piątek, 9 listopada 2012

O toporach, amuletach i zimnej pustyni

Ponieważ pewnie każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, uodpornił się na tak zwane newsy, i byle co go nie poruszy, myślę, że nikomu tu nie muszę objaśniać, skąd się wziął stan w jakim się znalazłem, a który sprawia, że nawet amerykańskie wybory spłynęły po mnie równiusieńko, nie zostawiając nawet pojedynczego śladu. Z jednej strony oczywiście sytuacja ta mnie cieszy, bo zawsze to lepiej mieć umysł czysty niż uświniony jakąś, jak to mawia Coryllus, satanistyczną propagandą, z drugiej jednak wciąż czułem, że przez ów brak wrażliwości mogę przegapić coś, co akurat bardzo by mi się mogło przydać, i bez świadomości czego wpadnę w tarapaty. No i nagle się okazuje, że wszystko jest idealnie pod kontrolą, i ja wciąż mam oczy i uszy szeroko otwarte, i co trzeba widzieć – widzę jak najbardziej.
Kilka dni temu na przykład szedłem sobie na spacer z moim psem, i na słupie ogłoszeniowym zobaczyłem plakat. Plakat przedstawia ponury zimowy pejzaż, na tle tego pustkowia stoi sześć osób, nad nimi unosi się jakaś zdecydowanie okultystyczna gwiazda, w którą wpisany jest napis „Nord”, a nad tym wszystkim nazwa: Kapela ze wsi Warszawa. News jest taki, że w katowickim kinoteatrze „Rialto” 11 listopada tego roku (właśnie tak – 11 listopada) odbędzie się koncert zespołu i że – co widać wyraźnie w rogu plakatu – mecenasem całego przedsięwzięcia jest Narodowe Centrum Kultury.
W czym rzecz? Otóż jak niedawno zarówno ja jak i Coryllus wspominaliśmy przy kilku okazjach o owej Kapeli ze wsi Warszawa, pochylając się nad faktem, że jest to projekt ściśle satanistyczny w tym sensie, że skierowany niemal wyłącznie na afirmację i propagowanie kultu pogaństwa. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że dla przeciętnego słuchacza, który piosenki śpiewane przez ten zespół zwyczajnie lubi, i o ile nie wsłucha się jakoś szczególnie w ich teksty, uważa, że to jest po prostu fajna muzyka dla fajnych ludzi. Tymczasem prawda jest taka, że obok najbardziej drastycznych performansów w wykonaniu zespołów black metalowych, trudno jest wskazać na przykłady bardziej agresywnego satanizmu. Powiem więcej. Ze względu na fakt, że black metal z biegiem lat strasznie się uteatralnił, jego przekaz praktycznie utonął w tej całej tandecie i stracił swoją siłę. Neo-pogaństwo prezentowane przez Kapelę ze wsi Warszawa jest skupione niemal wyłącznie na owej propagandzie. Jeśli się wsłuchać w to co oni nam mówią, tam nawet nie ma muzyki. Jest tylko owa treść. No i obraz. Ten śnieg i ta pustka. No i oczywiście logo Narodowego Centrum Kultury.
Niedawno zamieściłem tu na blogu wiersz Zbigniewa Herberta, w który na samym końcu pojawia się zalecenie, jak należy się wyprawiać na daleką drogę:

„…musimy zatem wiedzieć
policzyć dokładnie
zawołać po imieniu
opatrzyć na drogę

w miseczkę z gliny
proso mak
kościany grzebień
groty strzał
pierścień wierności

amulety”

Nie wiem, czy to jakoś stanowiło nawiązanie do tego wiersza, czy jemu te amulety przyszły do głowy ot tak sobie, natomiast uderzyło mnie bardzo to, że o amuletach w swoim dzisiejszym tekście wspomniał właśnie Coryllus, pisząc o pustyni na którą on nie wchodzi bez „topora w ręku i kieszeni pełnych amuletów”. Otóż mnie się wydaje, że to co dziś przeżywamy to całkowicie nowa faza tej samej co dotychczas wojny, tyle że teraz toczona na poziomie jak najbardziej metafizycznym. To jest wojna w gruncie rzeczy na amulety. Na znaki i na amulety. Topór oczywiście zawsze się może przydać, ale to co decyduje o zwycięstwie to siła amuletu właśnie.
Kiedy szatan rodził pogańskie święto Hallowe’en, już wtedy ów konflikt sprowadzał się tak naprawdę do wojny między silami dnia i nocy. Kiedy w ciepłym słońcu śródziemnomorza rozleniwieni ludzie zażerali się winogronami i czcili Pomonę – boginię miłości i urodzaju, na dalekiej Północy – owym czczonym przez Kapelę ze wsi Warszawa „Nord” królował nieśmiertelny Nergal, a ludzie siedzieli pochowani po lasach i znosili mu dary, licząc na odkupienie. No i z całą pewnością zbroili się w amulety. A ja jestem pewien, że mają je do dziś. Mam tę pewność, bo ich wciąż widzę i słyszę, jak nimi pobrzękują.
Dotarło do mnie coś jeszcze. Oto przeczytałem w Sieci, że gdzieś w Poznaniu jest lotnisko pod nazwą Ławica i ktoś zamówił u pewnego londyńskiego artysty instalację, która miała tam sobie stać i to lotnisko zdobić. Ów artysta, niejaki Nick Hornby wymyślił więc sobie, że on skonstruuje coś, co będzie przypominało fragment porzuconego pod Smoleńskiem wraku polskiego tupolewa. No i w tym momencie do akcji wkroczył lokalny aparat administracyjny i zarządził, by to co ten Hornby zamyślił sobie w barwach biało-czerwonych przemalować na niebiesko. Z bardzo szczerym wytłumaczeniem. Chodziło jak najbardziej o to, że oryginalna instalacja za bardzo kojarzyła się ze Smoleńskiem. A to było złe. A więc tę biel i czerwień zamalowano na niebiesko.
Czy mnie to może dziwi? Nie bardzo. W końcu wiem jak jest i nie muszę wiedzieć już nic więcej. Natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że wojna wchodzi na coraz wyższe poziomy i dziś jest wojną jak mówię o charakterze ściśle duchowym. Natomiast jak idzie o rolę jaką w niej pełni ów wrak, to wszystko wskazuje na to, że oni właśnie świetnie to wiedzą. Oni. Ludzie z Północy. Nie ze Wschodu. Z Północy.


Tradycyjnie już proszę wszystkich o wspieranie tego bloga, albo przez kupowanie książek, albo prze bezpośrednią pomoc pod podanym obok numerem konta. Bez niej, nas nie ma. Zwyczajnie. Nie ma.

4 komentarze:

  1. Wojna, jak zwykle.
    Trudniejsza od tych dawnych i chyba o większą stawkę.
    A ten Hornby ma prawo autorskie do tej instalacji i mógł się nie zgodzić na przemalowanie.
    A jak to zrobili bez jego zgody- proces.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Jan Bernat
    No właśnie, to jest ciekawe. Powinien podnieść rwetes.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe co chcieli przez to powiedzieć?
    Uważaj, jak będziesz fikał to skończysz jak oni?

    Jakiś inny artysta mógł zrobić np. jakiś napis z blachy.
    Nie wiem... praca czyni swobodnym?
    Albo żeby nie kojarzyło się z Oświęcimiem to "praca czyni wyluzowanym".
    To była nowoczesna sztuka.
    Stare kształty, nowa brutalność.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Remo
    Właśnie tak. Stare kształty - nowa brutalność? To my wam pokażemy i stare kształty i nowa brutalność.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...