sobota, 14 grudnia 2019

Dlaczego ćmy płoną?


Wydarzyło się w tych dniach parę rzeczy, które zrobiły na mnie pewne wrażenie, wywołując dość dawne wspomnienia, a tym samym pokusę, by może jeszcze raz zwrócić uwagę na coś, co uważam za bardzo ważne dla nas wszystkich. Otóż najpierw posłanka Lewicy Senyszyn stwierdziła, że Krzyż w publicznej przestrzeni to „oznaczanie terenu przy pomocy dwóch zbitych desek”, a tuż po niej jej kolega poseł z Konfederacji, Jacek Wilk, wracając ni z gruszki ni z pietruszki  do zamierzchłej już bardzo kwestii Traktatu Lizbońskiego, zasugerował, że z wdzięczności za to, że śp. Lech Kaczyński „oddał obcym suwerenność Polski”, jego brat „wsadził go na Wawel”.
Jak mówię, zarówno owo „oznaczanie terenu” przy pomocy Krzyża, jak i „wsadzanie na Wawel” człowieka zamordowanego tuż po tym, jak ten podpisał wspomniany Traktat Lizboński, poruszyło mnie bardzo, no i mniej więcej w tym samym czasie, pewien zaprzyjaźniony na Twitterze ksiądz Radomski zasugerował nam, że Szatan nie wierzy w Boga. Ponieważ jeszcze całkiem niedawno miałem szczęście rozmawiać z naszym księdzem Rafałem, który choćby na przykładzie żony Hioba wykazał mi, że jest wręcz odwrotnie, a więc Szatan jak najbardziej wierzy w Boga, tyle że próbuje nam przy tym dowieść, że Bóg jest zdrajcą, zasługującym wyłącznie nasza pogardę, odpowiedziałem księdzu Radomskiemu, że Szatan, tak jak ateiści, wierzy, tylko za to, że Ten nim wzgardził, Go nie nawidzi. Ksiądz Radomski niespodziewanie się ze mną bez awantur zgodził, a ja sobie przypomniałem swój bardzo dawny tekst o ćmach. No i w związku z tym wszystkim pragnę go tu dziś przypomnieć.

      Proszę sobie wyobrazić, że obejrzałem dziś w TVN-ie krótki, może pięciominutowy fragment programu zatytułowanego Drugie Śniadanie Mistrzów. Program, o którym mówię, jest jedną ze sztandarowych pozycji sobotniej oferty stacji, ale – z jakiegoś powodu – dopiero dziś miałem okazję bliżej zobaczyć, o co w tym czymś chodzi. Piszę „bliżej”, bo, ogólnie rzecz biorąc, miałem na ten temat pewne pojęcie już wcześniej. Wiedziałem na przykład, że gospodarzem programu jest Marcin Meller, redaktor naczelny magazynu dla onanistów o nazwie Playboy. I również wiedziałem, że koncepcja programu polega na tym, że Meller zaprasza kilku aktorów, piosenkarzy, czy innych tzw. artystów, żeby oni gadali, a my żebyśmy wszyscy mieli okazję dowiedzieć się, co każdy z nich ma do powiedzenia na tematy, o których pojęcia mieć nie może z przyczyn, o których dalej. Może zresztą to właśnie był powód, dlaczego przez tyle tygodni nie miałem serca, żeby choćby rzucić okiem na tę audycję. W końcu, kogo może interesować opinia Wojciecha Pszoniaka, czy Maryli Rodowicz na jakikolwiek temat?
      Szczerze powiem, że nie bardzo wiem, jak to się stało, że od pewnego czasu, do udziału w najróżniejszego rodzaju debatach, zaczęto zapraszać przedstawicieli środowisk, których jedyna kompetencja zawsze ograniczała albo do odgrywania scen w teatrze, albo do tańczenia, albo do śpiewania, ewentualnie może do pokazywania magicznych sztuczek, czy choćby tylko do wyglądania. Mogę tylko spekulować, że ta moda pojawiła się wraz z opanowaniem przez kulturę popularną całej sfery publicznej. Myślę, że w momencie gdy okazało się, że w dobrym tonie jest, żeby profesor uniwersytetu chodził z kolczykiem w nosie i wytatuowanym smokiem na tyłku, ksiądz przebierał się w skórę i jeździł po parafii na motocyklu, a prezydent kraju biegał w majtkach po trawie i kopał piłkę, nie było też już żadnych przeszkód, żeby uznać, że każdy może wszystko, byle było fajnie i po linii. Premier zostanie piłkarzem, piłkarz premierem, a tancerz socjologiem.
      Kiedy dziś zatrzymałem się przez chwilę przy telewizorze, przed kamerami stacji TVN24, oprócz Mellera, występował pan którego nie znam, piosenkarka Peszek, gitarzysta Hołdys i konferansjer Urbański. Tematem debaty był zbliżający się występ piosenkarki Madonny w Polsce i zaplanowany inteligentnie na 15 sierpnia, czyli w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Chodziło o to, że ponieważ część środowisk blisko związanych z Kościołem Katolickim uważa, że jest bardzo nieładnie, żeby akurat w dniu tak wielkiego religijnego święta, Polska wypełniona została widokiem piosenkarki o imieniu Madonna kopulującej z krzyżem na konfesjonale, TVN24 postanowił spytać Peszek, Hołdysa i Urbańskiego i tego pana, którego nie znam, co oni sądzą na temat katolickich obsesji.
      Jeśli wziąć pod uwagę, że Hubert Urbański głównie zasłaniał się talerzem i zapluwał z rozbawienia, Zbigniew Hołdys siedział z kamienną twarzą i uważał, żeby mu się nie przekrzywił kapelusz, Meller nastawiał ucha, co mu mówią do słuchawki, a nieznajomy mi pan coś mruczał pod nosem, to właściwie całą treść programu wypełniła piosenkarka Maria Peszek. Przyszła do studia zaopatrzona w wydrukowaną z Internetu listą najśmieszniejszych jej zdaniem imion ludzi świętych z całej historii chrześcijaństwa i odczytywała je z błyskiem w oku, wzbudzając – jak się domyślam – tumany śmiechu przed ekranami. I w ten sposób w naszej przestrzeni publicznej dokonał się swego rodzaju przełom. Oto w jednym z największych kanałów telewizyjnych, w samym środku sobotniego dnia, został w aurze pełnej bezkarności przedstawiony skecz, polegający na wyśmiewaniu największych męczenników chrześcijaństwa, bo pewnej piosenkarce wydało się bardzo śmieszne, że oni mieli takie komiczne imiona.
      Cóż więc można powiedzieć? Chyba tylko tyle, że w większości współczesnych religii, Maria Peszek za to co zrobiła, została by po prostu zamordowana, a siedziba TVN, wraz z jej swoimi pracownikami i właścicielami, zwyczajnie spalona. Ale o tym akurat, jak się dowiedziałem z opisanego programu, wie może nawet i sam Marcin Meller. Natomiast ja myślę sobie o czymś innym. W tej samej telewizji TVN24, niedawno pokazała się informacja, że do czasu gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych został Barak Obama, coś takiego jak ekstremizm konserwatywny w ogóle nie istniało. Jeśli istniała prawdziwa wściekłość, to wyłącznie lewicowa. Ostatnio – prawdopodobnie częściowo w reakcji na pewne polityczne przesunięcia – coś bardzo niedobrego zaczyna się dziać. Na przykład niedawno, został zastrzelony lekarz dokonujący tzw. późnych aborcji. Coś się zdecydowanie dzieje.
     Czy ktoś może wie, jaki jest powód, że ćmy tak bardzo lubią płonąć?



    

1 komentarz:

  1. Bo polegają tylko na zmysłach. Zresztą ich zmysł wzroku jest bardzo niedoskonały. Zmysł dotyku, odczucia ciepła i zimna czegoś musi być przygłuszony postrzeganiem wielkiego światła, albo jest jeszcze bardziej niedoskonały niż wzroku. Brak im "korzenia" i "oleju w lampie oliwnej".

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...