wtorek, 10 kwietnia 2018

O ośmiu szóstkach i Polsce w pomarańczowej czapeczce


      Szczerze powiedziawszy, nie wiem, ilu z czytelników tego bloga ma w ogóle pojęcie, kto to taki Major Frydrych, a tym bardziej Waldemar Frydrych, poza tym, że od zeszłego roku Telewizja Republika nadaje program satyryczny pod nazwą Frydrych Krysztopa i że może to chodzi o tę nędzę. Otóż w rzeczy samej, to jest właśnie ta nędza, której postanowiłem poświęcić dzisiejszą notkę, czyli Waledemar „Major” Frydrych we własnej osobie.  Gdyby jednak ktoś chciał się dowiedzieć czegoś więcej na temat tego dziwnego człowieka, może oczywiście zajrzeć do Wikipedii i przeczytać tam, że chodzi o „happenera, artystę i pisarza”, który od czasu PRL-u, kiedy to przebrany za krasnoludka urządzał we Wrocławiu zabawne uliczne happeningi, z pozoru całkowicie apolityczne, jednak powszechnie traktowane jako gest antyreżimowy, próbuje z żałosnym wręcz uporem powrócić na scenę i jeszcze do niedawna jedynym jego sukcesem był wspomniany na początku program w Telewizji Republika, no i ta notka w Wikipedii, gdzie, jak sądzę, on sam tytułuje się „artystą”.
      I nie mam najmniejszej wątpliwości, że ów Waldemar Frydrych nie zostałby do końca naszego wspólnego życia zaszczycony umieszczeniem go przeze mnie wśród, jak sądzę, dziś już tysięcy mniej lub bardziej pustych haseł, gdyby nie fakt, że ów wydawałoby się kompletnie pozbawiony znaczenia motyw z krasnoludkiem, ni stąd ni z owąd pozwolił mu zaliczyć jeszcze jeden, tym razem już, autentyczny sukces. Oto albo sam w swojej przebiegłości, albo z inspiracji kogoś od niego sprytniejszego, Waldemar Frydrych uznał, że te wszystkie krasnoludki, które zamieszkują współczesny Wrocław i stanowią niejako jego symbol, to w rzeczywistości jego zasługa, a dokładnie rysunku, który on kiedyś wykonał i który przedstawiał krasnoludka, wprawdzie bez czapeczki, ale podobno jednak krasnoludka. A zatem, uznając, że nie może być tak, by i na niego coś z tego interesu nie spłynęło, jeszcze w roku 2010 zażądał od Miasta 900 tys. zł. odszkodowania, a kiedy miasto jego gest uznało zaledwie za kolejny happening, wytoczył prezydentowi Dutkiewiczowi sprawę o naruszenie jego intelektualnej własności, no i ruszył wieloletni proces, który właśnie zakończył się ugodą i Miasto zgodziło się zapłacić Frydrychowi za wyrządzone szkody… uwaga, uwaga – 666 666 złotych plus 66 groszy.
      Ja oczywiście mam świadomość tego, że niektórzy czytelnicy w tym momencie sobie pomyślą, że ja już dosczętnie oszalałem, jeśli zwykły happeningowy żart słynnego Majora interpretuję, jako niebezpieczna zabawę. Wiadomo, że świat schodzi na psy, w wielu swoich przejawach prezentuje wręcz najczystsze zło, a kto wie, czy nie jest nawet tak, że dalej będzie już tylko gorzej, no ale nie przesadzajmy.  W końcu Pomarańczowa Alternatywa, której Frydrych jest pomysłodawca, twórcą i właścicielem, nie takie grepsy nam fundowała jeszcze w czasach swojej świetnosci. A kiedy ów figlarz dwukrotnie kandydaował w wyborach na Prezydenta Warszawa, to co to było, jak nie figiel właśnie? Otóż tym razem nie zamierzam się tej narracji podporządkować. Oczywiście rozumiem, że kiedy ktoś taki jak Waldemar Frydrych walczy o było nie było poważne pieniądze, a więc być może po raz pierwszy i jedyny raz w życiu nie zamierza żartować, on nie może zapominać o wizerunku i musi to wszystko próbowac przykryć jakimś cyrkiem. No ale przecież możliwości jest naprawdę wiele i zupełnie szczerze uważam, że numer z tymi szóstkami wcale nie jest najśmieszniejszy, nawet z punktu widzenia prostego durnia. Mógłby on na przykład zażyczyć sobie okrągły milion, plus złotówkę na nowy kapturek, albo 999 tysięcy 999 złotych i 99 dziewięc groszy, żeby wykpić to co znamy pod nazwą „cena Baty” i co skądinąd faktycznie robi dość zabawne wrażenie, można by było wreszcie zażądać od miasta miliard złotych, z tym zastrzeżniem, że z całej sumy, 999 milionów ma zostać przyznaczone na stypendia dla dzieci ubogich krasnoludków. Jak mówię, możliwości była cała kupa. Tymczasem Frydrych, lub, jak głosi oficjalny komunikat, wyznacząny przez sąd rzeczoznawca, uznał, że poczynione przez Miasto szkody warte są ni mniej ni więcej, jak równe 666 tysięcy 666 złotych i 66 groszy, i w tym momencie zarówno wrocławski sąd, jak i pozwany prezydent Dutkiewicz z radością tę propozycję przyjmują. A mówię, że z radościa, bo z tego co wiem, nikt nawet jednym stęknięciem nie zapytał owego rzeczoznawcy, czy to przypadkiem nie jest jakaś kpina z urzędu, sądu, prawa, oraz przyjętego powszechnie obyczaju.
      Zastanówmy się więc na końcu, czemu tak. Jak to jest, że coś tak nieprawdopodobnie skandalicznego mogło się wydarzyć w, że tak powiem, świetle reflektorów, i jedyne co widzimy, to wzruszenie ramion, zupełnie jakby faktycznie chodziło tylko o to, że jakiś zapomniany śmieszek postanowił nagle przypomnieć o sobie i mu nie bardzo wyszło. Otóż moim zdaniem tu nie chodzi o Frydrycha, który prawdopodobnie jest tylko głupi. Nie chodzi też nawet o tego rzeczoznawcę, który również uznał, że bierze udział w happeningu. To co nas powinno tu zainteresować to postawa prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, który najwyraźniej poczuł krew i uznał, że oto przed nim otwiera się jakaś szansa. Ktoś się zapyta, jaka szansa, a ja już odpowiadam: Nie mam pojęcia. To absolutnie nie jest coś, co ja mógłbym rozpoznać. Jedyne co wiem, to to, że proces, o którym mówimy, toczył się kilka dobrych lat i kiedy wydawało się, że on nie ma końca, nagle padła ta czarna liczba i wszyscy zaangażowani w sprawę, zareagowali entuzjazmem.
      Żeby jednak nie kończyć tych rozważań w ponurym nastroju, powiem coś, co, moim zdaniem, daje nam nieco nadziei. Otóż niewykluczone, że ten Frydrych to, owszem, cwany, choć w gruncie rzeczy porządny człowiek, tyle że on widząc, że na te pieniądze nie ma szans, nagle bardzo sprytnie wymyślił, że gdyby tak do Dutkiewicza uderzyć z tymi szóstkami, to ten w jednej chwili zmięknie, a sędzia też ani nie mrugnie.  No i Dutkiewicz, jak widzimy, zmiękł, dalej już poszło z górki, a Frydrych już niedługo będzie miał na tyle dużo pieniędzy, by nie musiał się dłużej kompromitować z Krysztopą w Telewizji Republika. I to by była wiadomość naprawdę dobra.

Informuję z przyjemnością, że już jutro, czyli 11 kwietnia o godzinie 17.30, będę na Wzgórzu Zamkowym w Kielcach opowiadał o nauce języka angielskiego i nie tylko. Zapraszam każdego, kto ma te Kielce bardziej pod ręką. Będę ja, będą książki, a jeśli ktoś nie da rady, to może już 14 i 15 uda nam się spotkać w Warszawie na Targach Wydawców Katolickich.


2 komentarze:

  1. Wypadaloby sie przygotowac - Waldemar Fydrych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawne. Zawsze myślałem, że jemu jest Frydrych. Ale figiel. Trudno, niech już tak zostanie.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...