sobota, 23 października 2021

O przepraszaniu za ćwierć grosza lub jedno splunięcie

 

Zanim przejdziemy do dzisiejszego felietonu – swoją drogą ostatecznie zamykającego moją wieloletnią współpracę z „Warszawską Gazetą” – chciałbym dodać parę świeżych słów do poruszonej niżej kwestii. A słowa te przyszły mi do głowy ledwie co wczoraj, czy przedwczoraj. Otóż, jak może niektórzy z nas wiedzą, posłanka do Europarlamentu Beata Kempa, zwróciła się do swojego kolegi posła Radosława Sikorskiego per „Herr Lord”, co doprowadziło wspomnianego Sikorskiego do takiej utraty zmysłów, gdzie ten publicznie zarzucił posłance Kempie, że nie myje włosów, przez co one są wiecznie tłuste. Tego typu bon mot jest oczywistym chamstwem, a, co gorsza, dowodem kompletnego skretynienia jego autora, ale ja dziś nie o tym. Rzecz w tym, że w odpowiedzi na wybryk Sikorskiego, pojawiły się publiczne żądania by ów Kempę przeprosił, na co Sikorski się zawziął i zakomunikował, że owszem, ale tylko pod warunkiem, że Kempa go przeprosi za owo „Herr Lord”. A ja sobie w tym momencie myślę, że, pomijając oczywistą absurdalność całej sytuacji, a w tym też fakt, że kiedy Sikorskiemu zarzuca się, że w swojej aktywności politycznej  reprezentuje interesy nie-polskie, a on na to plecie coś na temat tłustych włosów, to mamy też do czynienia z tak zwanym „przypadkiem”, to co wysuwa się na pierwsze miejsce, to owo przepraszanie, jako dla wielu bariera nie do przejścia. Zastanówmy sie bowiem przede wszystkim, po cholerę Kempie owo „przepraszam” z ust kogoś takiego jak Sikorski, no ale również, co komuś takiemu jak Sikorski, a więc człowiekowi, jak wiemy, pozbawionemu jakichkolwiek zdolności honorowych, szkodzi wspomniane „przepraszam” w stosunku do kogokolwiek wypowiedzieć. Popatrzmy jeszcze raz na opisaną sytuację. Kempa określa Sikorskiego epitetem „Herr Lord” na co ten mówi jej że ma tłuste włosy, i w tym momencie oboje żądają od siebie wzajemnych przeprosin. Co w tej sytuacji zmieni fakt, że Sikorski ogłosi natychmiast, że Kempa jest osobą w najwyższym stopniu zadbaną, a jej włosy ślnią świeżością, a ona w rewanżu poinformuje świat, że Skorski to wielki polski patriota? Nic. Wszystko pozostanie dokładnie takie jakie było na początku, czyli Kempa będzie wyglądała tak jak zdecydowana większość kobiet w Polsce i na świecie, a Sikorski i tak do usranej swojej śmierci pozostanie tym kim wszyscy wiemy, że jest.  A tu, mimo faktu że sprawy robią wrażenie zupełnie oczywistych, owo szaleństwo z przepraszaniem trwa w najlepsze. I o tym był mój felieton dla „Warszawskiej Gazety” który poniżej.

 

 

        Dzisiejszy felieton zacznę być może od wątku bardzo trywialnego, a co gorsza, być może, przesadnie osobistego, no ale jest jak jest i muszę to powiedzieć, że ile razy moja żona ma do mnie o cokolwiek pretensje, a jak inni małżonkowie wiedzą aż nazbyt dobrze, one bardzo często wywołują autentyczne piekło, to gdy zdarzy się od czasu do czasu, że to ja miałem rację, a nie ona, i do tego owa moja racja jest oczywista w sposób bezdyskusyjny nawet dla mojej żony, to ona mówi „przepraszam”, jednak wypowiada to słowo takim tonem, jakby jednocześnie chciała mi powiedzieć, że jeśli się natychmiast nie zamknę, to nie przeżyję kolejnej minuty.

       Przychodzi mi do głowy owa scena za każdym razem, gdy przysłuchuję się współczesnym debatom politycznym, gdzie media zawsze są nadzwyczaj dbałe o to, by uczestnicy owych debat byli w stosunku do siebie w takim stanie nienawiści, że jeśli oni nie rzucają się na siebie z nożami, to tylko dzięki temu, że ów konflikt jest jak najbardziej udawany i tworzony jedynie pod tak zwaną „publiczkę”. I ja to wszystko rozumiem i akceptuję, to jednak co pozostaje tu dla mnie niezgłębioną zagadką to moment kiedy od czasu do czasu pojawi się pytanie: „Czy przeprosi pan, panie pośle?” i jak dotychczas chyba nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć, by którykowiek z nich zachował się jak moja żona i powiedział: „Proszę bardzo, przepraszam. Zadowolony?” Zamiast tego, słucham wciąż tak żałosnych wykrętów, by nie wypowiedzieć tego jednego nicnieznaczącego słowa, że aż   mnie zatyka. Gdybym ja siedział na miejscu tych durniów, to bym mówił wszystko co mi na sercu leży i to w formie takiej, by każde moje słowo wbiło się w mózg tego do którego było adresowane, i bym go bez dyskusji przepraszał  i to po wielokroć, a robiłbym to w taki sposób, by go krew zalała.

      Część z nas pewnie już się domyśla, w związku z czym ten dzisiejszy temat. Gdyby trzeba jednak było, to powiem, że chodzi mi o sytuację kiedy Donald Tusk zaproponował Jarosławowi Kaczyńskiemu debatę, a Prezes poinformował tego nieszczęśnika, że bardzo chętnie, o ile tylko on przeprosi za to wszystko co przez ostatnie 30 lata uczynił Polsce. I stało się tak, że w tym momencie, niemal w jednej chwili, Tusk napisał na Twitterze: „Przepraszam Jarku. A teraz miejsce i datę debaty poproszę”.

          Oczywiście prezes Kaczyński, czy może bardziej jego służby, sobie z Tuskiem odpowiednio poradziły, ja natomiast myślę sobie, że chyba po raz pierwszy raz od wspomnianych 30 lat Donald Tusk mi czymś zaimponował, a jednocześnie załatwił dla mnie pewien problem. Otóż mam nadzieję, że po tym jego, moim zdaniem pierwszej klasy wybryku, nikt już od nikogo nie będzie wymagał przeprosin. Pozostanie wyłącznie prawo pięści, ewentualnie buta.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...