocześnie ktoś, o kim – wedle autoryzowanych przez samą Godzwon słów – prezydent Obama powiedział, że „she’s great” Nie zmyślam.

       Dziś, jak słyszę, Godzwon wraz z jej zachowaniem wobec podległych sobie urzędników, pozostaje od dwóch tygodni niedostępna. Oficjalne źródła Senatu informują, że ona, normalnie, pracuje z domu. Ja jednak obawiam się, że w reakcji na stres, który musiał stać się w tych dniach jej udziałem, a wywołany swiadomością, że oto już za chwilę cały ten świat, który tak ukochala, świat tych ważnnych polityków, prezydentów, premierów, któych numery mam w swoijej komórce”, runie, zagapiła się w kwestii tego jednego cukierka i poszła w tak zwaną „długą”, i dziś jest już po Godzwon. Jedyne co mnie teraz więc interesuje, to to, jak sobie z tym czego się za chwilę dowiemy, poradzą sobie marszałek Grodzki, ale też wielu innych, nie wykluczając z tego grona prezydenta Komorowskiego. O ile nie jest tak że oni wszyscy równo chleją i moje uwagi mają głęboko w nosie.







 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...