sobota, 3 sierpnia 2019

Onet, czyli krótki film o zabijaniu


        Z najwyższą satysfakcją i wielką radością odebrałem właśnie informację, że po wielu latach procesu, jaki wytoczył Onetowi Krystian Brodacki, zapadł ostateczny wyrok, zgodnie z kórym Axel Springer będzie musiał Brodackiemu wypłacić 100 tys. złotych, a jednocześnie na swojej głównej stronie zamieścić odpowiednio wyeksponowane przeprosiny za to , co ta banda kryminalistów uczyniła pamięci jego matce, którą lata temu osobiście zamordowali. O co poszło? Otóż jakieś trzy czy cztery lata temu Onet uznał za stosowne zamieścić na swoim słynnym portalu pewien niezwykły tekst i zarekomendować go następującym zdjęciem:



      Jak się wkrótce jednak okazało, powyższe zdjęcie, owszem, przedstawiało polskie dziewczęta, tyle że nie sprzedające się ojcom i dziadkom dzisiejszych właścicieli Koncernu, lecz prowadzone przez nich na rzeź. Mało tego. Obok tej informacji, pojawiła się kolejna, a mianowicie ta, że na powyższym zdjęciu Krystian Brodacki, skądinąd wybitny polski muzyk jazzowy oraz dziennikarz, rozpoznał swoją mamę, no i w związku z tym wypowiedział Onetowi wojnę, która właśnie dobiegła sprawiedliwego końca. Jak wspomniałem wcześniej, zgodnie z prawomocnym wyrokiem, Onet ma Brodackiemu zapłacić 100 tys. zł zadoścuczynienia i go odpowiednio publicznie i głośno przeprosić.
        Ktoś mnie zapyta, czemu w czasach, gdy naprawdę mamy wystarczająco dużo ciekawych tematów do rozmowy, a sprawę Onetu i Brodackiego odpowiednio juz nagłośniły ogólnopolskie media, ja tak naprawdę powtarzam to, co już wszyscy i tak wiedzą. Otóż ja mam ku temu aż dwa powody: jeden osobisty, a drugi, że tak powiem, obywatelski. I aby je przedstawić, dalsza część tej notki będzie powtórzeniem fragmentów notek wcześniejszych, opublikowanych tu w ciągu minionych lat. Zacznę od części „obywatelskiej”. Rzecz w tym, że powszechna opinia jest taka, że Onet to firma od początku do końca niemiecka i że wszystko co się tam wyprawia to szwabska robota, z którą my Polacy nic wspólnego ani nie mamy, ani mieć sobie nie życzymy. Oto fragment mojego dawnego tekstu:
       W ‘Ojcu Chrzestnym’, jak pewnie wszyscy pamiętamy, jest scena, kiedy to Michael Corleone, już jako głowa rodziny, leci do Kalifornii, żeby spotkać się z Moe Greenem i załatwić odkupienie od niego udziałów w branży hazardowej. Ponieważ Moe Greene jest potężnym gangsterem, a w dodatku zdaje sobie sprawę z tego, że rodzina Corleone dopiero nabiera sił po śmierci Dona, mówi Michaelowi, że ani mu w głowie wyzbywanie się swoich udziałów, i żeby Michael nie liczył na wiele, bo jego potęga stoi na glinianych nogach i wszyscy o tym wiedzą.
      Co to ja słyszę?’ – mówi Moe.Rodzina Corleone chce mnie wykupić? To ja was wykupię. Mnie się nie wykupuje’.
      Oczywiście – to też znakomicie pamiętamy – wszystko się kończy dobrze, bo Moe Greene, człowiek zły i głupi, zostaje zamordowany strzałem prosto w oko, a Michael zabiera wszystko, jak swoje, natomiast ja się zastanawiam, co by było, gdyby sprawy potoczyły się nieco inaczej. To znaczy, jak by wyglądało zakończenie całej tej historii, gdyby na impertynencje Greene’a, Michael powiedział: ‘Wiesz, Moe, przekonałeś mnie. Dawaj kasę i bierz nas sobie’? Co by było, gdyby Moe Greene, potężny – ale w końcu nie jakoś szczególnie potężny – gangster z Kalifornii, kupił sobie Rodzinę Corleone? Ja on by sobie z tym zakupem poradził?
      Przypomniał mi się ów „Ojciec Chrzestny” już jakiś czas temu, jeszcze przed minionymi Świętami, kiedy Onet opublikował serię zdjęć przedstawiających bawiących się w świetle bożonarodzeniowej choinki esesmanów, a może tylko żołnierzy Wehrmachtu – nieważne – z sugestią taką oto mniej więcej, że nawet hitlerowcy kochali Pana Jezusa. Na tę skandaliczną prowokację zareagował natychmiast kolega Maciek Świrski, który zasugerował, że Onet się tak rozbuchał od czasu, gdy go kupili Niemcy, a numer z niemiecką choinką to zaledwie początek tego, co przed nami. Przeczytałem tekst Świrskiego, napisałem krótki komentarz, w którym bardzo krótko wyjaśniłem relacje między Onetem, a jego nowym niemieckim właścicielem, i zacząłem myśleć o tym, że prędzej, czy później będę musiał napisać na ten temat osobny tekst.
       Dziś postanowiłem się do sprawy zabrać na poważnie, no i pierwsze, co zrobiłem, to wpisałem sobie w wyszukiwarce słowo „onet”. Po kilku nieudanych próbach, kiedy to zamiast normalnej informacji o firmie, otwierał mi się portal onet.pl, trafiłem wreszcie na stronę o adresie http://ofirmie.onet.pl/wartosci,  gdzie przeczytałem, co następuje:
      W Onecie przyświecają nam proste, uniwersalne i ponadczasowe wartości:
       Otwartość w komunikacji. W każdym wymiarze i przestrzeni.
       Pasja oparta na innowacyjności, dążeniu do osiągania najwyższej jakości oraz współzawodnictwie.
Gra zespołowa niezależnie od tego czy chodzi o sprawy wewnętrzne czy zewnętrzne staramy się grać zespołowo, wierząc, że przynosi to najlepsze efekty.
Zero tolerancji dla arogancji. W stosunku do współpracowników, kontrahentów, partnerów biznesowych.
      Akcja, czyli skupienie na dostarczeniu produktu. W Onecie mawiamy ‘Vision without execution is a hallucination’:)
’.
      Gdyby ktoś nie wiedział, to co oni w Onecie sobie mawiają, na polski tłumaczy się tak: „Niezrealizowana wizja jest halucynacją”. Skoro więc to mamy już wyjaśnione, spójrzmy nie na tych, co ową wizją się karmią, ale tych, co ją realizują. Szukamy dalej i otwieramy zakładkę zatytułowaną ‘Ludzie Onetu’. Tam wprawdzie nazwisk żadnych nie znajdziemy, ale za to są zdjęcia i imiona: Gosia, Marcin, Monika, Sławek, Arek, Małgosia, no i oczywiście tekst. Mówi Gosia:
       Nakręca nas oglądalność, to, że wrzucamy coś na stronę i widzimy, że się klika, wzbudza zainteresowanie. To jest rzecz, która daje nam kopa – wrzucasz coś i widzisz, że to się ludziom podoba, że chcą to oglądać, że tytuł, który ułożyłeś czy materiał, który promujesz zażarł i wzbudza mocne zainteresowanie. To jest mocna dawka adrenaliny’.
       Ja zdaję sobie sprawę, że droga, którą przeszedłem od sceny z Moe Greenem do tej Gosi może się niektórym z nas wydać zbyt długa, a przede wszystkim zbyt kręta, ale tu niestety jestem bezradny. Takimi akurat drogami chodzą moje myśli, i innymi nie chcą. Jedyne co mi pozostaje, to liczyć na to, że większość czytelników tego bloga się już odpowiednio do moich ekstrawagancji przyzwyczaiła. Mimo to, spróbuję trochę przynajmniej problem przybliżyć. Otóż tak się szczęśliwie porobiło, że ja przez ten blog, ale przecież i nie tylko, mam w różnych miejscach swoich informatorów, którzy zawsze chętnie służą mi swoją pomocą. I oto, jeden z nich, człowiek jak najbardziej stamtąd, poinformował mnie, że kiedy Axel Springer wyciągał z kieszeni ów okrągły miliard, żeby sobie kupić Onet, nawet nie wiedział, co sobie bierze na głowę. Niemcy, w ramach standardowej medialnej ekspansji, którą już od lat prowadzą w Polsce, kupili sobie ten Onet, bo im się wydawało, że to taki fajny portal – popularny i z przyszłością – a tymczasem okazało się, że w ten sposób zwalili sobie na łeb coś, co ich pod każdym względem przewyższa. Zarówno jak idzie o wielkość, rangę, i znaczenie. Kupili sobie ten Onet, a tu się okazało, że Onetowi nawet w głowie, żeby się swoim właścicielem w jakikolwiek sposób przejmować. Więcej: Onet nawet nie bierze pod uwagę, że tam gdzieś w ogóle jest jakiś, nowy, czy stary, właściciel. Onet, jeśli już w ogóle myśli o tym, że gdzieś jest ktoś, kogo należy słuchać, to wspomina wyłącznie System.
      Wszyscy pamiętamy, jak to Tomasz Lis, naczelny należącego, podobnie jak Onet, do Niemców, ‘Newsweeka’, opublikował serię bardzo antykościelnych okładek. Jak mnie informują moi ludzie, kiedy sprawa zaczęła żyć własnym życiem, Lis został wezwany, nawet nie do Niemca, ale do kogoś, kto ma za zadanie zaledwie przekazywać informacje, i otrzymał polecenie, że ma się natychmiast uspokoić, bo jego zachowanie szkodzi wizerunkowi firmy… i on, bez słowa skinął głową i cichutko zamykając drzwi, wyszedł. Z tego, co słyszę, rozumiem, że, ku swojemu potężnemu zdziwieniu, ci sami Niemcy, którzy tak gładko sobie poradzili z Lisem, do Onetu nie mają żadnego dostępu. Tam siedzą Gosia, Arek, Sławek i Marcin i każdy z nich zajęty jest realizowaniem wizji. A jeśli nawet owa wizja wyrzuci z siebie nagle pomysł, by z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia, pokazać nam wszystkim, jak to przed nami te Święta obchodzili nasi kaci i okupanci, owym katom i okupantom nic do tego. Bo z punktu widzenia Systemu, oni są dziś nikim.
      Kupił więc sobie Axel Springer Onet… i aż przysiadł od tego ciężaru. I tak siedzi i myśli, co tu zrobić. A przed nim rozciąga się System, i mieni się wszystkimi kolorami tęczy.
       Zaglądamy po raz kolejny na stronę Onetu, a tam widzimy zarząd spółki, i same polskie nazwiska: prezes Robert Bednarski, prezes Paweł Leżański, dyrektor Jacek Dzięcielak, dyrektor Renata Morlewska-Sipior, i dopiero na samym końcu tak zwana Rada Nadzorcza, a w niej jakiś Ralph i paru Marcusów. Jestem pod wrażeniem!
       Ja wiem, że nasze tak bardzo skomplikowane czasy doprowadziły nas do miejsca, gdzie jesteśmy przekonani, że, jeśli tylko uda nam się wypędzić stąd Niemców i Francuzów, z resztą jakoś sobie poradzimy. Otóż nic z tego. Ten węzeł jest znacznie bardziej skomplikowany. Nawet nie wiemy, jak bardzo”.
       I to, jak dotychczas tyle, gdy chodzi o coś co możemy nazwać szorstką przyjaźnią polsko-niemiecką. Teraz jednak nie mogę się powstrzymać, by wspomnieć tu wątek osobisty. Otóż od kiedy prowadzę ten blog, mam na sumieniu kilka zdarzeń, które sobie cenię nadzwyczaj i ze względu na które żyje niezmiennym przekonaniem, że było warto. Było ich pewnie nieco więcej, jednak dziś przychodzi mi do głowy afera z festiwalem „Unsound” oraz nieco wcześniejsza, z odwróconym szalikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To są dwie kwestie, które dają mi poczucie sensu. Jednak dziś wspominam coś jeszcze. Otóż proszę sobie wyobrazić, że gdyby nie ten blog, jest bardzo prawdopodobne, że o sprawie tego strasznego zdjęcia pies z kulawą nogą by dziś nie pamiętał. A było tak, że kiedy Onet je opublikował, ja je natychmiast zauważyłem i – nie mając nawet pojęcia, że mamy do czynienia z manipulacją, ale uniesiony prostym moralnym oburzeniem – napisałem odpowiedni komentarz na Twitterze. Jedną z pierwszych osób jakie na niego zareagowała była moja serdeczna przyjaciółka Klara Brodacka, która poinformowała mnie o tym, co się stało, a ja natychmiast opublikowałem odpowiedni tekst na tym blogu i bardzo proszę, by go sobie dziś przypomnieć:
      Parę dobrych lat temu napisałem tekst zatytułowany ‘O tym, jak Moe Green kupił sobie Onet’, w którym, opierając się na i informacjach z tak zwanych ‘źródeł dobrze poinformowanych’, chciałem zwrócić uwagę na fakt, że Axel Springer, wyrzucając lekką ręką z kieszeni okrągły miliard złotych na wykupienie projektu kontrolowanego przez bandę bezczelnych gówniarzy, dla których to, kto im płaci, jest rzeczą pozbawioną najmniejszego choćby znaczenia, zrobił najgorszy interes w całej swojej karierze. Mają bowiem Niemcy ten swój Onet, ciągną z niego oczywiście co się da, natomiast o tym, żeby choć przez chwilę poczuć ów urok władzy, mowy być nie może, bo Gosia, Arek, Sławek i Marcin nie pozwolą, by im się Niemcy do zabawy wpieprzali.
      A wszystko zaczęło się od tego, że przed Bożym Narodzeniem 2013 roku na głównej stronie wspomnianego Onetu ukazało się zdjęcie przedstawiające hitlerowskich żołnierzy przy świątecznej choince i tekst opowiadający o tym, jak to naziści podobnie do niektórych z nas, również kochali Pana Jezusa. Zdjęcie wywołało pewne poruszenie, a główne ostrze krytyki za uprawianie antypolskiej propagandy zostało skierowane przeciwko niemieckiemu właścicielowi Onetu. Ponieważ ja, jak mówię, miałem informacje, że Niemcy na politykę prowadzoną przez Gosię, Arka, Sławka i Marcina mają mniej więcej taki sam wpływ, jak Moe Green miał na swoje hotele, zanim został zamordowany przez Michaela Corleone, uznałem za stosowne zasugerować, że my nasze pretensję powinniśmy kierować nie do Niemców akurat, tylko właśnie do tej bandy krakowskich japiszonów, których intencje są nam wprawdzie nieznane, ale to oni jak najbardziej postanowili się z nami drażnić.
       Minęły trzy lata i oto Onet opublikował następujące zdjęcie (czemu go tu dziś nie powtórzyć?):



       Przyznaję, że nie mam pojęcia, kiedy i jak długo to tam wisiało, czy był jakaś interwencja, czy może wszystko zostało przeprowadzone od początku do końca, faktem jest jednak to, że czy to Gosia, czy też Arek, a może Marcin, lub Sławek uznali, że zrobią na nas odpowiednie wrażenie, publikując zdjęcie polskich kobiet prowadzonych przez niemieckich żołnierzy na śmierć, z sugestią, że one polazły z nimi do tego lasu, żeby sobie poużywać. Nasza koleżanka, Klara Brodacka, komentująca tu swego czasu bardzo często i z prawdziwym talentem, na owym zdjęciu rozpoznała mamę swojego męża, Marię Brodacką, która została rozstrzelana w Palmirach za pomoc Żydom, i potwierdziła, że to właśnie zdjęcie ukazuje ów moment, kiedy teściowa jej jest prowadzona przez Niemca na śmierć. Tymczasem Arek, Marcin, a może Gosia, lub Sławek postanowili nam wytłumaczyć, że to wcale tak nie było, że ten las miał zupełnie inne przeznaczenie, zwłaszcza gdy chodzi o relacje Niemców z polskimi kobietami.
      No i tu pojawia się pytanie, czemu oni to robią. Czemu Gosia ze Sławkiem się z nami w taki sposób zabawiają i czemu robią to z takim zaangażowaniem? Bo dlaczego Axel Springer nie interweniuje, to ja już wiem. Gdyby on powywalał tych gówniarzy na zbity pysk i na ich miejscu posadził jakąś Gerdę i Hansa, podniósłby się taki wrzask, że Niemcy nas biją, że firma by się z tego nie podniosła. A więc patrzą tylko jak ci folksdojcze robią sobie jaja i pewnie coś tam z tego próbują dla siebie wyciągnąć. O tak! Tu nie ma najmniejszej wątpliwości. Oni z całą pewnością nie pozwolą sobie na to, żeby jakoś tego uśmiechu losu nie wykorzystać.
      A więc wygląda na to, że zostaliśmy otoczeni na czysto. Co więc możemy na tę okoliczność poradzić. Otóż ja nie wiem, jakie są możliwości prawne, gdy chodzi o firmę o takiej pozycji jak Onet, ale moim zdaniem najlepiej by było, gdyby rodzina tej pani na zdjęciu pozwała ich w taki sposób, by oni to poczuli. Zakładam jednak, że to jest sprawa nie do przeprowadzenia. Nie tu w Polsce. W tej sytuacji zatem pozostaje już tylko apelować do polskiego rządu, by problem Onetu załatwił podczas bezpośrednich rozmów z Niemcami. Jestem pewien, że to jest o wiele krótsza piłka, niż się wydaje. Wystarczy przypomnieć sobie, jak zgrabnie podczas bezpośrednich rozmów z kanclerz Merkel Donald Tusk rozegrał dla siebie problem „Faktu”, wyrzucając stamtąd najpierw Warzechę, a chwilę potem samego Jankowskiego. Można podejrzewać, że przynajmniej gdy chodzi o Niemców, to jest zawsze najbardziej skuteczny kierunek. Dla nich wolność mediów to podstawa”.
        A więc tak to się właśnie odbyło. Gdyby nie ten blog, to ja nie wykluczam, że w pierwszej kolejności Maciej Świrski ze swoją Redutą Dobrego Imienia – która od początku do końca sprawę Krystiana Brodackiego prowadziła – sprawą by się nie zainteresował, a dziś Onet nie musiałby ani płacić, ani przepraszać i w ogóle sprawy by nie było. Czemu tak? Powód jest prosty. Otóż tak naprawdę wszystko co sprawia, że to iż stoimy wciąż w pozycji wyprostowanej, to wyłącznie zasługa tych, którzy są z jednej strony autentycznie zaangażowani, a z drugiej, ich zaangażowanie jest czyste i szczere. A ja jestem autentycznie dumny, że udało mi się być tego częścią.
       Na koniec jeszcze jedna, znacznie bardziej uniwersalna, uwaga. Otóż przypominam sobie jak kiedyś mówiło się trochę o pewnej pani, która, kupiwszy sobie wcześniej u McDonalda kawę, w nadzwyczaj głupi sposób wylała ją na siebie, doznając fatalnych poparzeń, za co firma wypłaciła jej lekką ręką milion dolarów odszkodowania. Mieliśmy tu w tym temacie pewne spostrzeżenia i zgodziliśmy się szybko, że McDonald’s zachował się w tej sytuacji nadzwyczaj profesjonalnie, wiedząc, że jedyne czego kupić nie można to reputacja. Wygląda na to, że Niemcy od Springera albo tego nie wiedzą, albo uważają, że Polska i Polacy to temat-gówno. Jeśli nie wiedzą, to jest z nimi naprawdę źle, a jeśli postanowili Polskę do końca traktować z charakterystycznym dla siebie lekceważeniem, to z tego dla nas wynika już tylko jedna informacja: z nimi nie należy się pieprzyć. Gdy chodzi o Niemców, to ich należy brać za ten świński  ryj i nie puszczać aż nie zapłacą. Nie mam nic przeciwko temu, by zacząć od zadośćuczynienia za Wolę ’44.


3 komentarze:

  1. Do kiedy mają umieścić te przeprosiny na portalu?

    OdpowiedzUsuń
  2. @Mateusz
    Myślę, że dopiero wtedy jak im to każe zrobić Europejski Trybunał Sprawiedliwości.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...