czwartek, 23 listopada 2017

Siedem refleksji na zmurszałe tematy

Od czasu gdy „Polska Niepodległa” przeszła na cykl dwutygodniowy, znaleźliśmy się w sytuacji, gdzie do wyboru mamy już tylko albo uznać, że tu nie ma miejsca dla tematów, które nikogo już nie interesują i zapomnieć o tym, co nas jeszcze niedawno tak skutecznie wciągało, albo zacisnąć zęby i żyć wspomnieniami.  No i się zwyczajnie pouśmiechać. Uśmiechajmy się zatem.

Miniony tydzień zdominowany został przez jedno praktycznie wydarzenie i chyba nie mamy wyjścia, jak się odpowiednio zaangażować. Dotychczas o tym pewnie nikt z nas nie miał bladego pojęcia, ale okazało się właśnie, że wśród wielu pisarzy, znanych, mniej znanych i w ogóle nieznanych, chodzi też po naszym świecie człowiek o nazwisku Janusz Rudnicki. Wielka kariera Rudnickiego rozpoczęła się już jakiś czas temu i jak się można domyślić, nie jest ona związana w żaden sposób z jego działalnościa literacką. Rzecz w tym, że kiedy ten, poproszony przez Wirtualną Polskę o opinię na temat Polski i jej obecnej politycznej sytuacji, powiedział, co nastepuje: „Mój najbardziej dotkliwy wkurw to nasz polski antysemityzm. Niestety nasz. Piekący, tępy i zajadły. Wyssany z mlekiem cholera wie jakiej matki, nieangielski i niekreolski. Kiedy widzę, słyszę i czytam to, co wydaje z siebie to bydło, brakuje mi tchu. Myślę sobie: ‘Co za koszmar!’. Łapię się na tym, że najchętniej zagnałbym ich do stodoły i niechby ich tam spalił ogień ich nienawiści. Polacy en block to kartofle. Przeciętny Polak to kundel. Najbardziej to widać na lotniskach, przez które przewijają się wszystkie rasy świata. Polski lud ma do dziś mordy z obrazów Dudy-Gracza. Jeśli przyjąć, że na przykład prymitywna i zacofana amerykańska Polonia jest wypadkową tego ludu, no to co?
Formuła tej rubryki jest taka, że nie ma tu możliwości poświęcenia większej ilości miejsca wypowiedziom Rudnickiego, myślę jednak, że to co pokazałem wyżej, w pełni wystarczy. Choćby tylko po to, byśmy się mogli zadumać nad tym, jak naprawdę dziś niewiele trzeba, by zostać przyjętym do tak zwanej „elity”. Wystarczy na jednym oddechu wypowiedzieć słowa „wkurw” i Polska.

***

A trzeba przyznać, że dziś Rudnicki, niewykluczone, że właśnie dzieki tej wypowiedzi i jej szczególnej poetyce, stał się częścią elity pełną gębą. Ale zacznijmy od początku. Otóż jakiś czas temu niejaka Anna Śmigulec z „Wysokich Obcasów” umówiła się z Rudnickim w kawiarni i w pewnym momencie, kiedy sobie tak z nim siedziała przy stoliku, pojawił się jakiś kolega Rudnickiego, a ten powitał go okrzykiem: „Chodź! Kurwy już są”. Dziennikarka się obraziła i to co się stało, opisała publicznie, prawdopodobnie licząc na to, że po aferze Harveya Weinsteina i spółki uda jej się odpowiednio zaistnieć. I proszę sobie wyobrazić, że… nic z tego. Niemal w tym samym momencie, gdy ukazały się rewelacje owej Śmigulec, zorganizowany i uruchomiony został front obrony Rudnickiego, co ciekawe głównie przez jego znajome, które ogłosiły, że im tego typu zachowanie Janusza nie przeszkadza, bo wszyscy wiedzą, że Rudnicki to taki śmieszek i jemu wolno więcej, niż tym obślizgłym męskim szowinistom z PiS-u.

***

W sumie, to jest bardzo ciekawe, co mówią koleżanki  redaktor Śmigulec, że wszyscy doskonale i od dawna wiedzą, że Rudnicki to takie wesołe chamiszcze, bo to by wskazywało na to, że kiedy ona szła na spotkanie z nim w tej knajpie, również doskonale wiedziała czego się może spodziewać. Czy to możliwe więc, że ona by bardzo dobrze zniosła sytuację, w której Rudnicki nazywa ją „kurwą”, tyle że w sytuacji tête-à-tête, a nie w towarzystwie obcych? Ja zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko brzmi wręcz nieprawdopodobnie, jednak musimy pamiętać, że cały czas mamy do czynienia ze środowiskami bezpośrednio związanymi z „Gazetą Wyborczą”, a to jest świat, gdzie wszystkie, dosłownie wszystkie, reguły są odwrócone, a normalny człowiek może się zapuszczać wyłącznie na własne ryzyko.

***

No popatrzmy może na wypowiedź dziennikarki „Wyborczej”, prywatnie żony niesławnego redaktora Jacka Żakowskiego, gdzie ona w następujący sposób tłumaczy nam zagadkę Janusza Rudnickiego: „Pamiętam, jak Janusz Rudnicki wkręcił mnie (skutecznie), że jego nowa dziewczyna, którą za chwilę miałam poznać, jest prostytutką i to wyjątkowo tanią – 50 zeta za godzinę. Albo jak na imprezie przekonywał kolegę, że już ze mną ustalił, że wezmą mnie na dwa baty. Albo jak wyrywał dziewczynę (przy mnie) na historię o tym, że totalnie na niego lecę, ale jestem za brzydka i mu przy mnie nie staje. Albo, że jak mu dam dupy, to będę mogła sobie dopić jego piwo […] oczywiście rozumiem, że nie wszystkim muszą się podobać takie seksistowskie żarty, i że nie każdy musi je rozumieć. No ale przecież nie wolno za to Januszka (na miły bóg) wrzucać do jednego worka z Weinsteinem”.
Mam nadzieję, że wiedzą Państwo, o co mi chodzi, kiedy mówię, że to towarzystwo jest z innego świata, ani ludzkiego, ani zwierzęcego, ani nawet chyba świata nieożywionego. No bo zastanówmy się, czy nie byłoby się nam łatwiej porozumieć z taką choćby sztachetą w płocie?

***

Wspomniałem na początku, że ostatnie dni zostały zdominowane przez relacje towarzyskie między polskimi feministkami, a pisarzem Rudnickim, ale to nie jest do końca prawda. Oto mniej więcej w tym samym czasie, gdy po lewackiej strony sceny toczyła się debata na temat róznic między relacjami Harveya Weinsteinem z jego aktorkami, a relacjami, jakie łączą polskie feministki z ich partnerami seksualnymi, Kościół reprezentowany tu przez grupę szanowanych powszechnie duchownych podjął debatę na temat moralnej dopuszczalności samobójstwa, z tym zastrzeżeniem, że owo samobójstwo jest wyrazem protestu przeciwko rzadom Prawa i Sprawiedliwości. Najbardziej chyba spektakularne okazało się wystąpienie biskupa Tadeusza Pieronka, w którym głosząc wielkość rozpaczliwego protestu Piotra Szczęsnego wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości, wyznał, że on wprawdzie również jest bardzo rozczarowany PiS-em, jednak sam sobie nie wyobraża, by mógł się osobiście oblać benzyną i podpalić, bo mu „brakuje odwagi”. Proszę zwrócić uwagę, że księdzu biskupowi nie chodzi ani o to, że samobójstwo to bardzo ciężki grzech, lub że życie jest zbyt piekne, by je poświęcać na ołtarzu bieżącej polityki, ale wyłącznie o brak odwagi. A my się tylko możemy domyślić, że gdyby nie owo tchórzostwo, to biskup Pieronek by nam urządził taki popis, że Prezesowi i Błaszczakowi poszłoby w pięty.

***

Swoją drogą, z tego biskupa Pieronka jest poważny cwaniak. Chwaląc „bohaterski” czyn Piotra Szczęsnego swoją wypowiedź układa w taki sposób, by nikt mu nie zarzucił, że występuje w imieniu Kościoła. Każde jego słowo to wyłącznie jego osobista moralno-polityczna refleksja. Podobnym sprytem wykazał się również popularny internetowy jezuita, o. Grzegorz Kramer, który też coś tam chlapnął na temat „odwagi”, ale szybko się zreflektował i wszystkich wielokrotnie przeprosił. O wiele mniej rozsądnie postąpił inny wybitny ksiądz, Adam Boniecki, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zasugerował, że współczesna nauka Kościoła rozróżnia samobójstwo od samobójstwa i pewne jego rodzaje usprawiedliwia.  Wygłosił ksiądz Boniecki tę naukę i natychmiast dostał w łeb od swoich przełożonych, którzy mu udzielili bardzo poważnego ostrzeżenia za to, że miesza ludziom w głowach. Ciekawe. Zapuścił ksiądz Boniecki brodę, uznając zapewne, że to go zbliży intelektualnie do nieświętej pamięci Bronisława Geremka. A tu… taaaaka lipa.

***

Zrobił się nagle nastrój dość ponury, dobrze by więc było się nam na koniec nieco pośmiać. Proszę więc bardzo. Oto z okazji zbliżającego się Święta Niepodległości zorganizowano w Gdańsku spotkanie z Adamem Michnikiem, na którym pojawiła się niespodziewanie grupa działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, która postanowiła powitać Michnika tradycyjnym chlebem i solą, ale ze względu na brak jednego i drugiego, przyniosła ze sobą wiadro ze smołą. Co by o nich nie mówić, chłopaki z Młodzieży Wszechpolskiej humor mają nozrównany. Kiedy piszę dzisiejszy tekst, słyszę, że Donald Tusk zdecydował się przyjąć zaproszenie na obchody Dnia Niepodległości i pojawi się na Placu Piłsudskiego. Pewnie nic z tego nie wyjdzie ale naprawdę miło jest sobie wyobrazić, jakby to było, gdyby oni zechcieli ten numer ze smołą wykonać raz jeszcze.

Książki oczywiście są nadal tam gdzie wcześniej, czyli pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Polecam uczciwie i serdecznie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...