piątek, 28 stycznia 2022

Czekając na pierwszą polską romantyczną komedię o aborcji?

 

       Parę dni temu w rozmowie ze znajomym pojawiła się nagle kwestia – już nie pamiętam jaki był kontekst owego wspomnienia – pewnej bardzo szczególnej sceny z fimu „Prawdziwy Romans”. Otóż James Gandolfini, grający postać zimnego zabójcy, dopada w pokoju hotelowym Patricię Arquette w roli ex-prostytutki o imieniu Alabama i najpierw ją ciężko pobiwszy, a chwilę przed tym jak ma ją zabić, wygłasza niezwykle poruszającą mowę na temat swojej pracy, a brzmi ona mniej więcej tak:

A więc pierwszy raz gdy kogoś zabijasz jest najgorszy. I nieważne czy jesteś Wyattem Earpem, czy Kubą Rozpruwaczem. Pamiętasz tego faceta z Texasu? Tego co wystrzelał z tej wieży tych wszystkch ludzi. Założę się, że pierwszy którego trafił, to była cholera. Pierwszy jest zawsze ciężki, mówię poważnie.  Drugi, to też nie zabawa, ale jest już o tyle lepiej, że ten pierwszy raz masz już za sobą. No i czujesz się swobodniej. Jakoś tak lepiej. Nie uwierzysz, ale przy pierwszym, to się normalnie porzygałem. Trzeci to już pestka. Tyle co splunąć. Teraz to już tylko patrzę jak im się zmienia wyraz twarzy”.

      Jak mówię, nie pamiętam, o czym wtedy rozmawialiśmy, że musiał się pojawić ów Gandolfini, natomiast niemal chwilę później trafiłem na coś, co, gdyby wierzyć w tego typu przypadki, to on właśnie, wraz z tym swoim kompletnie obłąkanym tekstem, wywołał. Otóż, jak się dowiadujemy, w szpitalu w Częstochowie zmarła – jak się okazuje na COVID-19 – kobieta, która miesiąc wcześniej, będąc w pierwszym trymestrze ciąży, straciła bliźnięta. Pierwszy trymestr to, jak wiemy, pierwsze 12 tygodni, czyli dziecko będące wciąż w takiej fazie rozwoju, że nawet przeciwnicy aborcji są gotowi potraktować jako tak zwaną „kwestię sporną”, gdy chodzi o owej aborcji prawną dopuszczalność. Kobieta o której mowa, nosiła dwoje swoich dzieci, z tym że, jak się bardzo wcześnie okazało, jedno z tych bliźniąt było martwe. Od tego momentu ocena sytuacji się rochodzi w kompletnie przeciwnych kierunkach, bo wedle rodziny owej kobiety, szpital miał podjąć decyzję o usunięciu martwego płodu, szpital natomiast się tłumaczy, że lekarze nie bardzo chcieli przy tej ciąży nic kombinować, tak by nie ryzykować życia żywego dziecka. Są jeszcze oraganizacje typu Aborcyjny Dream Team oraz wspierające je media, które dostały wręcz furii, że zamiast ratować życie matki, szpital drżał ze strachu, że co to będzie jeśli oni zabiją też to drugie dziecko i Ziobro ze swoja mafią ich wszystkich wsadzi za kratki.

      A więc klasyka. Niemal powtórzenie nieszczęścia do jakiego doszło kilka miesięcy temu w szpitalu w Pszczynie. Jest jednak coś na co my tu, podczas rodzinnych rozmów, zwróciliśmy uwagę i wygląda na to, że w tym akurat wypadku doszło do swoistego coming-outu. Otóż gdy czytam przede wszystkich całą serię relacji publikowanych przez wspomniany Aborcyjny Dream Team, różne organizacje afiliowane, jak rónwnież, media i last but not least komentujące zdarzenie tak zwane „internety”, nie mogę nie zauważyć, że gdy oni piszą o owych zmarłych płodach, nie mówią nagle o płodach właśnie, embrionach, zygotach, zlepkach komórek, tylko – uwaga, uwaga – o dzieciach, chłopcach, bliźniętach, a nawet o małym dziecku, któremu owi „obrońcy życia” kazali cierpieć obok gnijących zwłok brata. Nic nie przesadzam. Wyobraźnia tych ludzi nagle doznała takiego wyostrzenia, że oni zobaczyli tam w łonie tej kobiety przerażonego małego chłopczyka pływającego obok rozkłądających się zwłok innego dziecka – jego brata bliźniaka. Oczywiście, tu wciąż, głównie może „Wysokie Obcasy”, trzymają się określenia „płód”, niemniej ani na moment nie opuszcza ich poczucie, że tam rozwijało się życie. Popatrzmy na tekst opublikowany na facebookowym profilu Aborcyjnego Dream Teamu:

Według ekspertyzy lekarskiej, 23 grudnia 2021 zmarł jej pierwszy z bliźniaków, niestety nie pozwolono na usunięcie martwego płodu, ponieważ prawo w Polsce temu surowo zabrania. Czekano aż funkcje życiowe drugiego z bliźniaków samoistnie ustaną. Agnieszka nosiła w swoim łonie martwe dziecko przez kolejne 7 dni. Śmierć drugiego z bliźniaków nastąpiła dopiero 29 grudnia 2021 r. Następnym karygodnym faktem jest, że ręcznego wydobycia płodów dokonano po następnych 2 dniach, a mianowicie 31.12.2021 roku. Przez ten cały czas, zostawiono w niej rozkładające się ciała nienarodzonych synków. Nie zapomniano jednak w porę poinformować księdza, aby przyszedł na oddział i odprawił pogrzeb dla dzieci”.

      I tu mowy nie ma, by którekolwiek z nich choćby jednym zdaniem wspomniało o „plemniku” „zlepku komórek”, czy choćby „embrionie”. A pamiętajmy, oni postanowili się pochylić nie nad płodem 20, czy 25-tygodniowym. Oni mówią o pierwszym trymestrze ciąży. A mówiąć „oni” mam na myśli organizację i ludzi, którzy na swoich sztandarach niosą hasło: „Każdy powód do aborcji jest OK. Aborcja jest OK”. A tu nagle „rozkładające się ciała nienarodzonych synków”.

      Rozmawialiśmy troche o tym i nagle przyszła nam do głowy rzecz bardzo ciekawa. Otóż jest bardzo prawdopodobne, że oni wszyscy tak naprawdę wcale nie uważają, że poczęte dziecko to zlepek komórek, zygota, czy zaledwie coś co dopiero ewentualnie się zdarzy. Jest całkiem możliwe, a czym dłużej o tym myślę, to nabieram coraz większej pewności, że to jest coś jak najbardziej realnego, oni doskonale wiedzą, że kiedy krzyczą „Aborcja jest OK”, to doskonale zdają sobie sprawę z tego, że tu ginie człowiek, i to ginie w sposób wyjątkowo brutalny, niemal tak brutalny jak brutalna jest myśl o „rozkładających się ciałach nienarodzonych synków”.

        Oni zatem, wzywając do tego by zabijać te dzieci, robią to w stanie najwyższego upojenia. Uważam, że zdecydowana większość ludzi i organizacji wzywających do legalizowania aborcji na życzenie, robi to, ponieważ owa myśl o tym, jak te dzieci wiją się z niepojętego przerażenia, by potem cierpieć niewymowne męki, ich najzwyczajniej w świecie podnieca. Sprawia im ona taką przyjemność, że gdyby tylko mieli okazję obserwować ową rzeź na żywo – tak jak to jest w przypadku samych aborterów – to by już tylko patrzyli, jak tym dzieciom się zmienia wyraz twarzy. Dlatego też coraz częściej apelują, by legalizować aborcję do ostatniego tygodnia ciąży. Wtedy zdecydowanie lepiej widać.

       Wspomniana scena z filmu, od której zacząłem dzisiejszy tekst kończy się tak, że gdy Gandolfini siedzi w krześle ze spluwą, patrząc na pobitą do krwi i cierpiącą Alabamę, i rozmarzony snuje tę swoją szatańską opowieść, ona podnosi się z podłogi i zamierza się w jego kierunku porzuconym na podłodze korkociągiem. Ten się szeroko uśmiecha i mówi: „No dalej, mała. Uderz mnie”. Nie powiem co dalej, bo nie chcę palić zakończenia, ale zapewniam, że jest naprawdę piękne. Polecam. To tylko film, ale zapewniam, że jest o czym pomarzyć.



 

1 komentarz:

  1. Pięknie jest to napisane Panie Krzysztofie. Nawet jeśli ci, do których jest to adresowane niewiele teraz rozumieją .

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...